Smutek Hebronu

Przybiera różną postać. W pobliżu Abu Dis liczy 8 metrów, jest z betonu, zwieńczony wieżami strażniczymi. Na innych odcinkach tworzą go płoty z drutu kolczastego, rowy, kamery, pasy zaoranej ziemi i strefy buforowe. Pod Betlejem jest kombinacją obu form: zwykłego muru, elektrycznych zapór, sensorów alarmowych, rowów i drutu.

23.10.2005

Czyta się kilka minut

Tak wygląda słynny mur, który w pierwszą rocznicę uznania go za nielegalny przez Międzynarodowy Trybunał w Hadze (w lipcu 2004) odciął zamieszkałą w większości przez Arabów wschodnią Jerozolimę od reszty terenów okupowanych. Według planu betonowo-kolczasty wąż ma wyciągnąć się na 650 km, wijąc się wewnątrz palestyńskiego terytorium na głębokość od 6 do 16 km.

Na mur można patrzeć oczami Izraelczyków lub Palestyńczyków. Wiele zależy też od tego, którędy podróżny wjeżdża do Autonomii Palestyńskiej, po której stronie muru mieszka, czyjego używa transportu, jakie dokumenty mają jego towarzysze podróży i czy ma otwarte oczy. Bo oczywiście i Żydzi, i Arabowie mają na podorędziu swoje opowieści, ze starymi i nowymi argumentami. Można po prostu wysłuchać każdej ze stron, po czym wybrać którąś opcję albo pokiwać głową nad skomplikowaniem sytuacji i zachować neutralność. Tyle że mimo wszystkich argumentów pozostaje w pamięci nieznośny obraz muru, a standard życia po jego obu stronach jest drastycznie odmienny.

Jadących od strony Jordanii Palestyna wita Jerychem. Po przejechaniu mostu na Jordanie izraelski strażnik pyta życzliwie po polsku: “Dokąd ty jedziesz?". Granicę przekracza też grupa brodatych pielgrzymów muzułmańskich; wiozą kanistry z wodą z mekkańskiego źródła Zemzem. Uwija się wokół nich równie brodaty organizator w kamizelce z nadrukiem “Biuro Pielgrzymkowe - Nablus". Widać, że jest tu nie pierwszy raz, bo izraelskie funkcjonariuszki witają się z nim i żartują.

Jerycho robi wrażenie miasta opustoszałego. Po podpisaniu porozumień z Oslo ta 30-tysięczna enklawa razem ze Strefą Gazy stały się przyczółkiem Autonomii. To dość nietypowe palestyńskie miasto. Nawet okupacyjne oddziały izraelskie w okresie przed powstaniem Autonomii chwaliły tu sobie spokojną służbę. Ludność zaś nie narzekała zbytnio na izraelskie władze, które konfiskowały znacznie mniej palestyńskiej ziemi niż gdzie indziej.

Agencje prasowe nie donoszą o zamachach w Jerychu. Do wybuchu tzw. drugiej intifady w 2000 r. świetnie prosperowało tu kasyno, obsługujące klientelę żydowską, jako że hazard w samym Izraelu jest zakazany. Teraz świeci pustkami, podobnie jak hotele, które jeszcze wcześniej, za panowania jordańskiego (1948-67) przyciągały zimą turystów, zwłaszcza z Zatoki Perskiej.

Miasto Jezusa i Hamasu

Jadąc poza mur samochodem na palestyńskich rejestracjach czy arabskim autobusem, można na chwilę poczuć się człowiekiem drugiej kategorii. Teoretycznie najprostsza droga z Jerycha do Betlejem wiedzie według mapy przez Jerozolimę, oznaczona jako dwupasmówka, i licząca, bagatela, 50 km. Jednak ogromna większość Palestyńczyków nie ma na nią prawa wstępu i w Ajzariji, na przedmieściach świętego miasta, trzeba skręcić w lewo i wąską, stromą drogą w gęstej zabudowie zjechać w długiej kolumnie palestyńskich samochodów do Doliny Ognia (Wadi an-Nar).

To jedyny szlak łączący główne w tym rejonie miasta palestyńskiego “getta": Jerycho i Betlejem. Przejechanie go pochłania najmniej dwie godziny. Co pewien czas spomiędzy domów wypełza mur. Łatwo odróżnić osiedla żydowskich osadników od miejscowości palestyńskich: jeśli widać trawniki, domy stojące w wygodnej odległości od siebie, niebieskie oczka basenów - na pewno jest to osiedle żydowskie, na tych terenach nie starsze niż 35 lat. Jeśli zabudowa jest zbita, domy szare (beton) lub kremowe (wapienna licówka), a zieleń pochodzi od drzew oliwkowych - to mieszkają tu, zwykle od setek lat, Palestyńczycy.

