Chronimy czy wycinamy

Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe to agenda rządowa powołana do zarządzania lasami publicznymi, których właścicielem jest Skarb Państwa. Czy w państwie demokratycznym może działać instytucja, która bez znaczącego udziału społeczeństwa zarządza majątkiem publicznym zajmującym 25 proc. powierzchni państwa?.

27.06.2004

Czyta się kilka minut

Już słyszę odpowiedź wysokiego funkcjonariusza Lasów Państwowych: “Zainteresowani mogą uczestniczyć w pracach komisji opracowującej plany 10-letnie i zgłaszać wnioski do planów, czyli współuczestniczyć w zarządzaniu lasami".

Praktyka jest inna. Nie wiem, czy jakiekolwiek nadleśnictwo cieszyło się większym zainteresowaniem i aktywniejszym udziałem ekspertów w pracach nad planem niż lasy Puszczy Białowieskiej. Gdy jednak białowiescy naukowcy i przyrodnicy z ponad 30 organizacji pozarządowych upomnieli się o wpisanie ich wniosków do protokołu prac komisji, usłyszeli od wysokiego funkcjonariusza Lasów, że ich głos - jedynie opiniotwórczy, a merytorycznie “nie do przyjęcia" - nie musi być uwzględniony. Podobnie potraktowano kilkanaście stron formalnych uwag do gotowego planu zagospodarowania Puszczy. Za to w maju 2003 r. rzecznik Dyrekcji Generalnej LP, w wywiadzie dla Polskiego Radia, pochwalił “doskonały" plan dla Puszczy - “efekt współpracy Lasów Państwowych z wieloma podmiotami, w tym z licznymi organizacjami pozarządowymi". Wyjątek miał stanowić Światowy Fundusz na Rzecz Przyrody (WWF), “z niezrozumiałych powodów" krytykujący plan. Dyrekcja nie odpowiedziała na wniosek jednej z pozostałych (również krytycznych wobec planu) organizacji o ujawnienie listy tych, które plan wsparły.

Spotkania z władzą przy ognisku

Czy instytucja publiczna może wywierać wpływ na wysokich urzędników państwowych, aby uzyskać ich poparcie polityczne i uodpornić się na naciski opinii publicznej? Widać tak, skoro przeglądając dowolny numer miesięcznika “Echa Leśne", oficjalnego organu Lasów Państwowych, można się przekonać, że adresatem lobbingu, oprócz organów państwowych, jest również hierarchia kościelna: na jednej stronie sadzenie drzew z Prezydentem, na innej ksiądz biskup błogosławi... W Puszczy Białowieskiej minister środowiska powołał radę Leśnego Kompleksu Promocyjnego “Puszcza Białowieska", w której zasiada m.in. minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz, związany od kilku lat z Puszczą, między innymi za sprawą udostępnionej mu przez Lasy leśniczówki.

Puszcza jest też wyłączonym obwodem łowieckim, czyli obszarem, na którym gospodarkę łowiecką prowadzą Lasy Państwowe, a nie koła łowieckie. Czy w państwie demokratycznym administracja agendy rządowej zarządzającej majątkiem Skarbu Państwa może zapraszać polityków na polowania? Czy możemy założyć, że “spotkania przy ognisku" w Puszczy przedstawicieli administracji Lasów Państwowych z gośćmi mają charakter wyłącznie “politycznie neutralny"?

Niedawno, w atmosferze skandalu, dyrektor lasów federalnych w Kalifornii tłumaczył się w prasie z bezprecedensowego zamówienia w firmie reklamowej za 90 tys. dolarów materiału promocyjnego planu zagospodarowania lasów Sierra Nevada. Urzędników federalnych oskarża się o naruszenie Aktu Wolności Informacji (dokument uściśla postanowienia Konstytucji, regulując dostęp do najważniejszego dla demokracji zasobu - informacji). W Polsce urzędnicy Lasów Państwowych nie czują się czymś takim skrępowani. Na tegorocznym spotkaniu w Hajnówce, zorganizowanym dla mediów przez Generalną Dyrekcję LP, minister środowiska zachęcał do udziału w resortowym konkursie dla dziennikarzy (główna nagroda 13 tys. zł): “Bądźcie sojusznikami tej sprawy, podejmując ważne zagadnienie przyszłości naszych dzieci i wnuków. Aby nie było już tak, że ekologia kojarzy się z kimś, kto powiesił się na jakimś drzewie i protestuje z anarchizującymi ruchami".

