Zwykli ludzie

Takich miejscowości jak Jedwabne było na północno-wschodnich kresach Rzeczypospolitej sześćdziesiąt siedem. We wszystkich dochodziło do mordowania Żydów przez chrześcijańskich sąsiadów.

04.07.2011

Czyta się kilka minut

Po tym, jak 22 czerwca 1941 r. wybucha wojna niemiecko-sowiecka, przez kilka tygodni walki toczą się głównie na przedwojennym polskim terytorium: zagrożeni są polscy obywatele, przede wszystkim Żydzi. Do końca 1941 r. Niemcy mordują tu kilkadziesiąt tysięcy Polaków i Białorusinów oraz ok. pół miliona Żydów. Tworzą także warunki, by zabijać lub szykanować Żydów mogli ich chrześcijańscy sąsiedzi.

W Jedwabnem 10 lipca 1941 r. miejscowi Polacy zapędzają do stodoły, którą następnie podpalają, prawie wszystkich miejscowych Żydów. Spośród wielu innych mordów popełnionych na Białostocczyźnie i w Łomżyńskiem latem 1941 r. ten wyróżnia liczba ofiar oraz liczba osób postawionych za to po wojnie przed sądem.

W 2000 r. Jan Tomasz Gross publikuje "Sąsiadów. Zagładę żydowskiego miasteczka". Naszkicowany przez niego obraz pogłębiają kolejne książki - Anny Bikont "My z Jedwabnego" i wydana przez IPN dwutomowa praca zbiorowa "Wokół Jedwabnego". Dzięki nim otrzymujemy wiarygodną charakterystykę grupy, która z poduszczenia Niemców wymordowała miejscowych Żydów. Byli to "zwykli ludzie", niczym się wcześniej niewyróżniający mieszkańcy miasteczka.

***

W książce "U genezy Jedwabnego" przedstawiłem wyniki badań nad zagładą Żydów na tzw. Zachodniej Białorusi, czyli dawnych Kresach Północno-Wschodnich. Ustaliłem, że do połowy lipca 1941 r. mordowanie Żydów przez ich chrześcijańskich sąsiadów miało miejsce w 67 miejscowościach. W większości z nich do niemieckiej policji, oddziałów specjalnych bądź Wehrmachtu przyłączała się miejscowa ludność nieżydowska, najczęściej Polacy. W 51 miejscowościach gwałty na Żydach zaczęły się przed 4 lipca - czyli jeszcze zanim do Białegostoku dotarł specjalny oddział niemieckiej Policji Bezpieczeństwa z Warszawy, dowodzony przez SS-Hauptsturmführera Wolfganga Birknera.

Wzbierająca przez pierwsze dwa tygodnie wojny wrogość miejscowej ludności wybuchła z całą siłą w następnym tygodniu. I zawsze miała związek z obecnością w danej miejscowości pododdziału Einsatzgruppe B Policji Bezpieczeństwa (cztery takie grupy policyjne podążały za Wehrmachtem) bądź jednego ze specjalnych niemieckich oddziałów skierowanych na wschód z Generalnego Gubernatorstwa.

W zeznaniach Żydów składanych przed sądem w trakcie powojennych procesów ­(opartych na dekrecie PKWN z sierpnia 1944 r. o karaniu zdrajców narodu polskiego) częściej jest mowa o wrogich zachowaniach polskich sąsiadów niż o konsekwentnych, morderczych posunięciach Niemców.

Większość świadków podawała najbardziej oczywiste, bezpośrednie uzasadnienia agresji, jak zawiść na tle majątkowym, bezpośrednio prowadząca do rabunku, chęć upokorzenia bądź zemsta na zamożniejszych przed wojną sąsiadach, w znacznej części dobrze sobie radzących podczas okupacji sowieckiej. Niemal wszyscy Żydzi, składający zeznania bądź relacje, mówili o masowym udziale miejscowych Polaków (potwierdzenie tej opinii odnajdziemy także w niektórych polskich zeznaniach sądowych).

