Zadowoleni kontra niezadowoleni

Niezadowoleni, podobnie jak autorzy kina moralnego niepokoju, pilnują rzeczywistości, a sztukę traktują jako medium społecznej komunikacji. Upominają się o Polskę i o wartości. Nie są ideologiczni, ale ideowi. Nie są partyjni, ale mają świadomość, czym jest polityka i jak wpływa na życie jednostki.

04.07.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Podczas niedawno zakończonego w Warszawie festiwalu teatru politycznego z Polski i Niemiec "Express EC 47" polska publiczność została wystawiona na próbę. Stefanie Lorey i Bjoern Auftrag, twórcy teatru dokumentalnego z Giessen, zaprosili do udziału w spektaklu "Standbild" kilkadziesiąt osób spotkanych na warszawskich ulicach. Podczas przedstawienia każda otrzymała 60 sekund na swobodną wypowiedź ze sceny. Autorzy obawiali się, że trzeba będzie przerywać mówcom. Tymczasem okazało się, że nieliczni mieli coś do powiedzenia. Dziwnym trafem byli to głównie obcokrajowcy. Afrykanka wyjaśniła, dlaczego słowo "Murzyn" ma wydźwięk rasistowski, Amerykanka przeprosiła za politykę Busha i McDonaldy. Spośród polskich uczestników uwagę zwróciła osoba, która zmówiła "Ojcze Nasz". Większość po prostu milczała.

Przełamanie monopolu

Niemiecki spektakl potwierdził to, o czym od dawna mówią socjolodzy: mamy poważny problem z wykorzystaniem wolności wypowiedzi, którą otrzymaliśmy siedemnaście lat temu. Coraz mniej Polaków uczestniczy w wyborach, jeszcze mniej angażuje się w obywatelskie akcje czy organizacje pozarządowe. Odpowiedzialność za pilnowanie naszej wolności przerzuciliśmy na media, zapominając, że służą one przede wszystkim do pomnażania zysków właścicieli. I na polityków, jakby ich głównym celem było gwarantowanie swobód obywatelskich, a nie zdobycie i utrzymanie władzy. Sami zaś zamknęliśmy się w kręgu życia rodzinnego.

---ramka 440282|lewo|1---Kryzys zaangażowania dotknął również teatr, który w latach 90. zrezygnował z obowiązków wobec społeczeństwa i zajął się eksperymentami formalnymi oraz rozrywką. Wielu artystów i krytyków unika jak ognia określenia swoich poglądów społecznych. Jan Englert, dyrektor Teatru Narodowego, pytany parę lat temu o poglądy, wyznał, że prywatnie się nie angażuje. "Miałem propozycje wspierania akcji wyborczej z kompletnie różnych ugrupowań. To najlepszy dowód, że jestem dziewiczą kartą" ("Rzeczpospolita", 2002). Bezpieczny oportunizm urósł do rangi największej cnoty artysty. Najlepiej, by nie miał on w ogóle poglądów.

Generacja "niezadowolonych", o której pisze Piotr Gruszczyński, próbuje przełamać to zobojętnienie. Tacy reżyserzy jak Klata, Zadara i Kleczewska, tacy dramatopisarze jak Demirski, Wojcieszek, Kowalewski podejmują na nowo kwestię odpowiedzialności artysty za rzeczywistość. Odbierają politykom monopol na diagnozowanie i rozwiązywanie problemów zbiorowości. Przykłady? Demirski w "Wałęsie" upomina się o dziedzictwo "Solidarności", chociaż w Sierpniu 1980 miał rok. Zadara w "Weselu" stawia pytanie o patriotyzm i tożsamość młodej generacji, a w "Księdzu Marku" dotyka sprawy antysemityzmu. Kleczewska obnaża mechanizm przemocy w "Makbecie" i podwójne standardy moralne w "Woyzecku". Klata w "Fantazym" pyta o degrengoladę polskiej inteligencji, a w "...córce Fizdejki" kpi ze stereotypów narodowych Polaków i Niemców. Wojcieszek pokazuje pułapki ślepego buntu w "Made in Poland" i wyśmiewa homofobię w "Darkroomie".

