Syria: czy to już wojna domowa

Alawici mordują sunnitów, sunnici w odwecie alawitów, walki w Syrii przekształciły się w bratobójczą międzywyznaniową rzeź: taki obraz przyjęły już media zachodnie. Czy słusznie?

26.06.2012

Czyta się kilka minut

Od miesięcy sytuacja w Syrii dramatycznie się pogarsza. Liczba zabitych Syryjczyków rośnie; tylko w miniony czwartek, 21 czerwca, zginęło 170 osób. Rośnie też liczba uchodźców syryjskich w Jordanii, Libanie, Turcji, a nawet Iraku; łącznie może już nawet wynosić 200 tys. osób.

To prawda, że przeważająca większość zabitych, aresztowanych i uchodźców to muzułmanie-sunnici (stanowią 69 proc. ludności Syrii). Ale wybuch protestów w marcu 2011 r. nie miał wyznaniowego podłoża. Nawet jeśli przemawia za tym późniejszy podział sympatii – za alawickim (szyickim) reżimem stoi szyickie mocarstwo regionalne Iran, a rebelianci otrzymują na razie wciąż tylko obietnice pomocy od sunnickich naftowych pretendentów do roli regionalnego lidera: Arabii Saudyjskiej i Kataru – nie o to w tej rewolucji chodzi. Nie po to liczni syryjscy niesunnici oddali życie, by ich walkę o godność wepchnąć w ramy orientalistycznego pojmowania Bliskiego Wschodu jako pola odwiecznego konfliktu sunnicko-szyickiego.

Nie po to ojciec mojego kolegi, ismailita (szyita) – nazwijmy go X. – po odejściu z wojska w marcu 2011 kupił megafon i zaczął przewodzić demonstracjom w rodzinnym miasteczku; nie po to spędził kolejne miesiące w więzieniu. Nie po to alawitka Fadwa Sulejman, gwiazda filmowa, obcięła włosy i dołączyła jesienią 2011 r. do protestujących w Homs. Reżim nie miałby skrupułów, aby ją zabić, gdyby nie to, że została wywieziona z kraju. W zeszłym tygodniu do Jordanii uciekł pilot samolotu Mig-21 – najpewniej alawita, skoro służył w elitarnej jednostce sił powietrznych. Reżim w Damaszku nazwał go zdrajcą, Jordania udzieliła mu azylu.

Łatwo jest wrzucić wszystkich alawitów do proreżimowego worka. Siłą rozpędu dorzuca się tu także chrześcijan, nie bacząc na rolę wielu z nich w tej rewolucji.

Takich jak Y., kolejny znajomy, chrześcijanin, który organizuje krew dla rannych. Albo Basel Szihade, młody filmowiec i grekokatolik, który porzucił stypendium naukowe w USA, aby wesprzeć protestujących w Homs. Lokalnych aktywistów, zapewne głównie sunnitów, uczył, jak dokumentować zbrodnie reżimu. Zginął 28 maja, podczas ostrzału armii rządowej. Także jego śmierć nie pasuje do uproszczonej wizji wojny religijnej.

Na Zachodzie jesteśmy przyzwyczajeni widzieć Bliski Wschód z postkolonialnej perspektywy „dziel i rządź”. Skutkiem interwencji USA i późniejszej okupacji Iraku stało się powstanie co najmniej trzech Iraków: sunnickiego, szyickiego i kurdyjskiego. Dziś zachodnie interwencje (werbalne) przeciw reżimowi w Syrii, choć słuszne, są oparte na tym samym myśleniu: że Syryjczykami nie kierują te same wartości, co nami, ludźmi Zachodu – jak dążenie do wolności i godności – tylko prymitywne klanowe instynkty, międzygrupowa zemsta.

Syria faktycznie niebezpiecznie zmierza w kierunku irackim, to znaczy totalnego chaosu i powszechnej przemocy. Syryjczycy byli jednak dotąd przede wszystkim Syryjczykami. Jeśli chcemy im pomóc w ich zmaganiu o wolność, to przestańmy stosować podwójne standardy: o ile bowiem u siebie w Europie (oficjalnie) odżegnujemy się dziś od dzielenia ludzi wedle takich kategorii, jak narodowość czy religia, o tyle w naszej polityce wobec globalnego Południa – w tym Bliskiego Wschodu – kierujemy się nimi nader chętnie.

***

Rozlanie się sytuacji w Syrii na kraje ościenne i na region to prawdopodobnie już tylko kwestia czasu. Dotknie Jordanię, która przyjęła znaczną część syryjskich uchodźców. Dotknie też Liban, gdzie zwolennicy i przeciwnicy reżimu w Damaszku otwarcie ze sobą walczą. Dotknie Izrael, który okupuje i syryjskie Wzgórza Golan, i terytorium palestyńskie. Regionalni gracze – jako Liga Państw Arabskich – okazali się niezdolni do powstrzymania rzezi Syryjczyków.

Taką samą niezdolnością wykazał się ONZ, którego misja w Syrii została zawieszona. Wobec takiej bezsilności i braku łatwego rozwiązania najłatwiej jest oczywiście rozłożyć ręce i twierdzić, że Syryjczykami zawładnął atawistyczny instynkt, zew krwi, a Zachód nic już nie może tu zrobić.

Na Bliskim Wschodzie o wojnie domowej (harb ahlije, dosłownie: wojna rodzinna,) mówi się, gdy walczą ze sobą grupy, klany, społeczności różne wyznaniowo lub etnicznie, gdy obie strony to ludzie równi sobie. Dziś w Syrii jedna strona to faktycznie ludzie; druga – to reżim, jego armia i służby specjalne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2012