Żeby było, jak jest

Mam jedno marzenie. Żeby wszystko było tak, jak jest. Często towarzyszy mi lęk, że może się stać coś złego. Człowiek nie zna dnia ani godziny. Wystarczy, że głupi samochód za szybko przejedzie i ktoś go nie zauważy. Wtedy wszystko może lec w gruzach.
 /
/

MAJA JASZEWSKA: - Masz rzeszę fanów, którzy cenią Cię za bezkompromisowość i zaskakiwanie świeżością muzycznych pomysłów. Niezależny, utalentowany i ceniony - to chyba spełnienie marzeń każdego twórcy?

KAZIK STASZEWSKI: - I tak najważniejszy jest mój dom rodzinny. To moje gniazdo i oaza, dokąd zawsze wracam. Ogromnie mi pomaga świadomość, że są bliscy mi ludzie, dla których chcę żyć i dla których bardzo ważne jest, co robię i co się ze mną dzieje. To też pewna gwarancja bezpieczeństwa, bo mam charakter autodestrukcyjno-menelski i gdybym takiego gniazda nie miał, mogłoby być ze mną kiepsko.

- Dziś często słyszymy wyznania, że dom rodzinny okazał się dla kogoś miejscem toksycznym. Jakim ojcem jesteś dla dwóch synów?

- Nie czuję się toksycznym ojcem. Jednak widzę, jak często moi znajomi niosą ze sobą bagaż takich toksycznych domów. Są przeróżne recepty na to, jak powinien wyglądać związek, jak powinno się wychowywać dzieci, ale gdy nie ma miłości - nic z tych recept nie będzie. To nie oznacza oczywiście, że jak jest miłość, nie ma konfliktów. Są i to nieraz bardzo poważne, ale udaje się je rozwiązywać. Trucizna w związku pojawia się wtedy, kiedy ludzie zaczynają być ze sobą nie ze względu na uczucie, ale z tysiąca zastępczych powodów.

- Miłość daje Ci taką siłę, że jesteś odporny na kryzys wieku średniego i pokusy związane z trybem Twojego życia?

- Słyszałem nieraz różnych hochsztaplerów namawiających ludzi, żeby szukali drugiej młodości. Widziałem, jak rozpadają się wieloletnie związki, bo ktoś nagle w cholernej panice przed upływającym czasem stawia dotychczasowe życie na głowie. Ja w pewnym momencie zrozumiałem, że dla mnie nie jest ważne poszukiwanie nowych doznań. Uświadomiłem sobie, że to, co mam, co trwa w danej chwili, jest moim szczęściem i spełnieniem. I że niczego więcej nie potrzebuję.

- To znaczy, że nie masz marzeń?

- Mam. Jedno. Żeby wszystko było tak, jak jest. Często towarzyszy mi lęk, że może się stać coś złego. Człowiek nie zna dnia ani godziny. Wystarczy, że głupi samochód za szybko przejedzie i ktoś go nie zauważy. Wtedy wszystko może lec w gruzach. Nie chcę nieustannie gonić króliczka, oby szybciej i oby dalej do przodu. Jest taki piękny moment w filmie "Godziny": Meryl Streep opowiada, jak to pewnego ranka się obudziła i poczuła, że to właśnie jest ten dzień, w którym wydarzy się coś wielkiego i zacznie się dla niej nowe życie. I dopiero po latach zrozumiała, że nic nowego się nie zaczynało, że ten poranek nie był wstępem do czegoś niezwykłego. Był właśnie tym momentem, na który tak bezskutecznie czekała. My wszyscy wiecznie czekamy, aż wydarzy się coś niesamowitego, tracąc przy tym najcenniejsze i najpiękniejsze chwile.

- Ty już dogoniłeś króliczka czy raczej zrezygnowałeś z gonitwy?

- Jestem zadowolony, bo łapałem ten swój dzień w miarę na bieżąco. Na szczęście w podeszłym wieku nie czeka mnie powalająca konstatacja, że to, na co całe życie czekałem, dawno już miałem w zasięgu ręki - tyle że tego nie zauważyłem.

- Mówisz, że gdy między ludźmi jest miłość, nawet najtrudniejsze sytuacje da się rozwikłać. Ale czasami ludzie bardzo się krzywdzą - i twierdzą, że czynią tak z miłości. Czym dla Ciebie jest miłość?

- To przede wszystkim wzajemna akceptacja. Ja z moją żoną stanowimy absolutne przeciwieństwo. Jej zdaniem właśnie na tym polega siła naszego związku, że możemy się dopełniać. Ale taka skrajna odmienność może być nieraz bardzo uciążliwa. Trzeba się wtedy siebie nawzajem nauczyć. Podstawą bycia razem osób tak różnych jak my jest rozróżnienie, kiedy się ustępuje, a kiedy zdecydowanie broni swoich racji. Do takiej nauki niezbędna jest miłość, bez niej dwie tak różne osoby pozabijają się o to, gdzie mają leżeć pomarańcze - na stole czy na blacie kuchennym. Awantury są nieraz bardzo pożądane jako przerywnik sielanki, ożywiają życie rodzinne. Ale tam, gdzie nie ma miłości, wszystko jest zarzewiem nieustającego konfliktu.

- Czyli miłość to uczenie się siebie i gotowość do kompromisów?

- To wielkie pragnienie bycia razem. Jak się człowiekowi chce wracać do domu, to znaczy, że jest miłość. Z wieloma osobami pracowałem, mój zawód to nieustanne bycie w trasie. Obserwuję nieraz, jak tamten czy ów odwleka moment powrotu do domu. Żeby można się było jeszcze wódki napić czy pogadać z kumplami. Jeden z moich kolegów mówi, że jak wraca po pracy do domu, po drodze kupuje sobie dwa, trzy piwa i wypija je na podwórku za śmietnikiem, żeby żona nie widziała. Co za bezsens... Inteligentny gość, a robi coś tak beznadziejnego. Z obawy przed żoną, bo ona nie akceptuje tego, że on ma ochotę na piwo. Takie ukrywanie się przed bliską osobą jest chore. U mnie w domu w pełni akceptuje się to, że od czasu do czasu mam potrzebę lekkiego podmenelowania się. To też jest przecież część mnie. Rzecz w tym, żeby akceptować w sobie nawzajem nie tylko te wzniosłości i wspaniałości, ale też te trochę mniej urodziwe strony. Oczywiście wszystko ma swoje granice. Znam gościa, który wychodzi po papierosy i nie ma go dwa dni, a jego kobieta czeka. Jak w każdej sytuacji - potrzebny jest złoty środek.

W tym uczeniu się siebie bardzo jest też ważny seks. Cielesna bliskość to jedna z podstaw związku. Moja żona też to często powtarza. W naszym przypadku to zgranie się wymagało pewnego czasu. Musieliśmy nauczyć się swoich ciał, przełamać parę barier wstydu i skrępowania.

- Rzadko kto mówi o tym tak wprost.

- A szkoda, bo to jeden z podstawowych filarów małżeństwa. Nie wystarczy bliskość emocjonalna czy intelektualna. Musi być też ta fizyczna i jej jakość również wymaga pracy, starań i kompromisów. Mojej żonie bardzo jest potrzebne mówienie, że się ją kocha. Ona też mi to często powtarza. Ale rzecz nie w samym gadaniu o miłości, tylko w jej praktykowaniu.

KAZIK STASZEWSKI (ur. 1963) jest wokalistą, aranżerem, muzykiem, poetą, założycielem i członkiem formacji takich jak Poland (1979), Novelty Poland (1981), Kult (1982) czy Kazik Na Żywo (1994). Prekursor polskiego rapu i trash-metalu. Eksperymentator: wydał m.in. własne interpretacje utworów Kurta Weilla, Toma Waitsa i Nicka Cave’a. Projekt "Tata Kazika" (1993, 1996) był interpretacją utworów jego ojca, Stanisława Staszewskiego - barda, żołnierza AK, autora utworów znanych dziś z twórczości syna, jak "Celina" czy "Baranek". Najnowsza płyta Kazika nosi tytuł "Los się musi odmienić".

---ramka 378299|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2005