Wielki krawiec

Był artystą, który projektował suknie, stworzył styl i zapisał się w historii. Nazywał się Christian Dior.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Zdobył sławę w 1947 roku. Wtedy otworzył własny dom mody przy avenue Montaigne w Paryżu i pokazał światu swoją pierwszą kolekcję, która zadziwiła wszystkie zainteresowane modą redakcje, salony i dwory. "Vogue" pisał, że projekty Diora są sensacją sezonu. Zaledwie w dwa lata po wojnie Dior ubrał kobietę nad wyraz rozrzutnie, ale zarazem niezwykle urokliwie. Wystroił modelki w arystokratyczne suknie uszyte z metrów drogich tkanin, eleganckie buty na wysokich obcasach, długie rękawiczki i wyrafinowane kapelusze. Można by sądzić, że Dior postąpił wówczas bardzo nierozważnie, wszak nie zważał na trudne powojenne realia. Choć w Paryżu przeciwniczki nowego stylu pikietowały przed sklepami, a w Londynie protestowały w parlamencie, ubrania i dodatki od Diora spodobały się wielu elegantkom. Carmel Snow z "Harper’s Bazaar" ochrzciła jego debiutancką kolekcję podręcznikową dziś nazwą "New Look". Przez następne dziesięć lat to właśnie on, Christian Dior, dyktował całemu światu, co jest modne.

Dior szył ubrania dla elity. Kiedy otwierał swój dom mody, powiedział, że zawsze chciał ubierać szykowne kobiety z towarzystwa. W Paryżu już od czasów II Cesarstwa najlepsi krawcy projektowali dla nich wyjątkową garderobę. W epoce Napoleona III majętne damy nosiły suknie wykonane w pracowni nadwornego krawca cesarzowej Eugenii, Charlesa Fredericka Wortha, który otworzył swój ekskluzywny dom mody przy rue de la Paix w 1858 roku. Wtedy zaczęła się historia haute couture. Sto lat później uznani następcy Wortha byli w wielkim kłopocie. Kobiety, także te zamożne, chciały zapomnieć o odzieży z lat wojny. Miały dosyć mundurowych kurtek, skromnych sukienek, braku pończoch i butów na grubej podeszwie. No i nie chciały, co zrozumiałe, wracać do mód sprzed wojny.

Krawcy o tym wiedzieli. Zaczęli szukać pomysłów w historii ubioru. Interesowała ich głównie moda z XIX wieku. Studiowali noszone wówczas kolory, kroje, tkaniny i, zainspirowani nimi, lansowali dziwaczne, archaiczne stroje. Przypominały one kostiumy karnawałowe i tuż po wojnie wyglądały dobrze jedynie na zdjęciach w ekskluzywnym magazynie "Vogue". Te historyzujące projekty można dziś nazwać wybrykami fantazji krawców. Wówczas były zapowiedzią nowego stylu. Po premierze kolekcji "New Look" prasa pisała: "Taka moda mogła powstać jedynie w Paryżu".

Dior stworzył styl, którego oprawą były dziewiętnastowieczne wielkie bulwary i wnętrza opery Garniera. Skusił go urok historyzmu, ale miał lepszy niż inni pomysł, co z nim zrobić. Nie zamierzał wymyślać teatralnej garderoby. Chciał uszyć eleganckie ubrania. Sięgnął do mód II Cesarstwa. Zainspirował go wyrafinowany krój i szyk sukien, które nosiła cesarzowa Eugenia i damy z jej epoki. Potrafił, co wymagało nie lada kunsztu, przełożyć go na wymogi nowoczesnego stroju. Ale Dior nie był zwykłym krawcem. Był nieodrodnym spadkobiercą Wortha. I nie tylko Wortha. Jego twórczości patronowali wszyscy krawcy haute couture. Ci, o których słyszał, i ci, których znał. Filozofii mody i krawiectwa najwyższej klasy uczył się głównie w domu mody Roberta Pigueta oraz od Luciena Lelonga, sam zaś uczył później tak znakomitych projektantów jak Pierre Cardin i Yves Saint Laurent. To u Pigueta tuż przed wojną przygotował swoje pierwsze modele, które spodobały się mistrzowi i prasie. Wcześniej rysował suknie i kapelusze, zrazu tylko dla przyjemności, potem także do gazet. Wtedy zapewne nawet nie przypuszczał, że to właśnie prasa odegra wkrótce ogromną rolę w jego karierze dyktatora mody.

Kiedy w latach dwudziestych studiował nauki polityczne, by zostać wysokim urzędnikiem państwowym lub dyplomatą, zafascynowało go awangardowe malarstwo. Chciał być marszandem sztuki współczesnej. Nawet prowadził galerię w Paryżu, zanim na dobre zajął się modą.

