W sposób czujny, cwany i mądry

Artur Żmijewski: Sztuka działa w cyklach - trochę takich jak mania i depresja w psychozie. I teraz jest czas depresji.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Piotr Kosiewski: Ostatnio chętnie mówi się o Młodej Sztuce z Polski (MSP), o pojawieniu się całej grupy ciekawych twórców debiutujących po 1989 r. Czy jednak można mówić o nowej jakości, o przełomie w sztuce? A może MSP to jedynie chwyt publicystyczny, pozwalający lepiej "sprzedać" twórczość młodych artystów?

Artur Żmijewski: Przełom po 1989 r. jest oczywisty - dawne minęło. Przełomem jest to, że sztuka naprawdę zaczęła istnieć w sferze publicznej. Nie jest pochowana na strychach i w podziemiach kościołów - ryzykuje i jest słyszana. No i pojawiło się przeświadczenie, że postulat artystyczny jest propozycją zmiany - i jeśli się z nim zgadzamy, to się zmieniamy. Po słowie nie przychodzi jedynie kolejne słowo, ale czyn. Wybór, który zmienia życie - moje i innych.

Zwrotu "MSP" użył po raz pierwszy Paweł Leszkowicz w euforycznym tekście o wielości artystycznych działań w Polsce, o tym, że sztuka staje się częścią innych praktyk - politycznych, kulturowych itd. On też użył później aparatu krytyka sztuki do rozliczania artystów z ich etycznych wyborów, uprawomocniając tym samym cenzurę działań artystycznych.

Pojęcie "MSP" miało służyć zamanifestowaniu zagranicznego sukcesu, który stał się udziałem kilku artystów z Polski, ale także pomóc promować młodą sztukę w kraju.

Uczestnictwo artystów w wymianie towarowej jest dla nich warunkiem przeżycia. To naczynia połączone. Rynek pozwala zaistnieć treściom intelektualnym, które są obecne w działaniu artystycznym. A czy mówiąc o zainteresowaniu naszą sztuką na Zachodzie, mówi pan o jej obiegu komercyjnym czy o ciekawości, w jaki sposób ta twórczość opowiada o rzeczywistości i w jaki sposób próbuje ścierać się ze światem?

Tego zainteresowania nie można chyba sprowadzić do odkrycia nowej możliwości lokaty kapitału.

Nie podoba mi się jednak koncentrowanie uwagi na kilku osobach, które odniosły sukces finansowy. O prawdziwym uznaniu artystów można byłoby mówić, gdyby galerie w kraju płaciły im honoraria za wystawy, gdyby twórcy mieli ubezpieczenia zdrowotne i szansę na przyzwoite emerytury - tak jak ci, którzy ich prace pokazują. Jeśli galerie nie płacą honorariów za wystawy, jest to wyzysk. Uważam ten problem za ważniejszy niż zajmowanie się sukcesem kilkunastu gwiazd, których dzieła są kupowane. Większość jest skazana na wykonywanie dwóch zawodów - artystycznego i "chlebowego".

Co obecnie uwodzi w polskiej sztuce?

Co mnie ostatnio uwiodło? Wystawa pracowni Grzegorza Kowalskiego, pokazywana jesienią w Zachęcie. Widoczna tam dyscyplina obrazowania i posługiwania się językiem wizualnym, a także niegdysiejszy klimat pokazanych prac, bliski reportażom czy filmom telewizyjnym z lat 70. Podobnie uwiodły mnie filmy Wilhelma Sasnala, kręcone na taśmie 16 mm. Taśma to magia - niepoliczalna ilość kolorów, przejść tonalnych, brzęczenie projektora. Uwodzący jest film Yael Bartany, nawołujący 3 miliony żydowskich duchów do powrotu do Polski - z niesamowitym przemówieniem Sławomira Sierakowskiego.

A dlaczego nasza sztuka zaintrygowała ludzi z Zachodu?

Bo robimy ją w sposób cwany, czujny i mądry.

Czy nasze doświadczenie jest ciekawsze?

