Teczki wszystkich Polaków

Czy społeczne poparcie pomysłów lustracyjnych wynika z potrzeby sprawiedliwości i uzdrowienia życia publicznego, czy też jest przejawem niezdrowej ciekawości, bądź wreszcie małostkową chęcią odarcia z bohaterskich szat osób publicznych, ściągnięcia z piedestału swego rodzaju idoli? - pytanie to Paweł Tomczyk postawił w ODRZE (3) prof. Jackowi Kurczewskiemu z Katedry Socjologii i Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.

Odpowiedź brzmi: wszystkim po trochu. Jednakże, o ile działacz podziemia, który odkrywa, że cały czas donosił na niego zaufany kolega, ma prawo czuć się rozgoryczony, o tyle masy nie kierują się żądaniem sprawiedliwości, ale zwykłą ciekawością: co też oni mają w tych teczkach? Ciekawość taka nie może ani dziwić, ani wywoływać oburzenia - jest naturalna i “amoralna", czyli ani dobra, ani zła. Rolę gra też “chęć zrównania bohatera z tłumem" - chęć pokazania, “że ktoś wynoszony na piedestał miał coś na sumieniu"; motyw częsty, choć pewnie zwykle nieuświadomiony. Satysfakcja z odarcia z chwały i zmieszania z błotem wiąże się z tym, że za komunizmu zdecydowana większość społeczeństwa nie miała z opozycją wiele wspólnego. “Był sobie PRL, ludzie mogli go lubić albo nie lubić, ale poza słuchaniem Wolnej Europy czy opowiadaniem dowcipów bardziej aktywnych form oporu nie przejawiali. To była bezwolna masa spędzająca swoje życie w granicach, w jakich można było w systemie komunistycznym funkcjonować". Więcej: “Każdy, kto się przeciwstawiał był - nie przez UB, ale przez zwykłych ludzi - traktowany jak wariat porywający się z motyką na słońce". Oczywiście, zdarzały się momenty szczególne - choćby rok 1980. Ale już w stanie wojennym konspiracja nie była wcale masowa.

Przeciętny człowiek był biernym współpracownikiem ustroju i krytykował ten ustrój jedynie wtedy, gdy wychodził z pustego sklepu. “Kiedy więc wszystko się historycznie odwróciło, to taki przeciętny obywatel ma prawo mieć wyrzuty sumienia. Czy aby na pewno robił to, co powinien? Targa nim niepokój, czy aby nie był jednak za mało odważny? I ten dysonans rozwiązuje mu informacja, że nawet nie konkretnie ten czy ów ma coś w papierach, tylko generalnie »oni«, opozycja, Solidarność... I ma usprawiedliwienie, że »to jednak wcale nie było takie proste«". “Każdy z nas wyszedł z PRL z jakimś garbem, nieczystym bagażem, tak naprawdę - u Boga i historii - każdy z nas ma jakąś teczkę" - mówi Kurczewski. Być może ci, którzy zarzucają Tadeuszowi Mazowieckiemu tzw. grubą kreskę, nie są tego świadomi - ale historia wyglądała właśnie tak i trzeba się z tym pogodzić: “Była rewolucja bez rewolucji, w sumie niespełniona, ale skuteczna w tym sensie, że odbyła się bez ścinania głów".

Na dodatek lustracja, jako że jest wykorzystywana do bieżących gier politycznych, leży w interesie ludzi związanych z obozem władzy PRL - a to przez PZPR, a to przez kolaborujące z nią tzw. stronnictwa sojusznicze i “społeczno-postępowy" PAX, proreżimowe związki zawodowe i organizacje młodzieżowe. W wyniku lustracji podejrzanymi stają się bowiem opozycjoniści. Paradoksalnie zaś, dowód niewinności z konieczności muszą oni często przeprowadzać na podstawie zeznań funkcjonariuszy komunistycznej służby bezpieczeństwa. Podobnie absurdalnym jest, że z powodu lustracji zajmujemy się ludźmi, których nierzadko złamano i zmuszono do współpracy - a zatem są w pewnym sensie także ofiarami - a na boku pozostawiamy tych, którzy ich łamali, zmuszali, szantażowali. Bez dekomunizacji zatem lustracja traci sens: “Jeżeli karany jest ten, co się załamał pod groźbą, a nie jest karany pracownik służby bezpieczeństwa, aparatu represji czy też komunistyczny polityk, który takie działania służbom nakazywał, to jest to jakaś dysproporcja moralna". Sytuacja, w której “dawni opozycjoniści - miast być noszeni na rękach, przynajmniej od czasu do czasu, przy okazji bardziej uroczystych rocznic - bez przerwy miotają się między podejrzeniami i oskarżeniami, jest pośmiertnym zwycięstwem PRL". Owszem, na początku transformacji można było przeprowadzić równolegle dekomunizację (zakazując aktywnym działaczom PZPR piastowania stanowisk publicznych) i lustrację. Warto jednak pamiętać, że “tych działaczy nie było pięciu, ani pięćdziesięciu, ale co najmniej pół miliona" oraz, że istniał podległy im aparat milicji, SB i wojska. Do PZPR należało kilka milionów Polaków, a MSW miało kilkadziesiąt tysięcy etatowych pracowników.

Lustracja jest wreszcie “marzeniem o stanie zerowym, o rytuale przejścia" - ma być symbolicznym początkiem innej rzeczywistości: “zlustrujmy wszystkich i zacznijmy od nowa". Tyle że “nowy świat nie powstaje w jeden dzień".

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2005