Za mniej niż 1000 euro

Uwaga świata skupiła się na Hiszpanii. Kłopoty jednej z największych europejskich gospodarek to kłopoty dla wszystkich. Tymczasem rząd w Madrycie wydaje się bezradny w obliczu galopującego bezrobocia i powracającej recesji.

03.04.2012

Czyta się kilka minut

Strajk generalny w Barcelonie, 29 marca 2012 r. / fot. Edu Bayer / Polaris / East News
Strajk generalny w Barcelonie, 29 marca 2012 r. / fot. Edu Bayer / Polaris / East News

Na początku ubiegłego tygodnia Mariano Rajoy mógł pomyśleć, że nie lubi poniedziałku, a także wtorku, czwartku i piątku... W poniedziałkowy poranek 26 marca musiał uporać się z komentarzami po znacznie gorszym, niż oczekiwano, wyniku jego ugrupowania, Partii Ludowej, w wyborach regionalnych w Andaluzji. We wtorek pojawiły się pogłoski, że Hiszpanie zamierzają poprosić o unijną pomoc finansową, by wesprzeć swoje banki. Hiszpański minister finansów zaprzeczył, ale nerwowość na rynku pozostała. W czwartek na ulice hiszpańskich miast wyszły tysiące ludzi, a kraj sparaliżował strajk generalny. W piątek światło dzienne ujrzał projekt nowego budżetu, a z nim plan rekordowych oszczędności. Do tego niekorzystna prasa i ekonomiści co raz wskazujący na Hiszpanię jako kolejne po Grecji zagrożenie dla eurozony...

CZARNE STATYSTYKI

„Takie porównania to nonsens” – stwierdził minister finansów Luis de Guindos, ale faktem jest, że nieoczekiwanie to Hiszpania zaczęła wzbudzać w Europie niepokój. Powód jest oczywisty – zapaść jej gospodarki będzie miała znacznie większe konsekwencje niż problemy Grecji. Prawicowy rząd Mariano Rajoya, który przejął władzę po listopadowych wyborach, zabrał się co prawda od razu za radykalne reformy i ostre cięcia, ale okazuje się, że mogą one nie przynieść spodziewanych rezultatów. W lutym Hiszpanie poinformowali, że w 2011 r. nie udało się im zrealizować celów dotyczących zmniejszenia deficytu budżetowego (zamiast obiecanych 6 proc., wyniósł 8,5 proc. PKB), zamierzają też złagodzić założenia na rok 2012. Komisja Europejska chciała, by w tym roku Hiszpania obniżyła deficyt do 4,4 proc., co obiecywał jeszcze poprzedni, socjalistyczny rząd. Według premiera Rajoya, uda się zredukować deficyt tylko do 5,3 proc. I wobec tego celu ekonomiści są jednak sceptyczni.

Powodem porażki są zbyt optymistyczne prognozy o ożywieniu gospodarki, które się nie spełniły. Wręcz przeciwnie – Hiszpania pogrąża się w recesji. Rośnie też zadłużenie (w ubiegłym roku dług publiczny osiągnął najwyższy poziom od ponad 20 lat: 66 proc. PKB) oraz bezrobocie, które obecnie sięga 24 proc. (przy czym wśród ludzi młodych to niemal 50 proc.!). Kolejne oszczędności gospodarki raczej nie ożywią i jeden z największych europejskich krajów dosłownie walczy o przeżycie.

PUSTA GRAN VIA

Społeczne protesty w Hiszpanii zaczęły się już w ubiegłym roku – to tam najsilniejszy i najlepiej zorganizowany był ruch Oburzonych, który potem rozlał się po innych państwach. Dotychczas, protesty nie przybrały tak gwałtownych form jak greckie – nikt nie podpala i nie demoluje budynków. Podczas strajku generalnego w ubiegły czwartek na ulice wyszły jednak według policji: dziesiątki tysięcy ludzi, a według mediów i związków zawodowych, które protest organizowały – setki tysięcy. Przestały nadawać regionalne telewizje, np. w Madrycie, ograniczano krajowe loty, w trasę wyjechało mniej pociągów i autobusów. Centrum stolicy było zablokowane, najsłynniejsza madrycka ulica, Gran Via – kompletnie pusta. Prócz kilku incydentów było pokojowo – na demonstrację ludzie przyszli z dziećmi, a nawet psami. „Nie oszczędności są nam potrzebne, ale ożywienie gospodarki. I wiara, że nie wszystko się jeszcze skończyło” – opowiada José, który pracę ma, ale i tak uznał, że musi na demonstrację przyjść. – „Potrącą mi za to z pensji 100 euro, ale co tam... Trzeba pokazać, że się nie poddajemy”.

Związki chcą od rządu większej elastyczności w zmianach, jakie są wprowadzane w kodeksie pracy. Przyjęta w lutym reforma ma ułatwić zwalnianie i przyjmowanie pracowników, a tym samym zachęcić do zatrudniania nowych ludzi. Obniżone zostały też odprawy dla zwalnianych. Choć w zamyśle premiera reforma ma zmniejszyć bezrobocie, ludzie nie podzielają jego zdania. Będą więc pewnie kolejne protesty, choć wiadomo, że premier się nie ugnie.

– Czy są tu jakieś inne rozwiązania? Nie wiem. Ale z internetu i mediów ludzie znają przykłady państw radzących sobie z kryzysem, np. Islandię. Trudno im akceptować ostre cięcia dochodów lub praw pracowniczych, kiedy wszyscy wiedzą, że w innych krajach Europy tak nie jest – mówi „Tygodnikowi” Julián Díez, dziennikarz ekonomicznej gazety „Cinco Dias”. – Inna sprawa, że wielkie hiszpańskie firmy nie ukrywają, że ich wyniki finansowe są nadal dobre: Santander, Repsol, Telefonica... Ludziom trudno zaakceptować, że mają one niezłe zyski i jednocześnie chcą taniej zwalniać ludzi. Może te wszystkie kroki są potrzebne, ale najwyraźniej rząd bardziej troszczy się o satysfakcję wielkich biznesmenów i bankierów, niż o to, by wyjaśnić ludziom własne plany. Przynajmniej w najbliższej przyszłości będą jeszcze niższe pensje i jeszcze wyższe bezrobocie.

JAK ZROBIĆ DEZODORANT

Na ulice w czwartek wyszłoby zapewne jeszcze więcej ludzi, gdyby nie strach przed utratą pracy. Kiedyś mówiono o mileuristach, czyli tych, którzy muszą wyżyć za 1000 euro miesięcznie. Teraz czterocyfrowa suma wypłaty jest marzeniem wielu ludzi. Wbrew pozorom, to często ludzie w pełni sił, z wykształceniem i doświadczeniem zawodowym.

Jak zatem przeżyć za mniej niż 1000 euro? Rzecz jasna, trzeba oszczędzać. Zwykle jednak odkładanie kupna nowych butów okazuje się niewystarczające. Do najbardziej popularnych sposobów należy dzielenie mieszkania (podnajmowanie pokoi) czy auta, np. przy dojazdach do pracy. Jest też wiele innych rzeczy, do których nie trzeba pieniędzy. Juanma Samchez założył stronę internetową sindinero.org, co znaczy właśnie „bez pieniędzy”. Jak mówi, ma około 10 tys. wejść dziennie. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się informacje o darmowej rozrywce – koncertach i wystawach – przed weekendem. Co pokazuje, że młodzi Hiszpanie wcale nie mają ochoty pogrążać się w depresji przed telewizorem, którego jeszcze nie wyniósł komornik. Chcą wychodzić i bawić się jak dawniej, tyle że taniej. Ze strony sindinero można dowiedzieć się też innych rzeczy: jak samemu zrobić ekologiczny dezodorant lub jak uprawiać na balkonie warzywa.

„Nie jest bogatym ten, kto ma dużo, ale ten, który potrzebuje mniej” – to motto ze strony internetowej madryckiego sklepu „Abrete Sesamo”, co znaczy „Sezamie, otwórz się”. W sezamie wszystko, czego dusza zapragnie: ubrania, zabawki, książki i meble. Zasada jest prosta – jeśli ktoś ma coś, czego nie potrzebuje, a co jest w dobrym stanie, może to przynieść do sklepu, dostając punkty – w zamian za punkty może wziąć ze sklepu coś, czego potrzebuje. Handel wymienny, w postaci znanej od początków ludności.

PRZYSZŁOŚĆ BEZ PERSPEKTYW

W piątek w hiszpańskim parlamencie został zaprezentowany budżet na ten rok – okrojony o 27 mld euro. „Naród znalazł się w ekstremalnym położeniu” – oświadczyła wicepremier Soraya Sáenz de Santamaría. Pensje w budżetówce zostaną zamrożone, ale zasiłki dla bezrobotnych utrzymane, rewaloryzowane będą też emerytury. VAT został utrzymany na dotychczasowym poziomie, ale w górę od kwietnia idą ceny gazu i prądu.

Dramatyczny budżet został przedstawiony dzień po strajku generalnym. Premier nie zrobił tego wcześniej, bo nie chciał pogrążać swojej partii, mającej nadzieję na objęcie władzy w Andaluzji, jednym z największych z hiszpańskich regionów. PP co prawda wygrała, ale nie ma ani większości, ani szans na koalicję, więc rządy – podobnie jak przez ponad 30 ostatnich lat – będą sprawować socjaliści, tym razem we współpracy ze Zjednoczoną Lewicą. Taka wygrana to porażka i to trudna do przełknięcia. Tym bardziej że Andaluzja to największe w kraju bezrobocie (ponad 30 proc.) i jedne z największych publicznych wydatków, a zatem region kluczowy do utrzymania dyscypliny budżetowej.

Największym z hiszpańskich problemów – w takiej perspektywie długoterminowej – jest bezrobocie wśród młodych ludzi, sięgające 50 proc. Wychowali się już w Unii Europejskiej, nie wierząc w Hiszpanię z opowiadań dziadków i pradziadków: biedną i prowincjonalną. „Ta generacja traktowała poziom dobrobytu jako swoje prawo, a nie nagrodę, teraz uświadomili sobie, że nigdy nie osiągną standardu życia swoich rodziców” – mówił w dzienniku „El Pais” Juan Carlos Monedero, profesor nauk politycznych z Uniwersytetu w Madrycie. Są najlepiej wykształconym pokoleniem w historii Hiszpanii, ale nie ma dla nich miejsca w kraju ani zbyt wiele nadziei na poprawę sytuacji. – Czy po tych wszystkich wyrzeczeniach przyszłość będzie lepsza? Na to pytanie jest wiele odpowiedzi. Moja jest taka, że czeka nas Hiszpania kelnerów i murarzy, serwujących paellę i budujących domy letniskowe dla Europejczyków z północy – gorzko podsumowuje Julián Díez.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2012