Zapewne jest inne. Pamiętam jedno z opowiadań Stanisława Lema. Bohater trafia na odległą planetę, która wygląda jak wielka piaskownica. Przedstawiciele tej najbardziej rozwiniętej cywilizacji leżą biernie na piasku. To, co im potrzebne, po prostu z niego wygrzebują. To wygląda jak metafora świata zachodniego konsumeryzmu: konsumowanie jest czynnością pozorną, to stan permanentnej bierności. Tadeusz Kępiński pisał, że życie ludzkie polega na nieustannej wymianie energetycznej ze światem. Może to przybrać postać sporu, aktywności politycznej itd. Wydaje mi się, że my w Polsce nadal intensywnie wymieniamy się energetycznie ze światem. Mamy wyzwania! Ścieramy się o politykę, o ekonomię, o to, czym będzie sztuka, jak będzie wyglądała scena polityczna. To my podejmujemy ryzykowne decyzje, np. dając bliźniakom przyzwolenie na przewodzenie państwu.

A jakie wyzwania stały przed artystami na początku lat 90.?

Wtedy pękła rzeczywistość, w której byliśmy jedynie satelitami reżimowego centrum. Nagle okazało się, że gra prowadzona przez artystów interesuje największe dzienniki w kraju. Dzisiaj to napięcie opadło. Sztuka stała się łagodną falą omywającą brzegi międzynarodowych targów.

Czy to publiczność przyzwyczaiła się do demonstracji artystycznych, czy też sztuka wyciszyła się, a artyści porzucili pewne tematy?

Moim zdaniem sztuka działa w cyklach - trochę takich jak mania i depresja w psychozie. I teraz jest czas depresji. Poczekajmy na kolejny okres manii, a mam nadzieję, że "będzie się działo". Artyści narzucili sobie samokontrolę, zarazem tego nie dostrzegając. Publiczność, krytycy nie głaskali ich na początku tego wieku. Ci zatem ocenzurowali swoją twórczość w nadziei, że będą otrzymywać więcej "głasków". Schlebianie mieszkającemu w nas narcyzowi jest formą cenzury.

A czy instytucje artystyczne w Polsce zapewniają swobodę działania?

Jak robiliśmy z Pawłem Althamerem wystawę/działanie "wybory.pl" w Centrum Sztuki Współczesnej w 2005 r., to Jarosław Suchan zapytał, co się dzieje na wystawie, dopiero jak w dzikiej kłótni zniszczyliśmy odtwarzacze DVD i głośniki. Bywało, że Fundacja Galerii Foksal finansowała moje pomysły bez gwarancji, że ostatecznie powstanie obiekt sztuki. Są instytucje, które ryzykują, eksponując obiekty, których wydźwięk jest etycznie wątpliwy. Galeria Kronika w Bytomiu, Galeria Manhattan w Łodzi czy Wyspa w Gdańsku pokazywały moje filmy, jakoś ryzykując swój status. Mówię o sobie, ale własne doświadczenie wydaje mi się najbardziej wiarygodne. Trudniej wydawać mi generalne opinie, ale mam pewne wątpliwości, co do działań instytucji artystycznych.

Jakie?

Instytucje artystyczne mogą działać hamująco, bo są finansowane np. ze środków samorządowych albo z budżetu państwa, i tym samym są zależne od upolitycznionej administracji. Ta machina unika jakiegokolwiek ryzyka i personalnej odpowiedzialności. To uwewnętrzniona cenzura, która pojawia się już na poziomie decyzji, co pokażemy.

A jakie są relacje między sztuką a polityką?

Politycy chyba nie oglądają sztuki, raczej ją inwigilują. Mają podejrzliwy stosunek do kultury. A ona jest jednak "miękką polityką". Jak odejmiemy sztuce wieloznaczność i zredukujemy ją do najprostszej z jej gramatyk, to otrzymamy propagandę. Bo języki perswazji są rdzeniem sztuki, kina, teatru. Jak zredukujemy politykę do jej bazy, to zostanie nam czysta perswazja. To jest część wspólna. Różnica polega na tym, że polityka lubuje się w swoich perswazyjnych umiejętnościach, kultura zaś ukrywa je, budując wieloznaczności.

A inny problem, istotny dla sfery publicznej: skąd dziś takie zainteresowanie historią - a może lepiej powiedzieć: pamięcią - wśród artystów?

