Artysta, peyotl i okultyści

Mariola Odzimkowska, badaczka, która odkryła nieznane listy: Witkacy nie był narkomanem, choć próbował wielu narkotyków. Wierzył jednak, że peyotl pozwala dotrzeć do niezgłębionych pokładów podświadomości.

08.08.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Ignacy Witkiewicz, „Autoportret wielokrotny w lustrach”, 1915–1917 / Fot. Archiwum Marioli Odzimkowskiej
Stanisław Ignacy Witkiewicz, „Autoportret wielokrotny w lustrach”, 1915–1917 / Fot. Archiwum Marioli Odzimkowskiej

SZYMON ŁUCYK: Nie chce się wierzyć, że w paryskim mieszkaniu leżał przez ponad 80 lat nieznany badaczom cenny zbiór listów Witkacego do tajemniczego Francuza, doktora farmakologii i okultysty w jednym, Alexandre’a Rouhiera. Jak trafiłaś na trop tego skarbu?

MARIOLA ODZIMKOWSKA: Po części był to szczęśliwy traf, choć na pewno do odkrycia przyczyniło się wiele osób.

Najpierw, na początku tego roku, prof. Janusz Degler zwrócił się do prof. Leszka Kolankiewicza, ówczesnego dyrektora Ośrodka Kultury Polskiej w Paryżu, z prośbą o pomoc w poszukiwaniu korespondencji Witkacego z Alexandre’em Rouhierem – w nadziei, że zachowała się ona gdzieś we Francji. Do czasu mojego odkrycia znany był tylko jeden list Rouhiera do Witkacego, który znajduje się w Książnicy Pomorskiej w Szczecinie. Na tej właśnie podstawie przypuszczaliśmy, że obaj korespondowali w latach 1928-30 i że warto szukać listów Witkacego do francuskiego doktora farmakologii.

Prof. Leszek Kolankiewicz spytał mnie, czy chciałabym się zająć poszukiwaniami. Trzy lata temu był recenzentem mojego doktoratu o recepcji teatru polskiego we Francji i pamiętał, że w ramach tej pracy zajmowałam się także Witkacym. Zaczęłam więc przetrząsać od góry do dołu wszystkie francuskie zbiory – od francuskiej Biblioteki Narodowej po najmniejsze paryskie biblioteki i prywatne kolekcje. I niczego nie znalazłam.

Kolankiewicz wspomniał mi też o tym, że Rouhier parał się nie tylko farmakologią, ale był także ezoterykiem i okultystą...

...I wtedy – domyślam się – natrafiłaś w swoich poszukiwaniach na okultystyczną organizację z pierwszej połowy wieku, jakby wyjętą z powieści Dana Browna?

Tak, w internecie znalazłam blog poświęcony grupie Le Grand Lunaire, ze wzmianką o tym, że Rouhier był jej członkiem. Mówiąc kolokwialnie, byli to sataniści. Osoba, która prowadzi tę stronę, napisała mi, że nic więcej nie wie o związkach farmakologa z organizacją, ale podała namiary do kogoś lepiej poinformowanego.

Śledztwo zaczęło się rozkręcać. Dotarłam do Jeana-Claude’a Bailly’ego, znajomego Rouhiera. W czasach młodości chodził on do paryskiej księgarni prowadzonej przez byłego farmakologa.

Mój rozmówca powiedział, że faktycznie pewna osoba – jej nazwisko niech zostanie tajemnicą – nabyła archiwa po doktorze. Kartonów jest 50, ale nie wiadomo, co się w nich znajdowało. Pan Bailly obiecał, że da mi znać, jeśli czegoś się dowie.

Minęły dni, tygodnie. Wreszcie w maju dostaję telefon – i słyszę głos pana Bailly’ego: „Mam dobrą wiadomość. Listy Witkiewicza są w pierwszych pięciu kartonach!”. Moment, gdy po raz pierwszy je zobaczyłam, był dla mnie niesamowity! Czułam się jak detektyw, któremu udało się dotrzeć do źródła i rozwiązać zagadkę. Radości nie było końca. Zaraz potem prof. Degler powierzył mi tłumaczenie i opracowanie tych listów, które ukażą się jeszcze w tym roku w kolejnym tomie korespondencji Witkacego wydanym przez PIW.

A co sprawiło, że doktor farmakolog stał się członkiem sekty?

Rouhier to bardzo ciekawa, zagadkowa postać. Listy Witkacego nie rozświetlają jego sekretów. Wiemy, że pracował w laboratorium farmaceutycznym braci Poulenc, które częściowo pokryło koszty jego podróży do Meksyku i pracy nad rozprawą doktorską poświęconą peyotlowi i opublikowaną w Paryżu w 1927 r. Był on prawdopodobnie jednym z pierwszych w Europie, którzy spróbowali tego specyfiku. Badał jego właściwości na sobie i na innych, a protokoły z tych doświadczeń szczegółowo przedstawił w swojej rozprawie.

Trzeba dodać, że w Meksyku peyotl jest uznawany za roślinę świętą, związaną z kultem Hikuri – boga światła.

W laboratorium doktor poznał innych członków sekty Le Grand Lunaire, a w 1929 r. otworzył wydawnictwo, które specjalizowało się w literaturze ezoterycznej. I sam pisał książki na ten temat. Przypisuje mu się m.in. dzieło napisane pod pseudonimem R.P. Sabazius o wiele mówiącym tytule, w polskim wolnym tłumaczeniu: „Opętanie i przeciw-opętanie”. Jednakże Witkiewicz chyba nie wiedział o ezoterycznej działalności farmakologa, bo nie nawiązuje do tego w listach.

Kiedy i w jakich okolicznościach spotkały się ich drogi?

Zaczęło się od tego, że Witkiewicz dostał pierwsze pigułki peyotlu meksykańskiego od Eugène’a Osty – francuskiego lekarza zajmującego się parapsychologią i dyrektora Międzynarodowego Instytutu Metapsychicznego w Paryżu. Pośrednikiem w przekazaniu narkotyków był Prosper Szmurło – polski lekarz i metapsycholog, założyciel i prezes Warszawskiego Towarzystwa Psycho-Fizycznego. Witkacy po raz pierwszy zażył je 20 czerwca 1928 r. To, co wtedy przeżył, było dla niego wielkim objawieniem, jeśli chodzi o doznane wizje narkotyczne. Można zatem przypuszczać, że przez doktora Szmurłę nawiązał korespondencję z Rouhierem.

W pierwszym odnalezionym liście z 11 grudnia 1928 r. Witkacy przedstawia się jako dramatopisarz, malarz i „zagorzały czciciel peyotlu” – był już bowiem po dwóch seansach peyotlowych. Nie ukrywa, że jest pod wielkim wrażeniem, pisze: „mogę spokojnie umrzeć, bo wiem, czym jest peyotl”. Z listu wynika, że mówił jednak o peyotlu meksykańskim, otrzymanym za pośrednictwem Szmurły. Seanse peyotlowe, w których Witkacy brał udział i które nazywano trimalchionowymi „orgiami”, odbywały się u Teodora i Heleny Białynickich-Birulów w ich willi „Olma” w Zakopanem. Zawsze z udziałem gospodarza, który jako lekarz czuwał nad przebiegiem seansu.

A czy wiemy, jak wędrował od nadawcy do odbiorcy peyotl Rouhiera? Witkacy jeździł w tym celu do Paryża?

Dr Rouhier przesyłał mu pigułki pocztą do Zakopanego. Z listów Witkacego do Białynickiego-Biruli znamy dokładne sumy, jakie płacił za specyfiki. Trzeba podkreślić, że były to całkowicie legalne transakcje. Handlu peyotlem zakazano we Francji dopiero w 1968 r.

Jedna ważna uwaga: Rouhier uprawiał w pobliżu Nicei ten halucynogenny kaktus, który w naturalnych warunkach występuje tylko w Meksyku.

Witkacy w listach narzekał na jakość pigułek przysyłanych przez Rouhiera. Skarżył się, że źle się czuł po ich zażyciu i że jego organizm znacznie gorzej na nie zareagował niż na peyotl meksykański. Do listu dołączył fotografie rysunków, które wykonał po pierwszym zażyciu, aby pokazać doktorowi, jak niezwykłego upojenia wizualnego doznał wtedy w przeciwieństwie do „słabego” działania po francuskim specyfiku.

Prawdopodobnie to z powodu kiepskiej jakości peyotlu Witkacy zdecydował się uciąć korespondencję z Rouhierem, która trwała ponad rok. Ostatnie znalezione listy pochodzą z początku 1930 r.

Czy listy Witkacego do Rouhiera wskazują – mówiąc wprost – że był na narkotycznym głodzie, nie mógł funkcjonować bez tej używki?

Absolutnie nie można wyciągać takich wniosków. Witkacy nigdy nie był narkomanem, choć próbował wielu narkotyków. Nie było tak, że zażywał je, aby się po prostu odurzyć. Peyotl, jak i inne narkotyki, służył mu do czegoś innego. Eksperymentował z peyotlem w sposób naukowy, bo chciał zbadać jego wpływ na ludzką psychikę, na sposób postrzegania i malarskiego odtwarzania rzeczywistości.

Witkacy wierzył – o czym pisał w „Narkotykach” – że peyotl jest objawieniem, bo doprowadza do upojenia wizualnego, które pozwala dotrzeć do niezgłębionych pokładów podświadomości. Dlatego podczas seansu dokładnie notował zarówno niesamowite wizje, jak i niezwykłe przeżycia, których doświadczał. Te sprawozdania były potem przedmiotem szczegółowych analiz i publikacji naukowych, m.in. Stefana Szumana, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Znaleziona korespondencja dowodzi, że był wymagającym amatorem tego narkotyku i spodziewał się, że dr Rouhier pogłębi jego wiedzę na ten temat. I rzeczywiście, Rouhier w obu zachowanych listach pisze z uznaniem o opisanych przez Witkacego wizjach peyotlowych, obiecując ich analizę. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek to uczynił, bo za każdym razem tłumaczył się brakiem czasu: „Gdyby Pan wiedział, ile mam pracy, miałby Pan litość nade mną. Obiecuję, że niebawem napiszę do Pana dłuższy list”.

Z tego wynika, że w paryskich kartonach oprócz listów Witkacego były także odpowiedzi Rouhiera?

Zachowała się kopia jednego jego listu, a oryginał drugiego znajduje się w Książnicy Pomorskiej.

Warto dodać, że Witkacy pisał listy bardzo dobrą, barwną francuszczyzną, i widać, że czuł się swobodnie w tym języku.

Sam Witkacy pisał kiedyś w wierszu „Do przyjaciół lekarzy”, że bierze narkotyki – peyotl, ale też np. kokainę czy haszysz – nie dlatego, że je lubi, ale że niejako poświęca się dla eksperymentów artystycznych: „dla »Sztuki« tylko wciągałem te jady”. Jednak można sądzić, że nadszarpnęło to mocno jego zdrowie, na co sam w listach narzekał. I pytanie: czy bez tych używek nie miałby tej niezwykłej wyobraźni, którą znamy z jego dzieł?

Kłopoty ze zdrowiem były raczej skutkiem ciężkiej kontuzji odniesionej na froncie w 1916 r., a nie narkotyków, z których żadnego systematycznie nigdy nie zażywał. Rzeczywiście sięgał po nie przede wszystkim w celach artystycznych. Badacze jego twórczości malarskiej określają to „poszerzaniem wyobraźni wewnętrznej”. Na pewno bez tych doświadczeń nie napisałby „Narkotyków” i być może nie powstałoby wiele rysunków czy szkiców, na których widzimy takie postacie jak lemury, węże czy wielogłowe potwory – czyli wytwory halucynacji popeyotlowych.

Warto podkreślić, że Witkacy podchodził do swoich eksperymentów z metodycznym, niemal naukowym rygorem. Potrafił np. na ponad rok zażywania peyotlu wyrzec się zupełnie alkoholu.

Czy paryski skarb zawiera komplet listów między Witkacym a Rouhierem?

Nie, było ich więcej, ale prawdopodobnie niektóre zostały bezpowrotnie zniszczone. Na pewno Witkacy wysłał jeszcze jeden list, do którego załączył „protokół” z pierwszego doświadczenia peyotlowego. Część z tego protokołu umieścił w „Narkotykach”, a całe sprawozdanie Anna Micińska dołączyła do ich wydania w 1975 r. Być może uda się jeszcze odnaleźć je w jednym z pudeł dr. Rouhiera.

Najważniejsze jest to, że zakupiliśmy całość znalezionej korespondencji. Profesor Degler nazwał ten zakup „transakcją XXI wieku”. Jako negocjatorka tej sprzedaży mogę to potwierdzić. Właśnie przyjechałam ze znalezionymi listami do Polski i przekazałam je Instytutowi Witkacego.

Przewiozłam je w swoim bagażu na pokładzie samolotu – podekscytowana, ale i ze strachem, żeby nie zgubić cennej cząstki Witkacego. Udało się, misja spełniona! ©


MARIOLA ODZIMKOWSKA jest teatrolożką i badaczką literatury. Autorka wydanej po francusku książki „Recepcja teatru polskiego we Francji po 1989 roku”. Asystentka Rity Gombrowicz, współpracowniczka Krystiana Lupy. Przetłumaczyła i opracowała aneks do „Listów II, vol. 2” Witkacego, zawierający korespondencję pisarza z Alexandre’em Rouhierem z lat 1928-30. Książka ukaże się pod koniec roku nakładem PIW.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2016