Ani "patriotyczny", ani "podziemny"

Komuniści chcieliby stworzyć Kościół narodowy, chiński, działający poza wspólnotą Kościoła powszechnego i bez łączności z Papieżem.

---ramka 318383|prawo|1---O. ANTONI KOSZORZ SVD, MAREK ZAJĄC: - Gdy w Polsce wspomina się o Kościele w Chinach, zawsze mowa jest o prześladowaniach tamtejszych biskupów i księży z tzw. Kościoła podziemnego. Jak jest naprawdę?

Bp Alojzy Jin Luxian: - W tej chwili uwięzionych jest - według mojej wiedzy na ten temat - tylko kilkunastu kapłanów i jeden biskup Kościoła “podziemnego". Są to zazwyczaj krótkotrwałe zatrzymania. Aresztowany biskup z prowincji Hebei znajduje się pod policyjną strażą w hotelu - to zatem raczej areszt domowy, a nie więzienie. Gdy Kościół podziemny nie jest “głośny", władze zostawiają go w spokoju. Problem powstaje, gdy gromadzi się więcej wiernych, np. powyżej tysiąca: wtedy zazwyczaj wkraczają władze, uznając zgromadzenie za nielegalne. U mnie w Szanghaju też działa Kościół podziemny z kilkunastu kapłanami i biskupem. Ale nigdy nie doszło do aresztowań. Powiedziałem zresztą rządzącym: jeśli aresztujecie podziemnego biskupa czy księży, będziecie bardzo nierozsądni. Według prawa nie można ich przecież więzić zbyt długo, a po zwolnieniu będą jeszcze bardziej przeciwni partii komunistycznej; więzienie tylko umocni ich w przekonaniach. Trzeba tu jednak pamiętać, że w Chinach wszystko jest zależne od polityki władz lokalnych.

Paradoksalnie, działania władz częściej uderzają dziś w Kościół “otwarty" niż “podziemny", bo my nie działamy w ukryciu, stąd łatwiej nas kontrolować. W Chinach istnieje napięcie przede wszystkim między rządem a Kościołem “otwartym".

- W europejskich mediach zwykło się mówić, że w Chinach egzystują obok siebie prześladowany Kościół podziemny i kontrolowany przez władze Kościół “patriotyczny". Ksiądz Biskup nie mówi jednak o Kościele “patriotycznym", lecz “otwartym".

- Po pierwsze, wszyscy chcemy budować Kościół katolicki, czyli uniwersalny. Komuniści chcieliby natomiast stworzyć Kościół narodowy, chiński, działający poza wspólnotą Kościoła powszechnego i bez łączności z Papieżem. Po drugie, określenie “patriotyczny" budzi negatywne skojarzenia. Prawda: działalność naszych biskupów i księży jest zarejestrowana i uznana przez władze, ale jednocześnie ok. 80 proc. z nich uznaje też Stolica Apostolska. My nie jesteśmy ani Kościołem patriotycznym, ani oficjalnym, ale rzymsko-katolickim.

Zasadnicza różnica polega na tym, że Kościół podziemny nastawiony jest wyłącznie na konfrontację z władzami. My z kolei usiłujemy szukać jakiegoś modus vivendi w nadziei na polepszenie sytuacji chińskich katolików i zachowanie w naszym kraju wiary rzymsko-katolickiej. Przykład: dzięki temu, że nie działam w podziemiu, wybudowałem 119 nowych kościołów, mam w diecezji seminaria i katolicką drukarnię. M.in. dzięki wsparciu chińskich protestantów, którzy przekazali mi papier, drukuję i rozpowszechniam Nowy Testament, mszaliki, a nawet brewiarze (protestanci nie mają nic przeciwko temu, bo mówią, że brewiarz też zawiera teksty biblijne). A Pismo Święte i kapłani są przecież niezbędni dla krzewienia i ugruntowania wiary. Udało nam się wydrukować również Katechizm Kościoła Katolickiego - oczywiście, z ingerencjami cenzury, bo jako Kościół potrzebujemy rządowego imprimatur. W miejscach wykreślonych przez cenzorów umieściliśmy jednak ilustracje, dzięki czemu czytelnik wie, gdzie dokonano skreśleń.