O czym więc mógłby napisać dziennikarz? Może o tym, że dyrektor generalny LP w piśmie z 1995 r. do zwierzchnika - dyrektora departamentu leśnictwa - zgodził się na powiększenie Białowieskiego Parku Narodowego, pod warunkiem, że... nie zmienią się jego granice w ciągu kolejnych 10 lat! Minister rozwiązanego niedawno rządu, wbrew wielu apelom, zatwierdził plan zezwalający na dalszą wycinkę drzew (pisałem o tym w tekście “Białowieskie dożynki", “TP" nr 1/04) tłumacząc, że wydano już na to pieniądze, zaś jego zastępca i Główny Konserwator Przyrody skarżąc się, prywatnie, na opór leśników zaakceptowali plan ochrony dla nowego rezerwatu.

Jak nie stworzyć parku...

Służba cywilna - niezbędna dla ochrony takich ogólnonarodowych dóbr, jak przyroda, kultura czy media publiczne - potrzebuje wizji oraz woli politycznej do jej realizacji. O ile we wcześniejszych latach transformacji wizje były, ale brakowało woli (w Puszczy Białowieskiej minister w 2000 r. chciał powiększyć park narodowy, jednak opozycja podległych mu Lasów Państwowych okazała się silniejsza), o tyle teraz trudno podejrzewać kogokolwiek z elit rządzących o posiadanie wizji ochrony ojczystej przyrody. A przecież to właśnie ona - z jej “perłą", Puszczą Białowieską - jest jednym z naszych nielicznych atutów.

W USA już na początku XX wieku uznano, że parki narodowe będą dla kraju tym, czym dla Europy są zabytki historyczne. Dlatego stworzono najdoskonalszy w świecie system parków, które są też niezastąpionym motorem życia społecznego i gospodarczego tak dla kraju, jak społeczności lokalnych.

Dla wyjałowionej przyrodniczo UE Polska mogłaby stać się “małą Ameryką". Jak jednak miałoby się to stać, gdy parki narodowe są często zbyt małe, aby skutecznie chronić przyrodę? Zakłada się w nich “gospodarstwa pomocnicze", gdzie prowadzona jest gospodarka niewiele odbiegająca od tej, z jaką mamy do czynienia w zwykłych lasach: “zwalczanie szkodników", “przebudowa drzewostanów" i sprzedaż drewna dla podreperowania budżetu. Tymczasem, w przeliczeniu na hektar, nakłady budżetowe na polskie parki bywają nawet 5-krotnie wyższe niż na najsłynniejsze parki w USA; np. w Białowieskim PN hektar kosztuje 105 dolarów, a w Everglades na Florydzie 22 dolary.

Jak z kolei wygląda rodzima polityka kadrowa parków? Ostatnie dziesięciolecie pokazało pewną prawidłowość: im bardziej dyrektor parku utożsamia się z ideą ochrony przyrody, tym większe ma szanse na dymisję. W ciągu ostatnich trzech lat zdymisjonowano trzech dyrektorów zasłużonych dla ochrony polskiej przyrody: Wojciecha Byrcyna-Gąsienicę z Tatrzańskiego PN, Andrzeja Gruszczyka z Gorczańskiego PN i Feliksa Kaczanowskiego ze Słowińskiego PN.

W 2000 r. nie powiększono Białowieskiego PN i nie powołano Turnickiego PN, ponieważ przestraszono miejscowe społeczności ograniczeniami, z jakimi wiąże się powołanie w ich sąsiedztwie parku narodowego. Tymczasem liczne analizy - w tym porównanie gminy Białowieża z innymi miejscowościami (uwzględniające m.in. rynek pracy, wysokość dochodów, jakość usług medycznych i edukację) - dowodzą, że ten niby trefny sąsiad daje społecznościom lokalnym lepsze w porównaniu z miejscowościami, które nie są “bramami do parku" możliwości rozwoju.

Od powstania projektu “Park Narodowy Puszczy Białowieskiej" Bogumiły i Włodzimierza Jędrzejewskich (projekt przyjęło w 1995 r. zgromadzenie ogólne PAN) próbowano przekonać do niego mieszkańców białowieskich gmin. Zorganizowano wiele spotkań z autorami projektu w sołectwach, publikowano periodyk “Puszcza", korzystano z łamów prasy lokalnej. W 1998 r. rząd zgodził się rozszerzyć park na całą Puszczę “najpóźniej do 2001 r." i uruchomił tzw. “Kontrakt dla Puszczy Białowieskiej", przeznaczając na to prawie połowę z 30 mln złotych wyasygnowanych na pomoc lokalnej społeczności (budowa oczyszczalni, stworzenie szkoły z językiem białoruskim itp.). W 2000 r. Rada Naukowa BPN zaproponowała przygotowany społecznie przez zespół rodzimych fachowców projekt “Zasady funkcjonowania powiększonego parku...", który uzyskał dobre recenzje i poparcie ówczesnego ministra, a Ekofundusz obiecał wsparcie finansowe jego realizacji.

