Grajek, choć nie papież

Kazik nadąża za rzeczywistością skuteczniej, niż rzeczywistość nadąża za Kazikiem.

25.05.2020

Czyta się kilka minut

Kazik Staszewski na festiwalu TOPtrendy w Sopocie, 2014 r. / ADAM WARŻAWA / PAP
Kazik Staszewski na festiwalu TOPtrendy w Sopocie, 2014 r. / ADAM WARŻAWA / PAP

Lista Przebojów Trójki zakończyła żywot. Ocenzurowana przez władze rozgłośni, straciła bezpowrotnie swój status. Poszło o piosenkę „Twój ból jest większy niż mój” Kazika Staszewskiego. Dla mnie całe to zamieszanie wokół Listy stało się przede wszystkim pretekstem, żeby wreszcie zrobić coś, na co od dawna miałem ochotę. Raz jeszcze przesłuchać całą dyskografię Kazika. Potraktować go poważnie. Tak, jak na to zasługuje.

Są dwa gatunki pisarzy. Ci, którzy starają się w pełni zapanować nad językiem, oraz ci, którzy pozwalają, by język panował nad nimi. Są wirtuozi, poeci cyzelujący każdy rym, doskonali rzemieślnicy, prawdziwie apollińscy, a naprzeciw nich twórcy mediumiczni, przez których przepływa duch epoki, opętując ich i przemawiając ich ustami. Kazik jest wzorcem z Sèvres artysty-medium.

Każde takie medium ma częstotliwość właściwą, na której rezonuje najlepiej. Słuch Kazika (rocznik 1963) najbardziej wyostrzony był w latach 90., gdy artysta bezbłędnie wyczuwał i wyrażał dynamikę społecznych zmian. Puls transformacji ustrojowej tętni w każdej z niezwykle różnych piosenek tamtej dekady. A była to dla Kazika dekada pracowita: sześć płyt Kultu, cztery albumy solowe jako Kazik i kolejne cztery z grupą Kazik na Żywo, do tego przedziwna yassowa kolaboracja „Rozmowy s catem”. Łącznie piętnaście krążków, obejmujących kilka bardzo różnych gatunków muzycznych.


Czytaj także komentarz Michała Okońskiego: Skandal wokół radiowej „Trójki” ma jedną dobrą stronę: pokazuje, że nie wszystko jest polityką


W nowym stuleciu Kazik utrzymał podobną produktywność, jego dorobkiem płytowym można by wypełnić niemałą półkę. Żeby nie zgubić się w gąszczu tekstów, piosenek i spłatanych przez Kazika figli, mam propozycję, żebyśmy wspólnie posłuchali jednej płyty (można to zrobić w jednym z popularnych serwisów ­streamingowych, można też na oficjalnym koncie S.P. Records na YouTubie). Album „Muj wydafca” ukazał się w roku 1994, wciśnięty pomiędzy słynniejsze „Tatę Kazika” i „Tatę 2”. Na tym krążku znaleźć można wszystko, co potrzebne, by zrozumieć wokalistę i to, co się wokół niego dzieje w ostatnich dniach.

„Ręce do góry”

Minęły długie lata i nie ma już gościńca / W tym samym teraz miejscu przebiega wzdłuż ulica / I tylko zbóje dalej, ubrani doskonalej / Czyhają na ofiarę by złupić ją bezczelniej / Jak praca to i płaca, gdy idziesz po należne / A zbóje eleganccy pokazują cię palcem / Słyszysz – to nie przesada, tu z nami nie ma żartów / Nasz wódz po ciebie przysłał wyczyścić cię z zarobków

„Ręce do góry” zaczynają się od podporządkowanej galopującemu rytmowi przygrywki. Znakiem rozpoznawczym Kultu są zwykle przedłużane w nieskończoność, transowe wręcz instrumentalne wstępy, lecz tym razem dostajemy tylko osiem taktów i Kazik przechodzi do rzeczy. Jego oczyma oglądamy gościniec, powóz i kolejne rabowane postaci. Między zwrotki wpleciono grany na klawiszach, oparty na kwarcie sygnałowy motyw intrygująco podobny do tych, jakimi kompozytorzy różnych epok ubarwiali pieśni myśliwskie czy rozgrywające się w podróży.

Już pierwsza piosenka na płycie zdradza charakterystyczne modus operandi Kazika, który w swoich tekstach działa jak mądrość ludowa – za pomocą przysłów. Wychodzi zawsze od konkretu, anegdoty, którą dopiero wtórnie przenosi na poziom ogólny. Nie mówi „państwo nas okrada”, lecz opisuje dokonujący się na gościńcu rabunek. Poprzez narrację doświadczamy emocji – bezsilności i wściekłości zaprawionej sporą dawką humoru. To znany koktajl. W antropologii nazywa się go ludowym gniewem.

Uczucie to świetnie opisuje James C. Scott, autor klasycznych prac o kolonializmie i powstaniach chłopskich. Scott specjalizuje się w badaniach „ukrytych scenariuszy” – pełnych przemocy i obsceniczności fantazji o zemście i redystrybucji. W sfeudalizowanym społeczeństwie cały system kultury jest stworzony po to, żeby ukrywać i normalizować wyzysk. Oficjalny język stoi na straży porządku. Za jego pomocą silni wprzęgają słabych w kierat, ograbiając ich z owoców pracy. Dlatego szyderstwo, obrazoburstwo czy „psucie” języka są tak ważnymi narzędziami partyzanckiego oporu słabych przeciw silnym.

Praca – kradzież – nierównowaga – szyderstwo. Opisywany przez Scotta przepis na ukryte scenariusze o zemście odnajdziemy u Kazika wielokrotnie. Obok piosenki „Ręce do góry” doskonałym tego wyrazem jest „Jeszcze Polska” – wydana trzy lata wcześniej melorecytacja, której tekst bardzo kontrastuje z ascetycznym, pogodnym bitem.

Dziennikarze i politycy (z Donaldem Tuskiem włącznie) chętnie ostatnio cytowali jej najsłynniejszy wers („Coście, skurwysyny, uczynili z tą krainą?”), ale nie jest to wcale fragment najlepszy ani najmocniejszy. Bo zgodnie z przedstawioną wyżej zasadą ta piosenka składa się nie z pustych oskarżeń, ale z ciągu obserwacji. „Przedsiębiorcy się bogacą, ale coraz brudniej w kiblach”, „Te kobiety umęczone, kiedy noc na niebie świeci / Stoją jeszcze na swych nogach, piorą rzeczy swoich dzieci” i najlepsza z nich: „Starszy człowiek w barze mlecznym je kartofle z ogórkami / Całe życie tyrał w hucie, a do huty dokładali / Cała jego ciężka praca, wszystko było chuja warte / Gdyby leżał całe życie, mniejszą czyniłby on stratę”.

Słyszałem tę historię setki razy w wywiadach z byłymi górnikami i pracownikami zlikwidowanych fabryk. W tych opowieściach zawsze najważniejsze były dla mnie kartofle z ogórkami – to, że transformacja ma swój codzienny, nieideologiczny wymiar. Kazik tym kartoflom oddaje sprawiedliwość. Opisuje to, co widzą wszyscy, ale nie każdy chce zauważyć.

Wymowy utworu dopełnia genialny teledysk – niezwykły dokument epoki nakręcony przez Yacha Paszkiewicza na targowisku na gdańskiej Zaspie. Kazik w burej kurtce i czerwonej czapce przedziera się przez tłum kupujących i sprzedających. „O czym chciał powiedzieć pisarz? – pyta pani od polskiego / Chciał pokazać nierówności kapitalizmu wczesnego”.

Kazik opowiada o tym, jak wiele się zmienia. I o tym, że zwykle zmienia się po to, by wszystko zostało po staremu. Wracając na płytę „Muj wydafca” – zbóje grasują jak dawniej, tyle że ubrani doskonalej.

„Keszitsen kepet onmagarol” oraz „Onyx”

Głosuj na mnie, wtedy dostaniesz / Prawie za darmo każde śniadanie / Człowiek na odpowiednim miejscu / Powiedzie ciebie ku szczęściu / Tak dalej być nie musi / Zamknąć granice przed braćmi z Rusi / A niech bogacze oddadzą pałace / Milion nowych miejsc pracy / Czy wierzysz w słowa te? / Ja nie wierzę w nie! / Czyż one prawdziwe są? / Nie wierzę im kurwom jak psom!

Przeskakuję drugą piosenkę, „Lewe, lewe, loff”, choć pięknie pokazuje, że Kazik tę samą technikę, którą pisze o gniewie, ­potrafi zastosować też do śpiewania o miłości. Tytuł kolejnej piosenki z płyty „Muj wydafca” znaczy po węgiersku „zrób sobie zdjęcie”. To napis, który członkowie zespołu wypatrzyli gdzieś podczas zagranicznego tournée. Jaki to ma sens? Nie ma sensu. I o to chodzi.

Kazik stosował ten chwyt wielokrotnie. W „Pierdolę pera” jest fragment brazylijskiej reklamy, w „Poligono industrial” – teksty z hiszpańskich tablic informacyjnych. To znaki wyobcowania z tła, które stało się bełkotem. Cała piosenka poświęcona jest właśnie bełkotowi, którym okazuje się przy bliższej analizie język propagandy. To język silnych, który jest narzędziem okradania słabych na gościńcu, ale też zwodzenia ich, uwodzenia i nastawiania przeciw sobie…

„Onyx” przypomina z kolei, jak łatwo religia staje się narzędziem propagandy i to tej najgorszej, prowadzącej do nienawiści i przemocy. Język panujących (znowu James C. Scott) powstrzymując rewolucję, staje się zarazem katalizatorem rozproszonej agresji skierowanej przeciw kozłom ofiarnym.

Mając w pamięci te piosenki, łatwiej zrozumieć, co stało się dwa lata przed premierą „Mojego wydafcy” podczas festiwalu w Sopocie. W amfiteatrze jest ciepły wieczór. Przed telewizorami miliony widzów. Kazik w kąpielówkach i koszulce Kultu wychodzi na scenę, by zaśpiewać wspomniane już „Coście, skurwysyny, uczynili z tą krainą”, na deser dodając jeszcze „Wałęsa, dawaj moje 100 000 000”. „Gdzie mieszkałem w tej ulicy / sto lat świetlnych od stolicy” – wrzeszczy do mikrofonu. Trudno o lepszy portret Polski oszukanej na transformacji, o której do dziś wolelibyśmy zapomnieć, kierując uwagę raczej na miejsca, gdzie się udało.


Zdemolowanie Trójki odbywało się standardowo, po troszeczku, żabka była gotowana po malutku, granice kompromisu badane systematycznie, ludzie odchodzili pojedynczo albo w małych grupach, reszta radiowców nie chciała jeszcze gasić światła, nie mieli sumienia i trudno im się dziwić, usiłowali robić swoje, między serwisami, między wywiadami z wiadomymi gośćmi, między Cejrowskim a Cejrowskim. Aż tu nagle awanturka, sprawa się rypła na antenie – pisze w najnowszym felietonie Jan Klata


W kontekście bieżących wydarzeń niezwykle pouczające jest to, co wydarzyło się następnego dnia. Oto bowiem w wieczornych „Wiadomościach” sam prezydent wyjaśniał Kazikowi, jak powinien śpiewać: „Śpiewa piosenkarz »Wałęsa, dawaj moje sto milionów«. Ja chciałem dać, chcę, tylko że oni mi nie pozwalają. Ja nie mogę, bo ja nie mam mocy wykonawczej. Ale to niech ten piosenkarz, który uważa, że on jest inteligentniejszy, to niech pomyśli, że to nie ja, tylko niech on ostatnią zwrotkę zaśpiewa: »pomóżmy Wałęsie zrealizować to, pomóżmy Wałęsie lepiej to zrobić, mądrzej«. To jest wprost niezbyt mądre, ale w samym założeniu mądre”.

