Spełniona obietnica?

W pracę połowy polskich organizacji pozarządowych zaangażowani są wolontariusze (blisko 1,6 mln). Potencjał jest zatem ogromny. W latach 1999-2002 powstało 14 tys. stowarzyszeń i fundacji powołanych do życia przez kilkadziesiąt tysięcy liderów. Nie ma problemów z inicjacją, ciągle istnieją potencjalni założyciele, problemem jest zapewnienie trwałości i chroniczny brak środków.

25.09.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

W Polsce powszechnie podzielane jest przekonanie o słabości społeczeństwa obywatelskiego. Bezrefleksyjnie powtarza się tezę sformułowaną przez Juana Linza i Alfreda Stepana o słabości społeczeństwa obywatelskiego w krajach postkomunistycznych. Tymczasem kraje te okazały się pod tym względem zróżnicowane, zaś teza o słabości nie oddaje sprawiedliwości polskiemu społeczeństwu obywatelskiemu z czasu po 1989 r.

Zwykle koronnym argumentem na rzecz tej tezy o słabości jest niski poziom partycypacji obywatelskiej w Polsce: niska frekwencja wyborcza i sporadyczne członkostwo w partiach politycznych, bezradność wobec patologii sfery publicznej. To prawda, ale to tylko jeden z wymiarów społeczeństwa obywatelskiego. Istnieją ważkie powody, by mówiąc o polskiej demokracji po 1989 r. mówić o społeczeństwie obywatelskim i kapitale społecznym.

W latach 90., dzięki pracom Roberta D. Putnama, zaczęto zwracać uwagę na związki między społeczeństwem obywatelskim a poziomem kapitału społecznego. W słynnym eseju “Bowling Alone" Putnam pisał, że “kapitał społeczny odnosi się do cech społecznego zorganizowania, takich jak sieci, normy i zaufanie społeczne, ułatwiających ku obopólnej korzyści koordynację i współpracę". Pojęcie kapitału społecznego było ważne dla Putnama w związku z badaniem jego znaczenia dla efektywności instytucji i radzenia sobie społeczności z rozwiązywaniem nękających ją problemów. Środowiskiem wytwarzającym, podtrzymującym i pomnażającym kapitał społeczny jest społeczeństwo obywatelskie: obszar między rodziną a państwem, który zapełniają dobrowolne stowarzyszenia. Dlatego oczywiste jest zainteresowanie społeczeństwem obywatelskim z punktu widzenia jakości instytucji i funkcjonowania systemu demokratycznego.

Kapitał społeczny

Na niektóre cechy kapitału społecznego warto od razu zwrócić uwagę. Kapitał społeczny jest “zasobem dla jednostek", ale nie jest “zasobem jednostek", ponieważ nie jest cechą jednostki, lecz cechą struktury społecznej. Kapitał społeczny jest relacyjny: zaufanie społeczne nie jest cechą konkretnej jednostki, jest własnością relacji między jednostkami. Ma to poważne konsekwencje, np. wzrost lub spadek poziomu wykształcenia jednostek nie oznacza automatycznie wzrostu lub spadku kapitału społecznego. W dwóch społecznościach o takim samym poziomie wykształcenia poziom kapitału społecznego może być bardzo różny. Po drugie, świadome i metodyczne zmiany cech jednostek (np. programy zmierzające do podniesienia poziomu wykształcenia) same w sobie nie muszą prowadzić do wzrostu poziomu kapitału społecznego. Kapitał społeczny, w przeciwieństwie do kapitału materialnego i ludzkiego, w zasadzie nie daje się wytworzyć na drodze świadomych, zaplanowanych działań. Jest kreowany i przekazywany przez instytucje takie jak religia czy historycznie ukształtowane zwyczaje, a zatem przez pewne struktury, które wyznaczają możliwości jednostek, kształtują je, a zarazem wyposażają w pewne ponadjednostkowe dobra.

Spojrzenie Putnama na społeczeństwo obywatelskie z punktu widzenia kreacji kapitału społecznego bardzo różnicuje dobrowolne stowarzyszenia. Szczególne zasługi w wytwarzaniu kapitału społecznego mają tzw. tradycyjne wtórne stowarzyszenia: grupy afiliowane przy Kościołach, związki zawodowe, stowarzyszenia rodzicielsko-nauczycielskie, chóry amatorskie, organizacje harcerskie, bractwa, towarzystwa wzajemnej pomocy, ruch spółdzielczy, Czerwony Krzyż czy - by wymienić ulubiony przykład Putnama - ligi drużyn graczy w kręgle. Putnam odróżnia je od nowych form masowych organizacji, które nazywa “organizacjami trzeciego rzędu". Od klasycznych dobrowolnych stowarzyszeń odróżnia je brak bezpośrednich więzi między członkami, bo członkostwo w nich ogranicza się do płacenia składek i ewentualnie prenumeraty biuletynu. Ich podstawową formą działania są sprawne struktury lobbingowe, aktywne w centrach politycznych, spełniające rolę adwokatów grup i spraw. Jeszcze inną formę organizacji trzeciego rzędu stanowią “organizacje pozarządowe", zwykle nie tak liczne, ale kompetentne i efektywne. Obie nowe formy nie mają jednak znaczącego udziału w zwiększaniu poziomu zaufania społecznego, podstawowego elementu kapitału społecznego.

