Witkacy i Zielona Sowa

ODPOWIEDŹ PROF. DEGLERA

Mój artykuł spotkał się z ostrą reakcją Wydawnictwa Zielona Sowa, które zażądało ode mnie przeprosin na łamach "Tygodnika Powszechnego" i przysłało mi tekst tych przeprosin, pod którym miałem się tylko podpisać (tak!), grożąc mi jednocześnie oddaniem sprawy do sądu, jeśli tego nie uczynię. Uzasadnienie owego żądania zawiera pismo Pani Mecenas, opublikowane w "TP" (nr 8/06).

W piśmie tym nastąpiło wyraźne pomieszanie dwóch porządków: prawnego i moralnego. Uczymy studentów, że podstawową powinnością przy wykorzystywaniu cudzych tekstów jest wskazanie ich źródeł (np. w przypisach). Odstępstwo od tej reguły, choć nie ścigane prawem, jest wysoce naganne, bo kłóci się z zasadą przyzwoitości. W swoim artykule skrytykowałem Zieloną Sowę za to, że wydając "622 upadki Bunga" sprzeniewierzyła się dobrym obyczajom, nie podając, iż wykorzystała krytyczne opracowanie tekstu tej powieści, będące dziełem Anny Micińskiej. Powoływanie się na paragrafy ustaw nie zmieni faktu, że popełniono błąd. Przyznanie się do błędu jest dowodem uczciwości i odwagi. Nigdy się na tym nie traci, a wręcz odwrotnie. I dlatego poczucie przyzwoitości, a nie "ewentualne prośby spadkobierców Anny Micińskiej" - jak pisze Pani Mecenas - powinno podyktować dyrekcji wydawnictwa "umieszczenie nazwiska edytorki w przyszłych wydaniach książki S.I. Witkiewicza".

Znam rękopis "622 upadków Bunga" i mogę stwierdzić, że nie nadaje się on do wydania w tym stanie, w jakim pozostawił go autor. Ostateczny kształt nadała mu po dokładnej analizie tekstu Anna Micińska, co decyduje, że jej praca edytorska miała charakter twórczy, a tym samym podlega ochronie prawnej zgodnie z paragrafami prawa autorskiego wskazanymi przez Panią Mecenas.

Janusz Degler

LIST WITKACOLOGÓW

Popieramy w pełni stanowisko prof. dr. hab. Janusza Deglera dotyczące ochrony praw edytorów, wyrażone w artykule , w związku z opublikowaniem powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza "622 upadki Bunga" przez Wydawnictwo Zielona Sowa z pominięciem nazwiska edytorki tekstu Anny Micińskiej.

Opracowanie edytorskie tekstu powinno być traktowane jako rodzaj autorskiej twórczości naukowej i tak pojęte - prawnie chronione. Pochylając się nad drukowanymi utworami Witkacego, mamy często wrażenie, że widzimy wyłaniające się spod tekstu tropy nieustannego wahania, nieroz-

strzygalnych wyborów, trudnych decyzji - ślady tych, którzy na długo przed nami pochylali się nad każdym tekstem, gdy istniał jeszcze niegotowy w rękopisach.

Niepokój musi budzić praktyka pomijania na kartach wydawanych książek nazwisk edytorów przy równoczesnym wykorzystywaniu ich dokonań. Oznacza to podejmowanie nieetycznych działań, które zacierają ciężką, pozostającą zawsze w cie-

niu, a przecież twórczą, wymagającą wiedzy, talentu i intuicji - pracę edytorską.

Wiemy, jak trudnego w przypadku twórczości Witkacego zadania podjęła się Anna Micińska. Podziwialiśmy Ją za to. Pamiętamy, jak rozplątywała zawiłości tekstów, przedzierała się przez zapiski na marginesach, odczytywała zmiany i dokonywane przez samego autora korekcje, komentarze i przypisy.

Edytor, niczym tłumacz, staje się niewidocznym współautorem tekstu. Przynależą mu prawa, których naruszać nie wolno.

