Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To nie jest tak, że Muzeum Auschwitz zapomniało zaprosić na obchody rocznicy wyzwolenia obozu rodzinę rotmistrza Pileckiego. Muzeum nie zapraszało imiennie żadnej rodziny. W obliczu śmierci wszyscy są równi: trudno wybierać lepszych i godniejszych spośród potomków przerażającej liczby ok. 700 tysięcy znanych z nazwiska ofiar Oświęcimia.
Bohaterstwo rotmistrza Witolda Pileckiego nie podlega żadnej dyskusji. O tym, że jest on obecny w naszej świadomości, nie trzeba nikogo przekonywać. Świadczą o tym drużyny harcerskie, szkoły i ulice noszące jego imię. Dla mnie – 25-latka – znającego dramat oświęcimskich więźniów wyłącznie z opowieści i książek historycznych, odwaga Rotmistrza wprowadza w zakłopotanie i peszy.
Ale peszy i wprowadza w zakłopotanie nie tylko jego historia.
Podczas rozmowy z byłą więźniarką Auschwitz, panią Zofią Posmysz, przyznałem, że moje pokolenie nie do końca rozumie to, co przeżyło jej pokolenie. „Jesteście wielkimi szczęściarzami” – odpowiedziała. I dodała: „Oświęcim pełen był dobrych ludzi. Trzeba było na nich trafić, żeby przeżyć”.
Pewnie trudno wskazać jednego, najważniejszego bohatera tamtych czasów. Przecież jest wielu takich, o których nie mamy pojęcia: lekarzy, którzy narażając swoje życie zdobywali leki dla chorych współwięźniów; więźniarek, które oddawały swój przydział jedzenia innym, potrzebującym. Pani Zofia Posmysz wspomina kobietę, która przynosiła jej zupę podczas choroby na tyfus.
Biorąc pod uwagę tamten dramat, poddawanie pod dyskusję bohaterstwa i odwagi poszczególnych więźniów nie służy niczemu dobremu. Wszyscy oni zasługują na nasz szacunek i pamięć. I oczywiście rodziny ich wszystkich powinny być w tych dniach gośćmi Oświęcimia. Bez względu na zasługi, popularność, rozpoznawalność.
Właśnie dlatego da się zrozumieć decyzję organizatorów dzisiejszych uroczystości, którzy nie wysłali indywidualnych zaproszeń do rodzin byłych więźniów. Z jednej strony zapewne chcieli uniknąć niepotrzebnych i krzywdzących dyskusji o tym, kto ważniejszy, a kto mniej ważny. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę przerażającą liczbę pomordowanych w Auschwitz, naprawdę trudno zaprosić wszystkich zainteresowanych.
Piotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz, tłumacząc w Radiu RMF FM zamieszane związane z brakiem zaproszenia córki Rotmistrza Pileckiego, powiedział: „Są setki tysięcy osób. Jeśli ktoś się zgłosił, staraliśmy się w ramach wąskiej puli go umieścić. Trudno, abyśmy rozsyłali setki tysięcy zaproszeń. Trudno, żebyśmy wybierali sobie, do kogo wysłać, a do kogo nie wysłać”. To tłumaczenie zrozumiałe właśnie w związku z dwoma powyższymi argumentami.
Zdjęcie dwóch przytulających się więźniów Auschwitz, z których jeden do swojego pasiaka ma przypięte ukraińskie barwy, stało się w internecie symbolem obchodów 70. rocznicy wyzwolenia obozu. To dowód jedności, tak istotnej w obecnej sytuacji międzynarodowej. W tych dniach powinny się liczyć właśnie takie obrazki.