Ten punkt widzenia jest ważny w dyskusji o społeczeństwie obywatelskim w Polsce, gdzie niemal wyłącznie mówi się o nim w kategoriach “trzeciego sektora" czy “organizacji pozarządowych" (NGO - Non Governmental Organisation), mając na uwadze organizacje (stowarzyszenia, fundacje) zakładane i prowadzone przez profesjonalistów, nastawione na świadczenie usług na rzecz zewnętrznego środowiska. Dla trzeciego sektora liczy się efektywność osiągania założonych celów. Uzasadnieniem istnienia organizacji pozarządowych jest reagowanie na potrzeby społeczne, które, gdyby nie działalność NGO, byłyby gorzej lub w ogóle nie byłyby zaspokajane.

Tymczasem klasyczne organizacje drugiego rzędu są masowe, ich członkowie regularnie kontaktują się osobiście. Na tym polega siła przykładu Putnama - lig graczy w kręgle. Nie ma tam mowy o profesjonalizmie, usługach czy celach do osiągnięcia. Zwycięstwo tego czy innego zespołu graczy nie jest celem ligi w takim sensie, w jakim pomoc bezdomnym jest celem instytucji charytatywnej. By unaocznić różnice między tradycyjnymi a nowymi organizacjami, Putnam tak objaśnia swój słynny przykład: “kiedy ktoś uczestniczy w kręglowych rozgrywkach ligowych, to spotykając się regularnie z tymi samymi osobami każdego tygodnia, uczy się i praktykuje coś, co de Tocqueville nazwał habits of the heart. Uczy się osobistych cnót i umiejętności, które stanowią warunki możliwości demokracji. Umiejętności słuchania, na przykład. Notowania. Sporządzania sprawozdań. Brania odpowiedzialności za własne poglądy. Na tym właśnie polega różnica między graniem w lidze kręgli a samotnym graniem w kręgle".

W porównaniu z tradycyjnymi organizacjami, NGO mają więcej wspólnego z problematyką pewnego typu państwa i jego zadań, stając się w coraz większym stopniu jedną z jego egzekutyw. Nie umniejsza to ani ich zasług, ani wagi we współczesnych liberalnych demokracjach. Oznacza natomiast, że NGO w większym stopniu są zdane na już istniejące zasoby kapitału społecznego, niż przyczyniają się do jego podtrzymania i pomnożenia.

Diagnoza: działania polityczne...

Najogólniejsze wskaźniki stanu społeczeństwa obywatelskiego i wielkości kapitału społecznego w Polsce po 1989 r. nie dawały podstaw do optymizmu. Już pierwsze wolne wybory w czerwcu 1989 r. stanowiły sygnał ostrzegawczy: frekwencja wyniosła wówczas jedynie 62 proc. Dziś wiemy, że średni udział obywateli w głosowaniu podczas czterech wyborów do Sejmu wyniósł 47 proc. Czy to dużo, czy mało? Mało w porównaniu ze średnią frekwencją w latach 1960-95 w rozwiniętych krajach Zachodu, która była o 25-48 punktów procentowych wyższa (z wyjątkiem USA i Szwajcarii). Co istotne, poziom frekwencji wyborczej w danym kraju w niewielkim stopniu zależy od indywidualnych cech jednostek, np. od poziomu wykształcenia. Nawet gdyby wszyscy dorośli Polacy w 2001 r. posiadali wyższe wykształcenie, frekwencja w wyborach wyniosłaby nie więcej niż 75 proc., a więc tyle, co średnio w Wielkiej Brytanii.

Aktywny udział w kampanii wyborczej, w postaci wspierania jakiegoś polityka lub partii, miało za sobą w 1995 r. 19 proc. badanych, w 2001 r. taki udział deklarowało 16 proc., zatem w ciągu sześciu lat zaangażowanie w kampanię wyborczą praktycznie się nie zmieniło. Ale jeśli pominiemy “podpisanie poparcia" lub “udzielenie wsparcia finansowego", działania niewymagające własnej inicjatywy, weźmiemy zaś pod uwagę jedynie rozdawanie materiałów, zbieranie podpisów czy pieniędzy, odsetek ten spada w 1995 r. do 4 proc. i utrzymuje się na tym samym poziomie w 2001 r. (badania Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego 1995-2001). Te 4 proc. to 1160 tys. ludzi - liczba imponująca. Ale np. nieodpłatnie zaangażowanych w pracę na rzecz partii politycznych było w USA 5 proc., w Kanadzie 4, w Niemczech 3, w Wielkiej Brytanii 2 proc. badanych (badanie World Values Survey, 1990). Można jednak sformułować ostrożny wniosek, że zaangażowanie w wyborcze kampanie polityczne Polaków w latach 1995-2001 nie odstawało znacząco od zaangażowania innych społeczeństw demokratycznych.

