Bilet do nieba

Bp Bronisław Dembowski: Duszpasterze są posłani nie tylko do owieczek świeżo wykąpanych, wyczesanych i z różową kokardką, ale również do tych, które beczą fałszywym tonem.
Bp Bronisław Dembowski, Licheń, 2015 r. / Fot. Maciej Konieczny / Reporter / East News /
Bp Bronisław Dembowski, Licheń, 2015 r. / Fot. Maciej Konieczny / Reporter / East News /

KATARZYNA JANOWSKA I PIOTR MUCHARSKI: Czy Ksiądz Biskup spotkał w swoim życiu człowieka, o którym mógłby powiedzieć, że był osobistym wrogiem Pana Boga, ateistą do szpiku kości?

KS. BP BRONISŁAW DEMBOWSKI: Spotykałem ludzi, którzy deklarowali się jako niewierzący, ale nigdy jako nieprzyjaciele Pana Boga, chociaż wiem, że tacy istnieją.

 

Czy łaska wiary nie jest dana każdemu?

Wiem tylko to, co powiedział święty Jan Ewangelista: „Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1, 9). Pan Bóg na pewno chce zbawienia wszystkich ludzi, ale droga do zbawienia jest różna. Czasem wiedzie przez osobiste wyznanie wiary, za którym idzie oczywiście troska o wartość moralną życia, ale również możliwa jest droga przez szukanie prawdy, szukanie dobra, szukanie sprawiedliwości, życie dla innych.

Nie możemy traktować problemu wiary i niewiary jak dochodzenia w sądzie: winien czy nie winien. To jakoś inaczej idzie.

 

Jak Ksiądz Biskup dochodził do swojej wiary?

Na pewno wielkim darem Bożym byli moi rodzice. Chociaż mój ojciec umarł, gdy miałem niespełna 10 lat i wiem, że miał trudności z wiarą.

 

Wie Ksiądz, jakiego rodzaju to były problemy?

Rodzice urodzili się w latach 90. XIX wieku. Wówczas w środowisku inteligencji warszawskiej były ogromne tęsknoty za sprawiedliwością społeczną i za niepodległością Polski. Rodzice wojowali o te dwie sprawy.

 

A to było z Kościołem nie do pogodzenia?

Wydawało się im, że to jest nie do pogodzenia. Ale moja matka przeżyła bardzo głębokie nawrócenie pod wpływem księdza Władysława Korniłowicza, który wywodził się z podobnego jak ona środowiska. Dzięki temu zrozumiała, że jej tęsknoty są również jak najbardziej tęsknotami Kościoła. Ojciec mój tak jasno tego nie przeżył, ale nigdy nie przeszkadzał wychowywać religijnie nas, dzieci. Natomiast miał zastrzeżenia co do sposobu nauczania religii. Zabrał mnie z lekcji religii w mojej szkole i do pierwszej komunii przygotował mnie osobiście ksiądz Korniłowicz.

Dzisiaj, z perspektywy mojego wieloletniego kapłaństwa, mogę nazwać wielką łaską wiary fakt, że w najtrudniejszym momencie mojego życia, po aresztowaniu matki, kiedy już straciłem nadzieję, że ją zobaczę, a miałem wówczas 15 lat, zdecydowałem się zostać księdzem.

Runęły wszystkie wartości, którymi żyli moi rodzice. Wychowany byłem przecież głęboko patriotycznie, a oto Polska znowu w niewoli. Wielu chwiało się wówczas w wierze, a mnie skierowało ku Bogu. Chciałem zaufać komuś, na kim się nie zawiodę.

 

Co to jest wiara?

Wiara w języku polskim może oznaczać zespół prawd wiary, ale również akt zaufania. Mogę być głęboko wierzącym człowiekiem, to znaczy wierzyć w to, co Bóg objawił, a Kościół do wierzenia podał, nie znając nawet do końca prawd wiary. Nie odważyłbym się zresztą powiedzieć o sobie, że dokładnie znam wszystko, co Kościół do wierzenia podał.

 

To nie jest obowiązkowe dla biskupa?

Nie. Nie.

 

To ulga i dla nas.