W drugiej połowie lat 40., w ramach rozpracowywania antykomunistycznej konspiracji władze masowo aresztowały, przesłuchiwały - stosując brutalne metody - i sądziły wszystkich rozpoznanych członków polskich lokalnych milicji porządkowych, powstałych spontanicznie po ucieczce Sowietów. Dziś jeszcze nie jesteśmy w stanie ocenić, jak wielu z nich rzeczywiście miało na sumieniu udział w mordowaniu Żydów, ilu skazano bezpodstawnie, a ilu zostało oczyszczonych z tego zarzutu, bo zgodzili się współpracować z aparatem bezpieczeństwa w daleko ważniejszej dla niego sprawie zwalczania antykomunistycznego podziemia. W każdym razie, jeżeli po wojnie udawało się ustalić winnych udziału w pogromach, to byli nimi niemal wyłącznie członkowie polskiej pomocniczej formacji policyjnej albo jacyś nieznani świadkom z nazwiska mieszkańcy okolicznych wsi. Te dwie grupy czynnych uczestników odgrodzone są bardzo wyraźnie w źródłach (a można założyć, że i w społecznej pamięci) od tłumu "zwykłych" sąsiadów, którzy szykanowaniu bądź zabijaniu Żydów jedynie się przypatrywali. A przecież w śledztwach bądź w trakcie procesów padały zdania, z których można wnioskować, że obu grup nie oddzielał żaden mur - że owi policjanci to jedynie pierwszy szereg.

***

Co było przyczyną wybuchu nienawiści ze strony polskich chrześcijan? Aleksander Smolar w eseju "Tabu i niewinność", opublikowanym w 1986 r. na łamach emigracyjnego kwartalnika "Aneks", pisał o "problemie specyfiki okupacyjnej w Polsce, jej wpływie na wzajemne stosunki i przyczynach tak dramatycznie rozbieżnych obrazów przeszłości, które zachowali w pamięci Polacy i Żydzi". Stosunki te pogorszyły się znacznie (w porównaniu do stanu przedwojennego) przede wszystkim z powodu zachowań części ludności żydowskiej pod okupacją sowiecką. Mowa tu o entuzjazmie dla wkraczającej po 17 września 1939 r. na ziemie polskie Armii Czerwonej, którego nie tłumaczyło wystarczająco poczucie zagrożenia (wszak nikt nie przewidywał, że polityka Niemców wobec Żydów doprowadzi do Zagłady). Z czego brał się ten entuzjazm? Po części był "manifestacją odrębności, odcięcia się od tych, z którymi Sowiety prowadziły wojnę - od Polaków - zrzuceniem z siebie odpowiedzialności za Państwo Polskie". Państwo, które w latach 30. prowadziło politykę jawnie antysemicką.

Jeśli Żydów wspominali źle polscy zesłańcy z 1940 r. (stanowiący jądro armii gen. Władysława Andersa), to można przypuszczać, że takie samo zdanie mieli ich bliscy w kraju. W stereotyp "żydowskiej zdrady" i jakoby powszechnej kolaboracji przekształciło się ono z tego powodu, że obserwacje i doświadczenia większej grupy osób potwierdziły po prostu wcześniejsze, wręcz podświadome oczekiwania. Gdyby gleba nie nasiąkła przed wojną antysemityzmem, nowych doświadczeń nie generalizowano by tak łatwo i powszechnie.

Poza tym nośnikiem negatywnej opinii o zachowaniu Żydów były środowiska, które bezpośrednio po ucieczce Sowietów podjęły działalność konspiracyjną. Na Kresach ludzie ci w większości sprzyjali endecji i prawemu skrzydłu sanacji. A idee, które krzewiły te stronnictwa, bazowały na ksenofobicznym pojmowaniu polskości. Stosowana przez nie symbolika odwoływała się do cywilizacyjnego i kulturotwórczego znaczenia polskiej kolonizacji - polskość to twierdza otoczona morzem barbarzyństwa. Za Sowietów ufni w swą potęgę barbarzyńcy zaatakowali kresową stanicę, ta oparła się jednak szturmom dzięki cnotom obrońców. W czerwcu 1941 r. nadszedł długo oczekiwany czas rewanżu.

Ten obraz oddają dokumenty polskiej konspiracji, skądinąd rozwijającej się na Kresach znacznie wolniej niż pod okupacją niemiecką. Wspólny dla raportów wysyłanych stamtąd przez różne środowiska był sąd o faworyzowaniu przez władze sowieckie ludności żydowskiej. Pisano, że wrogie Polsce miały być szczególnie żydowskie "doły" (masy, biedota, motłoch), podczas gdy w warstwach wyższych (plutokracja, inteligencja, finansjera) przeważało przywiązanie do polskiego państwa. Raczej więc pewien krzykliwy i widoczny entuzjazm, a nie znacząca kolaboracja - "masy" mało mają ku temu możliwości - budziła niechętne wobec Żydów reakcje. Dokumenty pokazują, że podczas sowieckiej okupacji Żydzi zostali dopuszczeni do tych obszarów życia społecznego, które przed wojną były dla nich niedostępne: policja, administracja państwowa i partyjna. Jednak także w tych zawodach zwykle nie przekraczali bariery 10 proc. Dużo przesady jest w opinii o znaczącej roli w nowym ustroju przedwojennych komunistów żydowskich.