Ich przedstawienia wywołują debaty, które wykraczają poza teatr, jak dyskusja wokół "Wałęsy" czy spór o spektakle Klaty. Nie zamykają się w granicach własnego pokolenia: problemy, o których mówią - kryzys patriotyzmu, moralne konsekwencje bezrobocia, deficyt tolerancji - dotyczą wszystkich. Tym różnią się od "młodszych zdolniejszych", którzy zajęci byli przede wszystkim sobą.

Rozbite lustro matriksu

Można było się spodziewać, że inteligencja twórcza, cierpiąca od 1989 r. na syndrom odrzucenia, utożsami się z teatrem zaangażowanym, nawiązuje on bowiem do najlepszych tradycji inteligenckich XX wieku. Twórcy z tego kręgu biorą na siebie obowiązki, które tradycyjnie przypisane były inteligentom. Podobnie jak autorzy kina moralnego niepokoju pilnują rzeczywistości, a sztukę traktują jako medium społecznej komunikacji. Upominają się o Polskę i o wartości. Nie są ideologiczni, ale ideowi. Nie są partyjni, ale mają świadomość, czym jest polityka i jak wpływa na egzystencję jednostki.

Tymczasem reakcja establishmentu teatralnego na "nowych niezadowolonych" jest bardziej wściekła niż na ich poprzedników z lat 90. - Warlikowskiego i Jarzynę. Tamtych odsądzano od czci i wiary za łamanie obyczajowego tabu i brutalizm. Tym zarzuca się "publicystykę", "ideologię" i "antyestetykę", "uproszczenia" i "plakatowość". Najwięcej emocji budzi Jan Klata. Izabella Cywińska, pytana o niego, mówi w wywiadzie dla miesięcznika "Śląsk": "To dla mnie taka ekstrema, że jej nie przyjmuję do wiadomości. Wolałabym w ogóle nie uczestniczyć w polskim życiu teatralnym, gdyby tego typu zjawiska miały być wszechobecne". Tadeusz Nyczek na łamach "Gazety Wyborczej" pisze w pamflecie "Teatr Klaty - rewolucja na niby" o "sztampie intelektualnej i estetycznym prymitywizmie", a Jacek Sieradzki nazywa w "Dialogu" teatr Klaty "głupawym".

Celem ataków jest również nowy dramat, który próbuje opisać i zdiagnozować liberalną rzeczywistość. Łukasz Drewniak opublikował ostatnio w "Dialogu" pamflet na polską dramaturgię po 1999 r. w postaci "pracy naukowej" napisanej rzekomo pod kierunkiem Sławomira Sierakowskiego. Wynika z niej, że nowy dramat nie oddaje rzeczywistości, ale jej kopię - matrix. Drewniak nazywa ich metodę twórczą "płaskizmem".

Najbardziej zaskakuje nieobecność sporu ideowego, jakby przedstawienia Klaty czy sztuki Demirskiego rozgrywały się na Księżycu. Nyczek, Sieradzki, Cywińska, Drewniak nie spierają się z oceną rzeczywistości w spektaklach "niezadowolonych", zajmują się głównie warsztatem (np. Sieradzki gani Klatę za "toporny montaż blackoutowych najczęściej scen"). Jeśli już zauważają społeczne przesłanie, wrzucają je do worka z napisem "ideologia". Charakterystyczna jest pointa "pracy naukowej" Drewniaka, który pod swoim artykułem zamieszcza dwie wykluczające się konkluzje. We "wnioskach autora o skłonnościach liberalnych" stawia tezę, że nowa dramaturgia powstała na zamówienie Radia Maryja i Telewizji Trwam, natomiast we "wnioskach autora o poglądach wyraźnie prawicowych" interpretuje ją jako zapowiedź Polski Solidarnej braci Kaczyńskich.

