Świadomość „my”

Prof. Zdzisław Mach: Tożsamość to nie emblemat, lecz wspólnota działań. Mając sprawne instytucje unijne, zaczniemy de facto funkcjonować jako wspólny organizm, nawet jeśli nie będzie na nim unijnej etykietki. I stwierdzimy dzięki temu, że Unia to nasz świat. Rozmawiał Michał Kuźmiński

24.11.2009

Czyta się kilka minut

Michał Kuźmiński: Gdyby miał Pan się przenieść w czasie o 10-20 lat, w jakiej Unii Europejskiej chciałby się Pan znaleźć?

Prof. Zdzisław Mach: Jestem z przekonania federalistą i uważam, że Unia powinna zmierzać do modelu politycznej federacji, oczywiście przy zachowaniu takiej odmienności, która zachowałaby kulturową mozaikę Europy.

Federacja nie oznacza zniknięcia państwa narodowego, lecz osłabienie jego roli na rzecz wzmocnienia poziomu lokalnego, a z drugiej strony - unijnego. Zamiast jednego, dominującego centrum władzy, działają wtedy trzy: lokalny, państwowy i europejski.

Ale konieczne jest do tego wynegocjowanie podstaw aksjologicznych: takich wartości, które pozwoliłyby Europie wspólnie realizować swoje cele, a jednocześnie w pewnych aspektach zachowywać odrębność kulturową.

Przy czym nie powinna ona oznaczać różnic pod względem praw człowieka.

Ową postawą aksjologiczną powinny się moim zdaniem stać prawa jednostki, tak jak zostały przedstawione w Karcie Praw Podstawowych. Oczywiście, można zapytać: co z tradycjami kolektywnymi - Kościołem, rodziną, narodem? Tu możliwe są różnice, ale nie kosztem wolności jednostek, które muszą mieć prawo do samodzielnego konstruowania swojej tożsamości.

To prawda, prawa człowieka są "produktem europejskim" - ale respektowanie praw jednostkowych, choć nie są one neutralne kulturowo, można zaoferować innym tradycjom i kulturom dzięki temu, że nie są one opresyjne, nikogo do niczego nie zmuszają.

Gdy porównać traktat lizboński z projektem Konstytucji Europejskiej, rzuca się w oczy praca, jaką wykonano nad tym, by traktat nie sprawiał wrażenia konstytucji: usunięto zeń np. wszystko, co dotyczy symboliki tożsamości europejskiej. Traktat jest korzystny dla europejskiej polityki i gospodarki, ale czy sprzyja budowaniu tożsamości?

Unia Europejska wytworzyła w sobie zdolność do działania pragmatycznego. Okres tworzenia się państw narodowych był nie tylko o wiele dłuższy niż czas tworzenia się UE, ale też państwa narodowe dysponowały np. środkami przymusu.

A mimo to konsolidacja narodów trwała długo.

Ponieważ wielu Europejczyków nie było gotowych do przyjęcia modelu federalnego w miejsce - lub równolegle do - państwa narodowego, wypracowano właśnie taki kompromis.

Najważniejsze jest to, by Unia stała się funkcjonującą całością, by jak najwięcej działo się wspólnie, byśmy wiedzieli, że jesteśmy sobie potrzebni.

A do tego potrzebne są sprawne instytucje.

Wolę sprawne instytucje niż pustą symbolikę - bo spowodują one, że zaczniemy de facto funkcjonować jako wspólny organizm, nawet jeśli nie będzie na nim unijnej etykietki. Po jakimś czasie stwierdzimy, że Unia to nasze środowisko, nasz świat - i wytworzy się tożsamość oparta na współdziałaniu. Bo tożsamość to nie emblemat, lecz wspólnota działań. Będziemy Europejczykami także bez flagi.

Traktat lizboński jest niezbędny nie tylko, by Unia sprawnie działała, lecz by przez to budować także wspólną tożsamość.

