Beczka prochu na baryłkach ropy

Do niedawna Arabia Saudyjska znana było głównie z legendarnego bogactwa, jakie przyniosły jej największe na świecie złoża ropy. Dziś splot czynników gospodarczych, politycznych, kulturowych i religijnych sprawia, że w kraju narasta - jak powiedziałby Marks - sytuacja rewolucyjna. A wszystkie te dziedziny łączy demografia: połowa populacji ma mniej niż 18 lat i żadnego pomysłu na życie.

11.07.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 334166|prawo|1---Demonicznej sławy Arabii Saudyjskiej przysporzyły zamachy z 11 września, których sprawcy w większości byli Saudyjczykami. W zachodnich próbach interpretacji przyczyn ataków na USA oparto się także na analizie wahhabizmu, odmiany islamu praktykowanej na Półwyspie Arabskim: pisano o fanatyzmie, nietolerancji i nienawiści do Zachodu wpisanych w credo tej saudyjskiej sekty (patrz ramka - red.).

Wszystko to prawda - łącznie z faktem, że saudyjskie petrodolary umożliwiły ekstremistom rozpowszechnianie wahhabizmu w wielu innych krajach i finansowanie Al-Kaidy, której przywódca Osama bin Laden jest Saudyjczykiem i wahhabitą.

Jednak religijny fanatyzm to tylko jeden z aspektów sytuacji społeczno-politycznej w Arabii. Stanowi on tło rosnącego niezadowolenia Saudyjczyków oraz postępującej demoralizacji saudyjskiego społeczeństwa, spowodowanej z jednej strony bogactwem, na które nie trzeba pracować, a z drugiej brakiem motywacji do rozwoju i nieumiejętnością współistnienia z nowoczesnym Zachodem.

Przyjąwszy - a raczej kupiwszy - zewnętrzne, materialne atrybuty zachodniej cywilizacji - telewizję kablową, internet, telefony komórkowe i restauracje szybkiej obsługi - Saudyjczycy w większości woleliby pozostać przy niezmienionym systemie wartości i obyczajów. Ta sprzeczna postawa wytwarza w społeczeństwie groźne wiry moralne i socjalne, spotęgowane zmieniającymi się szybko warunkami ekonomicznymi i politycznymi w całym regionie Zatoki Perskiej i na Bliskim Wschodzie.

Dobrobyt i niepokój

Gospodarka, polityka, edukacja i kultura to (obok wahhabizmu) główne punkty odniesienia “sytuacji rewolucyjnej" w Arabii Saudyjskiej. A łączy je demografia: połowa saudyjskiej populacji ma mniej niż 18 lat - i nie ma żadnego pomysłu na życie. “Większość moich znajomych chce się bawić" - wyznaje 22-letni Mubarak, student uniwersytetu. Przez zabawę rozumieją krążenie po mieście w mercedesach lub terenowych toyotach i przesiadywanie w McDonaldzie czy Burger Kingu, gdzie młodym kobietom i mężczyznom nie wolno razem usiąść, jeśli nie są małżeństwem. Gapienie się z oddali na zawoalowane kobiece kształty i wykrzykiwanie na odległość numerów komórek - to bardziej ekscytujące momenty wieczoru młodzieży, pilnowanej przez mutawas, policję religijno-obyczajową. Potworna nuda i pustka topione są w Coca-Coli, też religijnie podejrzanej (patrz ramka - red.).

Jednak pod powierzchnią nudy kryje się głęboki niepokój. Dochody królestwa ze sprzedaży ropy nie rosną tak szybko jak kiedyś, gwałtownie rośnie za to liczba Saudyjczyków. “Skończyły się dni naftowego boomu" - powiedział niedawno następca tronu książę Abdullah. Wahania cen ropy w połączeniu z brakiem gospodarczego zróżnicowania kraju, gdzie wszystko kręci się wokół nafty (jej eksport stanowi 75 proc. dochodów), komplikują rządową politykę zatrudnienia.

Władze nie mogą już pozwolić sobie na dalszą rozbudowę sektora państwowej służby urzędniczej, w której dotąd znajdowała pracę większość młodych obywateli. “Praca" jest tu zresztą określeniem na wyrost; lepiej naturę rzeczy oddaje pojęcie “pozycja". Własny pokój (office), a przynajmniej własne biurko z telefonem, gwarantowana rządowa pensja i emerytura, niemożność zwolnienia - oto atrybuty “pozycji".

Praca rozumiana jako wysiłek intelektualny czy fizyczny pozostaje domeną obcokrajowców, których liczba (razem z rodzinami) wynosi ponad 6 mln w kraju liczącym 17 mln rodowitych mieszkańców. Obcokrajowcy pracują we wszystkich możliwych zawodach, od zamiataczy ulic po dyrektorów koncernów. Tymczasem bezrobocie wśród Saudyjczyków sięga 20 proc., przy czym liczba ta dotyczy wyłącznie mężczyzn. Kobiety jako siła robocza się nie liczą (pracuje mniej niż 10 proc.).

Sytuacja na rynku pracy stała się w ostatnich latach tak dramatyczna, że w lutym 2003 r. rząd podjął decyzję o ograniczeniu liczby pracujących w kraju cudzoziemców do 20 proc. populacji rodowitych Saudyjczyków, co oznacza stopniową eliminację z rynku do 3,5 mln obcokrajowców. Władze poczyniły już pierwsze kroki, mające na celu wstrzymanie pozwoleń na wykonywanie pewnych zawodów przez cudzoziemców, np. zawód taksówkarza.

Jednak Saudyjczycy wcale nie chcą być ani taksówkarzami, ani hydraulikami, ani pielęgniarzami... Lata dobrobytu i ciepłych posad w biurokracji przyzwyczaiły ich do tego, że nie schodzą poniżej stanowiska “kierownika" (manager). To inni, głównie Azjaci, wykonują zawody “służebne", niegodne rodowitych obywateli. Efekt: mimo polityki “saudyzacji" - określonego kontyngentu Saudyjczyków w każdym sektorze -iluzoryczne przekonanie o własnej wyższości utrudnia jakąkolwiek zmianę.

Zachód przez pieniądz postrzegany

Na przeszkodzie rządowej kampanii “saudyzacji" rynku pracy stoi także przestarzały system szkolnictwa. W tym ultrakonserwatywnym kraju muzułmańskim wszyscy uczniowie i studenci spędzają większość czasu - i to już od wieku przedszkolnego - na studiowaniu islamu. Codziennie przez kilka godzin uczą się na pamięć fragmentów Koranu, nie kształtując przy tym umiejętności myślenia krytycznego i analitycznego czy zasad dedukcji. Do innowacji i oryginalności intelektualnej saudyjska szkoła nie tylko nie zachęca, ale wręcz zniechęca.

Zachodni specjaliści zatrudnieni na wysokich stanowiskach w saudyjskim przemyśle naftowym od dawna ostrzegają, że taki system edukacji nie wyposaża młodzieży w intelektualne narzędzia, niezbędne do pracy w konkurencyjnych zawodach, do jakich aspirują Saudyjczycy. Menadżerowie z Europy i Ameryki uważają absolwentów saudyjskich uniwersytetów za pracowników kompletnie bezwartościowych. Tylko elita, studiująca na uniwersytetach zachodnich, jest w stanie konkurować na rynku pracy. Jednak elita ta jest tak bogata, że wielu jej członków nie ma żadnej motywacji, by podjąć jakąkolwiek pracę.

Oprócz tego szkoła, zamiast uczyć otwartości i zrozumienia wobec innych kultur, wbija do głów młodych Saudyjczyków niechęć, jeśli nie nienawiść do wszystkiego, co obce. Po zamachu w Al-Chobair, w którym w maju zginęli zakładnicy z państw zachodnich, publicysta “New York Timesa" Thomas Friedman pisał w artykule “Abecadło Nienawiści", że to saudyjski system edukacji i program nauczania religii winne są nietolerancji prowadzącej do terroryzmu.

Zetknięcie się Saudyjczyków z kulturą zachodnią - głównie amerykańską - jedynie przez pryzmat pieniądza, a nie przez zrozumienie wartości tej kultury, także odbija się czkawką społeczną. Nie mówiąc już o negatywnych konsekwencjach dla zdrowia fizycznego: pizza i frytki to dziś najpopularniejsze dania, a cukrzyca i zawał to najczęstsze choroby (i rosnący problem społeczny).