- Co Księdza Biskupa najbardziej niepokoi w Kościele w Chinach?

- Największą troską są młodzi kapłani; w ostatnich latach z mojej diecezji odeszło ośmiu. Mam teraz 60 młodych księży oraz kilku już bardzo starych - na 16 milionów mieszkańców, w tym 150 tys. katolików. Powodem odchodzenia kapłanów są zazwyczaj sprawy materialne i celibat. Pokusy w Szanghaju są zbyt silne. Niektórzy seminarzyści przychodzą niezbyt głęboko umotywowani, myślą raczej o karierze. W domu mogą tylko pracować albo w gospodarstwie rolnym, albo w budownictwie. Przychodzą więc do seminarium, bo standard życia księży jest o wiele wyższy od reszty ludności. Kapłan cieszy się uznaniem wiernych i ma właściwie wszystko. Niestety, jedna trzecia księży opuszcza koniec końców stan kapłański.

Kościół w Chinach przeżywa poważny kryzys. W ciągu ostatnich trzech lat rząd zwiększył nacisk. Komuniści chcą, aby nasz Kościół był zupełnie niezależny od Rzymu, a całkowicie podporządkowany Patriotycznemu Stowarzyszeniu Katolików Chińskich, które jest dla komunistów instrumentem kontroli. Naszym zadaniem jest walka przeciw tej kontroli, abyśmy nie utracili całkowicie wolności i pozostali katolikami rzymskimi, a nie schizmatykami. Bo od paru lat istnieje - niestety - realne niebezpieczeństwo schizmy czy herezji.

- A jak Ksiądz Biskup radzi sobie z Patriotycznym Stowarzyszeniem Katolików we własnej diecezji?

- To ja kontroluję stowarzyszenie, a nie stowarzyszenie - mnie. Wszystko zależy od osoby ordynariusza: jeśli ma mocny charakter, nie daje się zdominować. Jeśli jest słaby, w diecezji rządzi stowarzyszenie.

- Czy wierzy Ksiądz Biskup w rychłe porozumienie między Stolicą Apostolską a rządem w Pekinie; w nawiązanie kontaktów dyplomatycznych?

- Raczej nie. Sprawa wygląda tak: Chiny uzależniają nawiązanie relacji z Watykanem od zerwania przez Stolicę Apostolską stosunków z Tajwanem. Watykan jest gotów na taki krok w każdej chwili. Problem w tym, że komuniści nie dają żadnych gwarancji. Mówią: zerwijcie z rządem w Tajpej, a wtedy zobaczymy, co dalej. W tej sytuacji Watykan po prostu nie może ryzykować, bo prawdopodobne jest, że po zerwaniu stosunków z Tajwanem komuniści zaczną wysuwać nowe, niemożliwe do spełnienia żądania.

Największym problemem w Chinach jest zanikanie wszelkich wartości moralnych. Nie ma już konfucjanizmu. Wymiera marksizm. Młodzi często poszukują zatem prawdy w chrześcijaństwie. Szybko rośnie zwłaszcza liczba protestantów (dziś mówi się już o 25 milionach, a według niektórych nawet 50 milionach). To zainteresowanie chrześcijaństwem stanowi dla nas ogromną szansę. Ale trzeba pamiętać, że szansa nadarza się rzadko i szybko znika. Stąd moja troska o dobrych kapłanów i dobrych katolików świeckich. Pewna część z nich związana jest z Patriotycznym Stowarzyszeniem Katolików. Ale, jak wspomniałem, stowarzyszenie jest narzędziem w rękach rządu. Stąd w Szanghaju utworzyliśmy Stowarzyszenie Katolickich Intelektualistów Szanghaju, które zresztą zyskało akceptację władz. To coś podobnego do dawniejszej Akcji Katolickiej. Kłopot w tym, że większość członków to starsi, już emerytowani profesorowie.