No myślę…

 

BÓG INCOGNITO

Kiedy Ksiądz Biskup mówił o swoim ojcu, okazało się nagle, że granice Kościoła-instytucji i granice wiary nie zawsze się pokrywają. Chcemy przytoczyć zdanie, które wypowiedział nie byle kto  prefekt Kongregacji Doktryny i Wiary, kardynał Ratzinger, co prawda długo przed publikacją dokumentu ,,Dominus Iesus”. Stwierdził, że na Sądzie Ostatecznym nikt nas nie będzie odpytywał z katechizmu, a jedynym kryterium zbawienia będzie zdanie wzięte z Ewangelii świętego Mateusza: „Czego nie uczyniliście jednemu z moich braci najmniejszych, tego i mnie nie uczyniliście” Czy Ksiądz Biskup zgadza się z tą interpretacją?

Zastanawiałem się nad tym i muszę powiedzieć, że dla mnie te słowa Chrystusa są źródłem ogromnej nadziei i ulgi.

Znam bowiem wielu wspaniałych ludzi, którzy mieli trudności z zawierzeniem. Cieszę się, że będą sądzeni z tego, czy byli dobrzy dla ludzi. Można dodać jeszcze słowa Pana Jezusa: ,,Nie każdy, który mi mówi: »Panie, Panie«, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca” (Mt 7, 21).

Wolą Ojca jest, żebyśmy się miłowali wzajemnie.

 

Czy to znaczy, że ten, kto jest poza Kościołem, może być bardziej chrześcijaninem niż ci, którzy formalnie przynależą do Kościoła?

Jeśli nie jest ochrzczony i nie jest w Kościele, to nie jest chrześcijaninem, ale może być bardzo blisko Boga.

Będziemy sądzeni nie wedle tego, czy się modlimy, czy się nie modlimy, tylko według tego, czy jesteśmy dobrzy. Ale jednocześnie Jezus Chrystus dał nam wzór modlitwy i wielokrotnie do nas mówił: módlcie się, nie ustawajcie w modlitwie. Istotna jest zatem miłość bliźniego, a jednocześnie aktem miłości bliźniego jest świadectwo o Bogu, o dobru, które otrzymałem. Zdanie: ,,tak umiłował Bóg świat, że Syna swojego dał” (por. J 3, 16) jest dla mnie niezmiernie ważne. To jest dobra nowina. Ktoś ciebie kocha. Nawet gdyby matka cię porzuciła, On cię nie porzuci. Takie teksty można znaleźć już w Starym Przymierzu. Bóg objawia się jako miłujący człowieka. I dlatego te sprawy formalne, kto jest chrześcijaninem, kto jest jakiego wyznania, dla mnie są mniej ważne. Choć bardzo bym chciał, żeby Kościół katolicki promieniał na całym świecie i dobrymi uczynkami, i uwielbieniem Boga.

 

Ktoś ładnie napisał, że twarz innego to Bóg incognito.

Można tak powiedzieć.

 

Czy zdanie kardynała Ratzingera nie wprowadza jednak zamętu? Kiedyś uważano, że tylko przynależność do Kościoła może zapewnić zbawienie. A teraz przesuwamy akcent na moralność i możemy czuć się zwolnieni z obowiązku chodzenia do kościoła, uczestniczenia w ceremoniach, obrzędach. Nie widzi w tym Ksiądz Biskup jakiegoś niebezpieczeństwa?

Widzę, dlatego że nie można na pierwszym miejscu stawiać osobistego zbawienia.

Trzeba siebie pytać: jakie dobro tworzyłem? A dobro ma w sobie przynajmniej dwa elementy, zgodne z dwoma przykazaniami miłości: miłuj Boga nade wszystko i bliźniego jak siebie samego. Człowiekowi, który zapomina o Panu Bogu, grozi niebezpieczeństwo, że powoli rozwinie się jego egoizm i przestanie być dobry również dla bliźnich.

Nie można postawić sprawy w ten sposób: hej, wierzący, zrezygnujcie z waszej wiary, a kochajcie bliźniego. Na to nie mogę się zgodzić. Natomiast jestem przekonany, że człowiek, który jest naprawdę ofiarny i miłosierny, znajduje Boga.

 

W konsekwencji musi dojść do Boga?

