Batory, Chmielnicki i inni

W kijowskim Muzeum Narodowym oglądać można wizerunki królów polskich, kolejnych carów Rosji, metropolitów Kijowa, Sapiehów, Potockich, Repninów... Powstała galeria najważniejszych postaci z dziejów Ukrainy, ale też Polski, Litwy, Białorusi i Rosji.

09.10.2005

Czyta się kilka minut

"Portret metropolity Rostowskiego", XVIII wiek, płótno, olej, Muzeum Narodowe Sztuki /
"Portret metropolity Rostowskiego", XVIII wiek, płótno, olej, Muzeum Narodowe Sztuki /

W kijowskim Muzeum Narodowym oglądać można wizerunki królów polskich, kolejnych carów Rosji, metropolitów Kijowa, Sapiehów, Potockich, Repninów... Powstała galeria najważniejszych postaci z dziejów Ukrainy, ale też Polski, Litwy, Białorusi i Rosji.

Zgromadzono tu blisko 330 dzieł - obrazów i grafik - ze zbiorów muzealnych i bibliotecznych z całej Ukrainy. Intrygujący jest sam pomysł zgromadzenia obok siebie tak różnych postaci, nie mówiąc już o haśle, pod jakim to uczyniono: "Ukraiński portret XVI-XVIII w.". Pewnym wyjaśnieniem jest deklaracja organizatorów: pod tą nazwą rozumieją zarówno portrety Ukraińców i przez Ukraińców wykonane, jak i inne powstałe na ukraińskich ziemiach, i to w dzisiejszym ich kształcie.

Rozróżnienia te, jak i samą "ukraińskość", traktować należy bardzo umownie. Tak naprawdę jest to przegląd spuścizny pozostawionej przez różne nacje, które zamieszkiwały te ziemie. Co więcej, jest to pierwsza wystawa na Ukrainie pokazująca całe dziedzictwo zgromadzone na jej obszarze - zarówno na ziemiach Ukrainy centralnej i wschodniej, długo pozostających pod władzą Rosji, jak i w jej części zachodniej, będącej od końca XVIII wieku częścią Austro--Węgier, a później II Rzeczypospolitej.

Przy tej okazji warto zapytać o rozumienie ukraińskiej kultury: co jest w jej obręb wpisywane, co zaś spychane na margines? I o stosunek do I Rzeczypospolitej, z której dziejami większość zgromadzonych eksponatów jest związana: czy jest to wspólne dziedzictwo Białorusinów, Litwinów, Polaków i Ukraińców, czy też poszczególne nacje będą z niego destylowały jedynie to, co uznają za "czysto narodowe"? To problem trudny nie tylko dla Polaków, chętnie uznających dziedzictwo Rzeczypospolitej za swoją własność. To kłopot także ukraiński.

Wciąż żywa jest tradycja wpisywania całego dorobku czasów Rzeczypospolitej do kultury ukraińskiej pojmowanej w "etnicznych" kategoriach albo - to biegun przeciwny - usuwania znacznej jego części na margines jako kultury narzuconej, dzieła kolonizatorów. Ale jest też trzecia droga, propagowana m.in. przez krąg historyków związanych z prof. Jerzym Kłoczowskim; wedle nich mówić się powinno o Rzeczypospolitej Czworga Narodów. W przypadku kultury tam powstającej należałoby zapewne, wzorem litewskiego historyka Zigmantasa Kiaupy, sięgnąć po określenie "klub współwłaścicieli". Ten sposób myślenia jest obecny na wystawie, pojawia się nawet termin "portret polsko-litewsko-białoruski". Przy czym ów "klub" trzeba by, chcąc nie chcąc, rozszerzyć o jeszcze jednego członka: Rosję.

Pamiętajmy, że na Ukrainie pytania takie można stawiać otwarcie od niedawna. Dlatego dzieje XVI-XVIII wieku, inaczej niż w Polsce, są tutaj tematem żywych dyskusji wykraczających daleko poza akademickie debaty. Pytania o powstanie kozackie, o Chmielnickiego i jego decyzje, w tym o podpisanie ugody perejasławskiej oddającej Kozaczyznę pod zwierzchnictwo cara Rosji, czy o Iwana Mazepę i jego antyrosyjskie sojusze, przeplatają się ze sporami o dzisiejsze wybory Ukraińców. Trudno o nich zapomnieć, oglądając powieszone obok siebie portrety obu hetmanów. Ich obecność na wystawie świadczy o odpominaniu historii i rehabilitowaniu tradycji skazanych przez długie lata na niebyt.

Takich przypomnień jest więcej. W jednej z sal znalazły się portrety metropolitów kijowskich i przełożonych Ławry Kijowsko-Peczerskiej. Te duże, reprezentacyjne obrazy, powstałe w większości w warsztacie malarskim działającym właśnie w Ławrze, przypominają o innej tradycji, religijnej, ale też kulturowej - o czym świadczy wizerunek Petra Mohyły, założyciela sławnej Akademii. To także tradycja artystyczna, a same obrazy przypominają aplikacje wykonane z cennych, różnobarwnych tkanin i są może najbardziej oryginalnymi pracami spośród pokazanych w Kijowie.

Organizatorzy podjęli trud przywracania także innej historii - historii poszczególnych obiektów. Przywołują ich pochodzenie, nazwiska posiadaczy, nazwy dworów i pałaców, w których były przechowywane, czasem nawet nazwiska kolekcjonerów - jak Pawlikowscy z Medyki. To dopiero początek, a informacje są szczątkowe. Jedynie w przypadku cyklu portretów rodziny Wiśniowieckich, które już pod koniec XIX wieku znalazły się w zbiorach kijowskich, szerzej przypomniano ich dzieje. Jednak bez sumiennego prześledzenia losów tych obrazów nie uda się odtworzyć specyficznej tkanki kulturowej ukraińskich ziem. Jest to istotne nie tylko dla samych Ukraińców, ale też dla innych współposiadaczy dziedzictwa Rzeczypospolitej.

Co więcej, obrazy te mają niejednokrotnie większą wartość jako zespoły obiektów tworzonych na potrzeby konkretnych rodzin i ich siedzib niż jako pojedyncze dzieła sztuki. Prac wybitnych, jak efektowny portret Stanisława Potockiego z synami pędzla Jana Chrzciciela Lampiego czy wizerunki autorstwa Władimira Borowikowskiego, jest niewiele. Z wystawy dowiedzieć się natomiast można sporo o obyczajach, wyobrażeniach i aspiracjach dawnych mieszkańców Ukrainy. Na wystawie przypomniano m.in. galerie portretów stworzone dla rodzin arystokratycznych, jak Rzewuscy w Podhorcach czy Razumowscy. Znalazły się tu też galerie portretów szlacheckich, np. Denisków czy kozackiej rodziny Sułymów.

Wystawa świadczy o czymś jeszcze: o stanie zachowania tego dziedzictwa, o ogromnych zniszczeniach dokonanych w czasach komunistycznych, zwłaszcza na Ukrainie wschodniej i centralnej. Portrety pochodzące z ziem przyłączonych do ZSRR w 1939 roku ilościowo dominują. Tam bowiem, mimo okrucieństw czasów II wojny i zniszczeń powojennych, dzięki muzealnikom ocalało wiele. Dzieje ochrony to jeszcze jedna historia, którą należy opowiedzieć. Ale to temat na kolejną wystawę.

"Ukraiński portret XVI-XVIII w.", Muzeum Narodowe Sztuki Ukrainy, Kijów, maj-wrzesień 2005, kurator: Hałyna Bielikowa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2005