Chór i historia

Wyobraźmy sobie, że internet ma co najmniej sto lat. Portale muzyczne, dziś służące zespołom uprawiającym to, co starsze pokolenie określa mianem "muzyki młodzieżowej", na przełomie XIX i XX w. opanowane byłyby przez chóry - w opinii arystokracji wykonującej "muzykę klasy średniej i niższej".

01.09.2009

Czyta się kilka minut

Ekspansja chórów zaczęła się w Anglii, gdzie najszybsza w Europie emancypacja mieszczaństwa spowodowała wyłonienie się wielu instytucji nowoczesnego życia muzycznego.

W Londynie w 1672 r. bezrobotny skrzypek John Banister potraktował koncert jak "usługę", udostępniając ją słuchaczom skłonnym zapłacić za wstęp, a sto lat później Johann Christian Bach pomysł ten rozbudował do abonamentowego cyklu. Festiwale zawdzięczamy inicjatywie chórzystów z katedr w Gloucester, Worcester i Hereford, którzy w 1724 r. spotkali się na dwa dni, by wspólnie koncertować, a dochód z koncertów przekazać wdowom i sierotom po duchownych ze swoich diecezji. Angielska chóralistyka, krwawo doświadczona przez reformację, w XVIII w. powróciła do dawnej świetności. Podsunęło to Haendlowi pomysł wyjścia z impasu, w jakim znalazło się jego przedsiębiorstwo operowe: sięgnięcie do oratorium. Narodziło się ono sto lat wcześniej we Włoszech, znajdując oparcie w stowarzyszeniach religijnych, które - w odróżnieniu od przedsiębiorstw operowych - mogły sobie pozwolić na angażowanie chórów. W epoce Farinellego i rywalizujących z kastratami sopranów relacje uległy odwróceniu: gaże solistów i koszt dekoracji zdecydowanie przewyższały zapłatę za udział chóru.

O trwałym powodzeniu Haendlowskich oratoriów przesądziło poparcie, z jakim spotkały się one w angielskiej klasie średniej (dwieście lat później The Beatles i "muzyka młodzieżowa" odniosły sukces dzięki ekonomicznej emancypacji młodego pokolenia). Śpiewane były w rodzimym języku, poruszały powszechnie znane tematy biblijne, a niekiedy - jak "Juda Machabeusz" - wpisywały się w bieżącą politykę. Dzięki oratorium Haendel stał się pierwszym kompozytorem uhonorowanym za życia pomnikiem, ale przede wszystkim pierwszym, którego utwory przeżyły śmierć swego twórcy i pozostały w repertuarze. W 1784 r. - w 25. rocznicę śmierci twórcy "Mesjasza" - w pięciodniowym festiwalu zorganizowanym w Opactwie Westminsterskim uczestniczyło ponad pół tysiąca wykonawców, przybyłych na tę okazję z całej Anglii. Sześć lat później podobna uroczystość zgromadziła ponad tysiąc śpiewaków i instrumentalistów. Śpiewanie w chórze stało się towarzyską atrakcją, w dodatku niebudzącą zastrzeżeń moralnych. W repertuarze przeważały utwory religijne (widać to nawet w programie tegorocznego festiwalu Wratislavia Cantans), a uczestnictwo w koncertach - najczęściej charytatywnych - traktowano jak spełnianie przykazania chrześcijańskiego miłosierdzia.

Z innych, politycznych względów chóry zyskały w tym czasie powodzenie we Francji. Hymnami w wykonaniu setek śpiewaków uczczono pierwszą rocznicę zburzenia Bastylii. Piątą rocznicę celebrowano przy wtórze śpiewu aż 2400 osób. Wtedy właśnie stwierdzono, że to przede wszystkim chór męski stwarza wyjątkowo podniosłą atmosferę i budzi w słuchaczach bojowy zapał (muzykę religijną śpiewali wprawdzie również mężczyźni, ale z dodatkiem wysokich głosów chłopięcych). Ponad sto lat później z doświadczenia tego skorzystano, tworząc chóry przy armiach Związku Radzieckiego i Trzeciej Rzeszy.

