Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Biden zapowiedział, że stanie się tak bez względu na sytuację na froncie i bez względu na to, czy ustanowiony wcześniej przez Amerykanów rząd w Kabulu i walczący z nim talibowie porozumieją się w sprawie politycznej przyszłości kraju lub choćby rozejmu.
Talibowie nie zamierzają zresztą prowadzić żadnych rozmów, dopóki ostatni obcy żołnierze nie wyjadą z Afganistanu. Uważają, że Amerykanie złamali umowę, którą w lutym 2020 r. zawarł z nimi ówczesny prezydent Trump: obiecał talibom, że wycofa wojska do końca maja 2021 r. Talibowie zobowiązali się do zerwania sojuszu z Al-Kaidą, rokowań z rządem w Kabulu oraz do nieatakowania wycofujących się sił. Dotrzymali tylko tej ostatniej obietnicy. Teraz grożą, że wiarołomni Jankesi pożałują złamanego słowa.
Po 20 latach partyzanckiej wojny pokonani na jej początku talibowie kontrolują połowę terytorium kraju i z każdym rokiem powiększają swoje zdobycze. Są przekonani, że wykrwawili i zmusili do odwrotu Amerykanów, tak jak pod koniec XX w. mudżahedini pokonali Sowietów, a w XIX stuleciu – pasztuńscy plemieńcy Brytyjczyków. Natomiast Afgańczycy – zwłaszcza z wielkich miast, Kabulu, Heratu czy Mazar-i Szarif – obawiają się, że po wyjeździe Amerykanów talibowie wezmą górę w wojnie domowej i unieważnią porządki, jakie zaprowadziły wojska zachodniej koalicji.
11 września minie 20 lat od dnia, gdy zamachowcy z Terrorystycznej Międzynarodówki, Al-Kaidy, uprowadzonymi samolotami pasażerskimi zaatakowali Nowy Jork i Waszyngton. W odwecie za to, że rządzący wówczas w Kabulu talibowie udzielili gościny Al-Kaidzie, USA dokonały inwazji na Afganistan. 11 września, symboliczny początek pierwszej z wielkich wojen XXI w., ma być także symbolicznym jej końcem. Przynajmniej dla Amerykanów. ©
Więcej na stronie internetowej w rubryce autora Strona Świata: powszech.net/stronaswiata