Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wkrótce minie dokładnie 60 lat od chwili, gdy na oświetlone reflektorami podwórze klasztoru przerobionego na więzienie dla Kardynała wjechał wiozący go samochód Urzędu Bezpieczeństwa. Miejsce pobytu – Stoczek, wioska oddalona od głównych traktów – zachowywano w najgłębszej tajemnicy. Społeczeństwo nie wiedziało, co się z Prymasem dzieje.
Po latach nasza wiedza stawała się coraz bogatsza. Docierała powoli. „Zapiski więzienne” Prymasa ukazały się w całości dopiero w roku 1982. Wydano wspomnienia ks. Stanisława Skorodeckiego, księdza-więźnia przydzielonego Prymasowi w charakterze kapelana (Prymas jego kapelaństwa nie uznał, trzymając się zasady, że tylko on sam może kapelana wybrać i mianować), oraz rozmowy Jacka Żakowskiego z ks. Skorodeckim, Marią Leonią Graczyk – zakonnicą więzioną w Stoczku, a potem w Prudniku – i Julią Wyszyńską („Mroczne wnętrza. Uwięziony Prymas prywatnie – w oczach współwięźniów i swojej siostry”).
Paweł Zuchniewicz, autor pięciu popularnych książek o Janie Pawle II, zaryzykował nowe podejście do – mogło się wydawać – wyeksploatowanego tematu i napisał o więzionym w Stoczku Prymasie powieść. Czerpał ze wspomnianych wyżej publikacji, ale sięgnął też do raportów, które ks. Skorodecki (kryptonim „Krystyna”) codziennie pisał dla służb. Raporty są tak szczegółowe, że pozwalają odtworzyć codzienne życie uwięzionych. Czy Ksiądz Prymas o nich wiedział? Nigdy się nie dowiemy. Autor przyjmuje hipotezę łaskawszą dla ks. Skorodeckiego: wiedział. Ten wątek wypadł w książce dość przekonująco.
A całość? Kto zna „Zapiski więzienne”, wywiady Żakowskiego i książkę ks. Skorodeckiego, nie znajdzie tu rewelacji. Hipotetyczna rekonstrukcja wszechstronnego, pełnego obrazu, widzianego także od strony służb specjalnych i PZPR-u, jest jednak udana. Wierność źródłom i powściągliwość wyobraźni w opisywaniu tego, czego można się tylko domyślać, wyszły powieści na dobre. Ci, którzy do źródeł nie sięgną, poznają dzięki niej ten żałosny, kompromitujący rozdział dziejów PRL-u.
Pewien niepokój może budzić postać głównego bohatera. Ksiądz Prymas w książce nie rozmawia, a wygłasza, nawet wtedy, kiedy opowiada dowcipy (zawsze z morałem). Może dlatego, że mówi „Zapiskami”. Czyżby przez trzy lata przynajmniej czasem nie prowadził normalnej rozmowy? Skonstruować portret Kardynała Wyszyńskiego łatwo nie jest. Miałem zawsze wrażenie, że w tym człowieku tkwi jakby kilku ludzi. Prymas nauczający z kazań i z „Zapisków”, wzniosły, chwilami patetyczny, ale jednocześnie dobrotliwy, zawsze spokojny, zamodlony. Jest też Prymas z pisanych z dnia na dzień dzienników, których część opublikował Peter Raina, a wcześniej, zaraz po śmierci autora, ks. Alojzy Orszulik w biuletynie Konferencji Episkopatu Polski. Ten bywa w sądach o ludziach apodyktyczny, często gorzki, ironiczny, czasem bezlitosny. Jest wreszcie jeszcze inny Prymas: zatroskany kapłan, ojcowski, ciepły, uważny, świetny rozmówca, z poczuciem humoru i odrobiną autoironii. Można by z pewnością dodać kilku innych. Tak, nie jest łatwo portretować wielkich.
Okropieństwo pobytu w Stoczku nie zostało w książce ani trochę przesadzone. Byłem tam wkrótce po tym, jak władze oddały klasztor do dyspozycji Kościoła. Ogromne, zaniedbane i zawilgocone gmaszysko bez piwnic, w chłodne dni lodowate, nie mówiąc o zimowych mrozach, źle działające piece kaflowe, zapuszczony ogród z brudną wodą w sadzawce i pięknymi drzewami okręconymi drutem kolczastym. Potrzeba było wielu lat i pracy, by klasztor i kościół doprowadzić do stanu, w jakim znajdują się dzisiaj – a nadal pozostaje sporo do zrobienia. Pamięć dostojnego Więźnia pielęgnuje się tam z pietyzmem, rekonstrukcja urządzenia pokoju, w którym mieszkał, pamiątki, napisy i zdjęcia przypominają o nim odwiedzającym.
Paweł Zuchniewicz, Prymas w Stoczku, Wydawnictwo Promic, Warszawa 2013.