Niekoniecznie formalnie, z wyznaniem wiary, i niekoniecznie musi tak to nazywać. Ale w momencie, kiedy zamknie oczy na wieki, usłyszy: „Synku chodź, bo byłeś dobry. Byłem głodny, dałeś mi jeść”.

 

I co wtedy powiedzą ci, którzy nie dość, że miłowali bliźniego, to jeszcze uczestniczyli we wszystkim, co Kościół nakazuje?

Będą się bardzo cieszyć tym, że Pan Bóg jest taki dobry.

 

Czy rzeczywiście wszyscy będą się cieszyć? Sam Ksiądz Biskup wypowiedział kiedyś zdanie: najbardziej obawiam się postawy brata syna marnotrawnego.

Ta przypowieść pochodzi z Ewangelii św. Łukasza i dotyczy faryzeuszy, którzy ufali sobie, a gardzili innymi. Wchodzimy w ten sposób w dyskusję: wiara czy uczynki? Faryzeusze uważali, że wierne zachowanie przepisów prawa wystarczy, i sobie przypisywali zasługę, że ich dochowują. Natomiast święty Paweł zwracał uwagę na to, że człowiek musi uznać swoją zależność od Boga. Jestem zbawiony nie dlatego, że jestem tego wart dzięki swoim uczynkom, ale dlatego, że Bóg mnie kocha takim, jakim jestem, a moje dobre uczynki są próbą odpowiedzi miłością na miłość. W podobny sposób rozumiem Sąd Ostateczny. Jeśli stanę przed Bogiem i dowiem się, jak byłem obdarowany i ile darów zmarnowałem, będę czuł straszny ból, bo poznam miłość Bożą, która się na mnie zawiodła.

A jeśli chodzi o potępienie, to Kościół wypowiada się w sposób dogmatyczny o niektórych ludziach, że są w niebie. O nikim nie mówi natomiast w sposób dogmatyczny, że jest w piekle.

 

Ale straszy piekłem.

Nie Kościół straszy, ale depozyt Pisma Świętego. Wolność człowieka jest rzeczywista. Jeśli człowiek świadomie i dobrowolnie nie chce być z Bogiem, to jest jego wybór. Wierzymy w szatana, który powiedział: nie chcę. I pozostał w tym. A to jest rzecz straszna.

 

MIŁOŚĆ, KTÓRA NAWRACA

Z tego wynika, że ci, którzy dostają łaskę wiary, są w trudniejszej sytuacji niż ci, którzy jej nie dostają. Mają większe obowiązki, a nagroda dla wszystkich jest taka sama?

Można tak powiedzieć, ale ja tego tak nie odczuwam. Łaska wiary jest wielkim osobistym dobrem. Moje myślenie jest nastawione na to, co robić, żeby możliwie największa liczba ludzi przyjęła orędzie o Bogu, który tak umiłował świat, że dał swojego syna. I dlatego w dokumencie „Niewierzący w parafii” biskupi zwracali uwagę na to, że są ludzie żyjący z dala od Kościoła instytucjonalnego. Nie mówimy, czy oni są wierzący, czy nie, tylko że nie przyjmują w swoim życiu orędzia, że Bóg jest miłością. Pytanie brzmi: jak sprawić, żeby to orędzie do nich dotarło? Moja odpowiedź brzmi: potrzebne jest zrozumienie i dobroć.

 

Czyli: żeby ludzie Kościoła nie byli im przeszkodą? Nazwijmy rzecz po imieniu.

Tak. Żeby ludzie Kościoła nie byli przeszkodą.

Jestem duszpasterzem i wiem, że przy takich okazjach jak ślub, pogrzeb przychodzą do kościoła ludzie, którzy normalnie tu nie zaglądają. Byłoby bardzo dobrze, żeby wtedy usłyszeli coś, co ich zaciekawi, zainteresuje, zaintryguje. Można dziś zauważyć tęsknotę za nadprzyrodzonością. Ludzie odczuwają głód przeżyć mistycznych, ale szukają ich nie w Kościele, lecz w innych religiach.

 

Nie spodziewają się tego po Kościele?

Kiedyś przed kościołem św. Anny w Warszawie dwie miłe panie próbowały wręczyć mi ulotki. Rzuciłem okiem i podziękowałem. Szkoda, trzeba było wziąć, bo na jednej było hasło: szczęście od zaraz, konferencja jakiejś mądrości wschodniej. Ludzie tego szukają.


