Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wieść o ataku na jarmarku świątecznym w Berlinie dotarła do mnie, gdy wracałam z obozu dla uchodźców na byłym lotnisku Tempelhof. Z kieszeniami pełnymi cukierków, prezentów od Afganek. Z listem od syryjskiego chłopca w torebce. I z głową pełną wątpliwości, jak im pomóc czuć się bezpiecznie w nowym mieście. Strach Europejczyków przed uchodźcami i migrantami wybrzmiewa głośno. Rzadko słyszymy o lękach samych uchodźców – przed odrzuceniem, przemocą, dyskryminacją, przed niedopasowaniem i nieświadomym łamaniem istniejącego porządku. Tuż przed tragedią z 19 grudnia postanowiliśmy zorganizować wycieczkę na świąteczny jarmark, gdzie berlińczycy, bez względu na swoją religię i tożsamość, a oddają się prostym radościom. Atak nie pokrzyżuje naszych planów – jutro, wraz z przyjaciółmi i podopiecznymi z obozu na Tempelhof, na pewno się tam wybierzemy. Na karuzelę, lodowisko, jabłka w złotym lukrze i bezalkoholowe grzane wino (większość uchodźców to muzułmanie).
Dziś jest dzień zadumy. Nasze myśli są z ofiarami wydarzeń z Breitscheidplatz i ich rodzinami. Z mieszkańcami miasta, którzy nerwowo rozglądają się w metrze, z moimi znajomymi o bliskowschodniej urodzie, którzy donoszą, że „ludzie dziwnie na nich patrzą”. To smutne, jak szybko tracimy grunt pod nogami w mieście, które na co dzień jest bezpieczne, wielokulturowe, które daje nam tak wiele okazji do jedności i zabawy. Ja zaś marzę (co tam, jeśli naiwnie!), aby te momenty strachu uczyły nas empatii wobec osób żyjących w rejonach, w których każdy dzień podszyty jest terrorem, lękiem i nieprzewidywalnością. Aby budziły w nas wdzięczność za każdy wieczór, gdy wracamy do domu bezpieczni, rozmawiamy z ukochanymi bliskimi.
Dziś po południu spotkamy się z berlińczykami pod Bramą Brandenburską, by zapalić świece oraz w ciszy i śpiewie zamanifestować solidarność z Aleppo, z Syrią, z zatrwożonymi mieszkańcami stolicy Niemiec. Chcemy zatrzymać się na godzinę i zamiast analizować ostatnie wiadomości, poczuć, gdzie i dlaczego jesteśmy. Nie ma Aleppo bez Berlina, Waszyngtonu i Ankary. Nie ma Berlina – takiego, jakim jest dzisiaj – bez Syrii, Afganistanu czy Polski... Nie ma mnie bez... To dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, musimy odważnie wyjść na ulice. Potem, wraz z grupą wolontariuszek, pojedziemy metrem do obozu dla uchodźców na Tempelhof.
Pierwszy zatrzymany, podejrzany o wczorajszy atak, to pakistański rezydent schroniska – policja nie jest pewna, czy „złapano właściwego człowieka” [Pakistańczyk został potem uwolniony – red.], ale informacja „o uchodźcach terrorystach” już poszła w świat. O trzeciej nad ranem mieszkańców Tempelhof obudziło wtargnięcie policjantów. Rano dostałam wiadomość od 10-letniej Afganki: „Przyjdź dzisiaj. Nie jestem terrorystką. Jesteśmy dobrzy”.
Żadne dziecko nie powinno czuć się zmuszone do udowadniania swojej niewinności! Dzisiejsza noc będzie szczególnie ważna dla Irańczyków i Afgańczyków. To Yalda – najdłuższa, najciemniejsza noc w roku. Jedząc owoce granatu, tańcząc i odczytując przyszłość z wersetów perskiej poezji będziemy walczyć z ciemnością tej nocy. I każdej następnej. ©
Choć media ostatnio informują o tym mniej, w 2016 r. na Morzu Śródziemnym zginęło 4899 migrantów (stan na 21 grudnia). To o jedną czwartą więcej niż rok wcześniej. Największą grupę, 23 proc., stanowią Syryjczycy, uciekający przed wojną, która w ich kraju trwa już szósty rok. Według ONZ zdecydowana większość docierających do Europy osób spełnia kryteria konieczne do przyznania im ochrony międzynarodowej. Na zdjęciu na początku artykułu: ponton z uchodźcami przybija do brzegów greckiej wyspy Lesbos, październik 2015 r.