Taka piękna żałoba

Wieść o klęsce Niemców pod Stalingradem rozeszła się po całej okupowanej Europie. Polacy przyjęli zwycięstwo „sojusznika naszych sojuszników” z radością, ale też z niepokojem.

07.01.2013

Czyta się kilka minut

Madonna Stalingradzka, rycina z 1942 r. / Fot. Kościół Pamięci Berlin
Madonna Stalingradzka, rycina z 1942 r. / Fot. Kościół Pamięci Berlin

Chłodna analiza sytuacji nie nastrajała w tym czasie „polskiego Londynu” optymizmem. Przełom stycznia i lutego 1943 r. – to największe napięcie dyplomatyczne w relacjach polsko-sowieckich od ich przywrócenia w lipcu 1941 r. Jego zarzewiem była nota Kremla z 16 stycznia 1943 r., odmawiająca uznania obywatelstwa polskiego tych Polaków, którzy wywodzili się z terenów okupowanych przez Sowietów w latach 1939-41 i bezprawnie włączonych do ZSRR. Podważało to zasadę nienaruszalności terytorialnej i ustalony w 1921 r. przebieg wschodniej granicy Polski.

CO PO KLĘSCE NIEMIEC?

Ponieważ Moskwa manifestowała w ten sposób swe „prawa” do połowy przedwojennej Rzeczypospolitej, zmusiło to rząd Sikorskiego, aby 25 lutego kategorycznie potwierdził polski status quo ante bellum. Mimo to w następnych miesiącach sowieckie dokumenty tożsamości przyjęło – pod presją – ponad 257 tys. Polaków. Polityka Stalina wymagała więc wypracowania przez polski rząd strategii obronnej.

Jak trudne to było, pokazują dwie depesze premiera Sikorskiego. W tej z 3 lutego 1943 r., do delegata rządu Jana Piekałkiewicza (najwyższego cywilnego przedstawiciela władz RP pod okupacją), Sikorski akcentował konieczność narodowej jedności: „Nasze położenie międzynarodowe i niebezpieczeństwo grożące nam w momencie klęski Niemiec muszą zastać kraj zgodnym i skonsolidowanym. (...) Przed narodem polskim stoją olbrzymie możliwości. Grożą mu jednak wielkie niebezpieczeństwa, nawet w wypadku niewątpliwej zresztą wygranej. Musi przyjąć on platformę demokracji rzetelnej, prawa prawdziwej jedności oraz legalizmu, a nie interesów poszczególnych koterii i grup nieodpowiedzialnych”.

Z kolei w depeszy z 6 lutego do gen. Stefana Roweckiego, dowódcy Armii Krajowej, Sikorski pisał, że porozumienie z Sowietami jest konieczne, ale nie może być okupione rezygnacją z praw i granic. Błędnie – jak się potem okazało – oceniając realia, Sikorski zakładał, że to ofensywa zachodnich aliantów przyniesie Polsce wolność. A „na wypadek najgorszy” – czyli wkroczenie Sowietów do Polski przed aliantami, bez umowy z rządem RP regulującej sprawy sporne – premier uznawał za konieczne wywołanie przez AK ogólnokrajowego powstania i przejęcie władzy wojskowej oraz administracyjnej. Jak pokazały potem akcja „Burza” i powstanie warszawskie, także ta nadzieja Sikorskiego była iluzoryczna.

„OFIARA 6. ARMII”

Ponad trzy lata okrutnej okupacji – najpierw niemiecko-sowieckiej, a od 1941 r. niemieckiej – spowodowały, że Polacy obserwowali rozwój sytuacji na froncie wschodnim z ambiwalentnymi uczuciami: z nadzieją, ale też z obawą. Na początku 1943 r. nawet osoby słabo zorientowane – niekoniecznie czytające prasę podziemną czy prowadzące nasłuch radia (audycji zachodnich, sowieckiej stacji „Kościuszko”) – mogły dojść do przekonania, iż Wehrmacht poniesie pod Stalingradem wielką klęskę.

„Nowy Kurier Warszawski” – największy dziennik „gadzinowy” (jak zwano prasę ukazującą się pod kontrolą Niemców) – pisał 2 lutego wprost: „Dnia 31.1. uległa w Stalingradzie południowa grupa 6. armii niemieckiej przewadze bolszewików po dwumiesięcznych zapasach, przy trzaskającym mrozie i niewysłowionych brakach”. Dalej był obraz quasi-reportażowy: „Nadbiegającym ze wszystkich stron bolszewikom stawili jeszcze opór ostatkami sił grenadierzy w rozbitym i rozwalonym budynku. Po zniszczeniu wszystkich ważnych dokumentów, map i papierów dodali ostatni kamień do pomnika sławy, wystawionego sobie przez swe niezrównane czyny”.

4 lutego „Kurwar” (jak zwali go Polacy) krzyczał: „Ofiara bohaterska Stalingradu nie była daremna”. I przekonywał, że 6. Armia odegrała wielką rolę: wiążąc Sowietów, „wśród wojennych zmagań i najdotkliwszych wyrzeczeń”, umożliwiła utrzymanie frontu. Ton tekstu miał kryć rozmiar porażki: „Generałowie, oficerowie, podoficerowie i szeregowcy walczyli ramię przy ramieniu aż do ostatniego naboju. Przykład ich wywrze swój wpływ aż do najodleglejszych czasów na przekór wszelkiej nieprawdziwej propagandzie bolszewickiej. Dywizje 6-ej armii tymczasem formują się już od nowa”.

SCHADENFREUDE Z „POGRZEBU”

Prasa konspiracyjna jednomyślnie oceniała znaczenie Stalingradu. „Biuletyn Informacyjny”, główna gazeta AK, donosił (lakonicznie, nie gloryfikując Sowietów): „Najdonioślejszym wydarzeniem tygodnia jest błyskawiczny przebieg operacji oskrzydlającej od północy Zagłębie Donieckie”. „Poświęcenie przez Hitlera VI armii nie zdołało zahamować impetu ofensywy sowieckiej” – notowało „WRN”, pismo socjalistów z PPS. Zaś „Głos Warszawy”, organ komunistycznej PPR, pisał z propagandowym zacięciem: „Stalingrad to punkt zwrotny w dziejach najstraszniejszej i największej w historii wojny. Wojny dwóch światów, ginącego kapitalizmu i rozkwitającego socjalizmu”.

Wśród ludzi sponiewieranych okupacją Stalingrad wywołał zrozumiałą Schadenfreude. Edward Kubalski, sekretarz krakowskiego magistratu, notował w dzienniku: „Dnia 2.II. zlikwidowali Rosjanie ostatecznie najeźdźców w Stalingradzie, przy czym od 10.I. dostało się do niewoli 90 000 Niemców, w czym 24 generałów i przeszło 1000 oficerów. (...) Niemcy (...) urządzili 3-dniową żałobę od 4-6 bm. Kina, teatry nieczynne. Radio ma nadawać audycje żałobne”. Z kolei Ludwik Landau, ekonomista z Warszawy, pisał: „Jak można się było spodziewać, »pogrzeb« ofiar stalingradzkich odbył się z całym odpowiednim nabożeństwem. (...) Gazety wyszły z żałobnymi obwódkami (...). Idzie tu o nadanie pozorów celowości temu, co było sprawą prestiżu Hitlera, zrzucenie z niego ciężaru zbrodni zbędnej ofiary setek tysięcy istnień ludzkich; z drugiej strony o zagłuszenie niepokoju idącego zewsząd”.

Andrzej Świętochowski – warszawski gimnazjalista i (od stycznia 1943 r.) żołnierz AK – notował: „Przez Warszawę nie maszerują już kolumny obdartych, bosych i padających z głodu jeńców radzieckich, nie jadą pociągi z przerażonymi, umęczonymi dziećmi z Zamojszczyzny. Teraz jadą pociągi z żołnierzami butnej armii niemieckiej, prawie trupami, z potwornymi odmrożeniami. Jęki ich słychać daleko od wagonów, jest ich masa, nie widać specjalnej troski władz niemieckich, są już nieprzydatni”. Na murach Warszawy pojawiły się napisy „Kaput!” i „1918!”; ten ostatni wieszczył Niemcom klęskę podobną do tej z I wojny światowej.

TRAGICZNY SENS ZWYCIĘSTWA

Stalingrad zwiastował nie tylko zwrot na froncie, ale sprawił, iż władze RP dostrzegły ostatecznie, że karty rozdaje teraz „sojusznik naszych sojuszników”. Polskim politykom sen z powiek spędzała coraz bardziej realna wizja wkroczenia Stalina do Polski; zaczęto myśleć o konieczności wcześniejszego „opanowania terenu”, zwłaszcza Wilna i Lwowa. W tym sensie Stalingrad, a po nim dalsze wydarzenia z 1943 r. – powołanie przez Stalina Związku Patriotów Polskich (jako preludium dla prosowieckich władz, będących pozakonstytucyjną alternatywą dla rządu RP), odkrycie grobów w Katyniu, zerwanie przez Sowiety stosunków dyplomatycznych z rządem RP, śmierć Sikorskiego i konferencja Stalin–Churchill–Roosevelt w Teheranie – jeszcze bardziej skomplikowały geopolityczną sytuację Polski.

Parafrazując Mikołajczyka, można powiedzieć, że w lutym 1943 r. Stalin przekuł nad Wołgą kruchy złom klęski w stalową broń zwycięstwa. Nieszczęście polegało na tym, że dwa lata później wykorzystał ją do realizacji polityki imperialnej i ujarzmienia połowy Europy. Czy taki był prawdziwy sens stalingradzkiej wiktorii? 


BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest pracownikiem warszawskiego IPN, redaktorem „Przeglądu Archiwalnego IPN”. Przygotowuje monografię o konspiracji uczniowskiej w Warszawie 1944-89.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2013