Na stoku Wadi an-Nar jest izraelski punkt kontrolny. Trzeba zapiąć pasy, czego w palestyńskich “gettach" arabska policja nie wymaga. Uzbrojona dziewczyna w odblaskowych okularach prawie nie odzywa się do kontrolowanych kierowców. Władczymi gestami żąda dokumentów, każe pokazać bagażnik, cmoknięciem i niedbałym ruchem głowy pozwala jechać dalej. Podobno na tym posterunku często służą niedawni imigranci z Rosji, którzy póki co hebrajski znają gorzej niż kontrolowani Arabowie (wykonany sprayem napis cyrylicą na betonowej zaporze: “Panki nie sdochli!"). Wielosetmetrowa kolejka samochodów w drugim kierunku w ogóle się nie rusza. Nikt do nich nie wychodzi, muszą czekać.

Z Doliny Ognia nitka asfaltu wspina się przez Beit Sahur (tu paśli swe stada pasterze, gdy aniołowie objawili im narodziny Jezusa) ku Betlejem. Nagle daleko, po prawej stronie, wśród odległych budynków Jerozolimy, coś błyska. To za murem, niemal ponad dachami osiedla-fortecy Har Homa (do niedawna arabskie Abu Ghoneim), odbiła słońce pozłacana Kopuła na Skale. Sądząc po tym, do czego zmierza podział Palestyny wedle prawa silniejszego, widokiem tym będzie musiała zadowolić się w przyszłości większość muzułmanów.

Ściany w Betlejem szczelnie pokrywają graffiti. Właśnie odbywa się trzecia faza wyborów samorządowych w palestyńskich “gettach". Coraz większym poparciem cieszy się Hamas, nawet w silnie chrześcijańskim mieście narodzin Jezusa. Tej nocy, bez budzenia nielicznych turystów i pielgrzymów w hotelach, Izraelczycy aresztują kilkunastu członków Hamasu i Dżihadu. W Betlejem, jak w mało którym arabskim mieście świata, cicho jest już o godzinie 22.

W obawie przed atakami terrorystycznymi Izrael pozbawił niemal wszystkich Palestyńczyków prawa do pracy za murem. A praca jest głównie tam. Gdy więc w Betlejem bezrobocie sięga 50 proc., na tutejszy targ warzywny przyjeżdżają (swobodnie) zza muru na zakupy Rumuni i Tajowie, sprowadzeni na miejsce arabskich pracowników. Kupują tu, bo taniej.

Święty tygiel narodów

Prosta niegdyś droga z Betlejem do Jerozolimy (12 km), biegnąca niemal stale terenem zabudowanym, to teraz szlak łączący dwa światy (zresztą Palestyńczycy muszą używać okrężnej marszruty). Jeśli jednak jesteśmy turystami w zorganizowanej grupie, przejeżdżamy te 12 km przez przejazd w murze błyskawicznie, a palestyńscy policjanci i żydowscy żołnierze uśmiechają się, jakby stali na zwykłej granicy w Europie.

Jeśli zaś wynajęliśmy prywatnie palestyńskiego przewodnika (jednego z 40 posiadających pozwolenie na oprowadzanie za murem) i korzystamy z autobusu kursowego, musimy jechać drogą okrężną. Przy wjeździe na “izraelską" już drogę łączącą Jerozolimę z blokiem osadniczym Gusz Etzion - kontrola wojskowa. Przewodnik może i mieć papiery, ale jeśli akurat są starcia w Gazie (a są), to i papiery nieważne. Dziś wielu Palestyńczyków jest cofanych do Betlejem i od razu łapie za komórki, tłumacząc się pracodawcom, rodzinie, znajomym. Przewodnik może jechać, ale pod zastaw swych dokumentów. Do odbioru o określonej godzinie. Za następnym razem lepiej podzwonić z rana po betlejemskich hotelach i jeśli gdzieś jest jadąca do Jerozolimy grupa, podłączyć się do niej. Jeżeli przed przejazdem przez mur palestyński przewodnik dogada się z izraelskim kolegą-przewodnikiem i weźmie na chwilę do ręki mikrofon - to uda się szybko przejechać, aby pod murami Starego Miasta ruszyć swoją drogą.

Droga do jerozolimskiej Starówki (do 1967 r. w granicach Jordanii) biegnie przez fragment zachodniej Jerozolimy, gdzie od 1948 r. nie ma już prawie Palestyńczyków. Jeżeli jedziemy palestyńskim busem dla posiadaczy przepustek, łatwo zauważyć, że wszystko jest tu inne niż po tamtej stronie muru: lepsze samochody, lepiej ubrani ludzie, którzy odwracają wzrok od opisanego po arabsku pojazdu. Nowoczesność, porządek i odkryte nogi kobiet dopełniają wrażenia innego świata. Znikają nagle wszechobecne w Betlejem napisy arabskie, wokół panuje hebrajski. Kilka kilometrów - a zmiany większe niż po przebyciu kilku granic w Europie.