...zaufanie społeczne...

Rodzime organizacje społeczeństwa obywatelskiego mają problem z tworzeniem kapitału społecznego. Jego najważniejszy składnik - zaufanie społeczne - jest w Polsce deficytowy. Normą jest nieufność. Odsetek zgadzających się ze stwierdzeniem, że “większości ludzi można ufać", w zasadzie nie zmieniał się w Polsce w latach 1992-99 - uważało tak tylko ok. 10 proc. Polaków. Dopiero po 1999 r. obserwujemy niewielki wzrost: w 2002 r. uważało tak 14 proc. Polaków i być może jest to oznaka pewnego trendu (badania Polskiego Generalnego Sondażu Społecznego, 1992-2002). Z identycznym stwierdzeniem zgodziło się w 1995 r. 36 proc. Amerykanów, w 1999 r. 29 proc. Brytyjczyków, 37 proc. Hiszpanów i 32 proc. Włochów. Poziom zaufania społecznego był także wyższy w krajach, z którymi lubimy się porównywać: w 1999 r. na Węgrzech wynosił 22 proc., w Czechach 24 proc. (badanie European Values Study, 1999). Dramatycznie nieufna jest polska młodzież (18-24 lat): w 2002 r. tylko 8 proc. deklarowało, że “można ufać większości ludzi", podczas gdy w tym samym czasie podobnie myślało 35 proc. ich niemieckich rówieśników z zachodnich landów.

...i członkostwo

Najciekawsze jest jednak pytanie o to, jak wygląda obywatelskie zaangażowanie Polaków. Do jakich należą organizacji, stowarzyszeń czy grup? Najchętniej organizujemy się w związkach zawodowych - przynależność do nich deklaruje ok. 2,3--2,6 mln Polaków. Polska plasuje się tu w granicach średniej dla krajów zachodnich, choć nasze dane odnotowują nieznaczny spadek w latach 1995-2001. Zaskakująco duże wydaje się zaangażowanie rodziców we współpracę ze szkołą (blisko 1,6 mln Polaków). Zaskoczeniem może być natomiast, zważywszy na rozbudowaną infrastrukturę Kościoła, dość niskie uczestnictwo w organizacjach, grupach i ruchach przykościelnych. W sumie w tego typu działalność zaangażowanych jest ok. miliona Polaków, czyli jeden spośród piętnastu praktykujących co najmniej raz w tygodniu.

Wśród nowych ruchów i organizacji spore członkostwo mają organizacje ekologiczne: zrzeszały one ponad 300 tys. Polaków w 1995 r. i dwa razy więcej w 2001 r. Nieco mniejszym zainteresowaniem cieszą się organizacje kobiece, które miały, według deklaracji naszych respondentów, ok. 200 tys. członkiń w 1995 r. i ok. 500 tys. w 2001 r. Wreszcie - partie polityczne, bez których funkcjonowanie systemu demokratycznego jest nie do pomyślenia: członkostwo w nich deklarowało w 1995 r. ok. 360 tys. Polaków (1,3 proc.). W ciągu kolejnych sześciu lat liczba ta nieco się zmniejszyła. Na tle takich demokracji jak Wielka Brytania (2,5 proc.), RFN (2,8 proc.), Włochy (4,1 proc.) czy Czechy (3,6 proc.) wypadamy wyraźnie gorzej.

Jednak znacznie ciekawsze jest porównanie ogólnych wskaźników obywatelskiego zaangażowania. W 1995 r. co trzeci Polak (35 proc.) był członkiem co najmniej jednej organizacji, w 2001 już tylko co czwarty (26 proc.). Trzy czwarte Polaków pozostaje całkowicie poza sferą obywatelskiego zaangażowania, co plasuje Polskę na samym końcu wśród krajów rozwiniętych.

Zmiany między 1995 a 2001 r. są widoczne. Członkostwo w co najmniej jednej dobrowolnej organizacji spadło w tym okresie o 9 punktów procentowych - do 26 proc. Ponownie można zapytać, czy to dużo czy mało? Nie odstajemy tak bardzo od Węgrów (29 proc.) czy Hiszpanów (31 proc.), ale wyraźnie odstajemy od lidera wśród krajów postkomunistycznych, Czech (60 proc.), i lidera europejskich demokracji, Niemiec (52 proc.), nie mówiąc już o światowym liderze, jakim są Stany Zjednoczone - gdzie 92 proc. dorosłych obywateli w 1995 r. było członkiem co najmniej jednej dobrowolnej organizacji.