Czytaj także: Biskup, który pozostał sobą  wspomnienie ks. Adama Bonieckiego o bp. Bronisławie Dembowskim


Albo innym razem, przy Kolumnie Zygmunta natknąłem się na grającą i śpiewającą grupę buddystów. Patrzę: takie zdrowe, mazowieckie buzie. Z całą pewnością ochrzczeni, na pewno wielu z nich było u Pierwszej Komunii, a może i przystąpili do Bierzmowania, a teraz są buddystami.

 

Na ulotce Kościoła katolickiego można by co najwyżej napisać hasło Raj później”.

A pewnie. Nie będziemy wołać: paradise now”, jak wołali hippisi w Ameryce. Albo obiecywać, jak rewolucja bolszewicka, raju na ziemi. Nie możemy tego powiedzieć, bo to nie jest prawda.

Zastanawiałem się nieraz: dlaczego w Laskach było przed wojną tyle nawróceń? Doszedłem do wniosku, że panowała tam bezkompromisowość w sprawach wiary i moralności w stosunku do ludzi Lasek. I jednocześnie wielka otwartość i miłość w stosunku do ludzi, którzy inaczej myślą. Taką postawę przyjęła też Matka Teresa z Kalkuty. Jej zakon jest bardzo surowy i od swoich sióstr wymaga szalenie dużo. A jednocześnie każdemu służy dobrocią.

Jest takie wspomnienie księdza Korniłowicza z audiencji u Ojca Świętego Piusa XI, który, jeszcze jako nuncjusz w Warszawie, był przy początkach zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Laskowskich. Ksiądz Korniłowicz tłumaczy mu, że Laski działają wspaniale, bo wybrały z tradycji Kościoła trzy piękne rzeczy, które nawracają ludzi: franciszkańską prostotę, benedyktyńską liturgię i dominikańską, tomistyczną doktrynę. Na co Pius XI pokiwał ponoć głową i powiedział: to miłość nawraca. W Laskach miłość też była. I jest zresztą do tej pory.

Chciałbym, żeby ludzie, którzy są z dala od Kościoła, zobaczyli ogromne bogactwo istniejące w Kościele.

Podobno Tomasz Merton, który szukał doświadczeń religijnych w różnych miejscach, spotkał kiedyś uczonego guru hinduskiego, którego zaczął wypytywać o mistykę hinduską. A on mu powiedział: jesteś chrześcijaninem, szukaj więc u mistyków chrześcijańskich. I skierował go do Kościoła. Merton został w końcu trapistą.

 

Czy Księdzu Biskupowi udało się kogoś zarazić wiarą, nawrócić niewierzącego?

Spotkałem kilkanaście takich osób, które wprost mi powiedziały, że im pomogłem w wierze. Czy nawróciłem niewierzącego? Raczej byłem świadkiem, że ktoś się nawrócił. Zdarzyło się to w warszawskim kościele św. Marcina, gdzie zanim przyszedłem do Włocławka, spędziłem 35 lat. Przyszedł do mnie pewien pan i powiedział: chciałbym księdzu bardzo podziękować, bo dzisiaj jest 25. rocznica mojej spowiedzi u księdza, podczas której ksiądz coś takiego powiedział i zrobił, że to całkowicie zmieniło moje życie.

Nic więcej nie wiem, bo nie pamiętam, co mu wtedy przed laty powiedziałem, ale cieszyłem się, że pomogłem mu w podjęciu ważnej decyzji.

 

OWIECZKI BIAŁE I SZARE

Udało się nam dotknąć tematu niewierzących, a trzeba powiedzieć, że Ksiądz Biskup urzęduje w miejscu specjalnym. Włocławek, przynajmniej jeśli chodzi o mapę wyborczą, zawsze wyróżnia się na tle innych miast. Wybory wygrywa tu zawsze lewica, raczej Kościołowi nieprzyjazna. Jest to również miejsce kaźni księdza Jerzego Popiełuszki.

Tak i co jakiś czas jego pomnik jest profanowany.

 

Z perspektywy tego miasta wydaje się on zapomniany. Czy to znaczy, że jesteśmy w mieście niewierzących?