***

Decydenci z SS słusznie przewidywali, że fala wrogości wobec Żydów rozleje się szeroko po dawnych ziemiach polskich, litewskich i rumuńskich. Pogromy antyżydowskie w czasie pierwszych tygodni wojny niemiecko-rosyjskiej nie były jednak wynikiem niemieckiej intrygi, choć obecność niemieckich żołnierzy i policjantów sprzyjała ich eskalacji. Moim zdaniem w ten sposób należy interpretować rozkazy szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinhardta Heydricha z 29 czerwca i 2 lipca 1941 r., dotyczące przeprowadzania przez Einsatzgruppen (grupy operacyjne Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa) na terytoriach zajmowanych przez Wehrmacht "akcji oczyszczania" oraz wspomagania "akcji samooczyszczania" organizowanych przez miejscowe siły antykomunistyczne. Akcje te miały objąć osoby arbitralnie uznane za podporę rządów sowieckich - komisarzy i Żydów "na stanowiskach partyjnych i państwowych".

Pierwsze tygodnie niemieckiej okupacji określiłbym mianem chaotycznego terroryzmu. Wędrujące od miasta do miasta Ein­satzgruppen mordowały dziesiątki żydowskich mężczyzn, zwykle zadenuncjowanych przez chrześcijańskich sąsiadów i pojedynczych nieżydowskich sympatyków władz sowieckich. Dokumenty niemieckie nie dają odpowiedzi na pytanie, z jakich powodów miejscowa ludność prawie zawsze korzystała ze stworzonej przez Niemców sposobności rabowania i zabijania żydowskich sąsiadów. Mówią jedynie o tym, że wkraczaniu oddziałów niemieckich towarzyszył "radosny nastrój", a stosunek do nowego okupanta oscylował od wyraźnej radości na Litwie i ziemiach zamieszkanych przez ludność ukraińską, po "przyjacielsko neutralny" stosunek Polaków.

***

W czerwcu i lipcu 1941 r. niemiecka władza na tym terenie opierała się na niewielkich i słabo obsadzonych posterunkach żandarmerii wojskowej. W pierwszych dniach lipca 1941 r. z placówek Policji Bezpieczeństwa w Płocku i Olsztynie prawdopodobnie wysłano w Łomżyńskie dwa lub trzy niewielkie komanda, które miały je wesprzeć. Ślady wskazujące, że prowadziły one równie krwawą działalność jak Einsatzgruppen, odnajdujemy we wspomnieniach i aktach sądowych. Praktycznie w każdej z większych miejscowości przebywał - krócej lub dłużej - jakiś oddział niemiecki (albo tuż po 22 czerwca, albo między 5 a 15 lipca, bądź na przełomie lipca i sierpnia). Obecność policji lub wojska zawsze miała wpływ na położenie ludności żydowskiej.

Pierwsze represje wobec Żydów w mazowieckich i podlaskich miejscowościach były ściśle związane z przejściem frontu. Także w Jedwabnem jeden z oskarżonych w późniejszym procesie, Karol Bardoń, dzień po wkroczeniu Niemców (24 czerwca) obserwował na rynku maltretowanie trzech Polaków i trzech Żydów z powodu ich wcześniejszej współpracy z władzami sowieckimi. Jak zeznawał: "tych sześciu krwawiących otoczeni byli Niemcami. Przed Niemcami stali i kilku cywilów z kijami jak orczyk grube i do tych wołał Niemiec: »Nie zabijać naraz! Pomału bić, niech cierpią«. Pobitym ręce opadały. Tych cywilów, co bili, nie poznałem, gdyż byli dużą grupą Niemców otoczeni". Dodał też, że na rynku było wiele wojskowych samochodów.

Działania niemieckiej policji, planowe i systematyczne, miały doprowadzić do wykrycia i likwidacji sympatyków poprzedniej władzy, przy czym ich skuteczność zależała od pomocy ludności polskiej. Sympatyków komunizmu szukano przede wszystkim wśród Żydów. Zazwyczaj wystarczały aresztowania według listy proskrypcyjnej, ułożonej przez miejscowych bądź przez policję na podstawie donosów. Czasami jednak urządzano wielki spektakl strachu, który był symbolicznym zakończeniem rządów sowieckich i jednocześnie obarczeniem Żydów winą za zbrodnie sowieckie.

W dwóch miejscowościach - Radziłowie i Jedwabnem (7 i 10 lipca 1941 r.) - było to preludium masowego mordu lokalnej społeczności żydowskiej. W Zarębach Kościelnych i Siemiatyczach taki spektakl urządzili sami Polacy, nie przerodził się on jednak w pogrom. Warto podkreślić, że w wydanym 2 lipca rozkazie wyższego dowódcy SS i policji dla środkowej Rosji Ericha von dem Bacha-Zelewskiego oraz dowódcy formacji tyłowych Wehrmachtu na tym terenie gen. Maxa von Schenckendorffa napisano: "wójtów wiejskich [należy] czynić odpowiedzialnymi za przeprowadzenie policyjnie nakazanych środków".

O postawach przedstawicieli polskich elit, poza osobami, które weszły w skład tymczasowych władz lokalnych, prawie nic nie wiemy. Polscy duchowni - jeśli zaufać źródłom żydowskim - reagowali w tych dramatycznych momentach bardzo różnie. W Grajewie, Jasionówce i Knyszynie księża starali się uspokoić nastroje, niekiedy odważnie ujmując się za prześladowanymi, w Radziłowie i Jedwabnem zachowali się wobec żydowskiej tragedii biernie.

***

Zazdrość o dobra materialne była częstszą niż inne przyczyną antyżydowskich wystąpień. Do pogromów dochodziło jednak dopiero wtedy, gdy nastąpił splot kilku okoliczności. Podstawowa rzecz to brak silnej władzy administracyjnej i przejrzystego systemu zasad odpowiedzialności karnej, nad których przestrzeganiem czuwała.

Motyw rabunkowy jako przyczyna pogromu jest wymieniany praktycznie w każdej relacji żydowskiej. Była to interpretacja najłatwiejsza do zrozumienia powodów nagłego wybuchu agresji u znanych od lat sąsiadów, choć przecież polscy świadkowie rzadko mówią o zamożności swoich żydowskich sąsiadów z miasteczka.

Drugi powtarzający się rys to wspomnienie niebywałego okrucieństwa - gwałcono i zabijano kobiety, mężczyźni i dzieci ginęli zakłuci nożami, widłami, toporami i siekierami. Żadnych odruchów współczucia, co najwyżej wstydliwe odwracanie głowy. Nie dziwi, że w żydowskich opowieściach padały określenia: dzicz, chuligani, bandyci.

W czasach nowoczesnych do pogromów Żydów dochodziło najczęściej tam, gdzie mieszkańcy przez dłuższy czas pozostawali w orbicie oddziaływania ugrupowań nacjonalistycznych. Ideologie głoszone przez te partie zawierały definicje najgroźniejszego dla wspólnoty wroga, którego cechy określano w opozycji do pozytywnych cech własnych. Wydaje się, że co najmniej od lat 30. także znaczna część mieszkańców Łomżyńskiego i Podlasia za swojego największego wroga uważała właśnie Żydów. Pod tym względem nie był to w Europie Środkowowschodniej wyjątek.

***

Dariusz Stola w trakcie dyskusji nad książką Grossa zauważył, że masowy mord w Jedwabnem był możliwy głównie dzięki dobrej organizacji sprawców, kierowanych przez samozwańczego burmistrza Mariana Karolaka i jego najbliższe otoczenie. Organizacja ta polegała na odpowiednim przydzieleniu ról uczestnikom złożonego, kilkuetapowego przedsięwzięcia, polegającego na zgromadzeniu Żydów w jednym miejscu, obezwładnieniu ich, pozbawieniu wszelkiej nadziei ratunku oraz uniemożliwieniu ucieczki, wstępnej eliminacji osób zdolnych do oporu, a w końcu zapędzeniu do stodoły i spaleniu. O tym, który z morderców do jakiej "pracy" się nadawał, z pewnością nie decydował Karolak. Według mnie mordowali ci, którzy chcieli mordować; pilnowali, by Żydzi nie uciekali, ci, którzy - wzbraniając się przed zabijaniem - chcieli jednak wziąć czynny udział w wydarzeniu. Najwięcej było biernych świadków - to oni tworzyli ów szczelny kordon, tak straszny dla ofiar, bo odbierający wszelką nadzieję na ratunek.

