Za co Zulusi lubią Putina

Władimir Putin, ścigany listami gończymi Międzynarodowego Trybunału Karnego, wybiera się w sierpniu w podróż do RPA. Aresztowania się nie boi, bo rządzący w Pretorii czują się dłużnikami Kremla.
w cyklu STRONA ŚWIATA

31.03.2023

Czyta się kilka minut

Ministrowie spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow i Południowej Afryki Naledi Pandor, Pretoria, 23 stycznia 2023 / PHILL MAGAKOE/AFP/East News

Republika Południowej Afryki jest członkinią Międzynarodowego Trybunału Karnego i była jego entuzjastyczną orędowniczką, gdy powstawał na przełomie stuleci. Zaledwie dziesięć lat wcześniej uwolniła się od ustroju rasowej dyskryminacji, apartheidu, a w 1994 roku przeprowadziła pierwsze w swoich dziejach wolne wybory, w których głos czarnych znaczył tyle, co białych. Na początku nowego stulecia jej pierwszy czarnoskóry prezydent, Nelson Mandela, patriarcha i sumienie Afryki, nie sprawował już władzy, oddał ją młodszym, ale cieszył się jeszcze większym poważaniem, a jego następcy liczyli się z jego zdaniem.

Nakaz aresztowania

Przystępując do Międzynarodowego Trybunału Karnego i podpisując jego Statut Rzymski, Południowa Afryka wraz ze 122 innymi krajami (32 z nich leżą w Afryce) zobowiązała się zatrzymywać na swoim terytorium osoby ścigane listami gończymi trybunału za zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości. Zgodnie z prawem i własnymi zobowiązaniami, gdy rosyjski prezydent zjedzie w sierpniu do Durbanu, stolicy Zulusów, na naradę z przywódcami Chin, Indii, Brazylii i gospodarzami (razem tworzą konkurencyjny wobec Zachodu klub światowych mocarstw o nazwie BRICS), Południowa Afryka powinna go aresztować i odesłać do Hagi.


STRONA ŚWIATA

Wojciech JAGIELSKI, jeden z najwybitniejszych europejskich reporterów, co tydzień pisze o punktach zapalnych świata, a co dwa tygodnie opowiada o nich w podkaście. Czytaj SERWIS SPECJALNY


Wątpliwe jednak, by tak się stało, i w najgorszym przypadku Putina spotka los byłego prezydenta Sudanu Omara al-Baszira, który gwiżdżąc na ścigające go listy Międzynarodowego Trybunału Karnego, w 2015 roku przyjechał jak gdyby nigdy nic do Południowej Afryki na spotkanie przywódców Unii Afrykańskiej. Władze z Pretorii, wiedząc, co się święci – Sudańczyk był pierwszym urzędującym prezydentem, za którym rozesłano listy gończe trybunału – jeszcze przed jego przyjazdem ogłosiły, że wszystkim swoim gościom wystawiają na czas wizyty specjalne listy żelazne. A kiedy południowoafrykański sąd kazał jednak zatrzymać Baszira, ówczesny prezydent Jacob Zuma tak długo zwlekał z wypełnianiem sądowych nakazów, że Sudańczyk już dawno zdążył odlecieć do Chartumu.

Wyrachowani dobrodzieje

Kiedy na swoje uroczyste zaprzysiężenie Nelson Mandela zaprosił Fidela Castro, Muammara Kadafiego i palestyńskiego przywódcę Jasera Arafata, zachodni politycy krzywili się z niesmakiem i dezaprobatą. W czasach, kiedy na Zachodzie wieszczono koniec historii, Mandela, którego obwołali uosobieniem zgody i wybaczenia, na świadków swojego triumfu przyzywał relikty przeszłości – komunistycznego dyktatora, który nie zauważył, że jego rewolucja wyrodziła się w tyranię, oraz watażków nie wzdragających się sięgać po terroryzm. Żeby uniknąć kłopotliwych uścisków dłoni, podziwiający Mandelę amerykański prezydent Bill Clinton wykręcił się z uroczystości i w swoim zastępstwie posłał do Pretorii żonę, Hillary, i wiceprezydenta Ala Gore’a.

„My nie zapominamy o naszych starych przyjaciołach ani o zaciągniętych u nich długach wdzięczności – powiedział na to Mandela. – Pamiętamy, kto nam pomagał i na kogo mogliśmy liczyć, gdy byliśmy w potrzebie w czasach, gdy nasze zwycięstwo wcale nie było pewne”.

Afrykański Kongres Narodowy, ruch wyzwoleńczy, któremu przez chwilę przewodził, a uwięziony stał się jego sztandarem, w swojej walce przeciwko apartheidowi nie mógł liczyć nie tylko na wsparcie „wolnego Zachodu”, ale nawet na jego zrozumienie. Skandynawia, bogata i poczuwająca się do obowiązku dzielenia się swoim bogactwem z innymi, nigdy nie skąpiła grosza na dobroczynne cele, ale polityczne stolice Zachodu, Londyn, Paryż, Lizbona, Madryt, a zwłaszcza Waszyngton, podejrzliwie spoglądały na wszystkich w Afryce, którzy domagali się wolności i występowali przeciwko postkolonialnym porządkom.