Terror dobry, byle nie u nas

Naśladowanie wyłącznie zewnętrznych, materialnych przejawów kultury Zachodu, bez znajomości procesów wpisanej w nią demokracji, bez zrozumienia otwartości i wielości składników tejże kultury, bez modernizacji myślenia, bez rozwijania etosu edukacji i pracy właściwych Zachodowi - wszystko to zaczyna Saudyjczykom wychodzić bokiem. Bo konkurencję z tą na pozór kolorową i materialistyczną cywilizacją przegrywa uboga i surowa kultura rodzima. W wielu budzi to poczucie niższości wobec Zachodu i frustrację. A wreszcie - agresję.

Co bardziej zapalczywi imamowie grzmią zatem w meczetach o rozpuście, przyniesionej przez kontakty z Zachodem na świętą ziemię muzułmanów (w Arabii Saudyjskiej znajdują się Mekka i Medyna, dwa najważniejsze miejsca kultowe islamu). Najbardziej winna jest oczywiście Ameryka, “Wielki Szatan" obecnych czasów. Wyrazem tych nastrojów są powtarzające się od roku zamachy bombowe, mord w Al-Chobair, niedawny zamach na dwóch dziennikarzy BBC w Rijadzie, a także porwania i zabójstwa pracujących tu obywateli USA. Wszystkie akcje prowadzili saudyjscy terroryści z Al-Kaidy, którzy dążą do usunięcia z Półwyspu amerykańskiej obecności militarnej i gospodarczej, i w efekcie do obalenia autokratycznej dynastii Saudów.

I tu problemy ekonomiczne oraz kulturowe zbiegają się z polityką. Rządy w królestwie sprawuje nieprawdopodobnie bogata i skorumpowana rodzina Al Saud. Opozycja wobec władzy jest w Arabii szeroka i silna. Jeszcze do niedawna rodzina królewska mogła liczyć na bezwarunkowe poparcie USA, ale od września 2001 r. administracja amerykańska dystansuje się od reżimu, który - jak się okazuje - po cichu finansował islamski terroryzm (pod warunkiem oczywiście, że był on uprawiany poza granicami państwa saudyjskiego i nie zagrażał panującym w nim układom).

Dopiero po zamachu w Al-Chobair rząd saudyjski podjął decyzję o roztoczeniu ścisłej kontroli nad organizacjami charytatywnymi, których ogromna część stanowi fasadę dla finansowych machinacji Al-Kaidy.

Saudyjskie błędne koło

Sygnałem zmiany w nastawieniu Amerykanów do Saudyjczyków stało się wycofanie wojsk USA z Arabii i przeniesienie ich baz do pobliskiego Kataru. Zmniejszenie uzależnienia rynku amerykańskiego od saudyjskiej ropy - możliwe dzięki dostawom z Iraku - niekorzystnie odbiłoby się na dochodach i kraju, i rządzącej rodziny. Z kolei saudyjski przemysł naftowy funkcjonuje dzięki współpracy z firmami zachodnimi, głównie amerykańskimi. Tymczasem islamscy terroryści coraz śmielej operują na terenie królestwa, wybierając Amerykanów (i ostatnio wszystkich nie-muzułmanów) na cel swych ataków.

Nic dziwnego, że w oficjalnych saudyjskich komentarzach na temat ataków terrorystycznych przeprowadzanych na terenie samej Arabii słychać - obok obietnic rozprawienia się z Al-Kaidą - nutę paniki. Sytuacja wydaje się nierozwiązywalna: bez poparcia USA reżim saudyjski prędzej czy później upadnie. Natomiast przy poparciu USA może dojść do jego alienacji w społeczeństwie coraz bardziej niezadowolonym i - mimo nowych marek aut i telefonów - odizolowanym od współczesności.

W Arabii Saudyjskiej potrzebne są radykalne reformy polityczne, gospodarcze, edukacyjne i społeczne - i to szybko. Bez nich królestwo pogrąży się w chaosie, tym groźniejszym dla świata, że podpartym petrodolarami i znajdującym upust w atakach sfrustrowanych fundamentalistów. Ogromna Arabia została daleko w tyle za mniejszymi krajami regionu Zatoki Perskiej, na przykład Katarem, który modernizuje się i demokratyzuje.

Tylko czy znajdzie się wystarczająco wielu Saudyjczyków o umiarkowanych poglądach religijnych, którzy wyprowadzą kraj z kulturowej izolacji i rozbroją “beczkę prochu", zagrażającą reszcie świata...?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2004