Stojąc na szczycie

Od starożytności po nowoczesność wypracowywano ikonografię towarzyszącą władzy. Jej elementami były wizerunki władców, odpowiednie atrybuty, tytulatura i rytuały. Dotyczy to także współczesnych celebrytów.

04.06.2012

Czyta się kilka minut

Dorota de Biron, księżna kurlandzka i żagańska, sportretowana przez Antona Graffa w 1791 r. Piosenkarka Lady Gaga w sukni i butach z surowego mięsa, uwieczniona przez współczesnego fotografa. / repr. Muzeum Narodowe w Warszawie
Dorota de Biron, księżna kurlandzka i żagańska, sportretowana przez Antona Graffa w 1791 r. Piosenkarka Lady Gaga w sukni i butach z surowego mięsa, uwieczniona przez współczesnego fotografa. / repr. Muzeum Narodowe w Warszawie

Wystawa „Wywyższeni. Od faraona do Lady Gagi”, otwarta w warszawskim Muzeum Narodowym, pokazuje ikonografię oraz mechanizmy władzy od starożytności po współczesność – to, w jaki sposób władza wykorzystywała sztukę dla własnych celów. Wchodzących na wystawę wita szereg popiersi. Jest tu Aleksander Wielki i Napoleon, papież Klemens XII i Adam Mickiewicz, Stanisław Staszic i Izabela Czartoryska. Władcy i arystokraci, wielcy wodzowie i poeci. Osoby dobrze dziś znane i trochę zapomniane. Co ich łączy? Status ekonomiczny i społeczny, pełnione funkcje, zasługi i osiągnięcia – wszystko to sprawiło, że wykonano ich portrety. To one potwierdzały ich szczególne miejsce w społeczeństwie.

PORTRETY WŁADZY

„Wywyższeni” – wystawa przygotowana przez Grażynę Bastek i Antoniego Ziembę pod opieką naukową Krzysztofa Pomiana to nie jest łatwa opowieść, nie tylko ze względu na liczbę eksponatów zgromadzonych w Muzeum Narodowym. Podjęto bowiem kilka zasadniczych kwestii, a to materiał na kilka oddzielnych ekspozycji. Jest tu próba pokazania różnych oblicz władzy, która nie jest utożsamiana jedynie ze sprawującymi rządy, ale też z osobami posiadającymi prawa i narzędzia – od realnych po symboliczne – do wpływania na rzeczywistość i sposób jej definiowania. Są też próby uchwycenia zmian, jakim ta władza podlegała w ciągu kolejnych stuleci oraz przedstawienia procesu demokratyzowania społeczeństw zachodnich, a zarazem ciągle obecnej hierarchiczności, czego symbolem są tytułowi wywyższeni. Przy czym wywyższanym można było się stać nie tylko ze względu na urodzenie, ale też na mocy posiadanego majątku, wykształcenia czy talentu.

„Jesteśmy sobie równi” – przypomina prof. Pomian. Równość zakłada chrześcijaństwo i oświeceniowa filozofia, równość jest zapisana we współczesnych deklaracjach praw człowieka. W dziejach zachodniej cywilizacji, bo tego obszaru przede wszystkim dotyczy ekspozycja w Muzeum Narodowym, stopniowo zmieniał się jej zakres. Przechodziliśmy od społeczeństwa stanowego, w którym przywileje należały się z racji urodzenia, przez cenzusowe, gdzie wyznacznikiem był status majątkowy, po społeczeństwo demokratyczne, w którym wszystkim przysługują prawa polityczne. Tylko czy staliśmy się dziś społeczeństwami egalitarnymi? Czy też nadal nierówność jest głęboko wpisana w strukturę społeczną?

Często zapominamy, że prawo do wizerunku długo posiadali tylko nieliczni. Portrety wyznaczały miejsce w hierarchii społecznej. Tak było za życia, ale także po śmierci. Pragnienie uwiecznienia siebie było wspólne i starożytnym (Egipcjanom, Grekom i Rzymianom), i polskiej szlachcie. Na wystawie oglądamy antyczne stalle grobowe oraz portrety trumienne z XVII i XVIII w.: śmierć była okazją, by potwierdzić szczególną rolę zmarłego. Możemy zobaczyć zachowane elementy Castrum doloris ks. Pawła Sanguszki, wielkiej konstrukcji, która służyła wystawieniu zwłok, co było częstym obyczajem w przypadku pochówku królów i możnowładców. Bo nie tylko portrety, ale też wszystkie inne elementy, strój, atrybuty, a nawet przedmioty codziennego użytku służyły potwierdzeniu statusu. Sztuka, ale też literatura i muzyka budowały obraz władzy.

Od starożytności po nowoczesność stale wypracowywano ikonografię towarzyszącą władzy. Jej elementami były wizerunki władców, oficjalne i przeznaczone do bardziej prywatnego użytku, odpowiednie atrybuty władzy (na wystawie pokazano strój koronacyjny Augusta III), jej alegoryczne wyobrażenia, a także odpowiednia tytulatura i rytuały (cesarza Hajle Selasje oficjalnie nazywano m.in. „Zwycięskim Lwem Plemienia Judy”, „Wybrańcem Bożym” i „Królem Królów Etiopii”)...

RÓWNI I RÓWNIEJSI

W tym szeroko zakreślonym obrazie najciekawsze są przypadki, kiedy musiano pozorować równość: to Polska królów elekcyjnych, ale także Republika Wenecka z instytucją doży czy Holandia z urzędem stadhoudera. We wszystkich tych przypadkach model republikański wymagał od władzy mimikry, wypracowania ikonografii, która oddawałaby splendor urzędu, i jednocześnie podkreślania statusu władcy jako pierwszego spośród równych. Wypracowano zresztą sposoby „czytania” monarszych wizerunków, w których – pozostając przy polskim przykładzie – szlachecki kontusz pełniący rolę odzienia króla był odbierany jako wyraz przywiązania do ideałów republikańskich, zaś koronacyjny lub stylizowany na rzymski, jak w przypadku Jana III Sobieskiego, mógł budzić wrażenie roszczeń do władzy wynikającej z dziedziczenia, a nie z wyboru.

W tych wszystkich przypadkach próbowano poradzić sobie z problemem zobrazowania majestatu państwa, które reprezentuje równych sobie obywateli. Postępująca demokratyzacja sprawiała, że jego przedstawicielem stał się wybieralny w wyborach polityk. W XIX w. prawa są rozciągane na coraz większe grupy obywateli, stają się powszechne, ale czy dla wszystkich? Znamienna jest, przypomniana na wystawie, historia przyznawania powszechnego prawa wyborczego. We Francji mężczyźni uzyskali je w 1848 r., ale kobiety dopiero w 1944 r. Szwajcarzy otrzymali to prawo także w 1848 r., ale Szwajcarki dopiero w 1971 r. Na tym tle Polska (podobnie jak inne kraje naszego regionu) wygląda całkiem nieźle. To prawo przyznano wszystkim, bez rozróżnienia na płeć, w 1918 r. Zatem nawet w demokracji prawo współdecydowania było dostępne jedynie wybranym.

Sama demokracja zaczyna mieć kłopoty. W latach 20. i 30. XX wieku w części Europy rozpoczęły się rządy autorytarne. Prawa demokratyczne, także w Polsce po zamachu majowym, zostają stopniowo ograniczane. Przychodzi czas totalitaryzmów, z nową ikonografią władzy (chociaż często odwołującą się do bardzo dawnych wzorców), nowymi, przynajmniej deklaratywnie wywyższonymi (jak robotnicy w systemie komunistycznym) i poniżonymi (o czym przypomina na wystawie pasiak więźnia niemieckiego obozu koncentracyjnego).

15 MINUT

Dochodzimy wreszcie do współczesności. Czy żyjemy w czasach równości? Mamy pełnię praw, „ale nierówności biją w oczy na każdym kroku. Szerzy się wrażenie, że rosną” – podkreśla Krzysztof Pomian. Ogromna kumulacja pieniądza w rękach wąskiej grupy grozi przeradzaniem się demokracji w oligarchię – przestrzega dalej.

Przesadnie? Trwający od kilku lat kryzys ujawnia wszystkie niedostatki dzisiejszego świata. Mamy nowe hierarchie i ich nowe instrumenty „wywyższenia”, jak dostęp do mediów. Mamy nowe wyznaczniki splendoru, jak zegarek Vacheron czy telefon komórkowy Ferrari ze złotą obudową, pokazane na wystawie. Zmienia się sama polityka. Znamienne jest zestawienie plakatów wyborczych: Tadeusza Mazowieckiego z pamiętnym hasłem „Siła spokoju” z 1990 r. oraz Marii Ratuszyńskiej, kandydatki do mazowieckiego Sejmiku Wojewódzkiego w 2010 r., pozującej w szpilkach i z odkurzaczem w ręce. PR, tworzenie wizerunku – to dziś narzędzia do kreowania przywódców, o czym przypomina głośny film Marcela Łozińskiego „Jak to się robi?” o tworzeniu polityka „od zera”.

Stało się już banałem słynne powiedzenie Andy’ego Warhola: każdy będzie miał kiedyś swoje 15 minut sławy. Dzisiaj, w dobie internetu, telefonii komórkowej, fotografii cyfrowej etc. każdy ma prawo do wizerunku. Czy wszyscy staliśmy się równi? Leszek Kołakowski w „Mini-wykładach o maxi-sprawach” pisał kąśliwie o haśle Warhola: „zakładając taką absurdalną równość, nikt nie byłby sławny. Sława musi być rzadka i tylko nielicznym dana. Dlatego też nieuchronne jest, że z tych, co o sławie marzą, tylko znikoma cząstka cel osiągnie, a ogromna większość będzie rozczarowana”.

Wystawę zamyka przegląd dzisiejszych wywyższonych. Nie oglądamy już popiersi z marmuru czy brązu, lecz zdjęcia prezentowane na tabletach. Wciąż się zmieniają, niczym w kalejdoskopie. Są ludzie polityki i kultury, sportowcy i celebryci. Można zobaczyć Dodę i Jerzego Pilcha, Jacka Poniedziałka i siostry Grycan. Wszystkich, o których wciąż rozpisują się kolorowe magazyny i plotkarskie portale. To wywyższeni XXI w. To oni stają się symbolem naszych czasów. Podstawą ich sławy niejednokrotnie jest wizerunek. Czasem nie trzeba tworzyć, występować w filmach, nagrywać płyt; wystarczy jedynie bywać i zadbać o obecność paparazzich.

Bolesny kontrast dla tych wszystkich wizerunków stanowią zdjęcia blokowisk, wykonane przez Nicolasa Grospierre’a. Tu każdy jest anonimowy.  


„Wywyższeni. Od faraona do Lady Gagi”, opiekun naukowy Krzysztof Pomian, kuratorzy Grażyna Bastek i Antoni Ziemba, Muzeum Narodowe, Warszawa, wystawa czynna do 23 września br.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2012