Ponieważ był to czas „zimnej wojny” między wolnym Zachodem a komunistycznym Wschodem, na entuzjastyczne wsparcie tego ostatniego mogli liczyć wszyscy buntownicy zrywający więzy z dawnymi, zachodnimi bez wyjątku – Wielką Brytanią, Francją, Belgią, Hiszpanią, Portugalią – metropoliami kolonialnymi. Wschód, któremu przewodził Związek Radziecki, ale także usiłujące z nim konkurować Chiny, popierał afrykańskich buntowników ze zwykłego politycznego wyrachowania, a buntownicy, poza nielicznymi wyjątkami idealistycznych rewolucjonistów, z podobnym wyrachowaniem szukali pomocy, gotowi bić pokłony przed każdym ołtarzem, byle otrzymać pieniądze na przetrwanie i karabiny na wojnę. Nie mogąc doprosić się pomocy Zachodu, przyjmowali ją ze Wschodu, narażając się na zachodnią nieufność i wrogość.

Bez wschodniej pomocy czarni partyzanci z Rodezji nie zmusiliby do ustąpienia białego rządu, a partyzantki z Angoli, Mozambiku i Namibii nie wygrałyby domowych wojen i nie przejęły władzy w swoich krajach. Białego rządu Rodezji nie bronił nawet biały rząd z Pretorii, ale w pozostałych wojnach z sąsiedztwa apartheidowska Południowa Afryka była towarzyszką broni Zachodu w walce z komunistyczną ekspansją.

Pod rządami prezydenta Ronalda Reagana i premier Margaret Thatcher, Ameryka i Wielka Brytania sprzeciwiały się jak mogły przystąpieniu do gospodarczych sankcji przeciwko białemu reżimowi z Pretorii (Joe Biden, jako młody senator, ostro za to Reagana krytykował), a Afrykański Kongres Narodowy uważały za organizację terrorystyczną. Biurokracja i bałagan w amerykańskiej administracji sprawił, że dopiero w 2008 roku Mandela został wykreślony z „czarnej listy” terrorystów.

Za to na Wschodzie działacze Afrykańskiego Kongresu Narodowego, uciekający z kraju przed prześladowaniami, znajdowali azyl, a także polityczne i zbrojne wsparcie. Na Wschodzie szkolili się na partyzantów, a po powrocie do Afryki, w Angoli, Namibii i Mozambiku mogli liczyć na pomoc wschodnich instruktorów wojskowych. Dzięki fundowanym szczodrze stypendiom, we wschodnich akademiach zdobywali wykształcenie młodzi Afrykanie, którzy mieli tworzyć w swoich krajach przyszłe elity, dłużniczki Wschodu.

Czarna nieufność

Zachodni przywódcy, wybierając się w podróż do Afryki, układają jej trasę tak, żeby uwzględniała choć najkrótszy pobyt w którymś z dawnych niewolniczych fortów na zachodnim wybrzeżu. Od nich i od składanych tam przeprosin za zbrodnie czasów niewolnictwa i kolonialnych podbojów zwykle zaczynają afrykańskie podróże. Rosjanie nie muszą sobie tym zawracać głowy, za nic Afryki przepraszać nie muszą. To raczej Afryka uważa się za rosyjską dłużniczkę, a Rosję za nowe wcielenie dawnego dobrodzieja – Związku Radzieckiego.


SŁUCHAJ PODKASTU TYGODNIKA POWSZECHNEGO

Wojciech Jagielski i Krzysztof Story: 20 LAT PO INWAZJI NA IRAK. JAK USA OSZUKAŁY ŚWIAT I ZAWIODŁY BLISKI WSCHÓD? >>>>


Na Ukrainę, która również była częścią – i to jedną z najważniejszych – Związku Radzieckiego, ta afrykańska wdzięczność się nie przekłada, a zachodnie poparcie udzielane Kijowowi powiększa jedynie nieufność i tak już nieufnej wobec Zachodu Afryki. Afrykańscy przywódcy przypominają sobie, że ilekroć Zachód im pomagał, zawsze stawiał jakieś warunki, czegoś się domagał: a to wprowadzenia wielopartyjnej demokracji, a to przestrzegania wolności słowa, a ostatnio równouprawnienia homoseksualistów.

Do tego rachunku afrykańskich krzywd i żalów odwołują się rosyjscy przywódcy, przekonujący, że Rosja, podobnie jak Afryka, padła ofiarą zachodniego imperializmu, zmierzającego do podboju całego świata i narzucenia mu wygodnych dla Zachodu porządków. Opowiada o tym Siergiej Ławrow, szef rosyjskiej dyplomacji, który przed najazdem zbrojnym Rosji na Ukrainę nigdy nie jeździł tak często do Afryki. Wmawia afrykańskim przywódcom, że powodem wrogości Zachodu do Putina jest to, że rosyjski prezydent w imieniu globalnego Południa próbuje podważyć zachodnią dominację i uczynić świat bardziej „wielowektorowym”, czego domagają się także kraje zrzeszone w klubie BRICS (literka „S” w jego nazwie oznacza Południową Afrykę).  