Niektórzy mężczyźni z ostatniej grupy z pewnością działali pod przymusem aktywistów i obecnych w mieście kilkunastu niemieckich żandarmów. Niemniej bez tego swoistego, dobrowolnego podziału pracy zamordowanie wielu setek osób (łącznie ofiar było od sześciuset do tysiąca) byłoby niemożliwe. Wiemy przecież, że nieliczni Niemcy w Jedwabnem (a także w Radziłowie) nie strzelali ani nie podpalali domostw. Wystarczyła sama ich obecność.

Odpowiednia organizacja pozwoliła w Jedwabnem, zaprząc do wspólnego działania od kilkudziesięciu do stu mężczyzn, którzy nie mieli żadnych wspólnych doświadczeń w działaniach wojskowych czy policyjnych. W większości nie byli to też ludzie z marginesu społecznego.

Bardzo zbliżony był "podział pracy" oraz baza socjalna i motywacje sprawców mordu w Radziłowie; tu jeszcze wyraźniejszy jest pretekst, który pomógł mordercom przełamać początkowe opory. Jeśli zawierzyć zeznaniom Henryka Dziekońskiego (jeden z oskarżonych o udział w pogromie), przybyli do miasteczka esesmani podpowiedzieli członkom straży obywatelskiej, że to z winy miejscowych Żydów spora grupa Polaków została deportowana przez Sowietów na Sybir. Teraz mogli wziąć za to odwet. Zrozumieli, że mogą wszystkich Żydów zamordować.

***

To ujęcie rzeczywiście pomaga zrozumieć, jak to się stało, że w Radziłowie i Jedwabnem zamordowano wszystkich Żydów, nie daje jednak odpowiedzi na ważniejsze pytanie: dlaczego tak się stało.

Dla zrozumienia przyczyn tych zbrodni nie wystarczy wyróżnienie źródeł antagonizmu polsko-żydowskiego oraz rekonstrukcja kontekstu sytuacyjnego, w którym nasilające się akty agresji nagle przekraczały punkt krytyczny, by przerodzić się w "kakofonię" mordu. Wydarzeń w Radziłowie i Jedwabnem nie pojmiemy bez analizy przebiegu ostatniego "klasycznego" pogromu Żydów w odległym o 30 km Wąsoszu, w nocy z 4 na 5 lipca. Wówczas to stosunkowo nieliczna grupa morderców zabiła w ciemnościach, siekierami i żelaznymi drągami, kilkudziesięciu żydowskich mieszkańców osady bez względu na wiek i płeć. 6 lipca mordercy z Wąsosza przyjechali do Radziłowa już jako uformowana jednostka straży obywatelskiej, gotowa do dalszych systematycznych mordów, gwałtów i rabunków. Miejscowi do mordowania "swoich" Żydów przyjezdnych nie dopuścili, nie dlatego, by ich obronić, lecz by we własny, nowatorski sposób zabić ich wszystkich i zagarnąć ich majątek.

Wąsosz wydaje się znacznie bardziej typowy dla wydarzeń z lata 1941 r. niż szokujące "innowacyjnością" organizacyjną zbrodnie w Radziłowie i Jedwabnem. W dziesiątkach, a może nawet setkach takich Wąsoszy dokonywał się w tym czasie proces społeczny, który przekształca indywidualne motywacje w działania zbiorowe. W czasie tego procesu zdemoralizowane dwoma latami okupacji sowieckiej społeczeństwo reorganizowało się nie dla przeciwstawienia się silnym Niemcom, ale dla wybicia bezbronnych Żydów.

Andrzej Żbikowski (ur. 1953 r.) jest historykiem, pracownikiem naukowym Żydowskiego Instytutu Historycznego, profesorem w Studium Europy Wschodniej UW, członkiem Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Opublikował m.in. "U genezy Jedwabnego. Żydzi na Kresach Północno-Wschodnich II Rzeczypospolitej wrzesień 1939 - lipiec 1941" i "Karskiego", był redaktorem tomu "Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1939-1945" i współautorem "Atlasu historii Żydów polskich".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2011