Być kobietą, być mężczyzną

Gender wymaga krytycznej analizy, zwłaszcza kiedy opuszcza domenę nauki i staje się „polityką płci”. Analiza „ideologii gender” nie może jednak sama być ideologiczna – co niestety często ma miejsce w polskim Kościele.

09.12.2013

Czyta się kilka minut

Awantur było już kilka. Najpierw, 18 listopada, dyskusję o gender, którą zorganizowali warszawscy dominikanie, zakłócili – jak sami siebie nazwali – „prawdziwi katolicy”. Wywiesili transparent „Gender = 666”, przerywali zaproszonym na spotkanie panelistkom, a na koniec – odpalili racę dymną.
Trzy tygodnie później, 8 grudnia, w czasie wykładu pt. „Gender – dewastacja człowieka i rodziny” na poznańskim Uniwersytecie Ekonomicznym, do sali wbiegła grupa 20 osób. Przebrany w sukienkę mężczyzna krzyczał do prowadzącego spotkanie księdza: „Ulecz mnie z gender!”. Interweniowała policja.
Pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami były jeszcze m.in.: protest rodziców przeciw programowi edukacyjnemu o gender, który miał być wprowadzony w przedszkolach w Rybniku – i wykład ks. Dariusza Oko, którego tytuł mówi sam za siebie: „Gender – od tolerancji do totalitaryzmu”. Co takiego się stało, że gender, dotąd słabo Polakom znane, urosło do rangi jednego z najważniejszych zjawisk współczesności?


Do połowy lat 60. minionego wieku większość ludzi uważała, że „anatomia to przeznaczenie”, a różnice cielesne górują nad wpływem środowiska. To założenie zakorzenione było z jednej strony w przekonaniach religijnych, z drugiej – w stereotypach kulturowych dotyczących tożsamości płciowej. Kiedy francuska feministka Simone de Beauvoir zadeklarowała w 1949 r.: „Nikt nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje” („Druga płeć”), nikt jeszcze nie słyszał o gender. Do połowy lat 60. XX w. termin ten miał jedynie wartość leksykalną i był odnoszony do różnic gramatycznych: rodzaj męski, rodzaj żeński i rodzaj nijaki, istniejących w wielu językach starożytnych i współczesnych.
NARODZINY GENDER
Pojęcie gender sensu stricto zostało użyte po raz pierwszy w 1955 r. przez amerykańskiego psychologa i seksuologa Johna Moneya dla oznaczenia tożsamości płciowej niepokrywającej się z tożsamością biologiczną osób określanych dzisiaj „hermafrodytami” (mających biologiczne cechy obu płci). Money wprowadził więc rozróżnienie między „płcią” w znaczeniu biologicznym a „gender” w znaczeniu roli społecznej, doświadczania męskości i kobiecości przez jednostki, ich subiektywnych odczuć. Pojęcie gender identity („tożsamości płciowej”) pojawiło się w 1958 r., kiedy Centrum Medyczne Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles badające przypadki hermafrodytów i transseksualistów powołało do życia „Projekt badań nad tożsamością płciową” (Gender Identity Research Project).
Termin ten nabrał międzynarodowego charakteru dzięki inicjatywie amerykańskiego psychiatry i psychoanalityka Roberta Stollera, który posłużył się nim w trakcie Międzynarodowego Kongresu Psychoterapii odbywającego się w 1963 r. w Sztokholmie. Stoller argumentował, że płeć odpowiada „ilości tego, co męskie i żeńskie” w danej jednostce. Jego zdaniem rodzice i kultura wnoszą więcej w tożsamość płciową dziecka niż cechy biologiczne. W 1968 r. opublikował wyniki swoich badań w książce „Sex and Gender. The Development of Masculinity and Feminity” („Płeć i gender. Rozwój męskości i kobiecości”). Odtąd tożsamość płciową zaczęto wiązać z niezależnym od płci biologicznej odczuciem bycia mężczyzną lub kobietą, a rolę według płci odnosić do tego, co kultura uważa za męskie i żeńskie stereotypy płciowe. Gender ma więc pochodzenie francusko-amerykańskie, ale to brytyjska feministka Ann Oakley wprowadziła do leksykonu nauk humanistycznych rozróżnienie „płci biologicznej” (sex) i będącej efektem socjalizacji „płci kulturowej” (gender), a swoją książką „Sex, Gender and Society” („Płeć, gender i społeczeństwo”) opublikowaną w 1972 r. dała początek feminizmowi genderowemu opisującemu procesy tworzenia „ról płciowych” lub „stereotypów płciowych”. W psychologii rozróżnienie na sex i gender jako pierwsza zaproponowała Rhoda Unger w 1979 r.
NOWE MYŚLENIE
Uogólniając można więc powiedzieć, że gender stał się „schematem służącym dla społecznej kategoryzacji jednostek” i od lat 80. zarówno w feministycznych teoriach społecznych, jak i naukach behawioralnych uznaje się za konsensus rozróżnienie pomiędzy płcią biologiczną a płcią kulturową. Gromadzone od lat wyniki badań pokazują, że anatomia nie jest przeznaczeniem, a o tym, czym jest płeć, co oznacza męskość-kobiecość i jakie są psychiczne różnice wynikające z płci, należy myśleć w nowy sposób. Płeć nie jest bowiem prostą metrykalną zmienną, nie jest również wyłącznie indywidualną charakterystyką, lecz kategorią społeczną, a różnice w zdolnościach poznawczych, emocjonalności i osobowości między mężczyznami a kobietami są niewielkie. Uważa się, że ich wielkość oscyluje zwykle wokół połowy odchylenia standardowego, a różnice indywidualne są o wiele większe niż różnice płciowe.
To płeć, ale nie jako pojedyncza zmienna, lecz płeć w interakcji z sytuacją (a więc jako kontekst i konstrukt społeczny) różnicuje „osobowości” i „charaktery” kobiet i mężczyzn. Szukając więc odpowiedzi na pytania: czy jestem i kim jestem jako kobieta lub mężczyzna, trzeba brać pod uwagę płeć biologiczną, tożsamość płciową, społeczną rolę płciową i orientację seksualną. Nauka nie potwierdza już stereotypowych odpowiedzi, jakie w imię różnych wartości i ideologii głoszono w związku z płcią i jej przeznaczeniem.
CZY WYMYŚLAMY SIEBIE
Pytanie, które pozostaje otwarte – i wzbudza obecnie najwięcej kontrowersji – dotyczy tego, jak dalece „bycie sobą” oznacza „wymyślenie siebie”. Mówiąc inaczej, czy wszystko, co dotyczy naszej tożsamości, jest opcjonalne („performatywne”), czy raczej musimy zaakceptować podmiotowość w jej ograniczeniach, a nie dekonstruować ją w opozycji do wszystkiego – z transgresji czyniąc jedyną normę podmiotowości (teoria queer). Niewątpliwie gender wymaga krytycznej analizy, zwłaszcza kiedy opuszcza domenę nauki i staje się „polityką płci”, bo tożsamość płciowa nie jest wyłącznie „efektem dyskursywnym” (Judith Butler).
Analiza „ideologii gender” nie może sama być ideologiczna – co niestety często ma miejsce w polskim Kościele. Nie jesteśmy bezpłciowymi istotami przybierającymi ludzkie formy, ale nie utożsamiajmy biblijnej koncepcji stworzenia mężczyzny i kobiety z podniesieniem stereotypów płciowych do rangi dogmatów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2013