Odpowiedź Kazika? Na kolejnej płycie znalazło się „300 000 000”, gdzie refren o Wałęsie okraszono kilkoma nowymi mocnymi wersami. Ale to jeszcze nie koniec pouczającej historii. Kilka lat później Andrzej Lepper, wyraziciel innych form ludowego gniewu, pożyczył sobie bezprawnie „100 000 000” na potrzeby kampanii. Szybko dowiedział się, że Kazik nie lubi, gdy ktoś bez pytania rusza jego rzeczy. „Zabrałeś, nie pytałeś, jak nazwać, co zrobiłeś? / Czuję się pokrzywdzony tym, co mi uczyniłeś / Gdybyś się zapytał, to i tak bym się nie zgodził / Moja bajka zupełnie innymi drogami chodzi”, a w refrenie… Tego już trzeba posłuchać. Piosenka „Pierdolę pera” z płyty „Las Maquinas de la Muerte”.

Minęły kolejne dwie dekady. Kiedy dziś słyszę Joachima Brudzińskiego, Piotra Glińskiego, a nawet samego Mateusza Morawieckiego na wyścigi tłumaczących Kazikowi, jak powstają jego teksty, kiedy Jacek Karnowski zarzuca piosenkarzowi, że „Smoleńska nie ośpiewał”, natychmiast przychodzą mi na myśl Wałęsa i Lepper. Politycy chyba nie potrafią uczyć się na błędach. Oj, bo jeszcze się, Panowie, doczekacie, że Kazik i Smoleńsk, i was ośpiewa!

„Pasażer” i „Historia pewnej miłości”

Opowiem wam jeszcze jedną z życia historię / Na tym brudnym podwórku w bramie kiedyś stał człowiek / Był starszy ode mnie o jakieś cztery lata / Umarł, zanim pomoc nadjechała / Miał córkę. Zostawił ją samą / W mieszkaniu na parterze ale z kiblem na zewnątrz

Tymczasem na „Moim wydafcy” przeskakujemy nieco, by wysłuchać dwóch utworów pokazujących, jak dobrym interpretatorem jest Kazik. Droga, która na tej płycie rozpoczęła się „Pasażerem” ­Iggy’ego Popa i coverem węgierskiej „Dziewczyny o perłowych włosach”, w kolejnej dekadzie zaowocowała płytami z piosenkami Bertolta Brechta i Kurta Weilla, Toma ­Waitsa, a także mniej popularnym albumem z piosenkami Silnej Grupy pod ­Wezwaniem. Zresztą Staszewski już wcześniej, jako wykonawca piosenek swojego ojca, pokazał, że doskonale czuje się, wcielając w role i interpretując cudzy materiał tekstowy.

„Historia pewnej miłości” łączy wszystkie poruszane dotychczas wątki. Tu także Kazik, choć jest autorem tekstu, wciela się wyraźnie w rolę. Śpiewa nie on, lecz starannie stworzona persona barda-menela, do której będzie powracał jeszcze wielokrotnie, w tym w utworze, który przysporzył ostatnio tyle zmartwień dyrekcji Programu Trzeciego Polskiego Radia.

Kazik nowoczesnymi środkami odtwarza gatunek ballady dziadowskiej – dawny ludowy odpowiednik kronik kryminalnych, niestroniący od przemocy i brzydoty. Znów mamy ucho trzymane nisko przy ziemi, znów o emocjach opowiada się w sposób narracyjny, zahaczający wręcz o behawioryzm. Bohaterowie działają, a nie przeżywają. Jak przypominają antropolodzy wykluczenia i buntu: gdzie odebrany zostaje język, pozostaje naga, biologiczna prawda egzystencji.

