W chórze z Del Piero

Nina Patalon, selekcjonerka reprezentacji Polski: Nie pisano o nas w prasie. Pewnego dnia trafiłam na stronę 244 telegazety, na której podawano wyniki kobiecych rozgrywek. Ależ byłam szczęśliwa! Mogłam pokazać rodzicom, że to, co robię, ma sens.

08.11.2021

Czyta się kilka minut

 / RAFAŁ OLEKSIEWICZ / PRESSFOCUS
/ RAFAŁ OLEKSIEWICZ / PRESSFOCUS

JOANNA WIŚNIOWSKA: Jak to było z tym słoniem?

NINA PATALON: Gdy byłyśmy z siostrą małe, mama powtarzała nam, że możemy nawet jeździć na słoniu, jeśli tego chcemy. To był przekaz, że możemy robić w życiu wszystko, co jest naszą pasją, i wcale nie musi być to coś popularnego, ale coś, co daje nam radość.

Dla osoby z małej miejscowości na Mazurach to jeżdżenie na słoniu było równie egzotyczne, co gra w piłkę przez dziewczynkę?

A widzisz, bardzo inteligentna jest ta moja mama, bo rzeczywiście w latach 90. ubiegłego wieku dziewczynka grająca w piłkę była równie nie do pomyślenia, jak ta jeżdżąca na słoniu.

Skąd więc miłość do piłki?

Mama pracowała od poniedziałku do niedzieli, więc w weekendy zajmował się nami tata, który w soboty i niedziele grał mecze. Tam miałam możliwość oglądania panów biegających za piłką, podpatrywania emocji, radości czy smutku. Stałam sobie z boku i obserwowałam, brałam piłkę i próbowałam coś z nią zrobić. W końcu stwierdziłam, że chcę robić to samo. Miałam wtedy z pięć-sześć lat.

Nie czułaś się dziwnie? Pasjonował Cię typowo męski sport.

Dorastałam wśród kuzynów, na podwórku miałam tylko jedną koleżankę. Biegałam więc z kolegami, a już na poziomie gimnazjum nimi zarządzałam. Łatwo nawiązywałam relacje z chłopakami.

Kopałaś wszędzie i gdy tylko się dało?

Tak, na przerwie, w szkole, przed szkołą. Miałam nawet plecak, w którym wszędzie ze sobą nosiłam piłkę. Bywało, że miałam ich ze sobą trzy, wszystkie dobrej jakości. Ale to nie był mój jedyny sport, obstawiałam wszystkie zawody, także te lekkoatletyczne. Bieganie nie sprawiało mi jednak przyjemności, stresowało mnie, zwłaszcza na starcie. Za to wychodząc z piłką na boisko czułam się swobodnie. Do tego miałam poczucie wyjątkowości, byłam tą jedyną dziewczynką wśród chłopaków. Dodawało mi to skrzydeł.

Gry w piłkę podobno uczyłaś się z książki.

Nie miałam trenera, a trudno było nauczyć się wszystkiego, oglądając piłkę w telewizji. Z pomocą przyszli przyjaciele moich rodziców. Gdy miałam 12 lat, przywieźli mi książkę „Praktyczna szkoła piłki nożnej”. Sama przygotowywałam sobie treningi, spisywałam ćwiczenia na kartkę i ćwiczyłam codziennie. Obiecałam sobie, że najpóźniej po gimnazjum wyjadę do jakiegoś klubu, a potem będę grała w reprezentacji. Dookoła nie było jednak kobiecych drużyn, musiałam więc mieć duże umiejętności, żeby jakiś klub mnie zechciał.

Skąd takie samozaparcie?

Jak coś robię, lubię robić to dobrze. Nie ma rzeczy niemożliwych, tylko trzeba pewne sprawy zaplanować i ciężko pracować, zawsze miałam takie podejście. Mam w sobie wiarę, że dobre rzeczy dzieją się w odpowiednim momencie. Staram się zresztą nie zamartwiać tym, co będzie, ale myśleć o tym, co ja bym chciała, żeby się stało.

I nie interesowało Cię nigdy, co wypada dziewczynce, a co nie?

Nie, i to jest moją siłą. Nigdy nie obchodziło mnie, co mówią inni. Napotykałam na bariery, musiałam walczyć, ale nie miałam problemu, żeby być sobą. Nawet jeśli ktoś się ze mnie śmiał, to od rodziców słyszałam: „Przestań, jesteś za dobra, dlatego tak mówi”.

Ale raz mama się na Ciebie śmiertelnie obraziła, właśnie przez piłkę.

Byłam w chórze kościelnym, a zaraz po koncercie miał odbyć się mecz. Najważniejsze było dla mnie, żeby ten koncert się jak najszybciej skończył. Wiedziałam, że jeśli występ potrwa półtorej godziny, to nie zdążę się przebrać, a koledzy już będą grali. Poszłam więc na koncert ubrana w niebieską koszulkę z nazwiskiem Del Piero na plecach. Mama nie była zadowolona.

Słyszałaś docinki ze strony chłopaków, przeciwko którym grałaś?

Ci, z którymi kopałam od dziecka, traktowali mnie jak dobrego kumpla, zresztą byłam jednym z lepszych zawodników. Ale każdy nowy przeciwnik silił się na jakieś docinki w stylu: „Macie babę w drużynie, jesteście słabi”.

I jak na to reagowałaś?

Kiedy coś mi się nie podobało, to zachowywałam się jak chłopak. Tata nauczył mnie, jak się bronić, nie miałam więc problemu, żeby wymierzyć na boisku sprawiedliwość. Jeśli kto zaszedł mi za skórę, to mógł liczyć, że dostanie między oczy. Byłam agresywna. To pewnie wynika z mojej natury, bo jestem typem walczaka i nie raz się biłam. Ale gdy już zyskałam świadomość swojej wartości, doszłam do momentu, że wolałam takiemu chłopakowi założyć siatkę albo strzelić dwie bramki więcej niż on. I wtedy zadawałam pytanie: „To kto jest większą babą?”.

Jak przekonałaś rodziców, że to jest Twoja prawdziwa droga życia?

To były czasu bez internetu, gazety nie pisały o kobiecym futbolu. W końcu pewnego dnia trafiłam na stronę 244 telegazety, na której podawano wyniki kobiecych rozgrywek. Ależ byłam szczęśliwa! Mogłam pokazać rodzicom, że dziewczyny też grają. To był dowód, że to, co robię, ma sens.

Miałaś dowody, ale co dalej?

Jakimś cudem dowiedział się o mnie trener reprezentacji województwa warmińsko-mazurskiego. Pojechałam na turniej i tak się zaczęło. Później trafiłam do Medyka Konin, też dzięki temu trenerowi.

Jaką byłaś zawodniczką?

Sprytną, miałam też dużo odwagi, żeby wyjść i powiedzieć, że drużynie coś się nie podoba. Na boisku nie musiałam rozgrywać najlepszego meczu, ale potrafiłam dobrze ustawić zespół, każdy wiedział, co ma robić. Mówiono o mnie „pani trener”.

Twoją karierę przerwały kontuzje i operacje. Zahartowały Cię?

Tak, choć na początku były bolesne. Byłam zła, że nie osiągnę nic na miarę talentu. Ale w życiu trzeba godzić się z tym, na co nie ma się wpływu, i zmieniać to, na co się ma wpływ. Ostatnio mój asystent wspomniał o książce „Football i statystyki”, gdzie jest mowa, że trener ma tylko 7 proc. wpływu na to, co dzieje się na boisku. Trzeba więc umiejętnie zarządzać małymi obszarami, żeby to, co można, zrobić jak najlepiej.

Kiedy zdecydowałaś, że będziesz trenerką?

Po meczu z reprezentacją Niemiec U-19. Przegrałyśmy 0:9... Miałam wtedy chwilę, żeby przyjrzeć się organizacji ich gry, podpatrzeć umiejętności. Wiedziałam, że mogę być lepszą piłkarką, ale na poziomie międzynarodowym i tak będziemy przegrywać z takimi zespołami. Wtedy postanowiłam, że będę rozwijać się jako trenerka. Choć jeszcze grałam w piłkę, myślami byłam już po drugiej stronie.

„Nie dostał się mój kolega, a jakąś kobietę przyjęli” – powiedział jeden z trenerów na kursie UEFA Pro. To o Tobie mówił.