środowisko witkacologów:

  • Dalibor Blažina, dr, literaturoznawca, tłumacz, Uniwersytet w Zagrzebiu
  • Tomasz Bocheński, dr, Uniwersytet Łódzki
  • Włodzimierz Bolecki, prof. dr hab., IBL PAN, historyk literatury, edytor
  • Dorota Heck, dr, Uniwersytet Wrocławski
  • Barbara Kasprzakowa, prof. Uniwersytetu Adama Mickiewicza, dr hab.
  • Anna Krajewska, prof. UAM, dr hab., teoretyk literatury
  • Karol Lesman, tłumacz, Amsterdam
  • Bohdan Michalski, edytor rękopisów filozoficznych S.I. Witkiewicza; prof. Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej w Warszawie
  • Stefan Okołowicz, fotografik, Warszawa
  • Marta Skwara, dr hab., Uniwersytet Szczeciński
  • Lech Sokół, dr hab., dyrektor Instytutu Sztuki PAN; profesor Akademii Teatralnej w Warszawie
  • Ewa Szkudlarek, dr, UAM
  • Wojciech Sztaba, dr, historyk sztuki, Wyższa Szkoła Pedagogiczna Ludwigsburg
  • Giovanna Tomassucci, dr, literaturoznawca, tłumacz, Uniwersytet w Pizie
  • Andrzej Nils Uggla, prof., literaturoznawca, tłumacz
  • Ewa Wąchocka, prof. Uniwersytetu Śląskiego, dr hab., teatrolog
  • Anna Żakiewicz, historyk sztuki, Warszawa

***

Trudno coś dodać do publikowanych wyżej listów. Nie przestaje mnie jednak zdumiewać sposób działania Zielonej Sowy. Przypomnijmy kolejność wydarzeń. Oto prof. Janusz Degler, jeden z najwybitniejszych witkacologów, redaktor naczelny "Dzieł zebranych" autora "Nienasycenia", publikuje tekst, w którym wytyka wydawcy pominięcie przy wznowieniu "622 upadków Bunga" nazwiska nieżyjącej już Anny Micińskiej - edytorki, dzięki której ta wczesna powieść Witkacego doczekała się w ogóle druku, a przy tym osoby, której zasługi dla witkacologii trudno wręcz oszacować. Dodaje do tego szereg słusznych uwag na temat nieposzanowania praw edytorów.

I co się dzieje dalej? Nie odzywa się ani redakcja wydawnictwa, ani przywołany z imienia autor posłowia Łukasz Badula, który także nie zechciał wspomnieć nazwiska Anny Micińskiej. Odzywa się natomiast... wynajęty przez Zieloną Sowę prawnik. Pani Mecenas Joanna Lassota w długim i zawiłym wywodzie powtarza to, co napisał już prof. Degler - że ustawodawca regulując kwestie praw autorskich, nie uwzględnił praw edytorów. Kończy zaś zdumiewającym z punktu widzenia logiki zdaniem, że wydawnictwo "było ponadto gotowe, wychodząc naprzeciw ewentualnej prośbie spadkobierców Anny Micińskiej, do umieszczenia nazwiska edytorki w przyszłych wydaniach książki S. I. Witkiewicza". Znaczyłoby to, że spadkobiercy Anny Micińskiej mają obowiązek rozsyłać listy do wszystkich krajowych oficyn z pytaniem, czy te nie zamierzają przypadkiem wznowić "Bunga", i z sugestią, by uwzględniały one przy tym wkład pracy edytorki.

A czemuż to Zielona Sowa nie raczyła zrobić tego z własnej woli? Skoro zaś tego nie zrobiła - czemu nie zdobyła się teraz na słowo "przepraszam"?

Mam nadzieję, że mrówcza praca edytorów zostanie jednak przez ustawodawcę doceniona. Póki się to jednak nie stanie, warto może przypomnieć tzw. prawdy oczywiste. Relacje międzyludzkie tylko po części regulowane są przepisami prawnymi; w znacznie większym stopniu powinny o nich decydować zasady moralne i zwykła przyzwoitość. Znakomity artysta i pisarz Stefan Themerson napisał kiedyś esej zatytułowany "Katedra przyzwoitości". Może należałoby go wznowić?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006