Symboliczny początek i koniec

Nie z końcem maja, ale z pewnością przed 11 września amerykańskie wojska, a wraz z nimi także ich sojusznicy z zachodu, wschodu, północy i południa wyjadą z Afganistanu i pozostawią toczącą się tam wojnę Afgańczykom.
w cyklu STRONA ŚWIATA

16.04.2021

Czyta się kilka minut

Prezydent Afganistanu Mohammad Ashraf Ghani (po prawej) spotyka się z sekretarzem stanu USA Antonim Blinkenem (drugi od lewej), by wymienić poglądy na temat wycofania wojsk, Kabulu, 15 kwietnia 2021 r. / FOT.Afghan Presidential Palace/Xinhua News/EastNews /
Prezydent Afganistanu Mohammad Ashraf Ghani (po prawej) spotyka się z sekretarzem stanu USA Antonim Blinkenem (drugi od lewej), by wymienić poglądy na temat wycofania wojsk, Kabulu, 15 kwietnia 2021 r. / FOT.Afghan Presidential Palace/Xinhua News/EastNews /

Zgodnie z ugodą, jaką w ostatnich dniach lutego ubiegłego roku zawarł z talibami ówczesny gospodarz Białego Domu Donald Trump, ostatni amerykańscy żołnierze mieli wyjechać spod Hindukuszu już z końcem maja. Dogadując się z talibami Trumpowi chodziło wyłącznie o reelekcję. We wrześniu zamierzał zaprosić afgańskich emirów do Camp David, sfotografować, żeby przed listopadowymi wyborami prezydenckimi móc powiedzieć Amerykanom, że dotrzymał słowa i „sprowadził chłopców do domu” z „dalekiej, niekończącej się wojny”. Miało to zapewnić mu wygraną i klucze do Białego Domu na kolejną czterolatkę. 

Odwrót majowy

Trump obiecał talibom wszystko, niczego nie domagając się w zamian. Wystarczyło mu, że ci dali słowo, iż wyrzekną się przyjaźni z Terrorystyczną Międzynarodówką Al-Kaidą i nie pozwolą jej z afgańskiej ziemi zagrażać Ameryce i jej sojusznikom. Obiecali też, że nie będą strzelać do wycofujących się amerykańskich żołnierzy. Prezydent nie starał się nawet wymusić na nich rozejmu z ustanowionym przez Amerykę afgańskim rządem z Kabulu ani podjęcia z nim rozmów o końcu wojny, podziale władzy i przyszłości Afganistanu.

Trump przegrał jednak wybory i musiał się wyprowadzić z Białego Domu. Jego konkurent i zwycięzca, Joe Biden, różnił się z nim w poglądach na prawie wszystko. Z wyjątkiem jednej sprawy – afgańskiej wojny. Trump chciał ją przerwać, ponieważ uważał ją za nieopłacalną. Biden uważał, że była konieczna, ale Ameryka już dawno powinna się była z niej wycofać. Jako wiceprezydent w ekipie Baracka Obamy sprzeciwiał się posyłaniu pod Hindukusz kolejnych tysięcy żołnierzy, a walcząc z Trumpem o prezydenturę, też obiecywał, że zakończy afgańską wojnę, już dwudziestoletnią, najdłuższą w dziejach kraju.

Odwrót wrześniowy

Od początku prezydentury Biden powtarzał, że wątpi, by ostatnie amerykańskie wojska udało się wycofać z Afganistanu w majowym, ustalonym przez Trumpa terminie. Zaraz jednak dodawał, że nie wyobraża sobie, by amerykańscy żołnierze pozostali w Afganistanie dłużej niż do końca tego roku.


CZYTAJ TAKŻE

ILE KOSZTUJE AFGAŃSKI POKÓJ: Najgorsi zbrodniarze, najkrwawsi zamachowcy, najwięksi fanatycy religijni, handlarze „żywym towarem” i najpotężniejsi narkotykowi baronowie wychodzą z afgańskich więzień, by Amerykanie mogli wycofać się z wojny pod Hindukuszem >>>


W minioną środę 14 kwietnia podał własny termin afgańskiej rejterady. Zapowiedział, że rozpocznie się ona już w maju, a zakończy przed 11 września. „Pora przerwać tę wojnę. Toczyło ją już trzech prezydentów, a ja jako czwarty – powiedział Biden. – Nie zostawię jej w spadku swojemu następcy”.

Jedenasty dzień września ma więc nabrać podwójnego znaczenia. Przypuszczony tego dnia w 2001 roku powietrzny atak terrorystyczny na Nowy Jork i Waszyngton stał się początkiem światowej wojny z terroryzmem. Tak ją przynajmniej nazwał ówczesny prezydent USA George W. Bush. Już pod koniec września komandosi CIA wylądowali w Afganistanie, by przygotować inwazję lądową w odwecie za to, że rządzący w Kabulu talibowie udzielili gościny banitom z Al-Kaidy. W październiku amerykańskie lotnictwo zaczęło naloty bombowe na Afganistan, wylądowali także kolejni komandosi z CIA, którzy wspierali afgańską opozycję w natarciu na Kabul. Przed końcem roku talibowie byli pokonani. 


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


Zwycięstwo Amerykanom przyszło najwyraźniej zbyt łatwo. Rozochoceni pierwszymi sukcesami wrócili do przygotowań do nowej wojny, tej, do której szykowali się od dawna, do najazdu na Irak. Terrorystyczny atak z 11 września i wymuszona inwazja odwetowa na Afganistan pokrzyżowały wojenne plany, ale łatwość, z jaką odniesiono zwycięstwo pod Hindukuszem, sprawiła, że „szare eminencje” Białego Domu, wiceprezydent Dick Cheney i sekretarz obrony Donald Rumsfeld, wrócili do odłożonej na później irackiej wojny.

Najazd na Irak w 2003 roku zniweczył szanse na zwycięstwo w Afganistanie. Afgańska wojna zeszła na drugi plan, talibowie, którym pozwolono uciec na pakistańską stronę granicy i z którymi nie chciano się układać, odbudowali się na wygnaniu w partyzanckie wojsko i wrócili do kraju z nową wojną. Im dłużej trwała i im więcej przybywało na niej obcych wojsk (w 2010 roku w Afganistanie walczyło ponad 100 tysięcy Amerykanów), tym bardziej niemożliwe stawało się zwycięstwo Zachodu. Na początku inwazji sami Afgańczycy rozumieli, że płacą za to, iż talibowie sprzymierzyli się z al-Kaidą. Z każdym upływającym rokiem coraz bardziej postrzegali wojnę jako zbrojny opór przeciwko obcym najeźdźcom i obcej okupacji.

Dziś talibowie kontrolują większość Afganistanu, królują na afgańskiej wsi i jedynie kwestią czasu pozostaje, kiedy zdobędą którąś ze stolic prowincji – oblegany co roku Kunduz, Laszkargah , Ghazni czy może Kandahar, kolebkę talibów i ich duchową stolicę.

Jedenasty dzień września 2021 roku, kiedy w Afganistanie nie będzie już amerykańskich żołnierzy, ma stać się symbolicznym końcem rozpoczętej przed 20 laty wojny. Biden zapowiedział, że Jankesi wyjadą spod Hindukuszu bez względu na wszystko. „Pora zakończyć tę wojnę i zająć się innymi sprawami, przyszłością” – ogłosił Biden, dodając, że Amerykanie nie wylądowali przecież w Afganistanie, żeby budować Afgańczykom państwo ani toczyć wojnę o to, kto będzie rządził w Kabulu.

Dla kogo Kabul

Kilka dni przed decyzją Bidena amerykańskie służby wywiadowcze powiadomiły władze USA, że o ile atak terrorystyczny z afgańskiej ziemi nie grozi w najbliższym czasie Ameryce ani Zachodowi, to nad Afganistanem znów zbierają się czarne chmury. Pozbawione zachodniego wsparcia, zwłaszcza lotniczego, afgańskie wojsko rządowe nie poradzi sobie z talibami na polu bitwy. Talibowie zajmować będą kolejne powiaty, a potem całe prowincje, przecinać najważniejsze szlaki komunikacyjne, wojna domowa buchnie nowym ogniem.

Na początku lat 90., po dziesięcioletniej wojnie i okupacji Afganistanu przez Armię Radziecką ustanowiony przez nią rząd w Kabulu utrzymał się u władzy jeszcze trzy lata po wycofaniu ostatniego czerwonoarmisty. Upadł, gdy przestał istnieć Związek Radziecki i wysechł strumień rubli, jakie Kreml słał na utrzymanie swoich kabulskich protegowanych. Kiedy zabrakło pieniędzy na żołd dla rządowego wojska, armia natychmiast się rozpadła, a generałowie zawierali sojusz z partyzanckimi komendantami, z którymi dotąd walczyli. Wiosną 1992 roku mudżahedini wkroczyli do Kabulu, a jeszcze przed nastaniem lata pokłócili się o władzę i wywołali bratobójczą wojnę o łupy.


CZYTAJ TAKŻE

TRZY DNI, KTÓRE ZMIENIŁY WSZYSTKO. REPORTAŻ PAWŁA PIENIĄŻKA Z KABULU: Afgańczycy, którzy byli świadkami zamachów lub stracili bliskich, nie potrafią zapomnieć o tym, co ich spotkało >>>


Podobny scenariusz grozi Afganistanowi także dziś, gdy po 20 latach wojny i okupacji wycofają się zeń Amerykanie i ich sojusznicy. Porzuceni przez nich faworyci czują się zdradzeni i nie zamierzają ustępować talibom. Ci zaś ani myślą rozmawiać z kabulskim rządem. Są przekonani, że obalą go, jak tylko Amerykanie wyjadą z Afganistanu. Talibowie są zresztą przekonani, że pokonali także samych Amerykanów. Nie zostali pokonani, a więc są zwycięzcami. 20 lat po inwazji stoją u bram Kabulu, mają władzę na wyciągnięcie ręki i wystarczy, że wkroczą do stolicy, a zaprowadzone tam zachodnie porządki rozwieją się jak dym, tak jak po pojawieniu się w mieście mudżahedinów w oka mgnieniu zniknęły te wprowadzone tam przez Rosjan.

Przegrane wojny mocarstwa

Z obietnic złożonych Trumpowi talibowie dotrzymali tylko jednej – do Amerykanów więcej nie strzelali. Teraz odgrażają się, że skoro Amerykanie złamali umowę, gorzko tego pożałują. Szacuje się, że – nie licząc tysięcy żołnierzy z prywatnych firm najemniczych – w Afganistanie pozostało ok. 10 tysięcy żołnierzy zachodniego sojuszu, w tym ponad 3 tysiące Amerykanów. Talibowie mogą próbować się jeszcze z nimi targować i w zamian za powstrzymanie się od ataków na wycofujące się kolumny zażądać wykreślenia ich emirów z „czarnych list” ONZ czy też uwolnienia z afgańskich więzień towarzyszy broni, wziętych do niewoli rządowego wojska. To ostatnie karty przetargowe w rękach Amerykanów. Tę ostatnią spróbuje im zresztą wyrwać kabulski rząd.

Biden zapowiada, że do 11 września Amerykanie i ich sojusznicy rzeczywiście wycofają się spod Hindukuszu i stanie się tak bez względu na wszystko. Wtedy przyjdzie czas na ocenę i analizy najnowszej z afgańskich wojen, które ciągną się już prawie pół wieku.

Cmentarzysko imperiów

Afganistan nazywa się „cmentarzyskiem imperiów”. W XIX stuleciu przegrało tu imperium brytyjskie, w XX wieku – komunistyczna mutacja imperium Rosji, teraz przyszła kolej na Amerykanów. Historycy wojen i wojskowości wskazują, że od zwycięskiego końca II wojny światowej Stany Zjednoczone, światowe mocarstwo, zwyciężyły właściwie tylko w jednej, za to najważniejszej wojnie – zimnej wojnie z komunistycznym Wschodem. 


CZYTAJ TAKŻE

KRAJ NIESZCZĘŚLIWYCH LUDZI. REPORTAŻ PAWŁA PIENIĄŻKA Z ZACHODNIEGO AFGANISTANU: Niemal dziewięciu na dziesięciu Afgańczyków uważa, że ich życie to cierpienie. Przemoc i bieda, której od lat doświadczają, źle wpływa na ich zdrowie psychiczne >>>


Wszystkie inne, zwłaszcza te, które przerodziły się w wojny partyzanckie, na wyczerpanie, przegrali. Nie zwyciężyli w wojnie koreańskiej z lat 50. Ponieśli klęskę w wojnie wietnamskiej i całych Indochinach w latach 60. i 70. W latach 90. podczas pierwszej inwazji na Irak wyparli wojska Saddama Husajna z Kuwejtu, ale powstrzymali się od marszu na Bagdad, darowali tyranowi życie i władzę (życiem zapłaciły za to tysiące Irakijczyków, którzy wystąpili przeciwko Saddamowi wierząc, że Amerykanie niosą im wolność). Zaraz potem katastrofą zakończyła się inwazja na Somalię, którą mieli ratować od klęski głodowej i wojny domowej. Przegranymi zakończyły się także obie inwazje i wojny z XXI stulecia – ośmioletnia, iracka i afgańska, dwudziestoletnia, najdłuższa wojna, jaką kiedykolwiek toczyła Ameryka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej