100 tysięcy listów

Jacek Krawczyk /fot. A. Franaszek

26.09.2006

Czyta się kilka minut

ANDRZEJ FRANASZEK: - W jaki sposób trafił Pan do "Kultury"?

JACEK KRAWCZYK: - Wyjechałem na Zachód we wrześniu 1981 roku - młody barbarzyńca, który pierwszy raz przekradł się za żelazną kurtynę. Gdy wybuchł stan wojenny, trafiłem do komitetu "Solidarności" w Paryżu, gdzie zajmowałem się prasą podziemną i wydawnictwami. Z tego powodu korespondowałem z Jerzym Giedroyciem i byłem kilka razy w Maisons-Laffitte. Poznałem też Józefa Czapskiego. W 1985 roku straciłem pracę, a Krzysztof Pomian i Czapski polecili mnie Redaktorowi, akurat potrzebującemu kogoś, kto uporządkuje olbrzymią bibliotekę. I tak dołączyłem do "falansteru »Kultury«".

Pijany pracą

Wprowadzałem ład do księgozbioru, a jednocześnie Giedroyc używał mnie do wyszukiwania najrozmaitszych rzeczy - artykułów, dokumentów itd. Gdy w 1991 roku Renata Gorczyńska przygotowała wydanie książkowe listów Zygmunta Hertza do Miłosza, zaproponowałem zrobienie indeksu, a potem stopniowo coraz bardziej wciągałem się do prac edytorskich przy tomach "Archiwum »Kultury«" - Jeleński, Bobkowski, Stempowski, Wańkowicz... Współpracowałem z Redaktorem, najbardziej intensywnie w czasie powstawania "Autobiografii na cztery ręce". Krzysztof Pomian nagrał i spisał rozmowy, ponieważ jednak wyjeżdżał do Kalifornii - maszynopis zostawił nam. Przygotowywałem indeks połączony ze słownikiem biograficznym. To była fascynująca praca. Przy okazji wychodziły również pewne pomyłki Redaktora, który bardzo pokornie przyjmował, gdy mu sygnalizowałem, że coś się nie zgadza, i autoryzował skróty, cięcia, poprawki. Od niego nauczyłem się roboty edytorskiej.

Największym wyzwaniem było opracowywanie z Krzysztofem Pomianem korespondencji Jerzego Giedroycia i Juliusza Mieroszewskiego. Zależało mi, żeby ta edycja, do której Redaktor był bardzo przywiązany, wyznaczyła standard wydań. To było dziesięć miesięcy pracy po kilkanaście godzin dziennie, m.in. przeczytałem całą prasę londyńską z lat 1945-60. Miałem wrażenie, że unoszę się nad ziemią pijany pracą. Później pojechałem do Warszawy, by oddać rezultat "Czytelnikowi", i zdałem sobie sprawę, że wykonaliśmy olbrzymią robotę, której czytelnicy ograniczą się dziś do kilkuset osób, ale pozostanie ona w bibliotekach i będzie przydatna za 20 lub 30 lat. Strasznie się wstydzę, bo są dwa albo trzy błędy w tych 1250 biogramach.

- W chwili śmierci Jerzego Giedroycia było jasne, że "Kultura" nie będzie się już ukazywać... Jakie natomiast były plany wobec pozostałych działań Instytutu Literackiego?

- Pamiętam, jak zajmowałem się listami Giedroycia i Melchiora Wańkowicza i w pewnej chwili po prostu zatkało mnie: w kwietniu 1952 roku Redaktor pisze do Wańkowicza: "uroczyście poleciłem Zosi [Hertz], że nie ma żadnej kontynuacji »Kultury«. Koniec. Mogą sobie wydać wspomnienia czy oceny (...) i myśl o tym napełnia mnie prawdziwą radością. Co za głupstwa tam popiszą. Pisanie przyczynków do własnej biografii zupełnie mnie nie bawi. Ponieważ mam bardzo niechlujne, ale dokładne archiwum swojej pracy, więc to zostawię w depozycie w jakiejś bibliotece, niech sobie po 100 latach jacy przyczynkarze piszą swoje prace magisterskie".

