Za słabo kochamy

Andriej Zwiagincew pyta, dlaczego miłość w codziennym obcowaniu tak łatwo przemienia się w obcość.

Choć to opowieść przenikliwie rosyjska, właściwie mogłaby rozgrywać się wszędzie i nigdzie, nigdy i zawsze. Bohaterowie poruszają się w świecie jakby wyjętym z jakiegoś archaicznego porządku, niemal każdy przedmiot sfotografowany w tym filmie zdaje się być pokryty patyną czasu, sprowadzony do swojej pierwotnej funkcji. Niewiele znaków odnosi się do współczesności. Wiera, kobieta anielska i krucha, wygląda niczym odwieczny archetyp kobiety. Jej mąż, człowiek władczy i niedostępny, przynależy do całkowicie odrębnego, męskiego stricte świata. W jego rolę wcielił się nagrodzony w Cannes Konstantin Ławronienko, grający niegdyś rolę ojca w debiutanckim "Powrocie" Andrieja Zwiagincewa. I tym razem rosyjski reżyser krąży wokół tematu ojcostwa - pojętego dosłownie i metaforycznie.

Bez ojca

Aleks podczas pobytu na daczy dowiaduje się, że jego żona jest w ciąży. Z innym mężczyzną. Dla człowieka o oschłym sercu, parającego się na co dzień podejrzanymi interesami jest to cios wyjątkowo celny, wyzwalający serię niedobrych namiętności. Przechowywany w komodzie rewolwer, należący do brata Aleksa - gangstera, musi wcześniej czy później wypalić. Napięcie gęstnieje w tym filmie już od pierwszych minut. Każde wypowiedziane słowo i każda chwila milczenia pęcznieją od znaczeń. Każdy wystudiowany kadr: stojące na pustkowiu drzewo czy obraz zamkniętego na głucho kościoła, odsyła nas gdzieś dalej, poza swój namacalny konkret. W powietrzu wisi bomba, która w tym filmie wybuchać będzie kilkakrotnie.

Miejsce akcji, malowniczo położona dacza, naznaczona jest ojcowską nieobecnością. Dom, do którego Aleks i Wiera zjeżdżają z dziećmi, należał kiedyś do nieżyjącego już ojca Aleksa i jego brata, Marka. Właściciel umarł samotnie, z jakichś nieznanych nam powodów zaniedbywany przez synów. Ów brak, dotkliwa nieobecność, naznaczyły życie wszystkich bohaterów filmu. Wydają się osieroceni, wydziedziczeni, wygnani. Brat Aleksa, zajmujący się jakąś brudną robotą, od lat nie widział dzieci. Sam Aleks wydaje się dobrym ojcem, ale z ust Wiery usłyszymy w końcu, że swoich najbliższych zwykł traktować jak rzeczy. Jak swoje rzeczy. Co tego rodzaju człowiek uczyni na wieść o pozamałżeńskiej ciąży swojej żony?

U Zwiagincewa tradycyjny podział na świat żeński (swojski, domowy, przewidywalny) i męski (nieobliczalny, władczy, rozgrywający się gdzieś poza domem) zostaje wzbogacony o dodatkowy rys. O ile gwałtowne reakcje Aleksa mają swoje "samcze" uzasadnienie i są do pewnego stopnia przewidywalne, o tyle prawdziwą tajemnicą pozostaje w tym filmie Wiera (w tej roli charyzmatyczna Szwedka, "wychowana" w teatrze Bergmana Maria Bonnevie). Zmuszona przez męża do radykalnego rozwiązania swego problemu, wybiera dla siebie zupełnie inną drogę. Nie wierzy, że dokonując aborcji, pomoże zmazać obojgu stare grzechy i zacząć życie od nowa. Wybiera rozwiązanie najbardziej radykalne z możliwych, które najmocniej uderzy w dwójkę ich wspólnych dzieci, bezradnych i bezwolnych bohaterów tej tragedii. To ich w największym stopniu dotyczy tytuł filmu. Tego lata ich pobyt w raju zakończył się na zawsze.