Na Zachodzie i w Izraelu przyjęło się dzielić Stare Miasto na cztery, religijnie zróżnicowane dzielnice: muzułmańską, chrześcijańską, ormiańską i żydowską. Zaciemnia to fakt, że - muzułmanie czy chrześcijanie - większością są tu Palestyńczycy, a podkreśla ostrość podziałów wyznaniowych. Z kolei Żydzi, którzy mieszkają wewnątrz murów Starówki, to dziś zwykle przybyli z Zachodu Aszkenazyjczycy, a nie Sefardyjczycy (ci ostatni uciekli stąd w 1948 r. przed jordańskim Legionem Arabskim). Gdy w 1991 r. prezydent Clinton zasugerował plan podziału Starego Miasta, wedle którego dzielnice Żydów i Ormian miały zostać pod władzą izraelską, Ormianie oznajmili Arafatowi, że woleliby być dołączeni do dzielnicy chrześcijańskiej, która miała przypaść Palestyńczykom.

Z drugiej strony, tzw. dzielnica muzułmańska nie jest monolitem i płynnie dzieli się na mniejsze jednostki, które zamieszkują potomkowie kupców i pielgrzymów, przybyłych niegdyś np. z Buchary, Afryki czy Indii. Ich mini-dzielnice liczą po kilkuset mieszkańców, od setek lat wtopionych kulturowo i językowo w palestyńskie środowisko. Taką powoli rozpływającą się w arabskim otoczeniu dzielnicą jest kilka zaułków, których oś to ulica Ala ad-Din, otwierająca się na bramę an-Nazir wiodącą do kompleksu meczetu al-Aksa. Biegają tu ciemnoskóre dzieci, których przodkowie przybywali do Jerozolimy z Czadu, Nigerii czy Mali począwszy od XV w. Turcy Osmańscy uczynili przybyszy z Afryki strażnikami i klucznikami Wzgórza Świątynnego. Ostatni z nich dotrwali na swych stanowiskach do 1967 r., kiedy ich miejsce zajęli izraelscy żołnierze.

Mur albo pokój?

Najdrastyczniejszą postać podział Palestyny przybiera chyba w Hebronie. Miasto zwane przez Arabów “Przyjacielem (Boga)" - czyli Al-Khalil, w nawiązaniu do muzułmańskiego przydomka pochowanego tu Abrahama - jest rozdarte. System zapór, drutów kolczastych i posterunków zapewnia osobny dostęp do sanktuarium Żydom i Arabom oraz ochronę (i tak uzbrojonych) 400 osadników, którzy po 1967 r. postanowili zamieszkać obok świętego miejsca w środku 120-tysięcznego arabskiego miasta.

Główna ulica żywego niegdyś bazaru jak wymarła: kto chce tu mieszkać, musi wiedzieć, że wychodzenie na dachy i wchodzenie w zaułki skierowane w stronę osiedla żydowskiego jest niebezpieczne. Domy znanych z radykalizmu hebrońskich osadników panują nad biegnącą w dole bazarową ulicą, a ich mieszkańcy traktują bazar jak intruza. Przechodzień może oberwać piaskiem, pomyjami, kamieniem. Palestyńscy sklepikarze z Hebronu, w przeciwieństwie do swych kolegów z Jerozolimy czy Betlejem, stracili wigor. Wielu z rezygnacją oczekuje, że przyszły (znaczony murem) podział Palestyny - przebiegnie przez środek Hebronu, 20 metrów od ich domów.

W drodze powrotnej Palestyńczyk z Jordanii rozpoczyna rozmowę z Palestyńczykiem z Autonomii rytualną przepytywanką: kto, skąd, gdzie jest, dokąd wyjechał. Kiedyś rytuał kończyło dotarcie do wspólnych znajomych lub krewnych. Teraz doszły pytania: “Czy koło was jest już mur?". Ten, który w latach 70. wyjechał na tułaczkę najpierw do Jordanii, potem do Iraku, Kuwejtu i wreszcie na stałe Jordanii, jest teraz szczęściarzem w oczach tego, który został w ojczyźnie i do niedawna liczył na zarobki z turystów i pielgrzymów w niepodległym kraju.

Budowa muru zmierza do wycięcia w terytoriach palestyńskich czterech enklaw - “gett". Dwa mają już nakreślone kontury: ponad milionowa, przeludniona Gaza i maleńkie Jerycho. Trwa wykrajanie dwóch największych (porównywanych też do bantustanów): na północy Zachodniego Brzegu (z miastami: Nablus, Ramallah, Dżenin, Tulkarem i Kalkilkja) i na południu (z Betlejem i Hebronem). “Bantustany" nie będą ze sobą połączone, nie wejdzie w ich skład wschodnia, zamieszkała przez Palestyńczyków Jerozolima, ich granice nie będą dotykać granicznej rzeki Jordan, nad której doliną kontrolę zachowa Izrael. Czy jest naród, który przyjąłby taką “niepodległość"?

Podczas wojny w Bośni (1992-95) Jaser Arafat radził oblężonemu w Sarajewie prezydentowi Aliji Izetbegoviciowi, by zaprzestał beznadziejnej rzekomo walki i zgodził się na to, co dawali Serbowie i międzynarodowi mediatorzy. Bośniacki prezydent wolał walczyć dalej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2005