Cmentarze stalinowskiej Polski

Prawo przewidywało powieszenie - wobec skazanych przez sądy powszechne, i rozstrzelanie - w stosunku do skazanych przez sądy wojskowe. Ale przed sądami powszechnymi odpowiadały także osoby oskarżone o działalność polityczną, a przed wojskowymi - również przestępcy pospolici. Do listopada 1946 r. nie ustanowiono przepisów szczegółowych w tym zakresie. Okólnik ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza normował oba sposoby wykonywania egzekucji. Mimo to trudno stwierdzić, że odbywały się według przepisów. Rzeczywisty ich przebieg odbywał się bowiem strzałem oddawanym znienacka, w tył głowy skazańca - pisze w Biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej (9) Krzysztof Szwagrzyk.

Po egzekucji sporządzano protokoły wykonania kary, które podpisywali świadkowie wyroku. O śmierci więźnia władze więzienia winny powiadomić: miejscowy Urząd Stanu Cywilnego, urząd gminy właściwy miejscu zamieszkania ofiary, Wydział Więziennictwa i Obozów WUBP oraz Departament Więziennictwa i Obozów MBP. Prokurator zezwalał na pogrzebanie zwłok.

Mimo że przepisy dopuszczały wydanie ciała rodzinie, ciało straconego lub zmarłego więźnia stanowiło własność państwa. Władze więzienne odmiennie postępowały z ciałami zmarłych w aresztach i więzieniach niż ze zwłokami straconych na podstawie wyroku sądowego. W pierwszym przypadku ciała nielicznych wydawano rodzinie. Ze zwłokami straconych postępowano tak, by zatrzeć ślady. Jeden z przepisów dawał władzom prawo odmowy wydania zwłok rodzinie w tzw. sytuacjach szczególnych: w praktyce prokuratorzy interpretowali to w wygodny dla nich sposób. Rodziny nie zwracały się o wydanie zwłok, bo nie powiadamiano ich o wykonaniu wyroku. Informowanie rodziny o śmierci najbliższych - jeżeli miało miejsce - ograniczało się do pism z informacją o konieczności odebrania pozostałych po zmarłym rzeczy. Rodziny na własną rękę dochodziły prawdy. Metodą poszukiwań było dotarcie do pracowników cmentarzy. Zarządzenia o postępowaniu ze zwłokami więźniów wydano dopiero w 1948 r.: “zwłoki więźniów zmarłych, nieodebranych w terminie przez rodzinę, jak straconych - jeśli prokurator nie postanowił inaczej - należy pochować na miejscowym cmentarzu; w aktach należy odnotować numer grobu, alei itp.".

Więźniów chowano nie w trumnach, lecz w najlepszym razie w drewnianych skrzyniach lub workach po cemencie; w bieliźnie lub nago, rzadko w pełnym ubraniu. Są relacje o posypywaniu lub polewaniu zwłok wapnem lub żrącym płynem - przed zakopaniem. Zwłoki transportowano na drewnianym wózku obitym blachą i ciągniętym przez konia lub grupę więźniów działu gospodarczego. Pod koniec lat 40. ciała wożono już samochodami. Na cmentarzu zrzucano je do przygotowanych przez więźniów dołów. Następnie niwelowano teren. To tłumaczy wykorzystywanie do tych prac więźniów, a nie pracowników cmentarza. Ciała najczęściej chowano nocą. W niektórych miastach zacierano ślady po pochówkach, urządzając w tych miejscach kompostownie i śmietniki. Zwłoki więźniów lub aresztowanych były też przekazywane do zakładów anatomii jako materiał do ćwiczeń dla studentów medycyny.

Więźniów chowano na skrajach cmentarzy. Sporadycznie dochodziło do pochówków w kwaterach przeznaczonych dla ogółu ludności. Miejscami pochówków były również tereny wokół byłych siedzib UB. Ciała grzebano także w lasach na poligonach oraz na terenach więziennych.

Spośród więzień w Polsce, w których wykonywano egzekucje, wyjątkiem było Więzienie Karno-Śledcze w Jeleniej Górze w latach 1946-49. Postawie naczelników, Stanisława Podsiadły i Eugeniusza Ramusa, należy zawdzięczać, że rodziny osób straconych - nawet zamieszkałe za granicą - otrzymywały listy pożegnalne i rzeczy pozostawione przez straconych. Były też informowane o miejscu pochówku, czego nie praktykowano w innych miastach, gdzie krewni straconych i zmarłych w więzieniach i aresztach UB jedynie własnemu uporowi zawdzięczali wiedzę o wykonaniu wyroku i miejscu pogrzebania ciał ich bliskich. Naczelnicy dbali też o godziwy pochówek więźniów. W przeciwieństwie do innych naczelników zwracali ciało rodzinie lub informowali ją o miejscu pochówku, a w przypadku braku krewnych występowali do Komitetu Opieki Społecznej w Jeleniej Górze o przydział trumny.

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2003