- W Chinach można ostatnio zaobserwować zainteresowanie chrześcijaństwem wśród intelektualistów, którzy prowadzą badania nad zachodnią filozofią, kulturą i cywilizacją chrześcijańską.

- Rzeczywiście, od dwunastu, może piętnastu lat sporo chińskich intelektualistów i uczonych prowadzi takie badania. Kiedyś o misjonarzach pisano wyłącznie jako o szpiegach. Dziś o misjonarzach, zwłaszcza tych pierwszych, pisze się z wielką sympatią i przede wszystkim bardziej obiektywnie. Niestety, poziom intelektualny naszych młodych kapłanów nie jest jeszcze na tyle wysoki, aby dorównać naukowcom. Księża zajmują się raczej pracą duszpasterską i nie potrafią nawiązać właściwych kontaktów z uczonymi. W naszym wydawnictwie publikujemy wiele książek religijnych, ale prawie wyłącznie o charakterze popularnym. Niemniej w najbliższym czasie musimy poświęcić więcej wysiłku również pracom naukowym, zwłaszcza o inkulturacji Kościoła w Chinach. Dotychczas na tym odcinku robiliśmy mało. Zbyt mało.

- Ksiądz Biskup podobno założył w Szanghaju kolegium dla teologicznego kształcenia świeckich.

- Niestety, to nieprawda. Dotychczas wysłałem natomiast prawie 60 osób: kapłanów, sióstr zakonnych i świeckich na dalsze studia do Europy, Ameryki i Australii. Problem w tym, że teraz nie chcą wracać. Różnice poziomu życia są tak wielkie, że do Chin wraca tylko jedna trzecia.

- Podczas ostatniej V Europejskiej Konferencji poświęconej Kościołowi w Chinach, na początku września w Leuven, była mowa o liście otwartym jednego z biskupów chińskich na temat pojednania między dwiema “frakcjami" tamtejszej wspólnoty katolickiej. Co Ksiądz Biskup sądzi o tej inicjatywie?

- Mowa jest o liście biskupa z prowincji Kansu, diecezji Lanzhou. Ten list powinien być przesłany do wszystkich biskupów obu “frakcji". Tak się nie stało. My, w Chinach, go nie otrzymaliśmy - dowiedziałem się o wszystkim z zagranicy. Ten młody biskup stał się sławny, ale poza tym nie było chyba żadnego efektu.

Sprawa nie jest bowiem wcale taka prosta. Kościół “podziemny" określa siebie jako jedyny prawdziwy, cierpiący prześladowanie, wierny Ojcu Świętemu. I na ogół nie chce mieć z nami wiele do czynienia. Z drugiej strony niektórzy katolicy “podziemni" przychodzą do mnie, aby np. otrzymać książki religijne z naszego wydawnictwa. Przed trzema laty spotkałem się z biskupem podziemnym mojej diecezji i zapytałem: Jeśli dojdzie do porozumienia między Watykanem a Pekinem, przyjdziesz z powrotem do mnie? Odpowiedział: nie! Tłumaczył, że po normalizacji będą czekać, by zobaczyć, czy Rzym nie uczynił fałszywego kroku - bo każdy kompromis z komunistami oznacza fiasko.

Co gorsze, rząd kieruje się zasadą “Dziel i rządź" i usiłuje nie dopuścić do kontaktów między naszymi wspólnotami. Dlatego i po normalizacji pojednanie będzie trudne. Z biegiem lat jestem coraz większym pesymistą, choć oczywiście nadziei nie tracę... Muszę też przyznać, że w porównaniu z czasami Mao czy tzw. rewolucji kulturalnej - wcale zresztą nie “kulturalnej", lecz barbarzyńskiej - katolikom żyje się lepiej. Wtedy komuniści nie chcieli tylko kontrolować religii, ale ją unicestwić. Wszystkie kościoły zamknięto, wiele zniszczono, spalono katolickie książki. Przez dziesiatki lat, do 1985 r. w Chinach nie wyświęcono ani jednego kapłana.