W 1791 r. w Berlinie odbył się koncert muzyki sakralnej z udziałem chóru na owe czasy niezwykłego, bo złożonego z kobiet i mężczyzn. Dwa lata później zespół przyjął nazwę Singakademie (występuje pod nią do dzisiaj) i otrzymał oficjalne wsparcie pruskiego rządu. Szybko też znalazł naśladowców w innych miastach. Napoleońska okupacja ożywiła bowiem w Niemcach uczucia patriotyczne, które manifestowano wspólnym śpiewem. Z tych pobudek wskrzeszono oratoryjną twórczość Johanna Sebastiana Bacha, chcąc dowieść, że Niemcy są narodem nie mniej muzykalnym niż Włosi, a już zwłaszcza "Erzfeind" (odwieczny wróg), czyli Francuzi. Zloty chórów, zazwyczaj połączone z konkursami i prezentacją nowego repertuaru - często o wydźwięku politycznym - stały się trwałym elementem niemieckiego życia muzycznego.

W Austrii, nie chcąc dopuścić do tego, by chóry stały się oparciem dla przeciwników restauracji, za rządów kanclerza Metternicha nie zezwalano na tworzenie świeckich zespołów śpiewaczych. O tym, że sprzyjają one szerzeniu demokratycznych ideałów, przekonywał przykład Niemiec, jak również Szwajcarii. Przyszłość pokazała też, że chóry w środowiskach robotniczych często zakładane były przez socjalistów, doceniających ich zalety w pracy nad kształtowaniem świadomości i solidarności klasowej.

Chęć stworzenia demokratycznej wspólnoty w oparciu o wspólny śpiew przyświecała Hansowi Georgowi Nägelemu, założycielowi pierwszych szwajcarskich chórów. Nägeli uważał, że wspólny śpiew umacnia duchowo, kształci, uczy społecznej odpowiedzialności. Wkrótce jednak i w szwajcarskich chórach zaczęto śpiewać przede wszystkim na patriotyczną nutę. Mieszkańcy samodzielnych, niekiedy zwaśnionych kantonów, po 1815 r. stanęli przed koniecznością współżycia w scentralizowanym państwie. Pomocy w tworzeniu wspólnej tożsamości oczekiwano również od chórów.

Początkowo chóry śpiewały przede wszystkim utwory religijne, szybko jednak zaczęto dla nich tworzyć repertuar świecki. Kompozytorzy stylizowali rodzimą muzykę ludową, autorzy tekstów opiewali narodowych bohaterów i umacniali uczucia patriotyczne. Dzięki temu, że spadał koszt druku, nuty stawały się coraz powszechniej dostępne. Przybywało zatem repertuaru i zespołów (sto lat później podobny efekt wywołało obniżenie kosztów produkcji płyt).

W latach 60. XIX w. ruch chóralny objął polskie społeczeństwo. Zaczął się tam, gdzie wzory były najbliżej, czyli w Wielkopolsce. Pomysł pielęgnowania polskości przez wspólny śpiew szybko znalazł naśladowców w pozostałych zaborach. Kulminacją ruchu śpiewaczego stał się zlot towarzyszący odsłonięciu Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie w 1910 r., kiedy 600-osobowy chór odśpiewał "Rotę" wobec ponad stu tysięcy słuchaczy.

W PRL obfity repertuar pieśni masowych budzić miał życzliwość do socjalizmu, a występy chórów stanowiły nieodłączny punkt programu akademii "ku czci". Do jakiego stopnia w naszej świadomości zakorzeniło się przekonanie o służebnej roli zespołów śpiewaczych wobec ideologii, świadczyła reakcja Andrzeja Chłopeckiego, który po inauguracji programu "Śpiewająca Polska" w 2006 r. zastanawiał się na łamach "Gazety Wyborczej", o cóż teraz "walczyć będzie młodzież gardziołkami", skoro "i Moskwa ucichła, i Berlin złagodniał". Ludzie śpiewają, bo sprawia im to przyjemność. Nadal jednak zdarza się, że wspólny śpiew miewa cele, które można uznać za polityczne. Od czterdziestu lat chóry gejowskie i lesbijskie śpiewem starają się zdobywać sympatię heteroseksualnego otoczenia. Pomysł zrodził się w Stanach Zjednoczonych - i dotarł już do Berlina...

Danuta Gwizdalanka jest muzykologiem i krytykiem muzycznym, autorką wielu publikacji książkowych (m.in. "Przewodnik po muzyce kameralnej", "Muzyka i polityka", "Muzyka i płeć") oraz serii podręczników do historii muzyki. Wraz z Krzysztofem Meyerem napisała monumentalną pracę "Witold Lutosławski. Droga do dojrzałości" i "Witold Lutosławski. Droga do mistrzostwa".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Wratislavia Cantans (36/2009)