Odkąd Międzynarodowy Trybunał Karny rozesłał za Putinem listy gończe, Rosja przyłączyła się też do starych narzekań Afryki, że haski sąd wybiórczo dochodzi sprawiedliwości i zadośćuczynienia. Jednych – niemal wyłącznie Afrykanów – ściga i karze, a innym, którzy dopuszczają się podobnych zbrodni – odpuszcza. „Skoro sprawiedliwie rozesłano listy gończe za Putinem, to dlaczego wcześniej nie rozesłano ich za George’em Bushem?” – pytają afrykańscy przywódcy, twierdząc, że nie widzą różnicy między dzisiejszą inwazją Rosji na Ukrainę a inwazją sprzed dwudziestu lat Amerykanów i ich zachodnich sprzymierzeńców na Irak. „Dlaczego tę rosyjską mamy dziś potępiać, skoro chcieliście, byśmy tamtą popierali?” – pytają. Mandela, a także Desmond Tutu, inny południowoafrykański pokojowy noblista i sumienie kontynentu, należeli do najsurowszych krytyków zachodniej wyprawy wojennej na Irak i potępiali Busha oraz jego dwór jako podżegaczy wojennych.

Dyplomatyczny szpagat

Przed rokiem, podczas głosowania w ONZ nad rezolucją potępiającą rosyjską napaść na Ukrainę, Południowa Afryka, podobnie jak 25 innych państw afrykańskich, wstrzymała się od głosu. W 2014 roku nie potępiła rosyjskiej aneksji Krymu.

Przed rokiem szefowa południowoafrykańskiej dyplomacji Naledi Pandor wzywała Rosję do wycofania wojsk z Ukrainy i w imieniu prezydenta Cyrila Ramaphosy proponowała Moskwie i Kijowowi rokowania oraz południowoafrykańskie w nich pośrednictwo. Po styczniowej wizycie Siergieja Ławrowa w Pretorii pani Pandor powiedziała, że wobec masowych dostaw zachodniej broni dla Ukrainy, „uproszczeniem i dziecinadą” byłoby żądać od Rosji wycofania wojsk z ukraińskiego terytorium.

Jesienią sensację w Kapsztadzie wywołało pojawienie się w tamtejszym porcie jachtu jednego z rosyjskich bogaczy, wpisanego przez Zachód na „czarną listę” osób podlegających ostracyzmowi. Pod koniec roku jeszcze większe poruszenie wywołała wizyta w kapsztadzkim porcie rosyjskiego statku handlowego, który przybył, by załadować zamówione ponoć znacznie wcześniej kontenery z amunicją.

W pierwszą rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę w pobliżu Durbanu marynarki wojenne Południowej Afryki, Rosji, a także Chin przeprowadziły wspólne ćwiczenia, które zostały odebrane w świecie jako dyplomatyczny sukces Rosji. Nagabywana przez zachodnich polityków pani Naledi Pandor niezmiennie odpowiada, że Południowa Afryka stara się zachować bezstronność, chce dobrze żyć ze wszystkimi i nie jest nikomu wrogiem.

Coraz bardziej zirytowany Zachód stara się nie krytykować otwarcie Południowej Afryki w obawie, by jeszcze bardziej nie popchnąć jej w stronę Rosji. We wrześniu Joe Biden podejmował Cyrila Ramaphosę w Białym Domu, a w listopadzie prezydent Południowej Afryki był pierwszym oficjalnym gościem brytyjskiego króla Karola III. W Południowej Afryce gościli szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken i sekretarz skarbu Janet Yellen.


Wojciech JAGIELSKI: RANKING WOLNOŚCI, TYRANII, DEMOKRACJI I KORUPCJI >>>>


Południowoafrykańska opozycja przestrzega rząd Afrykańskiego Kongresu Narodowego, by nie przyjmował wpłat na partyjne konto od rosyjskich oligarchów i nie dawał się wykorzystywać Rosji w jej dyplomatycznych rozgrywkach. Opozycja, czyli Sojusz Demokratyczny, uważana jest jednak w Południowej Afryce za partię białych liberałów, a to, że popierają Ukrainę (minister dyplomacji z opozycyjnego „gabinetu cieni” żąda, by Putina aresztować, a szef opozycji John Steenhuisen jeździł do Kijowa i Buczy), jest dla rządzących kongresowców kolejnym powodem, że i do nich, podobnie jak do Zachodu, trzeba podchodzić nieufnie.

Białych liberałów z Sojuszu Demokratycznego nieufnie traktuje też biała prawica. Wywodząca się spośród Afrykanerów, potomków Burów, za swojego najgorszego wroga od zawsze uważa Brytyjczyków, a w imię zasady, że wróg mojego wroga jest moim sprzymierzeńcem, podczas II wojny światowej trzymała kciuki za Niemcy. Nie z sympatii dla Hitlera czy faszyzmu, ale z niechęci wobec Brytyjczyków i liberalnego Zachodu.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej