Święta wojna i pokój

Jan Paweł II zostawił Kościół bardzo różny od tego, jakim go zastał dwadzieścia siedem lat wcześniej, wstępując na katedrę św. Piotra. Różnica ta polega przede wszystkim na tym, że ten Kościół stał się bardziej widoczny.

14.10.2008

Czyta się kilka minut

Kiedy konklawe w 1978 r. wybrało papieżem Karola Wojtyłę, posoborowa zapaść znajdowała się w najcięższym stadium. Często nie rozumiano wielkości Pawła VI, który heroicznie z tą zapaścią walczył. Jednak katolicka kultura europejska, ta najbardziej obecna w mediach, pogodnie dryfowała. Dyskutowało się o odrodzeniu chrześcijaństwa, o rzeczywistości ziemskiej pozytywnie zsekularyzowanej, o świecie, który stał się "dojrzały", a w który Kościół miałby się tylko zanurzyć, stając się zaczynem i solą ziemi. Niewidzialność była cnotą tamtego czasu. Ta kultura katolicka nie zdawała sobie sprawy, że sama się skazuje, powtarzając cudzą lekcję i cudze hasła: mobilizacja, utopia, rewolucja. Katolicki intelekt zapomniał o sobie, o własnej wizji świata, o zdolności do rywalizacji i do krytycznej postawy wobec dominujących świeckich kultur.

***

Nowy papież rozwalił ten senny obraz. Katolicka inteligencja natychmiast spostrzegła niebezpieczeństwo. Przyjęła zwyczaj nazywania go "papieżem-Polakiem", co znaczyło: zacofany, antynowoczesny, reprezentujący katolicyzm staroświecki, masowy. Ale Karol Wojtyła nie był typem, który by się dał nabrać na opary cnotliwej niewidzialności. On niewidzialności doświadczył w swoim kraju: niewidzialności wymuszonej, narzuconej Kościołowi przez reżim ateistycznego komunizmu. Niewidzialności, której ani on, ani polscy katolicy nigdy nie zaakceptowali, a tym bardziej nie podnieśli jej do rangi cnoty.

Z niewiarygodną odwagą walczył, by od tej przymusowej niewidzialności siebie i Kościół wyzwolić. Walczył i zwyciężył. Oczywiście, nie wszystko, co się wydarzyło we Wschodniej Europie do roku 1989, można przypisać jemu, ale z pewnością jego dziełem była niezwykła rewolucja duchowa. Tę rewolucję rozszerzył na cały Kościół, także na tzw. "wolny świat" poddany hegemonii antychrześcijańskiej. Kościołowi przywrócił jego język, publiczną widzialność oraz katolicką, obiektywną naukę.

***

Jan Paweł II głosił i praktykował "świętą naukę", a zarazem "świętą wojnę". Z nowym Katechizmem chciał wiernym dać do ręki podstawy chrześcijańskiej wiary, "dogmaty" tak deprecjonowane przez modnych teologów. Zaatakował potężnymi ciosami wspólnictwo kultury katolickiej i "ducha czasu", tak życzliwym Kościołowi, pod warunkiem, że się zamknie w kościele.  Jego krytycy z satysfakcją dyskwalifikowali "papieża aktora", "papieża spektaklu", wielkich zgromadzeń, podróży odbywanych w zapierającym dech rytmie. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że istota jego rewolucji polegała na czymś innym.

Jej istotą były zuchwałe, doskonale widoczne batalie, które prowadził z laickimi państwami i kulturą w obronie ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci, w obronie rodziny opartej na nierozerwalnym  małżeństwie mężczyzny i kobiety, w obronie wolności religijnej i wolności wychowania. Na tych frontach walczył, wyprzedzając swój czas, znacznie wcześniej, aniżeli ta walka stała się czymś zwyczajnym niemal w całym Kościele. Jego krytycy uważali, że te samotne bitwy są jego osobistą obsesją, gdy tymczasem on działał jak prorok. Uczył cały Kościół rozumienia naglącej potrzeby reagowania na te zagrożenia, które dziś każdy może zobaczyć gołym okiem.

***

Papież Wojtyła doskonale wiedział, że w ten sposób musi dojść do zderzenia z rządami, nawet tymi najbardziej demokratycznymi. Powiedział kiedyś: "Potężni tego świata nie zawsze życzliwym okiem patrzą na papieża takiego jak ja". Także w sprawie wojny i pokoju zazwyczaj szedł przeciw prądowi. W latach 1990-91 do końca występował przeciw wojnie w Zatoce Perskiej prowadzonej przeciwko Irakowi Saddama Hussajna, ryzykując, że będzie sam przeciw całemu Zachodowi, większości rządów arabskich, a nawet biskupom krajów katolickich, jak np. Włochy. W sprawie Bośni przeciwnie, wezwał Zachód do interwencji w celu "rozbrojenia agresora" i zaprowadzenia pokoju. Po terrorystycznym ataku 11 września 2001 r., milcząco godził się na atakowanie Afganistanu. W przypadku wojny amerykańskiej i brytyjskiej z Irakiem w 2003 r. stanowczo występował przeciw, choć potem zachodnich żołnierzy - którzy pozostali w Iraku, by pomagać w budowaniu tam demokracji - nazywał "konstruktorami pokoju".

Jan Paweł II zawsze twierdził, że nie jest pacyfistą z zasady. Tego zresztą dowodzą fakty. W każdym przypadku oceniał, czy wojna jest sprawiedliwa, czy niesprawiedliwa, uważając, że mądrość Kościoła pozwala mu wychowywać ludzi do właściwego używania wolności, a więc i do pokoju. Wzywał do zbrojnej interwencji w Timorze i na Haiti, w Afryce Wielkich Jezior. W tym ostatnim przypadku bezskutecznie, co w konsekwencji doprowadziło do wymordowania całych populacji. Nic więc dziwnego, że po śmierci Karola Wojtyły, w roku 2005, przy jego śmiertelnych szczątkach uklękli trzej ostatni prezydenci Stanów Zjednoczonych, że na pogrzeb przybyli niemal wszyscy rządzący z całego globu. W świecie, który po rozpadnięciu się dwóch bloków stał się bardziej anarchiczny, głowę Kościoła katolickiego uznano za autorytet, który nie miał w historii precedensu, autorytet bardziej moralny niż polityczny.

***

Jan Paweł II przywrócił chrześcijanom - i nie tylko im - zdolność mówienia na arenie publicznej językiem, który wywodzi się z ducha chrześcijaństwa. Pokazał chrześcijanom i światu, że Kościół jest historyczną i publiczną formą "państwa Bożego", odpowiedzialnego na swój sposób za wszystkich ludzi wezwanych do tego, by stali się jego obywatelami.

Jan Paweł II zainaugurował "nową ewangelizację" chrześcijan Zachodu, niepewnych i zagubionych w odczytywaniu "znaków czasu" przy pomocy gramatyki dyktowanej przez innych. Żeby to zrobić, podjął dzieło budowania nowej cywilizacji.

W ostatnich latach życia przebył pustynię choroby. Im bardziej cierpiał, tym bardziej jaśniała jego świętość. W jego pontyfikacie były elementy nietrwałe, ale bardzo, bardzo dużo pozostało. Dał dzisiejszym chrześcijanom przy- najmniej trochę swojej siły. Wszyscy zapamiętają przynajmniej te słowa: "nie lękajcie się".

Sandro Magister jest watykanistą włoskiego tygodnika "L’Espresso".

Przeł. ABo

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2008