Bałkański bank mitów

Serbski etnolog kreśli pasjonujący obraz wymyślnych fantazmatów, które fałszują obraz rzeczywistości, dając pożywkę ideologom wojowniczego etnicznego nacjonalizmu. Nie tylko w Serbii.

19.04.2007

Czyta się kilka minut

Baśniowy krajobraz wyłania się z książki serbskiego etnologa Ivana Čolovicia. Nie chodzi tu jednak o antologię serbskich baśni ani o fantastyczny pejzaż, w którym fikcyjni bohaterowie przekraczają granice realności. Przeciwnie - chodzi o wydarzenia na wskroś rzeczywiste, które w zideologizowanym przekazie zostają zastąpione przez baśniową projekcję, zafałszowującą wizję świata.

W jedenastu esejach, napisanych jak zwykle świetnym językiem (bardzo dobre tłumaczenie Magdaleny Petryńskiej!), szkicuje Čolović obraz serbskich mitologii narodowych. Wymyślne fantazmaty, opar­te najczęściej na przekazach ludowych, są pożywką dla ideologów wojowniczego etnicznego nacjonalizmu. Fakt, że podobne motywy możemy odnaleźć także u innych narodów, powoduje, że lektura staje się alegoryczną przygodą i nie lada intelektualnym wyzwaniem. A Čolović, autor wielu książek, w tym wydanej po polsku "Polityki symboli", jest uznanym w świecie autorytetem, choć jego poglądy raczej nie zjednują mu zwolenników w rodzimej Serbii.

Baśnie serbskie posiadają dość stabilne fabuły i układają się w całe narracje o narodzie; mają początek i koniec, najczęściej także morał. Początek opiewa zazwyczaj idylliczną krainę szczęścia - potężne średniowieczne państwo serbskie, w którym panująca dynastia Nemanjiciów żyje w pokoju i w zgodzie z prawami boskimi. Sielankę przerywa wtargnięcie Turków na Bałkany. Wymusza to na pokojowym narodzie walkę w obronie własnych wartości, jako że Turcy - w przeciwieństwie do Serbów - są agresywnymi barbarzyńcami. Apogeum tej walki to sławny bój na Kosowym Polu - wtedy właśnie dokonuje się ostateczne namaszczenie narodu wybranego. Bóg proponuje Serbom, a konkretnie ich wodzowi, księciu Lazarowi, wybór między królestwem ziemskim i niebieskim. Lazar wybiera Serbię "duchową", ale nie jest to jego wybór indywidualny, gdyż wypływa on z samej istoty narodu serbskiego (czytaj: każdy prawdziwy Serb by tak wybrał). Los narodu ukrywa się zatem w jego jestestwie, sam zaś wybór dokonuje się w sferze niepojętej dla ludzkiego poznania i decyduje o późniejszych dziejach Serbów. Naród do dziś toczy swoją bitwę, w której zwycięzca jest znany, choć musi ponieść konieczne ofiary.

Ponieważ ta odwieczna walka toczy się poza czasem, wydarzenia bieżące łatwo stają się fabułami baśni, ich nowymi epizodami. Dawni dzielni rycerze średniowieczni dziś wcielili się w serbskich pisarzy i żołnierzy, którzy wyznaczają i strzegą mistycznych serbskich granic, a jeśli trzeba - potrafią nawet zaatakować. Nie ma różnicy - przekonują serbskie etnoideologie - między "nami dawniej" i "nami dzisiaj". Dziś jednak jesteśmy silniejsi, bo złączeni więzami krwi z przodkami. Ciągłość stanowi tu figurę kluczową.

Autorami dzisiejszych baśni są współcześni etnointelektualiści - "inżynierowie odmienności". To oni propagują wizję baśniowej krainy, w której czarno-białą granicę między dobrem a złem wyznacza niewidzialne, ale za to wyraźne terytorium przynależności etnicznej do narodu serbskiego. Ten, w którym płynie serbska krew; ten, który biologicznie należy do narodu wybranego i doświadcza narodowej transcendencji, wejdzie do królestwa niebieskiego. Szansę jednak łatwo zmarnować. Wystarczy sprzeniewierzyć się narodowym wartościom i ulec zachodnim wzorom kultury. To one - według rycerzy nacjonalistycznego Kulturkampfu ­- są, obok niewiernych muzułmanów, największym zagrożeniem dla współczesnego świata. Uległy bowiem deformacji pod wpływem zachodniego materializmu. Złe wzory prowadzą narody do utraty czujności wobec wroga, który nie śpi i podstępnie wdziera się w ich przestrzeń. Zdążył już nawet zanieczyścić ich krew, teraz pragnie zagarnąć ich terytorium. Zachód boi się spojrzeć prawdzie w oczy i dlatego nienawidzi Serbii; chce zniszczyć jej tożsamość i uczy serbskie dzieci nienawiści do ojczyzny. Serbowie widzą zagrożenie i lojalnie ostrzegają Europejczyków, ale ci w swojej krótkowzroczności nie dostrzegają problemu. To konflikt wewnątrzcywilizacyjny, walka o autentyczne wartości kultury europejskiej.