Ten żarcik mnie nie śmieszy. Wynika z niego, że dla Drewniaka nie istnieje polityczność poza systemem partyjnym, a zaangażowanie jest równoznaczne z ideologią. Taki pogląd wyznaje wielu twórców i krytyków, którzy żyją z pieniędzy publicznych. Wolą siedzieć cicho i nie narażać się politykom, ponieważ to oni decydują o finansowaniu teatrów i czasopism teatralnych. Wolą kpić z rzekomo "ideologicznego" teatru, niż ujawnić własne poglądy. Jeżeli już przyznają się do poglądów, to tak jak Drewniak - z paru opcji na raz, bo przecież nie wiadomo, kto wygra następne wybory i kto będzie trzymał klucz do kasy.

Innym powodem odrzucenia teatru zaangażowanego jest doświadczenie biograficzne. Dla starszej generacji teatr społecznej interwencji skończył się z upadkiem komunizmu i dzisiaj nie ma racji bytu. Izabella Cywińska w przywoływanym wywiadzie tłumaczy, że teatr polityczny miał sens wtedy, kiedy brakowało wolności słowa, a za krytykę systemu szło się do więzienia. Cywińska robiła wtedy ostre, publicystyczne przedstawienia, jak montaż dokumentalny "Oskarżony: Czerwiec '56" o wypadkach poznańskich, czy "Wróg ludu" Ibsena, z którego wydobyła temat oportunizmu. Dzisiaj próby diagnozy współczesnej Polski nazywa literaturą śmietnikową: "Powstają opisy rzeczywistości zatomizowanej, przypominającej - by odwołać się do znanej metafory Szekspira - rozbite lustro".

Generacja: przetrwać

Spór o teatr "niezadowolonych" jest w istocie sporem o ocenę polskich przemian. Według "zadowolonych" teatr polityczny nie jest nam potrzebny, bo wyręczyły go instytucje demokratyczne. W związku z czym teatr powinien zajmować się "uniwersalnymi wartościami", "estetyką", "głębią psychologii". "Niezadowoleni" uważają, że o wolność wypowiedzi trzeba nadal w Polsce walczyć. Że istnieją ludzie, którzy zostali wykluczeni z debaty publicznej. I teatr powinien dawać im głos. Czy to będzie mieszkaniec falowca w Gdańsku, anarchista z Legnicy czy gej z Warszawy.

Jest jednak coś, co łączy generacje. Demirski zacytował w swej sztuce "From Poland with love" napisany prawie pół wieku wcześniej wiersz Tadeusza Różewicza "Ocalony", zaczynający się od słów: "Mam dwadzieścia cztery lata/ocalałem/prowadzony na rzeź". Mówi go żyjący współcześnie dwudziestoparoletni chłopak, który chce wyemigrować do Anglii, ponieważ w Polsce nie znajduje dla siebie miejsca.

Niektórzy krytycy zarzucali Demirskiemu nadużycie: jak można porównywać bezrobocie z doświadczeniem totalnej wojny, która demoluje wszystkie wartości. Ale dla pokolenia dwudziesto- i trzydziestolatków zderzenie z bezrobociem i dzikimi prawami wolnego rynku jest taką samą traumą, jak wojna dla generacji Różewicza. Dla nich również takie pojęcia jak cnota i występek, prawda i kłamstwo, piękno i brzydota, męstwo i tchórzostwo są tylko wyrazami. Różnica polega na tym, że dzisiejszej młodej generacji odebrano heroizm: Różewicz, doświadczając zagłady człowieczeństwa, walczył o wolność jako żołnierz polskiego podziemia. Oni walczą o przetrwanie, rozdając ulotki reklamowe na ulicy.

Czy społeczna wrażliwość ma szansę w teatrze? Jeszcze niedawno napisałbym, że raczej przegra w konfrontacji z oportunizmem "dziewiczych kart". Ale dzisiaj, po manifestacjach młodych przeciwko wejściu do rządu nacjonalistów, ksenofobów i ludzi z wyrokami sądowymi myślę, że obywatelska aktywność powoli budzi się z uśpienia. To szansa na przebudzenie także dla teatru.

ROMAN PAWŁOWSKI jest krytykiem teatralnym, publicystą "Gazety Wyborczej", autorem dwóch antologii polskiego dramatu współczesnego: "Pokolenie porno" (2003) i "Made in Poland" (2006).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2006