On miał wtedy 46 lat - co za duma, co za pycha! A 25 lat później dodaje, w korespondencji z Mieroszewskim: "To mogłaby ciągnąć Zosia, jako że kobiety żyją dłużej i tu mogę mieć do niej zaufanie"; "nie widzę ani następcy, ani możliwości kontynuowania »Kultury« (...) albo zamknąć sklepik, albo zrobić coś tj. połączenie »Kultury«, »Zeszytów Historycznych« plus strona literacka, coś na wzór miesięczników sowieckich". "Zawsze jest masa materiałów, specjalnie jeżeli idzie o »Zeszyty Historyczne«, kilka książek, które warto wydać, tak że Zosia będzie mogła to wypychać, jako że kobiety żyją dłużej niż my".

To było jasne, on to wiedział.

Kiedyś znalazłem informację, że Agnieszka Osiecka napisała dla niego wiersz, a Wacław Zbyszewski zawczasu przygotował o nim wspomnienie pośmiertne. Po śmierci Redaktora odnaleźliśmy te materiały, znalazły się w ostatnim numerze "Kultury".

Wiedzieliśmy również, że musimy kontynuować inne rzeczy. Pan Henryk i pani Zofia powiedzieli: "Jacek, rób »Zeszyty«". Zacząłem więc redagować "Zeszyty Historyczne". Bardzo jestem dumny, że są polscy historycy, którzy wybierają właśnie to miejsce, a nie jakiekolwiek pismo w Polsce. Udało nam się poruszyć kilka ważnych kwestii. Przypomnę choćby tekst Bernarda Wiadernego o niedoszłych próbach kolaboracji z Niemcami, który wzbudził polemiki. Czasami jest tak, że warto zadać sobie różne bolesne pytania.

Otworzyły się archiwa, bardzo dużo materiałów przychodzi teraz z archiwum IPN. Przyjęliśmy jednak, że nie będziemy się zajmowali bieżącą polityką ani lustracją.

Nie wziął z sobą kalki

- Co właściwie znajduje się w zbiorach Instytutu Literackiego?

- Przede wszystkim autorskie maszynopisy i rękopisy tekstów opublikowanych w "Kulturze" i "Bibliotece »Kultury«". To są skarby - rękopisy Herlinga, Miłosza, Jeleńskiego, Wata, Stempowskiego, Kołakowskiego. Nie można przygotować krytycznej edycji Gombrowicza czy Miłosza, nie sięgając do naszych archiwów, by spojrzeć na dopiski, skreślenia. Gombrowicz na przykład pisał ręcznie, przepisywał na maszynie, przed wysłaniem dorzucał różne rzeczy, potem wracały do niego szczotki, na szczotkach jeszcze były poprawki - tak dbał o precyzję. Konstrukcja ,,Dziennika" jest arcydziełem, a odtwarzanie jej fascynującą pracą.

Poza tym ogromna korespondencja redakcyjna, jakieś 70 do 100 tys. listów. Redaktor współpracował z ogromną liczbą osób, autorów "Kultury" było trzy, cztery tysiące. Jakość archiwów polega m.in. na tym, że listy są zachowane w obie strony, bo Redaktor zawsze zachowywał kopie. Jest teraz opracowywany pierwszy tom fascynującej korespondencji Czesław Miłosz-Jerzy Giedroyc. Sprawdziliśmy w archiwum Miłosza na Yale i okazało się, że na kilkaset listów Giedroycia brakowało nam tylko jednego - bo Redaktor, będąc w Stanach, najwyraźniej nie wziął z sobą kalki. Bardzo też rzadko zdarzają się kolekcje obejmujące tak długi czas: korespondencja ze Stempowskim to lata 1945-69, z Gombrowiczem: 1950-69, z Miłoszem: 1952-2000. Dla historii Polski i świata drugiej połowy XX wieku to jest materiał z pierwszej ręki.