Wyjaśniając spadek globalnego poziomu członkostwa w dobrowolnych stowarzyszeniach, co jest równoważne z osłabieniem poziomu i jakości kapitału społecznego w Polsce, warto zwrócić uwagę na dwa rodzaje czynników: stopniowe wygasanie “starego zorganizowania" sprzed 1989 r. i dynamikę nowego, spontanicznego stowarzyszania się po 1989 r.

Nie można nie doceniać skali nowego stowarzyszania się po 1989 r. W Polsce w 2002 r. istniało ponad 40 tys. stowarzyszeń (w tym ok. 5 tys. fundacji), co stanowiło blisko połowę wszystkich dobrowolnych stowarzyszeń, bowiem w badaniu pominięto związki zawodowe, Kościoły, ochotnicze straże pożarne, komitety społeczne, samorządy gospodarcze itp. (badanie Stowarzyszenia KLON/JAWOR z 2002 r.). 91 proc. uwzględnionych w badaniu stowarzyszeń i fundacji powstało po 1989 r.; 30 proc. działa krócej niż trzy lata; 92 proc. założyły osoby indywidualne, połowa stowarzyszeń ma nie więcej niż 46 członków. W pracę połowy organizacji zaangażowani są wolontariusze (ok. 1,6 mln). Dynamizm i potencjał jest zatem ogromny. W latach 1999-2002 powstało 14 tys. stowarzyszeń i fundacji powołanych do życia przez kilkadziesiąt tysięcy liderów. Nie ma problemów z inicjacją, ciągle istnieją potencjalni liderzy, problemem jest zapewnienie trwałości i chroniczny brak środków.

Zaangażowanie zaangażowanych

Mężczyźni nieco częściej angażują się w dobrowolne organizacje. Poziom członkostwa w organizacjach jest najwyższy dla osób w wieku 25-54 lata; młodsi i starsi stowarzyszają się rzadziej. Wyższe jest też członkostwo wśród osób aktywnych zawodowo. Wyraźnie sprzyja angażowaniu się wyższy poziom wykształcenia: połowa osób po studiach należy do co najmniej jednej organizacji, w porównaniu z tylko około jedną piątą wśród osób z wykształceniem podstawowym. Członkostwo w dobrowolnych organizacjach wpływa wyraźnie na obywatelskie postawy i zachowania. Przynależność do co najmniej jednej organizacji podnosiła w 1995 r. prawdopodobieństwo wzięcia udziału w wyborach do Sejmu z 52 do 66 proc. (w 2001 r. z 56 do 64 proc.), a prawdopodobieństwo wzięcia aktywnego udziału w kampanii wyborczej (na rzecz partii lub polityka) zwiększała w 1995 r. z 14 do 24 proc. (w 2001 r. z 13 do 22 proc.). Zaangażowani obywatelsko w dużo większym stopniu interesują się polityką, są także w znacznie większym stopniu przekonani o tym, że wybory są najlepszym sposobem wyłaniania rządzących i wpływania na władze. Bardziej cenią sobie demokrację jako formę rządów i częściej są przekonani, że polskiej demokracji warto bronić. Bardziej cenią też sobie partie polityczne.

***

Tocqueville miał rację. Dobrowolne stowarzyszenia sprzyjają funkcjonowaniu demokracji. W Polsce spadek członkostwa w stowarzyszeniach nie wpłynął na siłę i kierunek ich prodemokratycznego oddziaływania. Kondycję polskiego społeczeństwa obywatelskiego na progu XXI wieku niełatwo jest ocenić. Po okresie sprzed 1989 r. odziedziczyło trudny do określenia “kapitał społeczny". Czas, który upłynął od 1989 r., jest z kolei zbyt krótki, by można było wypowiadać się o trwałych tendencjach. Czy obietnica społeczeństwa obywatelskiego została spełniona? Tak, w tym sensie, że polskie społeczeństwo obywatelskie sprzyja prodemokratycznym przekonaniom i zachowaniom, jest istotnym i niedocenianym czynnikiem w umacnianiu i zakorzenianiu polskiej demokracji.

Dr TADEUSZ SZAWIEL jest pracownikiem Instytutu Socjologii UW, prezesem fundacji Instytut Badań nad Podstawami Demokracji. Z Mirosławą Grabowską napisał książkę “Budowanie demokracji. Podziały społeczne, partie polityczne i społeczeństwo obywatelskie w postkomunistycznej Polsce" (PWN, II wydanie 2003).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Rzecz obywatelska (39/2005)