Przeszłość determinuje teraźniejszość. A my żyjemy w przeszłości - żyjemy w książkach Jana Tomasza Grossa. To boleśnie żałosne, że nie mamy współczesności bez wstydu. Bo książki Grossa to nie tylko słowa, to akty upokorzenia. Wyobraźmy sobie zatem, że dajemy się upokorzyć, a potem dokonujemy etycznego aktu zbiorowej ekspiacji, a także zadośćuczynienia na drodze prawnej i finansowej. I wina nas opuszcza, kamień spada z serca. Ale tak się nie dzieje. Za to aktualne jest pytanie: dlaczego pokolenia odległe od takich doświadczeń, jak eksterminacja czy masowe przesiedlenia w tej części Europy, nadal głęboko je przeżywają?

Ma Pan swoją odpowiedź na to pytanie?

Przeszłość nie przeminęła - jest strumieniem memów pędzących przez nasz czas. Pamięć jest ekranem, na który projektuje się trauma przeszłych wydarzeń. Przeszłość trwa np. w języku. Zadałem sobie kiedyś pytanie: czy jestem antysemitą? Świadoma odpowiedź brzmi: "nie". A jednak jest pewne "ale". Stwierdzenie: "Wiesz, on jest Szkotem!" różni się od stwierdzenia: "Wiesz, on jest Żydem!". Dziedziczę zakotwiczone w języku pogardliwe użycie słowa "Żyd". Muszę wykonać wysiłek, by przy pomocy artykulacji, nadania kontekstu temu wyrażeniu uwolnić je od antysemickiej treści. To jeden ze sposobów, w jaki przeszłość obecna jest w teraźniejszości. Chcąc nie chcąc, jestem więc antysemitą.

Pytał Pan o rzeczy, które mnie uwodzą. Do tej listy dopisałbym pracę Rafała Jakubowicza, wykonaną przy okazji ostatniego konkursu "Spojrzenia" w Zachęcie. Wyciął w ścianie galerii logo sponsora, a później je zatarł. Jedyny ślad tego działania to gruz na podłodze. Wiemy, co robił ten bank w czasach nazizmu. Artysta nie odpuszcza, musi przyłożyć. I to komu?! Sponsorowi nagrody, którą potencjalnie mógłby otrzymać. Sztuka ujawnia istnienie jakiejś zastarzałej dolegliwości, która wraca jak migrena.

Drażni jak praca Rafała Jakubowicza.

Tak. On nie dał się skorumpować nagrodą. Skutecznie, bo jej nie dostał. Przypomina mi się także konkurs w Zamku Ujazdowskim, tym razem finansowany przez firmę Samsung. Agata Groszek pokazywała na nim obrazki będące cytatami z podręcznika wychowania do życia w rodzinie. Można w nim znaleźć niebywałe absurdy o relacjach seksualnych. Artystka odważyła się mówić wprost, cytując tekst źródłowy. Pokazała, jak ten tekst fałszuje rzeczywistość, jak bardzo jest służebny wobec ideologicznej władzy nad ciałem.

A jakie inne tematy interesują dziś Pana?

Popędy polityczne, political desires. Jak można przekroczyć ograniczenie mówienia i bycia słyszanym tylko przez już przekonanych? Dyskusja ludzi o różnych poglądach przypomina demonstrację uliczną, na której dwa zantagonizowane obozy pokazują sobie nawzajem flagi i transparenty. Co zrobić, by uczestnicy sporu nie wyszli utwierdzeni tylko we własnych, "jedynie słusznych" przekonaniach? Jakie można dać ludziom do rąk narzędzia politycznej ekspresji inne niż strajk, karta do głosowania i transparent na demonstrację?

Sztuka może tu pomóc?

Tak, bo jest nieograniczoną etycznie, międzysystemową, interdyscyplinarną, nieodpowiedzialną inwentyką. I jest przykładem ryzyka zmiany - artysta za swoje wybory odpowiada swoim losem, życiem.

A co w dzisiejszej sztuce jest nieobecne?

To, co istnieje, ale czego nie jesteśmy w stanie zobaczyć. Struktura postrzegania nie pozwala wyjść poza nasze ograniczenia i nazwać tego, czego brak, lub czego obecność przeczuwamy. Łatwiej mi powiedzieć, z czym mam ostatnio kłopot.

