Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zawsze rezerwowałem pojęcie uwielbienia – jako otaczania kogoś czcią i miłością – wyłącznie dla Boga. Dzieliłem ludzi (nawet tych chodzących do Kościoła) na takich, którzy uwielbiają i nie uwielbiają. Potrzebowałem trochę czasu, żeby to lepiej zrozumieć. I dziś widzę zarówno wierzących, jak i niechodzących do kościoła jako tych, którzy uwielbiają. Bo każdy coś uwielbia. Pytanie tylko: kogo i co.
Dla jednych to będzie rodzina, dla innych biznes czy pieniądze, jeszcze inni uwielbiają siebie samych, ale jedno jest pewne: wszyscy uwielbiamy. Uwielbieniem nadajemy wartość każdej dziedzinie, na którą je kierujemy.
A Ewangelia św. Jana mówi nam, że Bóg szuka swoich czcicieli. On stworzył nas do uwielbienia. Zapragnął tych, którzy pośród tysięcy opcji w tym świecie wybiorą tę jedną, która nie jest z tego świata: oddawanie chwały Jemu. Dlatego Franciszek wskazuje, że uwielbienie jest papierkiem lakmusowym wiary. Ono łączy i charakteryzuje życie wszystkich, którzy dostali nowe życie w Nim.
Czuję przywilej, że już tutaj mogę Go wielbić. W mojej wspólnocie uwielbienie jest wyrażane na różne sposoby: od modlitwy „Ojcze nasz”, przez modlitwę spontaniczną, śpiew pieśni chwały, gromkie oklaski, widowiskowe tańce z flagami, aż po artystyczne malowanie obrazów. I choć wachlarz form jest naprawdę bogaty, jestem pewien, że każda z nich jest jedynie wyrazem uwielbienia. Bo Bogu chodzi o serce. To właśnie w nim rodzi się nasze uwielbienie. ©
Autor jest psychologiem, liderem krakowskiej wspólnoty Głos na Pustyni.