Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Do tematu wypadnie powrócić, gdy dojdziemy do końca: “Zwada" to przecież dopiero tom pierwszy dwutomowego “pasma drugiego", “Nowych czasów", a jest jeszcze wydane z papierów pośmiertnych “pasmo trzecie", “Barwinkowy wianek".
“Vincenz z pewnym trudem znajdował wydawców dla swojego dzieła" - pisze Marek Zaleski w haśle poświęconym pisarzowi w przewodniku “Literatura polska po 1939 roku". “Prawda..." ukazała się po raz pierwszy w 1936 roku, “Zwada" zaś - dopiero w 1970 roku, niedługo przed śmiercią autora, w londyńskiej Oficynie Poetów i Malarzy. Na końcu Stanisław Vincenz dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się do wydania książki, dalej zaś umieszczona została “Tabula gratulatoria" z nazwiskami ofiarodawców. Obok Marii i Józefa Czapskich, Aleksandra Hertza, Konstantego Jeleńskiego, Czesława Miłosza i Józefa Wittlina, obok innych polskich emigrantów (a jest też - z kraju - znakomity historyk sztuki Jan Białostocki), znajdujemy na niej nazwiska ukraińskie, niemieckie, francuskie, żydowskie, rumuńskie. To jakby refleks Vincenzowej wizji koegzystencji kultur...
Chwaląc wydawcę bez umiaru, do jednego muszę się przyczepić. “Zwada" miała już jedno wznowienie krajowe w latach 80., w wydawnictwie Pax. Nie mam egzemplarza tego wydania, podejrzewam jednak, że obecna “nota redakcyjna" z niego została dosłownie przejęta. Inaczej chyba nie czytalibyśmy, w czasie teraźniejszym, że nad spuścizną pisarza pieczę sprawują jego żona i syn; przecież pani Irena Vincenzowa od dawna już nie żyje, a Andrzej Vincenz przekazał archiwum autora “Połoniny" do Ossolineum we Wrocławiu... (Wydawnictwo Pogranicze, Sejny 2003, s. 546.)
Lektor