Czym jednak są dla serbskich Kulturträgerów owe autentyczne wartości? Zawierają się one przede wszystkim - powiada Čolović - w nacjonalistycznej wizji narodu jako "czystej", szczelnie zamkniętej wspólnoty organicznej, z własną duchowością, agresywnie przeciwstawioną innym kulturom. Pojęcie "duchowości" - zauważa Čolović - zostało w kulturze serbskiej (ale także w innych kulturach) zawłaszczone przez retorykę narodową. Nie odnosi się już tylko do sfery religijnej - do autentycznego sacrum, lecz jest figurą przestrzeni biologicznej, która symbolizuje upersonifikowaną tożsamość kulturową. W języku religii sacrum i profanum są sobie przeciwstawione; tutaj obie przestrzenie tworzą "naturalno-mistyczny front", który wyznacza granicę obcości. Stąd Naród Serbski (wielkimi literami!) prowadzi usprawiedliwioną walkę o własną "przestrzeń duchową", o swoje królestwo niebieskie, które nawet jako kraina martwych jest etnicznie czyste. W istocie jednak, zauważa serbski etnolog, bój nie toczy się o transcendencję czy boską moralność. To walka o zjednoczenie terytorium, o - jak powiadają rycerze Kulturkampfu - rozczłonkowaną i oderwaną od swoich korzeni ziemię. A to już cel na wskroś materialny.

Według Čolovicia większość podobnych fantazmatów funkcjonuje - choć w różnym natężeniu - we wszystkich krajach południowosłowiańskich, tworząc "bałkański bank mitów". Modne są tam rozmaite koncepcje etnogenetyczne, które mają dowieść odmienności Albańczyków od Serbów, Serbów od Chorwatów itd. Znana jest na przykład chorwacka teoria o afrykańskim pochodzeniu Serbów - rzekomo potomków rzymskich niewolników. "Dowodem" w sprawie jest ich ciemna karnacja i wyjątkowo dzikie zachowanie. Niektórzy chorwaccy specjaliści, próbując jeszcze bardziej odseparować się od swoich wschodnich sąsiadów, rozpropagowali (na szczęście z marnym skutkiem) koncepcję irańskiego pochodzenia Chorwatów. Napotkała ona na poważną przeszkodę, gdy tymczasem serbscy badacze "udowodnili" tezę, wedle której wszystkie narody azjatyckie mają w istocie... serbskie pochodzenie. Tak ambitne teorie nie zdołają jednak przyćmić osiągnięć uczonych albańskich. Według niektórych historyków z tego kraju Albańczycy dali początek zarówno Etruskom, jak i Hellenom oraz Macedończykom. Zupełnie inne zdanie na ten temat - dodajmy - mają współcześni słowiańscy Macedończycy, którzy Aleksandra Macedońskiego wywodzą z szeregów własnego narodu...

Przykłady podobnie "naukowych" koncepcji można by mnożyć. Groteskowa walka o inność ma jednak swoje uzasadnienie. Čolović twierdzi, że konflikty na Bałkanach, a zwłaszcza na terytorium post-

-jugosłowiańskim, nie wynikają wcale z odmienności nie do pogodzenia, lecz raczej z podobieństwa nie do zniesienia. "Podobieństwa - dodaje - które odczuwa się jako nieprzyjacielską prowokację, jako zagrożenie największego dobra, jedynego, niepodzielnego sposobu istnienia, narodowej tożsamości". Każde podobieństwo zakłóca teorie o genetycznej odrębności, utrudnia wyznaczenie wyraźnych granic, a przecież to właśnie stanowi cel nacjonalisty.

Czy to baśń z morałem? Czy musi koniecznie prowadzić - jak tego chcą narracje narodowe - do duchowego i biologicznego zjednoczenia rozczłonkowanego i umęczonego narodu w obrębie jednego państwa, nawet jeśli realizacja tego projektu wymagałaby "wymiany" ludności lub eksterminacji innego narodu? Antidotum na ten ponury obraz to według Čolovicia pluralizm kulturowy, który jest w Serbii mimo wszystko obecny. Zakłada on odrzucenie tezy, jakoby kultura była homogenicznym światem samorodnych wartości, gdyż taka wizja prowadzi do unikania kontaktów, a w efekcie - do klaustrofobicznego strachu i chorobliwej agresji. Kultura ma być wyrazem indywidualnej wolności, w której dochodzi do spotkań, komunikacji i dialogu. W ten sposób przestaje być terrorem, a staje się uniwersalistyczną obroną przed polityką genetycznego monolitu. Ale to już inna baśń. Zdecydowanie mniej brutalna.

Ivan Čolović, "Bałkany - terror kultury", przeł. Magdalena Petryńska, Wołowiec 2007, Wydawnictwo Czarne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (15/2007)