To nie było złośliwe, myślał, że przyjęto mnie ze względu na płeć, że kobiety miały zapewnioną pulę miejsc bez względu na potencjał. Sama nigdy nie obawiałam się, że brakuje mi wiedzy i umiejętności. Ale kobieta w sporcie musi się wykazać dodatkowo, musi być silniejsza. W naszym kraju patrzy się nie na to, co potrafisz, tylko jak wyglądasz. Nie na to, co robisz, ale jaką masz płeć.

Lubisz porównywanie piłki żeńskiej z męską?

Nie! Wychodzę z założenia, że tworzymy swój sport, który nigdy nie będzie taki, jak męski. Mężczyźni są silniejsi, szybsi, inaczej zbudowani. Ale nasza gra jest wyjątkowa, np. dzięki kreowaniu pięknych sytuacji, technice czy nieprzewidywalności. Wolę po prostu, żeby nas nie porównywać. Siatkarek nie porównuje się z siatkarzami. Lepiej dyskutujmy merytorycznie, o progresie, strukturach, organizacji. Rozmawiajmy o tym, że Ewa Pajor jest lepszą piłkarką od Ady Hegerberg, a nie że Pajor to drugi Lewandowski.

A co z zarobkami?

Po mistrzostwach świata we Francji piłka kobieca zyskała biznesowo i tego procesu już nic nie zatrzyma. Gorzej jest z warunkami pracy. Skoro klub ma sekcję kobiecą, to ważne jest pytanie, czy zawodniczki mają żeńskie stroje, oddzielną szatnię, opłacone przejazdy na mecze, ubezpieczenie. Wszyscy muszą mieć taki sam standard pracy. Ważny jest też dostęp do boisk, bo często piłkarki wchodzą na nie dopiero po godzinie 21, a one przecież pracują, mają dzieci, chodzą do szkoły. Mężczyźni zazwyczaj zajmują się tylko piłką.

Czy w PZPN-ie dostrzegłaś chęć zmiany warunków dla kobiet?

Warunki i standardy pracy mamy zapewnione na najwyższym poziomie, a ja sama jestem przykładem osoby, która zyskała na współpracy z PZPN-em. Zbigniew Boniek, poprzedni prezes, bardzo angażował się w kobiecą piłkę. Oglądał mecze Ekstraligi, jeździł na spotkania reprezentacji, pytał o drużyny młodzieżowe. To dało sygnał pozostałym działaczom w naszym kraju, że piłka kobieca jest ważna.

Jesteś pierwszą selekcjonerką w historii polskiej reprezentacji, ale podobno negocjacje z Tobą nie były łatwe. Większość na Twoim miejscu brałaby robotę w ciemno, a Ty nie zgodziłaś się na proponowane warunki.

Bycie selekcjonerką to spełnienie moich marzeń. Jeśli więc biorę na siebie tę ogromną odpowiedzialność, to potrzebuję także ogromnego wsparcia i zaplecza – i wszystko to dostałam.

Co będzie dla Ciebie sukcesem?

Trwają eliminacje do mistrzostw świata i robimy wszystko, żeby jak najlepiej wypaść, zajmujemy drugie miejsce w grupie. W kwestii pozasportowej chcemy zmienić mentalność, przestać uprawiać narodowe narzekanie, skupić się na działaniu, na tym, co może nam się udać. No i jest jeszcze jedna rzecz, która będzie sukcesem: pozostawienie generacji piłkarek, które będą pełniły funkcję ambasadorek i staną się inspiracją dla przyszłych zawodniczek.

Czyli wyspecjalizowałaś się w przecieraniu szlaków?

Nie da się w tym wyspecjalizować. Robisz coś jako pierwsza, bo masz poczucie misji, więc jeśli w czymś się wyspecjalizowałam, to pewnie w konsekwentnym podążaniu za swoim powołaniem. ©

NINA PATALON (ur. 1986 r. w Działdowie) jest od marca 2021 r. selekcjonerką reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej.


Czytaj także: Nigdy dotąd nie oglądaliśmy tak chętnie kobiecej piłki jak podczas mundialu we Francji. A przecież wiele zawodniczek gra za darmo, zmagając się nie tylko z rywalkami, ale też z dyskryminacją i lekceważeniem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2021