Samotność we dwoje

"Wygnanie" jest filmem wymagającym specjalnego dostrojenia. Oglądany niecierpliwie, okiem uprzedzonym, łatwo zamieni się w swoją karykaturę. Tym bardziej że film może się wydać dziełem cokolwiek wtórnym wobec "Powrotu" (choć i wtedy zarzucano reżyserowi zbytnie afiliacje z Tarkowskim). Zwiagincew zdecydował się podążać własną drogą. Można ją złośliwie nazwać drogą "festiwalową", jako że właśnie w tym obiegu filmy Rosjanina święcą dziś największe triumfy. Jednak reżyser, jeśli nawet wpadł w pewną stylistyczną koleinę i zbyt usilnie teatralizuje filmowaną rzeczywistość, potrafi przy okazji zadawać bardzo niewygodne pytania. Dlaczego miłość w codziennym obcowaniu tak łatwo przemienia się w obcość? Dlaczego nasze życiowe wybory, podszyte rzekomą troską o innych, są zazwyczaj tak bardzo egoistyczne? To prawda, że dla tych pytań twórca "Wygnania" znalazł formułę, która raz po raz ociera się o manierę.

Składa się na nią wyjątkowo sieriozny, niemal namaszczony ton filmu czy natręctwo religijnych skojarzeń, przedmiotów - symboli i słów o mocy samosprawdzającej się przepowiedni. Film jednak od początku rządzi się odrębnymi prawami, wyraźnie odcinając się od realistycznej historii i zwracając się w kierunku ewangelicznej przypowieści. Tego rodzaju "biblijny" ciężar ma w filmie choćby scena, w której Aleks, dowiedziawszy się o przyczynie dziwnej melancholii małżonki, udaje się do brata - gangstera z prośbą o radę. "Cokolwiek zrobisz, będzie słuszne" - odpowiada mu odziany w czarną skórę mężczyzna. Relatywizm? Bynajmniej - gangster ma rację. To Aleks musi sam rozstrzygnąć wszystko we własnym sercu. I to on będzie potem sam musiał się zmagać z ciężarem tej decyzji.

Film Zwiagincewa zanurzony jest w pejzażu. I czy będzie to industrialny, apokaliptyczny pejzaż pobliskiego miasta, z którego uciekają bohaterowie, czy sielska sceneria letniego, leniwego dnia na wsi, ludzkie sylwetki wpisane w krajobraz wydają się tak samo samotne. Film pełen przemilczeń i zduszonych emocji, to znów nieznośnie przeładowany retoryką (dzieci w kulminacyjnym momencie filmu układają puzzle ze "Zwiastowaniem" Leonarda, to znów recytują list św. Pawła do Koryntian), przemawia uniwersalnym językiem mitu. Pokazuje ludzi zdumionych tym, co im się przydarza, przytłoczonych ciężarem własnych wyborów. Jedyna prawda, do której dochodzą (niestety każde z osobna, beznadziejnie rozminięci w czasie) to, że nie kochali się nawzajem wystarczająco mocno.

***

Chyba tylko Rosjanie potrafią sytuację tak ograną, zarówno w sztuce, jak i w kulturze masowej (nazwijmy ją banalnie kryzysem małżeńskim) podnieść do rangi surowego moralitetu, który przez ponad dwie godziny każe nam przeglądać się w koturnowych, wypreparowanych z potocznego doświadczenia postaciach dramatu. Zabrakło w tym pewnie świeżości i czystego tomu pierwszego filmu Zwiagincewa. Pozostało za to przeszywające laboratoryjne studium kłamstwa i samotności we dwoje.

Wygnanie (Izganie), reż.: Andriej Zwiagincew, scen. na podst. opowiadania Williama Saroyana: Artjom Melkumian, Oleg Negi, zdj.: Michaił Kriczman, wyst.: Konstantin Ławronienko, Maria Bonnevie, Aleksandr Bałujew i inni. Prod.: Rosja 2007. Dystryb.: 35mm.

Wraz z "Wygnaniem" i granym obecnie w kinach znakomitym "Ładunkiem 200" Aleksieja Bałabanowa debiutuje na polskim rynku filmowym firma dystrybucyjna "35mm", która specjalizować się będzie w kinie rosyjskim. Po latach postkomunistycznej posuchy wreszcie będzie okazja przyjrzeć się największym osiągnięciom kinematografii naszych wschodnich sąsiadów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2008