Brakuje prawdziwego konfliktu

Czy w Polsce powstaną nowoczesne partie, lewicowa i prawicowa? Tocząca się od kilku miesięcy gra między PiS i PO - głównymi konkurentami do władzy - dotyczy przecież pozorów, a demokracja najpełniej realizuje się w warunkach rywalizacji skupiającej się wokół realnych problemów.

06.02.2006

Czyta się kilka minut

Strategicznym celem każdej klasy rządzącej powinno być zapewnienie warunków dla modernizacji i zrównoważonego rozwoju. W przypadku Polski, zdaniem większości analityków, sztandar modernizacji jest w rękach PO. Równocześnie podkreśla się archaiczny charakter części klasy politycznej, związanej głównie z SLD, którą nazywało się dotąd lewicą. Obserwacja ta wydaje się trafna, jeżeli chodzi o modernizującą rolę PO, natomiast nie rozwiązuje problemów niedorozwoju polskiej demokracji, wynikającej z nieobecności klasycznego podziału lewica-prawica.

Wspólnota wartości i interesów

W społeczeństwach zachodnich partie socjaldemokratyczne mają ponad stuletnią tradycję. Lewica wyrosła tam z ruchu robotniczego, ewoluując od rewolucyjnego radykalizmu do roli aktywnego uczestnika reform, mającego łagodzić negatywne skutki stosunków rynkowych. Partie socjaldemokratyczne zawsze były rzecznikiem interesów ludzi biednych, broniły pracowników, walczyły o prawa wyborcze i działały na rzecz zmniejszenia kontrastów społecznych. Były to konkretne problemy egzystencjalne, dotyczące większości, przemawiające do uczuć i przyciągające uwagę. Lewica stała się szkołą demokracji dla mas, ponieważ aktywne zaangażowanie wykreowało obywateli, którzy - walcząc uczyli się - jak zabiegać o realizację haseł sprawiedliwości społecznej. Był to też element demokratyzacji całego systemu. Wywierając presję na rząd - lub przejmując ster rządów - partie lewicowe brały udział w tworzeniu instrumentów demokracji: powszechnego prawa wyborczego, bezpłatnego szkolnictwa czy ustawodawstwa socjalnego.

Wielki biznes, elity polityczne i klasy wyższe, nie mając wyboru, musiały zewrzeć front, co doprowadziło do wyłonienia się nowoczesnej prawicy w postaci partii konserwatywnych, chadeckich i liberalnych. W miarę upływu lat przeszły one od obrony interesów grup o wysokim statusie społecznym do zaspokojenia oczekiwań statystycznego, dobrze sytuowanego wyborcy. Powstanie tego układu było warunkiem stabilności i zrównoważonego rozwoju.

Nie ma żadnej gwarancji, że te pozytywne doświadczenia sprawdziłyby się i u nas. Jeżeli nawet, trudno uwierzyć w możliwość automatycznego przeniesienia tych wzorów, wyłonienie się w Polsce partii socjaldemokratycznej czy wymuszenie powstania polskiego odpowiednika angielskiej Partii Konserwatywnej albo niemieckiej CDU. Nie mamy socjaldemokracji w stylu za-

chodnim i nigdy jej w naszej historii nie było. W przedwojennej PPS, która była temu modelowi najbliższa, występował silny nurt narodowy, specyficznie polski, osłabiający wyrazistość lewicy i jej skuteczność w walce o interesy utożsamiane z postępem. W czasach PRL nie mogło być żadnej lewicy; zaś w jej schyłkowym okresie dominującą osią podziału politycznego stała się dychotomia "my-oni", w której "oni" na pewno nie byli lewicą.

W III RP głównym kandydatem do przejęcia tej roli było SLD. Sojusz nie chciał jednak, lub nie potrafił, zerwać z przeszłością. Pozostało sporo komunistycznej frazeologii w programie, liderów PZPR w szeregach i pewnej uległości i lojalności wobec centrali, czyli Moskwy. Jednak nie to było główną przeszkodą wejścia SLD na tor socjaldemokracji zachodnich. O strategii i ideologicznym profilu tej partii zadecydował pragmatyczny zwrot, który w języku socjologicznym można by nazwać konwersją: aktywiści PZPR zmienili się w zwolenników liberalizmu, technokracji i polityki monetarnej typu Allan Greenspan.

Ważnym atrybutem każdej władzy jest tzw. kapitał społeczny, czyli dobre kontakty. Otóż jedną ze zdobyczy świata zachodniego, którą zdążyliśmy sobie przyswoić, jest przechodzenie czołowych polityków na stanowiska w strukturach wielkiego biznesu. Z szeregów SLD rekrutowali się członkowie zarządów wielkich korporacji, agencji i spółek, a jej przywódcy byli i są nadreprezentowani w sieci powiązań towarzyskich wielkiego kapitału. Wynika to ze znanego mechanizmu wzajemnego przyciągania się kategorii mających wspólne interesy i wyznających podobne wartości. Jak wykazuje na podstawie

swych badań Krzysztof Jasiecki, przenikanie się elit nie jest niczym nowym. Nie zaskakuje też, że są to ludzie publicznie deklarujący reprezentowanie interesów lewicy. Zgódźmy się jednak, że niełatwo pogodzić rolę obrońcy ludzi zagrożonych utratą pracy i biednych z przynależnością do klubu, w którym głównym miernikiem sukcesu jest zysk.

Kogo przejął PiS?

Sformułowano kilka teorii panowania klasowego w społeczeństwach postkomunistycznych. Autorem najbardziej znanej jest Ivan Szelenyi: klasą kontrolującą władzę stają się menedżerowie i inteligencja, dysponujący specjalistyczną wiedzą eksperta (jak rządzić), bez której ludzie władzy nie mogą się obejść. W polskim kontekście teoria ta oznacza, że technokratyczno-nomenklaturowe zaplecze Sojuszu Lewicy Demokratycznej było do niedawna postkomunistycznym odłamem klasy rządzącej. Odłam ten upadł, ponieważ panowania nadużył.

Brak partii lewicowej mogłyby wypełnić związki zawodowe, będące naturalnym obrońcą interesów ludzi pracy. Trudno odmówić im w Polsce wywiązywania się z tej roli. Ale należy do nich nie więcej niż 15 proc. zatrudnionych, co daje nam jedno z ostatnich miejsc w Europie (niższy odsetek - 9 proc. - ma tylko Francja, natomiast najwyższe - 72-78 proc. - należą do Szwecji, Finlandii i Danii). Jeżeli chodzi o strategię polityczną, linia ideologiczno-światopoglądowa żadnego z liczących się u nas związków nie nawiązuje bezpośrednio do etosu lewicowego. Podstawową przesłanką ruchu związkowego w Wielkiej Brytanii, Niemczech i krajach skandynawskich był zawsze nurt trade-unionistyczny, czyli koncentracja na poprawie warunków zatrudnienia i bytu, tymczasem np. NSZZ "Solidarność" poza tymi celami realizowała jeszcze zadania nawiązujące do jej dziedzictwa antykomunistycznego, ducha walki o tożsamość narodową i wartości katolickie.

Świadectwem braku autentycznej partii lewicowej są rezultaty wyborów. W 1993 i 2001 r. SLD odniósł sukcesy wyborcze, zawdzięczając je poparciu tej kategorii wyborców, dla których kapitalizm okazał się - przy porównaniu z PRL - systemem wrogim. Miniona epoka przeistoczyła się w ich świadomości w oazę bezpiecznej stabilności i ładu. W ostatnich wyborach większość tego elektoratu przejęło Prawo i Sprawiedliwość - partia chrześcijańska, narodowa, trochę populistyczna. W jej programie są hasła walki o cele socjalne, ale żadną miarą nie możemy nazwać tej partii lewicową. Hasła te nie mogą jednak nie być atrakcyjne w społeczeństwie biednym, o wysokim bezrobociu.

Nie mając lewicy, nie mamy też nowoczesnej partii prawicowej. Chociaż, ze względu na program, w największym stopniu kwalifikuje się do odegrania tej roli Platforma Obywatelska.

Niedorosły kandydat

W krajach postkomunistycznych można wyróżnić dwa rodzaje argumentacji, przy pomocy których partie prawicowe starają się przekonać wyborców. Pierwsza - "spontaniczna" - odwołuje się do emocji, wykorzystując m.in. resentymenty wobec poprzedniego systemu. Tę opcję wybrał PiS. Druga strategia - deklarowana przez PO - polega na "racjonalnej" legitymizacji, gdzie podkreśla się potrzebę realizacji celów korzystnych w długiej perspektywie czasowej, za które jednak trzeba zapłacić przez odłożenie doraźnych korzyści.

W zderzeniu tych opcji przewagę mają partie czerpiące siłę z tradycyjnych symboli - religii czy narodu - i mobilizujące do działania przez wywoływanie wizji solidarnościowych. Przegrywają programy podkreślające konieczność myślenia perspektywicznego, konsekwencję w działaniu i przedkładanie zysków długofalowych nad doraźne. Nie wynika to - jak się wydaje - z tego, że społeczeństwo polskie jest zacofane i "nie dorosło" do reform. Nie dorósł raczej główny kandydat do odegrania roli nowoczesnej prawicy.

Oferty programowe partii prawicowych w krajach zachodnich kierowane są przede wszystkim do klas średnich - średniozamożnego, przeciętnego wyborcy. To największy elektorat, z którym każda siła polityczna powinna się liczyć, stąd nowoczesna prawica, by normalnie funkcjonować, musi być otwarta na wszystkich. "Życzliwość" w stosunku do każdego jest miarą profesjonalizmu, dobrych obyczajów, a przede wszystkim - warunkiem sukcesu.

Nowoczesna prawica jest przeciwieństwem ekskluzywnego klubu, rozpoznawalnego w poczynaniach PO, z którego to błędu partia ta nie potrafiła się wyzwolić. Bynajmniej nie chodzi tu o profil społeczny partii - choć z badań socjologicznych wynika, że jej głównymi sympatykami są inteligenci (ok. 10 proc. dorosłych Polaków) - ale o strategie liderów. Kierownictwo Platformy od początku przejawia syndrom inteligenckiego getta, nie potrafi lub nie chce wyjść naprzeciw oczekiwaniom statystycznego wyborcy. Podobnie jak lewica, partia ta jest zacofana. Tyle że jest to archaiczność innego rodzaju. PO jest zbiorem indywidualistów i doktrynerów, którym (jak każdej formacji politycznej) zależy na władzy. Zachowują się jednak tak, jakby nie mieli pojęcia o sposobach na jej zdobycie.

Prof. HENRYK DOMAŃSKI (ur. 1952) jest socjologiem, dyrektorem Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, wykładowcą Collegium Civitas, autorem ponad 25 książek, m.in.: "Zadowolony niewolnik. Studium o nierównościach społecznych między mężczyznami i kobietami w Polsce", "O ruchliwości społecznej w Polsce".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2006