Redaktor miał poczucie obowiązku wobec kultury polskiej. Stąd np. przyznawanie nagrody "Kultury", kupowanie dzieł sztuki, które miały kiedyś trafić do wolnego Muzeum Narodowego. Namawiał swych korespondentów, by gromadzili źródła historyczne, zostawiali świadectwa. Starał się też pomagać ludziom - zachowały się informacje o tym, jak wysyłał Kisielowi wiatrówkę albo jak ściągał dla Turowicza tom Garcii Lorki z Argentyny, bo w Europie roku 1953 czy '54 nie udało mu się znaleźć żadnego wydania.

- Co udało się zrobić od śmierci Jerzego Giedroycia?

- Uporządkowaliśmy 25 metrów bieżących dokumentów - to jest dużo, jakaś jedna piąta całości zbioru. Staramy się zachowywać wszystkie reguły archiwistyki: inwentarze, sygnatury, aby z czasem każdy mógł łatwo poruszać się w archiwum.

Zgodnie z życzeniem Redaktora nie ogłaszamy na razie jego listów do Czapskiego i Herlinga. Natomiast niedługo ukaże się nowe, tym razem pełne wydanie korespondencji Giedroyc-Gombrowicz, ponad 700 listów. A także wspomniana pierwsza część korespondencji z Miłoszem (lata 1952-63). Jest prawie gotowy wspaniały Parnicki. Niedługo powinien być dalszy ciąg Mieroszewskiego, jest też trochę fascynujących małych zbiorów. Szczerze mówiąc, wszystko działo się szybciej za życia Redaktora, który gonił do pracy edytorów i wydawców. Teraz brakuje kogoś, kto wysyła urgensy. Przecież w Bibliotece Czartoryskich w Krakowie ciągle czekają na pełne odczytanie i wydanie 263 tomy dziennika Józefa Czapskiego z lat 1942-92 - jeden z najpiękniejszych polskich dzienników. Jego publikacja jest niespełnionym życzeniem Giedroycia.

Ludzie, którzy tu żyli

- Z czego są finansowane te prace?

- W dużej części z prywatnych funduszy, które pozostały po Redaktorze i pani Zofii Hertz. Jedynym ich spadkobiercą jest pan Henryk i to on podejmuje decyzje. Wspomaga nas działające w Polsce Towarzystwo Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu, które pozyskuje środki z różnych źródeł, ale przede wszystkim od prywatnych sponsorów. Tak na przykład w swoim czasie "Rzeczpospolita" przekazała nam pół miliona złotych... W roku 1999 Jerzy Giedroyc powołał Stowarzyszenie Instytut Literacki "Kultura", jak każda legalna organizacja francuska mogące się starać o pomoc władz samorządowych i państwowych. Rozpoczęliśmy starania o zaklasyfikowanie tego miejsca i zbiorów jako archiwów historycznych, będących częścią francuskiego dziedzictwa. Również z tego powodu, by uniemożliwić ewentualne przeniesienie zbiorów do np. jakiejś polskiej biblioteki. Myślenie Redaktora było jasne - zbiory zostają tutaj. Integralność miejsca i kolekcji polega na tym, że nie jest to tylko archiwum, w którym leży zapisany papier, i nie tylko biblioteka, ale również jakaś obecność ludzi, którzy tu żyli, kochali się, nienawidzili, tworzyli, płakali, rozpaczali. To jest miejsce wyjątkowe i żadne przenosiny nie wchodzą w grę.

Przyjęliśmy też zasadę, że udostępniamy jak najwięcej materiałów, tylko niewielka część została zastrzeżona przez Redaktora. Już teraz przyjeżdżają do nas badacze, mamy nadzieję, że z czasem będziemy mogli ich przyjmować dużo więcej. W ten sposób Maisons-Laffitte Jerzego Giedroycia będzie żyło nadal.

Jacek Krawczyk (ur. w 1954 r. w Warszawie) jest od 1985 roku archiwistą "Kultury".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2006