Jeżeli nie da się jej zadekretować odgórnie, budujmy ją organicznie. Ważniejsza jest świadomość "my". Dziś

Polacy bardzo często mówią o Unii "oni".

Jakie zatem pola współdziałania będą wyzwaniami dla Polaków w najbliższych latach?

Musimy się przede wszystkim nauczyć solidarności, o której wiele mówimy, ale w praktyce głównie się jej domagamy. Natomiast gdy oczekuje się jej od nas, np. w polityce zagranicznej, mówimy, że to ingerencja w naszą suwerenność. Musimy zrozumieć, że jesteśmy członkami wspólnoty, która stanowi wartość. Dotyczy to zwłaszcza młodszych krajów - Wielka Brytania sobie poradzi, zwłaszcza że jej tożsamość wiąże się z Commonwealth, jest globalna. Nie możemy się do niej porównywać. Poza tym potrzebujemy Unii daleko bardziej niż takie kraje jak Wielka Brytania. Nasza szansa rozwoju w ramach UE jest tym większa, im więcej jest uwspólnotowienia. Luźny związek suwerennych państw nie na wiele się nam zda.

Polską specjalnością jest kwestia polityki wschodniej, z drugiej strony dyskutuje się nad akcesją Turcji.

W jednym i drugim przypadku rodzi się konflikt tożsamości, która bywa tu już dość wyraźnie "nieeuropejska".

Rozszerzenia o te kraje w przewidywalnym czasie nie będzie - Unia nie jest na to gotowa i nie chodzi tylko o tożsamość rozumianą jako historyczne poczucie powinowactwa. Sprawność UE tkwi w zdolności krajów do sprawnego funkcjonowania z pożytkiem dla wszystkich.

Nie wyobrażam sobie dziś przyjęcia do Unii krajów tej wielkości, choćby tylko z tego względu, że trzeba by na nowo stworzyć całą strukturę podejmowania decyzji.

Jeśli chodzi o Ukrainę, to leży nam ona na sercu chyba dlatego, że po pierwsze chcemy zbudować państwo buforowe, a po drugie - lubilibyśmy się postawić w roli silniejszego, pomagającego innym.

Oczywiście, wiele w tym autentycznych uczuć, ale nie ma dziś w Europie gotowości na przyjęcie Ukrainy. Trudno sobie wyobrazić, by Unia skutecznie zaabsorbowała tak wielkie społeczeństwo.

Poza tym, byłoby to rozczarowanie dla samej Ukrainy, bo Unię trzeba umieć "skonsumować". My sami mamy z tym dziś problemy. Unia to nie manna z nieba, lecz mechanizmy rozwoju, które trzeba umieć wprowadzić.

Turcja jest w podobnej sytuacji - to kraj kontrastów, olbrzymie społeczeństwo mające problemy z prawami człowieka, np. kobiet. Inne są tam także tradycje co do roli wojska.

Poza tym, proszę sobie wyobrazić takie rozciągnięcie granic Unii. Czy jesteśmy gotowi na graniczenie z Syrią czy Iranem?

Unia ma na razie problemy ze spożytkowaniem rozszerzenia, które już się dokonało. Dopóki tu nie ma jeszcze poczucia wspólnoty, trudno mówić o kolejnym wielkim rozszerzeniu.

Wróćmy do podróży w czasie: w jakiej Unii nie chciałby się Pan znaleźć?

Nie chciałbym żyć w Europie wielu prędkości - a to groziłoby nam bez traktatu lizbońskiego.

Powstałyby przynajmniej trzy różne prędkości: ściślejszej polityki zagranicznej, strefy euro i zewnętrza; oraz trzy różne statusy kandydackie.

Dałoby to sześć różnych rodzajów tożsamości, które nie dawałyby jednoznacznego poczucia, czy jest się w Europie, czy nie.

Taka Europa byłaby końcem idei integracji europejskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2009