Nie. Jest tu po prostu kilku, kilkudziesięciu czy kilkuset bardzo prężnych działaczy lewicy. Inne ugrupowania natomiast działają anemicznie. A poza tym ludzie tutaj jakoś jeszcze nie uwierzyli w sens wyborów i frekwencja wyborcza wynosi we Włocławku w granicach trzydziestu kilku procent.

 

A frekwencja na Mszy świętej?

Podobnie. Jest to miasto, w którym po II wojnie światowej potrzebnych było siedem nowych parafii. Jest w tym jakaś polska niekonsekwencja. Popierają działalność Kościoła, bo budowa kościoła parafialnego jest wielkim wysiłkiem materialnym dla tej społeczności, a jednocześnie głosują na tych, którzy kiedyś walczyli z Kościołem. Ale to nie jest chyba problem wiary/niewiary. To jest problem świadomości obowiązków obywatelskich.

 

A może jest to przejaw typowej dla polskiego katolicyzmu wybiórczości w wierze?

Tak. Na pewno.

Co to za wiara?

Kiepska. Wybieram to, co jest mi wygodne. Nie jest to ideał wiary.

A jaki jest ideał wiary?

Ideał wiary? Mój Boże. Kiedyś zapytano kardynała Suenensa, jaki chrześcijanin jest normalny? Odpowiedział: święty. Wszyscy inni są poniżej normy.

Chrześcijaństwo – proszę się nie zdziwić i nie zgorszyć – nie jest organizacją masową, w której wszyscy mają równo maszerować. Zawsze musimy wziąć pod uwagę tajemnicę osobistej relacji do Boga i Boga do człowieka. Każdy z nas jest osobą, jest po imieniu nazywany przez Boga.

 

Czy duszpasterze mają jakiś specjalny język do dialogu z ateistami?

Jedni tak, drudzy nie. Mnie chodzi o to, żeby duszpasterze zauważyli, że są posłani nie tylko do owieczek świeżo wykąpanych, wyczesanych i z różową kokardką, ale również do tych, które beczą fałszywym tonem. Bardzo mi jest przykro, kiedy czasami w środkach masowego przekazu, które się powołują na katolicyzm, słyszę zdania odcinające pewnych ludzi od Kościoła. Przecież do nich trzeba trafić.

 

Rozumiemy, że Ksiądz Biskup nie godzi się z postawą, która na pewno jest mocno reprezentowana w polskim Kościele, że oto ten Kościół funkcjonuje w obcym świecie, obce są media, liberalny porządek, nawet demokracja jest mu wroga?

Tak mocno bym nie powiedział, ale coś jest na rzeczy. Kościół zaczął swoją działalność w świecie zdecydowanie wrogim. W czasach Nerona uczniowie Chrystusa i ich następcy szli do świata z dobrą nowiną. Byli za to męczeni, odrzucani, a mimo to nie odwracali się od swoich prześladowców. W Liście do Rzymian św. Paweł pisze: ,,Chcę, abyście otrzymali dobrodziejstwo posłuszeństwa wiary” (por. Rz 1, 5).

Myślę, że dzisiejsza Europa przeżywa wielką apostazję. Jej powodem jest fakt, że załamała się nadzieja na jedność rodziny ludzkiej, nadzieja, że właśnie w Kościele jest ten fundament jedności. Jan Paweł II bardzo często powtarza: „Europo, wróć do korzeni chrześcijańskich, bo tam znajdziesz swoją jedność”. Ale korzenie się rozdarły: reformacja, kalwinizm, anglikanizm. Ludzie, którzy chcieli jedności, zaczęli jej szukać ponad różnicami wyznaniowymi. A ponieważ one rodziły się na podstawie różnych interpretacji Pisma Świętego, postanowili odrzucić Pismo: niech nam zostanie Bóg filozofów i to, co jest dostępne dla rozumu ludzkiego.

I tak między innymi powstało wolnomularstwo i oświecenie francuskie. Apostazja szła coraz dalej. Taki proces wywołuje reakcję obronną. Proszę zwrócić uwagę na to, że do 1870 roku istniało Państwo Kościelne. I papież Pius IX jeszcze podejmował działania obronne, ale już Leon XIII, który na tronie papieskim zasiadł osiem lat po upadku Państwa Kościelnego, zaczął inaczej działać. Papiestwo stało się autorytetem moralnym, bez żadnej władzy świeckiej.