...?

Z wystawą - en bloc. Już mnie nie satysfakcjonuje. Niedawno miałem ciekawe doświadczenie. Zostałem przez dwóch kuratorów: Galit Eilat z Izraelskiego Centrum Sztuki Cyfrowej w Holonie oraz ­Charlesa Esche’a, szefa Van Abbemuseum ­ w Eindhoven, wysłany wraz z innymi artystami i kuratorami do Palestyny. Nazywało się to Riwaq Biennale. Nie pokazano na nim żadnego obiektu sztuki. Polegało ono jedynie na podróżowaniu i oglądaniu miejsc, które zwykle są niedostępne, leżą w strefie zmilitaryzowanej, na terenach okupowanych. Wjechaliśmy tam chronieni turystycznym immunitetem, statusem grupy zachodnich przybyszów z europejskimi czy amerykańskimi paszportami. Poruszaliśmy się niczym święte krowy między patrolami izraelskich żołnierzy i zasiekami z drutów kolczastych, choć wiadomo było, że sytuacja może się gwałtownie zmienić na o wiele mniej dla nas pomyślną. To jest coś, czego mi brakuje: ryzyko.

Pokazano możliwość innego sposobu działania?

Tak. Wystawa dawno przestała dla mnie być przestrzenią graniczną - krawędzią, za którą stajemy oko w oko z realnym miejscem, gdzie rzeczywistość się rozwarstwia, rozkleja. Z tego działania kuratorskiego wyłania się nowa praktyka artystyczna. "Wycieczka" stała się dziełem sztuki, a jednocześnie był to obóz reedukacyjny, z typowymi elementami prania mózgu: utrzymywanie w stanie przemęczenia, gwałtowne zakwestionowanie dawnych przekonań i ekspozycja nowej wiedzy. Uważam, że sztuka długo jeszcze będzie istnieć jako fetysz rynku. Ten fetysz jest konieczny dla podtrzymania wymiany towarowej. Będzie więc trwała, być może nieskończenie, objawiając się nam poprzez dobrze znane, zrytualizowane praktyki: subwersja, transgresja, negacja, kontrkulturowość itd. Miejmy nadzieję, że wyłoni się także inna praktyka kulturowa, która znów pozwoli na bezpośredni akces do rzeczywistości i da nam na nią wpływ. Myślę, że jest ona ulokowana na styku nauki, kultury, polityki itd. Dokładnie rzecz biorąc - jest ukryta tam, gdzie każda z owych dziedzin napotyka na swoją własną granicę.

Wystawa nie daje już takich możliwości?

Nie jest już przestrzenią transformująca. Znam wszystkie jej triki. Ta forma działania traci wydolność. Czym stała się sztuka? Stała się plastikową zabawką z wnętrza "kinder-niespodzianki" - niepotrzebnym naddatkiem, który stanowi właściwy impuls do sięgnięcia po czekoladowe jajko. Rynek sztuki w swojej najczystszej postaci jest tym właśnie - handlem absurdalnymi zabawkami. Ale ta ideologia resztki już nas nie interesuje. Chcemy z powrotem smaku czekolady.

ARTUR ŻMIJEWSKI (ur. w 1966) ukończył Wydział Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, broniąc dyplom w pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego. Tworzy realizacje wideo i filmy, instalacje, obiekty oraz fotografie. Niezależny kurator wystaw zbiorowych (m.in. "Ja i AIDS", 1996, cykl wystaw "Parteitag", 1997-99, "Sexxx", 2000, "Polska", 2002, "Wybory.pl", 2005 - z Pawłem Althamerem), redaktor ukazującego się nieregularnie w latach 1992-98 pisma o sztuce "Czereja", autor tekstów teoretycznych i krytycznych o sztuce, m.in. opublikowanego w "Krytyce Politycznej" manifestu "Stosowane sztuki społeczne" (2007) oraz zbioru rozmów z artystami nurtu sztuki krytycznej "Drżące ciała" (2007). W 2005 roku reprezentował Polskę na "LI Biennale" w Wenecji - pokazał tam film "Powtórzenie". Ostatnio głośny stał się jego film "Polak w szafie". Współpracuje z warszawską Fundacją Galerii Foksal i "Krytyką Polityczną".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2008