Projektował suknie, które w historii stroju i w baśni miały swoje legendarne poprzedniczki w toaletach madame Pompadour, sukienkach Carmen i balowej sukni Kopciuszka. Mówił, że moda rodzi się z marzenia. Może dlatego jego suknie są dziełami sztuki. Dior nie chciał, by były tylko sukniami. Tak jak obrazy i rzeźby mają imiona pełne znaczeń, na przykład: "Venus", "Eugenie", "Odette" czy "Scarlatti", "Compiegne", "Caracas". Stroje haute couture zyskały rangę dzieł sztuki już w drugiej połowie XIX wieku. Były nimi warte fortunę wspaniałe toalety Wortha, który nazywał siebie artystą, bo chciał, żeby jego twórczość zyskała pozycję sztuki bliskiej sławnemu malarstwu z kręgu akademii; mówił, że szyje suknie tak jak wielki Delacroix maluje obrazy. Następnie dziełami sztuki były choćby równie cenne i efektowne suknie Poireta, modele Chanel, Balenciagi, Givenchy, Saint Laurenta. Dziś dziełami sztuki są na przykład niezwykłe projekty godnego następcy Diora - Galliano.

Wszystkie jego kolekcje wzbudziły zachwyt; do śmierci artysty w 1957 roku powstało ich wiele. Przez dziesięć lat nie opuszczała go inwencja twórcza. Często zmieniał styl. Wprowadzał nowe linie stroju. Przekształcał projekty. Inspirowały go rzeźbiarskie formy i barwy na obrazach mistrzów. Swoim modelom nadawał nazwy, będące imionami artystów, takie jak: "Dali" czy "Pisanello", które tłumaczą kroje i kolory sukien. Jedną z nich nazwał "Gruau", dedykując ją ulubionemu ilustratorowi mody; kreskę rysownika można odnaleźć w wyrafinowanej kompozycji sukni opartej o kontrastowe zestawienie powierzchni gładkich i fałdzistych.

Studiował sztukę krawiecką z XVIII i XIX wieku. Był wierny tradycyjnej konstrukcji sukni, której podstawą jest gorset i halki. Mówił, że "bez gorsetu nie ma mody". Ale wymyślał też kroje niezwykle nowoczesne. W jego ostatniej kolekcji pojawiły się modele bardzo proste, wręcz minimalistyczne. Wybierał szlachetne materiały: wełny, aksamity, jedwabie, atłasy, satyny, tafty. Sięgał po tiule, koronki i pasmanterię. Wybierał tkaniny ciężkie i lekkie, gładkie i fakturalne, matowe i lśniące, jednobarwne i wzorzyste. Chętnie szył z materii, które były zdobione haftami, aplikacjami, drobnymi pajetkami lub szklanymi koralikami. Ozdoby sprawiały, że migotliwe suknie przypominały dzieła jubilerskie. Stosował również sztuczne włókna. Suknię "Eugenie", której projekt nawiązuje do stylu toalet cesarzowej Eugenii z obrazów Winterhaltera, uszył z delikatnej nylonowej koronki. Znał właściwości każdej tkaniny. Wiedział, co może z nią zrobić, i jaki efekt osiągnie. Materie upinał, marszczył, plisował, wiązał. Bez mała rzeźbił w tkaninie.

Używał wszystkich odcieni czerni i szarości, czerwieni i różu, granatu i błękitu, beżu i złota. Lubił ubrania jednobarwne oraz utrzymane w tej samej tonacji. Sięgał po materiały wzorzyste o delikatnej albo wyrazistej kolorystyce. Wyrafinowany kontrast jest cechą jego twórczości. Łączył elementy stroju damskie i męskie, zwykłe i wymyślne, proste i skomplikowane, uszyte kunsztownie i upięte na pozór niedbale. Surowe paski i guziki zdają się nie pasować do wytwornej tkaniny sukienek. Surrealistyczne kapelusze kontrastują z elegancką linią kostiumu.

Jego projekty, takie jak suknia o symbolicznej nazwie "Venus", są próbą kreacji idealnego piękna, zamkniętą w formę stroju. Historia haute couture jest bogata w opowieści, jak to na widok sukien z pracowni paryskich krawców zamierali w zachwycie światowcy zebrani w królewskich salonach. Dzisiaj suknie Diora nie potrzebują pięknych modelek ani informacji, kto je zakładał i ile kosztują na aukcjach. Wyglądają jak niezwykłe instalacje. Są obiektami sztuki, które podziwia się w kolekcjach muzealnych. Do początku stycznia tego roku były pokazywane w londyńskim Muzeum Wiktorii i Alberta na wystawie pod tytułem "Złoty wiek krawiectwa: Paryż i Londyn 1947-1957".

W 2007 roku, podczas uroczystości jubileuszu domu mody Diora, które odbyły się szumnie w królewskiej oranżerii pałacu w Wersalu, John Galliano pokazał niezwykłe toalety zaprojektowane pod wpływem słynnego malarstwa i w duchu sukien wielkiego krawca. Dzieje mody są też bowiem historią nawiązań do przeszłości. Kreatorzy chętnie powracają dziś do stylu, który w latach 1947-57 dyktował Christian Dior. ? h

Monika Micewicz jest historykiem sztuki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2008