- Jakie wrażenia wywozi Ksiądz Biskup z Polski?

- Jestem pod ogromnym wrażeniem polskiego katolicyzmu. Wielokrotnie bywałem w Europie, ale takiej wiary jak u Was, tam już się nie spotyka. Zachowujecie tradycyjną chrześcijańską moralność i pobożność, widziałem wielu modlących się w kościołach ludzi. To było dla mnie wielkim pokrzepieniem. Będę się modlił, aby Polska taka pozostała. Aby modernizacja i wzrost dobrobytu nie sprawiły, że zapomnicie o Panu Bogu.

Jeśli zaś mógłbym wyrazić jakieś życzenie, przede wszystkim proszę, abyście się za nas, za Kościół katolicki w Chinach modlili. Abyśmy na Wasz wzór zawsze pozostali wierni Chrystusowi i chrześcijańskiemu nauczaniu. Abyśmy pozostali wierni Ojcu Świętemu. W komunistycznym więzieniu spędziłem 27 lat i przez wszystkie te lata czułem wsparcie modlitewne ze strony Kościoła powszechnego, tysięcy anonimowych chrześcijan - za co chciałbym podziękować także Polakom. Kościół w Chinach nadal potrzebuje takiego wsparcia, tym bardziej, że nacisk władz nie słabnie. Komuniści zobaczyli na przykładzie Europy Wschodniej, że wiara może obalić komunistyczny ustrój.

- Czy można pomóc w inny niż modlitwa sposób?

- Modlitwa jest zawsze na pierwszym miejscu. Ale byłoby też dobrze, gdybyście w Waszych czasopismach i książkach więcej informowali o Kościele w Chinach. I ważne, żeby te informacje były obiektywne. Otrzymujemy też z Europy potrzebne wsparcie finansowe, np. od diecezji w Niemczech czy organizacji “Kirche in Not", dzięki którym działa m.in. nasza drukarnia.

A może za wiele lat polscy misjonarze zechcą wrócić do Chin? Na razie, niestety, to niemożliwe. Obcokrajowcy mogą w Chinach pracować tylko jako nauczyciele (także w seminariach), ale nie jako misjonarze.

- Może Chińczycy mogliby studiować w Polsce?

- Sądzę, że tak. Ale to trudne. Wysłać świeckich jest jeszcze dosyć łatwo. Natomiast na wyjazd księży, seminarzystów i sióstr zakonnych potrzebna jest zgoda Biura do spraw Religii w Pekinie i pana Liu (sekretarz generalny Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich), który w tym zakresie jest wszechwładny. Dlatego najchętniej przysłałbym na dalsze studia w Polsce niektórych naszych młodych świeckich intelektualistów, co mogę robić bez pozwoleń z Pekinu. Potem też może jakieś siostry (mówię “może", bo ze względu na pana Liu jest to rzeczywiście trudne), np. do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie - nie żeby zdobywały jakąś specjalną wiedzę, ale by pogłębiły swe życie religijne i zakonne. Siostry i księży jestem gotów posłać tylko pod warunkiem, że będą żyli razem z Wami w waszych konwentach i wspólnotach zakonnych, bo moje dotychczasowe doświadczenia w tym zakresie nie są najlepsze. Sam jako jezuita nie mam w Chinach prawie żadnej łączności z moim zakonem, bo ich działalność jest zakazana. Jednak staram się żyć i modlić jak jezuita. Żyję skromnie, bo złożyłem ślub ubóstwa, i podpisuję się zawsze z inicjałami SJ. Na marginesie opowiem anegdotę: w Essen spotkałem naszego generała, o. Petera Hansa Kolvenbacha. Pytam: “Ojcze Generale, czy jestem złym jezuitą?". Odpowiedział: “Wręcz przeciwnie, jednym z najlepszych".

---ramka 318384|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003