Bezpartyjny, bezrobotny

15.06.2003

Czyta się kilka minut

Z zaciekawieniem przeczytałem tekst Wojciecha Borkowskiego „Na prowincji bez zmian” („TP” nr 19/2003). Miałem wrażenie, że pisany jest o moim powiecie. Mógłbym być jedną z osób tworzących lokalną „grupę trzymającą władzę”. Jestem przewodniczącym rady gminy w małej miejscowości i jedynym redaktorem kilkunastostronicowego lokalnego dwumiesięcznika, ukazującego się pod patronatem miejscowego stowarzyszenia, któremu prezesuję. Dwie strony gazetki zawsze przeznaczam na sprawy gminy, pozostałych jednak nie cenzuruję. Jestem bezpartyjny i poza lokalnymi układami. Posiadanie lokalnej gazetki pozwala mi cieszyć się jaką taką niezależnością. Ze stołka przewodniczącego rady raczej mnie nie zrzucą, bo, jak powiedział mi znajomy dziennikarz, taką osobę jak ja, mającą cechy wariata - świadczy o tym choćby to, że piszę ten szczery list do „TP” - lepiej mieć za sobą niż w opozycji.

Za tę niby niezależność płacę jednak dużą cenę - jestem osobą bezrobotną. Może tak by nie było, gdybym nie trzymał się na uboczu lokalnych „krawaciarzy”. Oferty przystąpienia do różnych partii i grupek mam, nie powiem. Kokietowany jestem w różny sposób: a to przedstawiono mnie do odznaczenia samorządowego, a to zewsząd słyszę, że jestem „bardzo wartościowym człowiekiem”, a to sugerują mi, że mój kolega jest od niedawna w partii „X” i już pracuje w urzędzie „Y” na nieźle płatnym stanowisku. Najmocniej naciska na mnie „najbardziej przewidywalna partia w naszym parlamencie, która poprze właściwie każdą ustawę; kwestią sporną jest tylko, ile dostanie za to stołków”, jak opisał ją w komentarzu Andrzej Brzeziecki („PSL podnosi stawkę”, „TP” nr 12/2003).

Z ofert nie korzystam. Póki co jestem idealistą i sam szukam alternatywy dla obecnej sytuacji. Dieta przewodniczącego rady (równa połowie średniej krajowej) i sporo wolnego czasu pozwalają mi żyć. Wystarczają też na mozolne samokształcenie. Może kiedyś uda mi się zmienić status? Za trzy i pół roku kończy się kadencja samorządu, muszę postarać się o przynajmniej zalążek życiowej stabilizacji. Może w końcu złamię się i stanę się kolejnym członkiem „grupy trzymającej władzę”. „A gdzie etyka w działaniu publicznym?” - zapytają Czytelnicy „TP”. Odpowiadam: dwa tygodnie temu nadmieniłem znajomym działaczom prawicy, w tym byłemu posłowi, że postanowiłem zostać nauczycielem, a oni na to: „Ty nauczycielem?! Phi... Daj spokój! Przecież z tego nie ma żadnych pieniędzy”. Jasne, najlepiej być członkiem zarządu, ewentualnie rady nadzorczej spółki komunalnej, jakiegoś funduszu albo agencji. Przecież kompetencje zupełnie siętam nie liczą, a pełna miska i mamona - gwarantowane.

WIKTOR STEPANOWICZ (z małej miejscowości na Mazowszu)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2003