Poprzez balladę dziadowską Kazik sięga aż do Mickiewicza. Literacko i kompozycyjnie to intrygująca piosenka. Tym piękniejsza, im brzydszy jest przedstawiony w niej świat i opisujący go, rozkładający się język. Turpizm Kazika zafascynowanego obszczanymi i zarzyganymi podwórkami jest w jakiś sposób wyrozumiały. Wokalista Kultu nie przyjmuje pozycji wyższościowej. Mówi o brzydocie, lokując się po stronie brzydoty, a nie przeciw niej. Potwierdza to konwencja okładek i teledysków eksponujących chętnie niepochlebne zbliżenia twarzy uwyraźniające wszelkie biologiczne detale.

„Muj wydafca”, „Kulcikiru”

Lat parę już minęło, jak się wszystko zaczęło / Jedni przyszli i poszli, ale paru zostało / Tak widać na tym świecie jeszcze ciągle dojrzewasz / I w miarę jak dojrzewasz, przyjaciół dobierasz / To, co myślę o świecie, nie musi być typowe / Lecz ważne by rozumieć się, gdy padną pierwsze słowa / Gdy źle napiszesz słowo, to szybko potem wróć / Ale ważne jest, by między sobą dobrze się czuć

Ledwie wybrzmiały ostatnie takty zamykające przerażającą klamrą balladę o samotnej dziewczynie w zrujnowanej kamienicy, z głośników płynie ostry gitarowy riff. Dwa kolejne utwory to insajderskie żarty o branży muzycznej. Tego rodzaju piosenki co kilka lat powracają w repertuarze Kazika. Lider Kultu swobodnie mówi o tym, że granie sprawia mu przyjemność, ale też o tym, że to jego praca, a on nie lubi, gdy się go okrada. Kazik nieustannie przetwarza własną historię, aktywnie tworząc swoją legendę. Śpiewa i mówi o nagrodach, festiwalach i kontraktach z wytwórniami. A jest o czym opowiadać. Jak wiedzą wszyscy fani (i jak pouczają ostatnie wydarzenia), gdzie zjawia się Kazik, tam będzie się działo. „Gdy źle napiszesz słowo, to szybko potem wróć”. Mało który wers tak bardzo kojarzy mi się z Kazikiem, znanym nie tylko z zadym, ale też z ­autorefleksji.

W latach 90. pasją Kazika była walka z piractwem. Na wkładce do „Las Maquinas de la Muerte” można było przeczytać: „Bez tej płyty z głodu nie umrzesz. Jeśli tak bardzo kochasz naszą muzykę, że musisz ją kupić od tego, który nam ją ukradł – to wybacz, ale nie chcemy, byś jej słuchał. Kto kupuje płyty od złodzieja, jest kutasem i niech spierdala – po dwakroć!”. Powtarzał to wielokrotnie, zawsze dbając o nowe soczyste parafrazy.

Tyle że gdy wielka dekada Kazika dobiegła końca, piratów sprzedających nielegalne kopie kaset i płyt z koców lub wielkich ceratowych toreb pokonała nie krucjata wzburzonych artystów, lecz internet. Dla dużej części jego użytkowników pobieranie plików mp3 było czymś normalnym. Ale Kazik zdania nie zmienił. Skrupulatnie wyliczał swoją stratę z tytułu nielegalnego kopiowania i rzucał mięsem, gdy album „Hurra” wyciekł do sieci jeszcze przed premierą. Wielu młodych odbiorców to ubawiło. W internecie zawsze bardziej ceniło się wolność niż prawa autorskie. Powstała strona „Strata Kazika”, gdzie dowcipnisie dzielili się informacjami o skopiowanych albumach, pompując licznik strat wokalisty do astronomicznych, wielomiliardowych kwot. Długo wydawało się, że Kazik nie odnajdzie się w nowych realiach, gdzie internet stopniowo stawał się najważniejszą sceną.

Ale Kazik jest nie tylko uparty. Kiedy potrzeba, potrafi też korygować kurs. Na przykład jego znajomość z Kwartetem ProForma zaczęła się od tego, że – jak to Kazik – usłyszawszy, jak grają utwory jego ojca, postanowił zrobić awanturę. Sam Kazik wspomina, że groził kolegom po fachu pozwem. Muzycy Kwartetu ProForma prostują, że napisał po prostu maila, że wypadałoby najpierw spytać. I sprawa zamiast w sądzie skończyła się w studiu i na scenie. Nagrali wspólnie dwa albumy, w tym „Tata Kazika kontra Hedora” (którego tytuł jest kolejnym wielopiętrowym, autotematycznym żartem – świetną ilustracją tego, o czym tu mowa).

Uczy się więc – rzecz rzadka w branży – na błędach. Na błędach nie uczą się natomiast ci, którzy Kazika chcieliby zaprząc do swojego kołowrotu. Wspomniana wcześniej historia o stu milionach Wałęsy to świetny kazus. Dlaczego tak nieobliczalnemu artyście pozwolono wystąpić na żywo i zaskoczyć wszystkich tak kontrowersyjnymi tekstami? Otóż było to następstwo numeru, jaki Kazik wykręcił dokładnie rok wcześniej. Przyjąwszy zaproszenie na festiwal w Sopocie w roku 1991, dowiedział się, że teraz jest już nowocześnie i profesjonalnie, więc wszyscy muszą grać z playbacku. Ten pomysł, delikatnie rzecz ujmując, nie przypadł Kazikowi do gustu, więc w dniu występu miliony telewidzów zobaczyły, jak muzyk, zamiast do mikrofonu, śpiewa do wielkiej, żółtej suszarki do włosów.


Jan Błaszczak: Staszewski jest na polskiej scenie bytem osobnym. Artystą funkcjonującym głównie w odniesieniu do własnej twórczości. W kombatanckich debatach o punk rocku zazwyczaj sprowadza się go do roli przypisu. W mitach założycielskich polskiego rapu pełni rolę ciekawostki. A przecież wystarczy przypomnieć sobie dziesięciolatków powtarzających wersy „12 groszy”, by przestać się dziwić popularnością rapu w podstawówkach.


Historia Kazika to opowieść o losach polskiej sceny przez ostatnie trzy dekady. Towarzyszył rozpadowi PRL-owskiej machiny muzycznej (komentuje to m.in. w „Z archiwum polskiego jazzu”). Potem obserwował profesjonalizację i komercjalizację rocka, walkę artystów o niezależność i udział w zyskach. Towarzyszył też muzyce wkraczającej do internetu, który tworzył nie tylko nowe formy okradania artystów i zarabiania na muzyce, lecz także nowe reguły bezpośredniej komunikacji z fanami („Forum internetowe” z płyty „Salon Recreativo”).

Kiedy dziś widzę, jak kręci się licznik wyświetleń na YouTubie przy „Twój ból jest lepszy niż mój”, myślę sobie: ależ się zmieniło! Teraz liczba darmowych odsłuchań w internecie jest ostateczną miarą sukcesu artysty. Właśnie wypuścił nowy teledysk naśladujący facebookową relację live (a może patostreaming?), z widocznymi na ekranie nienawistnymi komentarzami. Kazik nadąża za rzeczywistością skuteczniej, niż rzeczywistość nadąża za Kazikiem.

„Bliskie spotkanie 3. stopnia”

Mam dwie ręce i nogi dwie / Jedną głowę posiadam też / Wychyliłem się na trzy ćwierci / Aby zobaczyć, czy coś z daleka leci / Leciał z góry świetlisty wóz / Pomyślałem, że to koniec mój już / Chciałem uciekać, lecz w miejscu stałem / A to ty wylądowałeś

To moja ulubiona piosenka Kultu. Podmiot liryczny, czy raczej narrator, bo to jednak forma mocno epicka, stoi sobie na rozstajnych drogach, gdy nagle w pobliżu ląduje kosmita. Ten, który ma „dwie ręce i nogi dwie / jedną głowę posiada też”, staje teraz naprzeciw tego, który ma „trzy ręce i nogi cztery / jedną głowę, ale par oczu wiele”. Przyjrzeli się sobie uważnie, przybysz pokazał ręką na niebo w uniwersalnym geście. Okazało się, że dzieli ich mniej, niżby się mogło wydawać. Kazik zaczyna opowiadać kosmicie o świecie, w którym żyje. Zaczyna oczywiście od detali.

„Jeśli jeszcze nie wiesz, o co tu chodzi / Spróbuję ci pomóc poszukać odpowiedzi” – śpiewa Kazik w towarzystwie zapętlonego jazzowego pianina i charakterystycznych dęciaków, akcentujących początek każdego taktu niczym w big bandzie z lat 30. „Nie złość się, bo to nie powód do złości / Obejrzymy dziś razem wieczorne wiadomości / Pytasz, czemu jeden do drugiego strzela / To właśnie się bogaci producent miecza”.

To, co przyjmujemy za oczywiste, czemu codziennie przyglądamy się w wieczornych wiadomościach, jest produktem systemu władzy. Państwa, granice, religie, nienawiść, odwieczni wrogowie i nowe konflikty, wszystko to służy tylko ukrywaniu wyzysku. Koniec. Streszczenie książki Scotta i twórczości Kazika.

„Krutkie kazanie na temat jazdy na maxa”

W przeciwieństwie do wielu moich rówieśników nigdy nie wyparłem się Kazika. Nie po drodze mi z wieloma jego wyborami – fryzjerskimi, lekturowymi i ideologicznymi. Wizja państwa jako zbójcy jest mi kompletnie obca, ale dzięki jego twórczości lepiej rozumiem emocje, które odczuwa znaczna część rodaków. Dlatego właśnie rozliczam go nie z tego, co mówi w wywiadach, ale z tego, jak śpiewa. „Ja coś mówię, ale w swoje tłumaczenia nie wierzę / Jestem tylko grajkiem, a nie papieżem” – ostatnie słowa mojej ulubionej piosenki to najlepsze podsumowanie statusu, który Kazik sam sobie nadaje.

Dlatego robienie z Kazika barda odrodzonego KOD-u to oczywiste nieporozumienie. Zresztą jego wypowiedzi i działania jednoznacznie pokazują, że nie jest zainteresowany taką ścieżką kariery. Równie nieuzasadnione jest przyprawianie Kazikowi gęby poplecznika PiS. Wypomina mu się często w tym kontekście rozmowę z Robertem Mazurkiem sprzed kilku lat, gdzie Kazik m.in. chwalił 500 plus czy namawiał, by dać PiS szansę zrobienia porządku z sądownictwem. Uważna lektura tego wywiadu pokazuje, że Kazik nie tyle zapisał się do klubu sympatyków PiS, ile w ogóle odmawia zaangażowania w międzypartyjny spór.

„Nie należę do mafii, nie należę do sekty” – jak śpiewał w piosence „Prosto”. „Chciałbym być normalnym obywatelem Polski bez konieczności opowiadania się po którejś ze stron. A rząd jako taki zawsze będzie dla mnie złem” – wyjaśniał w niedawnym wywiadzie dla TVN24.

Wydaje się więc, że ambicją Kazika nigdy nie będzie radio bez PiS. Jeżeli już, to raczej radio bez polityków w ogóle. Z punktu widzenia filozofii świata Kazika (a także tej opisywanej przez Jamesa C. Scotta) próba wykorzystania artysty do walki z cenzurą może bardzo łatwo stać się odbiciem tej cenzury. Działając z pozycji władzy, choćby w dobrej wierze, łatwo stać się rabującym na gościńcu. A władza to nie tylko rząd oficjalny. Z perspektywy słabego walki między silnymi prowadzą tylko do skuteczniejszego grabienia słabych. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2020