Niewiele z tego wyniknęło, bo podlegające temu samemu ministerstwu Lasy Państwowe równolegle prowadziły kampanię straszenia miejscowych ludzi wizją parku “tylko dla naukowców", niosącego biedę i bezrobocie. W kulminacyjnym momencie, wyprzedzającym obrzucenie ministra Antoniego Tokarczuka jajkami w 2000 r., antyparkowy lobbing Lasów prawie że zdominował regionalne media, przedstawiające Lasy jako rzecznika broniącego interesu ludzi przed “pomysłami naukowców".

Brak wizji i woli radykalnych, a niezbędnych zmian prowadzi jednak do stopniowego, często nieodwracalnego, pozbywania się tego, co mamy najcenniejsze i to nie tylko Puszczy Białowieskiej. Na nią jednak Ministerstwo Ochrony Środowiska wydało już wyrok, bo czym było wycofanie się z projektu powiększenia parku w 2001 r.? Czym jest podpisany w 2003 r. plan zezwalający na wycinkę w chronionych od 1998 r. starodrzewach i podnoszący limit eksploatacji o 20 proc.? Jak możemy czuć się odpowiedzialni za dobro wspólne, jeśli procedury demokratyczne stają się farsą?

Postawa konstruktywna mile widziana

W USA ponad 50 proc. dorosłych zaangażowanych jest w pracę społeczną. Kiedy Polska będzie mogła pochwalić się podobnym wynikiem? Aktywność wolontariatu jest jednym z podstawowych wskaźników dojrzałości obywatelskiej społeczeństwa. Nie chodzi jedynie o pomoc najuboższym czy pracę z dziećmi z tzw. trudnych środowisk, ale też o tworzenie towarzystw edukacyjnych, fundacji ochrony przyrody, organizacji konsumenckich i wielu innych. Ważną rolę spełniają w tym kraju organizacje typu watchdog (pies-stróż), których jedynym zadaniem jest patrzeć na ręce organom służb publicznych: od poziomu lokalnego po federalny. Stojąc na straży przejrzystości życia publicznego i gospodarczego, są jednym z filarów ustroju państwa: jego wiarygodności wobec społeczeństwa i z drugiej strony poczucia odpowiedzialności obywateli za jakość państwa. Choć dla rządzących niewygodni (jak kochać kogoś, kto może zaszkodzić karierze?), żaden prezydent, gubernator czy burmistrz nie odważy się kwestionować zasadności tego rodzaju służby społecznej. Gdyby zechcieli się ich pozbyć, popełniliby polityczne samobójstwo.

W Polsce pojmowanie działalności społecznej często jest zawężane do przedsięwzięć filantropijnych. Władza akceptuje oddolne inicjatywy w obszarach znajdujących się poza jej sferą zainteresowań bądź związanych z nią silnych grup interesu, nie oczekując np. “postawy konstruktywnej" od Polskiej Akcji Humanitarnej czy PCK. Takie postulaty pojawiają się, gdy działalność społeczna wchodzi na działkę władzy, którą okazuje się specyficznie pojmowany interes Lasów Państwowych. Ich przedstawiciele nie ustają w nawoływaniu do umiaru i dialogu, odrzucając jednocześnie jak najbardziej konstruktywne postulaty i propozycje rozwiązań.

Centrum Informacyjne Lasów nie ustaje w wysiłkach organizowania przyjaznych (i sutych) forów dialogu z organizacjami pozarządowymi, których najważniejszym celem wydaje się być legitymizacja polityki Lasów przez uczestników spotkań. Towarzystwo Ochrony Puszczy Białowieskiej zrezygnowało w 2001 r. z udziału w Forum Leśnym, gdy nie mogło się doczekać odpowiedzi dyrektora Lasów Państwowych na zarzuty pominięcia w protokole ustaleń z posiedzenia komisji w sprawie Puszczy zgłoszonych formalnie wniosków i uznania podpisu na liście obecności za zgodę na przyjęcie protokołu. Wcześniej, na gorący apel dyrektora, w trybie “ekspresowym" przesłano uwagi do projektu nowych “Zasad Hodowli Lasu", z czego jednak prawie niczego nie uwzględniono. W preambule dokumentu można jednak przeczytać, że m.in. TOPB opiniowało ów dokument, a większość zgłoszonych propozycji - uwzględniono...