Wracając do dnia dzisiejszego: są ludzie w Kościele, którzy przyjmują postawę obronną. Nie dziwię się jednak, że niektórzy duszpasterze przeżywali bardzo boleśnie przemiany w Polsce. Póki opozycja chowała się w kruchcie kościelnej, ksiądz się bardzo cieszył, że ma tylu wiernych. Niektórzy duszpasterze ulegali pokusie, żeby przyłożyć komunie, bo dzięki temu więcej ludzi przyjdzie do kościoła. Ale potem się okazało, że Kościół przestał być polityce potrzebny, że wielu bywało w nim, ponieważ tylko tam mogli otwarcie mówić o bliskich im wartościach. Ale nie chcę nikogo tutaj skrzywdzić, bo byli pewnie i tacy, którzy weszli i zostali ze względu na odnalezione wartości chrześcijańskie.

 

RYZYKO

30 proc. ogółu wierzących obecnych na niedzielnej Mszy świętej to dużo? Wobec 90 proc. deklarujących się jako katolicy.

No tak. Ale następna niekonsekwencja: ze statystyk parafialnych wychodzi na przykład, że 80 proc. wierzących było u spowiedzi wielkanocnej. I pewnie się spowiadali z tego, że nie chodzą do kościoła.

 

Jak co roku.

Jak co roku. Nadzieję pokładam w ludziach o pogłębionym życiu religijnym. Sporo jest ruchów modlitewnych, które jednocześnie organizują rekolekcje wakacyjne w rejonach atrakcyjnych turystycznie. Łączą modlitwę z godziwą rozrywką.

Przypominam sobie jedne z moich pierwszych rekolekcji dla licealistek ze szkoły katolickiej w Szymanowie. To było w pierwszym roku mojego kapłaństwa. Mówiłem im o niewieście, która ukryła zaczyn w trzech miarach mąki do czasu, aż się zakwasi. Gdyby ten zaczyn umieścić w kapsułkach hermetycznych, nic by się nie zakwasiło. Podobnie jest z wiarą. Boimy się iść do ludzi niewierzących czy grzesznych, żeby oni nas nie zarazili swoją grzesznością czy niewiarą. Tymczasem powinniśmy się starać być takimi, żeby ich zarazić naszą wiarą.

 

To jest wezwanie do pewnego ryzyka…

Ryzyko jest zawsze. Ale powiedziano: idźcie, nauczajcie wszystkie narody, wszystkich ludzi (por. Mt 28, 19).

 

Ksiądz Biskup powiedział, że ateistów praktycznych można spotkać wśród wierzących chrześcijan. Co to jest ateizm praktyczny?

Ateista praktyczny żyje tak, jakby Boga nie było. Stosuje się do tych przykazań, które są mu wygodne, inne odrzuca.

 

W opozycji do praktycznego ateisty znajduje się więc anonimowy chrześcijanin, człowiek, który respektuje wartości chrześcijańskie, nie należąc do Kościoła?

Kościół nie jest instytucją sprzedającą bilety do nieba. Jest to społeczność wielbiąca Boga i dająca świadectwo, że Bóg jest miłością. I jeśli chrześcijaninem anonimowym nazywacie kogoś, kto zachowuje zasady etyki chrześcijańskiej bez zewnętrznego udziału w życiu Kościoła, to ja go szanuję za to, że jest porządnym człowiekiem. Tylko żal, że nie korzysta z dobra, jakim jest wspólne wielbienie Boga.

Kiedyś w stanie wojennym powiedziałem, że nie chodzi mi o to, żeby nasze było na wierzchu, ale że bardzo bym chciał uklęknąć razem z milicjantami i uwielbić Boga. Zastanowiłem się i dodałem: ale boję się, że wtedy nasze byłoby na wierzchu.

„TP” nr 44/2000

Wywiad jest zapisem jednej z telewizyjnych „Rozmów na nowy wiek”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, publicysta, autor wywiadów, kierownik działu Kultura. W „Tygodniku” od 1988 r., Współtwórca telewizyjnych cykli wywiadów „Rozmowy na koniec wieku”, „Rozmowy na nowy wiek” i „Rozmowy na czasie” (TVP).… więcej