Urzędników się nie krytykuje

Losem Puszczy Białowieskiej od początku lat 90. interesuje się szereg organizacji pozarządowych, które, jak się zdaje, Ministerstwo Ochrony Środowiska i Lasy Państwowe dzielą na: spolegliwe, konstruktywne i gotowe do kompromisu oraz ekstremistyczne, niezdolne do dialogu i siejące zamieszanie.

Partnerzy konstruktywni mają aktywnie uczestniczyć w imprezach resortowych (np. sadzeniu drzew czy sprzątaniu świata), biernie w ciałach powoływanych przez władze ministerstwa, a przede wszystkim mieć zaufanie do fachowości urzędników Lasów Państwowych w ich zarządzaniu Puszczą Białowieską. Krytyka ich gospodarki, choćby uzasadniona niepodważalnymi danymi empirycznymi, jest jednoznaczna z otrzymaniem etykietki “ekstremy" - z natury podejrzanej, czasem nawet łączonej z jakąś brudną międzynarodową grą. Taką tezę sformułował m.in. w swojej pracy dyplomowej angielski dziennikarz z Oksfordu Stuart Franklin, przebywający parę lat temu w Białowieży jako gość Instytutu Badawczego Leśnictwa. Inny oksfordczyk, Michael Fleming, nie kryjący sympatii dla SLD-owskiej lewicy, porównał przyrodników zaangażowanych w kampanię na rzecz Puszczy z Goeringiem. Obaj autorzy stwierdzili w publikacjach, że realizacja przez ówczesny rząd projektu powiększenia parku, forsowanego przez finansowane z zewnątrz organizacje ekologiczne, była wymierzona przeciwko białoruskiej mniejszości narodowej i dobrze realizowanej gospodarce Lasów Państwowych.

Jakiś czas temu pewien profesor leśnik zdradził mi w zaufaniu, że jedną z ekstremistycznych organizacji - Towarzystwo Ochrony Puszczy Białowieskiej - sponsoruje południowoafrykańskie konsorcjum odpowiedzialne za dewastację lasów równikowych. - To pewna informacja z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych - dodał, nie wiedząc, że jestem tego Towarzystwa prezesem...

Ekstremistą może być też leśnik-naukowiec, głoszący opinię niezgodną z linią Lasów Państwowych, często określaną jako “sztuka leśna". Odpowiedzią na nieprawomyślną opinię jest zwykle atak obrońców “sztuki", w którym argumenty merytoryczne zastępują mity, przedstawiane jako “efekt 200-letnich doświadczeń nauk leśnych". Przykładem jest niemal nieustannie powtarzany przez przedstawicieli resortu pogląd, jakoby las (np. Puszcza) wymagał pomocy leśnika. Inaczej zginie. Owa pomoc może polegać na zwalczaniu kornika drukarza - w przeciwnym wypadku znikną z Puszczy świerki, bądź wycinaniu starych drzew - bo inaczej nie urosną młode. Tymczasem nie zarejestrowano na świecie przypadku, aby pozostawiony “samemu sobie" las przestał istnieć. O tym, że las radzi sobie sam, czego dowodem jest rezerwat ścisły Białowieskiego PN, uczymy już dzieci w szkole podstawowej. Ilu przedstawicieli nauk leśnych (z wydziałów leśnych akademii rolniczych, Instytutu Badawczego Leśnictwa) wystąpiło przeciwko takiemu jawnemu kompromitowaniu pola ich działalności?

Dla porządku przypomnę, że ochrony Puszczy Białowieskiej oczekuje ponad 70 proc. społeczeństwa, jak dowodzą badania OBOP zamówione przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i opublikowane przez Instytut na rzecz Ekorozwoju w raporcie “Świadomość ekologiczna społeczeństwa polskiego u progu XXI wieku" z roku 2000.

Zmarnowane środki i płonne nadzieje

Czy coś zmieni nasza obecność w Unii Europejskiej? Unia nie jest klubem altruistów, czekających na to, aż się zgłosimy, aby dać nam pieniądze na uratowanie Puszczy Białowieskiej i naprawę tego, czego sami nie zrobiliśmy. Owszem, tak w UE, jak w Polsce są “ekstremiści" - naukowcy i działacze społeczni (w tym członkowie polskich organizacji pozarządowych) - którym zależy na uratowaniu Puszczy. Tyle że nie oni kształtują unijną politykę, ale przywiązani do dokumentów biurokraci, którym w żaden sposób nie zależy na wszczynaniu sporów z polskimi partnerami. Co więcej, ponieważ w Europie Zachodniej nie zachował się żaden las porównywalny z Puszczą Białowieską, unijni eksperci od ochrony przyrody mogą nie chcieć narażać się na ripostę polskiego resortu w rodzaju: “Chcą nas pouczać ci, co swoje lasy wycięli 200 lat temu?".

Z punktu widzenia interesu unijnego urzędnika Puszcza może być bardziej interesująca jako kolejna pozycja budżetowa, generująca dodatkowe kanały przepływu funduszy, niż jako problem do rozwiązania. Niewykluczone więc, że będzie można dofinansować badania naukowe, publikacje, programy dydaktyczne, rozwój infrastruktury w przypuszczańskich gminach, ale czy coś więcej?

Bez wizji i inicjatywy rządu unijna pomoc może przypominać projekt, jaki kilka lat temu Ministerstwo Ochrony Środowiska realizowało we współpracy z duńskim partnerem, agencją DANCEE. Projekt, kolidujący z założeniami rządowego programu “Kontrakt dla Puszczy Białowieskiej", nie uwzględniający rodzimych ram prawnych i przy czterokrotnie niższym od “Kontraktu" budżecie, przedstawiono jako salomonowe rozwiązanie. De facto jednak oznaczało to fiasko “Kontraktu", marnotrawstwo zarówno znacznej części publicznych pieniędzy przeznaczonych na “rozbudowę BPN", jak społecznego zaangażowania.

Czyja więc nadzieja pokładana w westchnieniu “Unia pomoże" jest bardziej naiwna: rządzonych czy rządzących?

Służba leśna: czas na zmiany

Miarą wolności obywatelskiej jest osiągnięty demokratycznymi metodami sukces społecznej inicjatywy w sytuacji konfliktu z interesem władzy. W którym miejscu znajduje się nasza wolność, jeśli za spektrum możliwości przyjmiemy przestrzeń między PRL a USA? Po 1989 r. państwo wycofało się z szeregu dziedzin życia społecznego. Kłopot w tym, że zmiany demokratyczne nie odnoszą się do obszarów pozostających w sferze zainteresowania instytucji rządowych i związanych z nimi grup.

Co zrobić z Lasami Państwowymi: prywatyzować czy nie? Zarządzane przez Państwowe Gospodarstwa Leśne “Lasy Państwowe" lasy (pojęcia te są często mylone) powinny pozostać własnością publiczną. Wymaga ona jednak sposobu zarządzania, który w jak najszerszym zakresie uwzględniałby interes publiczny. Czy zagwarantowałoby to przekształcenie PGL “Lasy Państwowe" w spółkę Skarbu Państwa - postulat podnoszony przez niektórych polityków? Nie, ponieważ interes komercyjny spółki nie jest tożsamy z interesem właściciela zasobów - społeczeństwa. Niestety, bez względu na slogany powtarzane przez przedstawicieli resortu w obronie status quo, praktyka urzędników Lasów Państwowych w wielu miejscach bardziej przypomina działalność firmy prywatnej niż instytucji publicznej.

Polską służbę leśną w procesie przemian po 1989 r. zaniedbano. Aby nie stać się szarą strefą Europy, gdzie będzie można korzystać z istniejących “układów", Polska potrzebuje radykalnych zmian ustrojowych, których jednym z najbardziej oczekiwanych efektów powinno być ucywilizowanie kultury organizacyjnej instytucji państwowych. Inaczej pozostaniemy krajem bez wizji, pozbywającym się najcenniejszych zasobów, i obojętniejącego społeczeństwa, naiwnie oczekującego pomocy z zewnątrz.

ANDRZEJ BOBIEC (ur. 1962) jest doktorem nauk leśnych, autorem publikacji o ekologii i ochronie lasów naturalnych. Od 15 lat mieszka w okolicach Puszczy Białowieskiej, od 10 społecznie angażuje się w działania na rzecz jej ochrony. Jest prezesem Towarzystwa Ochrony Puszczy Białowieskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2004