Ścięte drzewa

Ks. Robert Nęcek komentuje z Hawany wizytę kard. Dziwisza na Kubie: Kardynał liczy na to, że Kubańczykom na nowo przypomni się wizyta Jana Pawła II na Kubie sprzed 12 lat i przestaną się lękać. Bo lęk paraliżuje. Rozmawiał Tomasz Ponikło

02.03.2010

Czyta się kilka minut

Tomasz Ponikło: Jan Paweł II podsumowując swoją pielgrzymkę na Kubę z 1998 r. mówił: "Na wielkim placu Rewolucji im. José Martí w Hawanie widziałem ogromny obraz przedstawiający Chrystusa z napisem: »Jezu Chryste, ufam Tobie!«. Podziękowałem Bogu, ponieważ właśnie w tym miejscu, którego nazwa mówi o »rewolucji«, znalazł miejsce Ten, który przyniósł na świat prawdziwą rewolucję - rewolucję miłości Bożej, wyzwalającej człowieka od zła i przynoszącej mu pokój i pełnię życia". Ale obok Chrystusa wisiał wizerunek Che Guevary. Która z tych postaci święci triumfy 12 lat później?

Ks. Robert Nęcek: Kiedy metropolita Hawany kard. Jaime Ortega y Alamino i ambasador Rycerzy Maltańskich Przemysław Hauser, na zaproszenie których kard. Stanisław Dziwisz przybył 22 lutego na Kubę, przedstawiali nam sytuację lokalnego Kościoła, jasne było, że od wizyty Jana Pawła II chrześcijanie mają tam większą swobodę, a Kościół mocniejszy głos. Oczywiście sytuacja jest daleka od marzeń. Widać jednak, że na Kubie zaczyna dawać znać o sobie Królestwo Chrystusa: zwykłe wartości, które Jezus głosił w Ewangelii - poczynając od miłości - wkraczają w miejscowe życie.

W hawańskiej dzielnicy Casablanca 52 lata temu ustawiono posąg Chrystusa. Było to na tydzień przed rewolucją. Fidel Castro obawiał się go usunąć, więc przyjął inną taktykę: kazał zasadzić wokół posągu drzewa, które go zasłoniły. Dopiero, kiedy Papież przyjechał na Kubę w 1998 r., władze zdecydowały o ich wycięciu. Od tego czasu, także i dziś, Chrystus jest w Hawanie znów przez wszystkich widziany. Na nowo daje o sobie znać.

Zobacz także: "Chociaż reżim wykorzystał propagandowo papieską pielgrzymkę, przyniosła ona przełom w stosunkach Państwo-Kościół" - pisze Maciej Wiśniewski >>

Oczywiście wartości ewangeliczne na Kubie nadal są bardzo trudne do zaszczepienia. Wielokrotnie nam wyjaśniano, że więzi społeczne uległy tu rozpadowi. Polityka nakłania do donosicielstwa, aborcja jest dostępna na życzenie, bieda kole w oczy, a rodzina, przez przeszło pół wieku traktowana jako zagrożenie, bo kultywowała wartości odczytywane jako wrogie reżimowi, nie odzyskała swej godności.

Jednak wymiar miłości też się objawia. Chociażby w tym, że Przemysław Hauser, polski ambasador Rycerzy Maltańskich zbudował jadłodajnie, w których ludzie otrzymują ciepłe posiłki. Opiekuje się również szpitalem dla trędowatych, który wyposażył w aparaturę medyczną sprowadzaną z Polski i USA.

Hauser mówił nam, że "najgorzej jest dać ludziom nadzieję, a później ją odebrać, dlatego pomoc musi być precyzyjna i systematyczna". To właśnie realizacja jednego z elementów nauczania Chrystusa. Z drugiej strony muszę podkreślić, że pewni ludzie bardzo źle tu reagują na mówienie o pomaganiu. "Na Kubie nie ma komu pomagać, bo nie ma żadnej biedy" - tak brzmi oficjalne stanowisko. "Można jedynie współpracować" - mówią. Tylko że współpracować można jedynie wtedy, kiedy się zostanie zaproszonym do współpracy.

Kardynał nie obawia się posądzenia o taką właśnie współpracę? Podobnym cieniem kładły się na papieskiej wizycie komentarze o legitymizowaniu przez głowę Kościoła komunistycznego reżimu.

Nie, ponieważ owoce wizyty papieskiej były i są widoczne. Kardynał jest zaś postrzegany przez Kubańczyków - o czym świadczy wypełniona po brzegi katedra na środowej projekcji filmu "Świadectwo" - i tutejszy episkopat jako świadek życia wielkiego Papieża. Poza tym Kardynał w wystąpieniach skierowanych do tutejszych kleryków czy parafian, jak w Los Pinos, przypominał wyraźnie wielką Mszę św. podczas papieskiej pielgrzymki na Kubę. A raczej ją zinterpretował: wszyscy poczuli się wówczas upodmiotowieni, poczuli się osobami wolnymi.

Na spotkaniu z seminarzystami w Hawanie kard. Dziwisz przytoczył też inne, znamienne słowa Jana Pawła II z pielgrzymki do Polski w 1979 r.: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi".

Organizatorzy zastanawiali się żartem, ile było podsłuchów na tej konferencji. Tym bardziej, że po prezentacji "Świadectwa", kiedy biskupi kubańscy zaprosili nas na kolację do tutejszej restauracji, smutni panowie ostentacyjnie odprowadzili nas pod same drzwi.

A nie mieli ochoty uczestniczyć w takiej kolacji?

Jedynym przedstawicielem oficjalnych władz w katedrze był zastępca sekretarza ds. religii z Komitetu Centralnego Partii Komunistycznej, który do jednego z biskupów po obejrzeniu filmu miał powiedzieć: "Ten film był mocny z każdego punktu widzenia". Oczywiście człowiek ten zarazem patronuje służbom, które są podczas tej wizyty naszym cieniem.

Kubańscy oficjele nie byli łasi, żeby wykorzystać wizytę kard. Dziwisza - człowieka postrzeganego przez pryzmat Jana Pawła II - do budowania własnego wizerunku?

Kardynał, który przecież dobrze zna sytuację Kuby, konsekwentnie umyka przed wszelkimi wątpliwymi kontaktami. Natomiast prawdziwe zainteresowanie wizytą jest wśród ludzi wyraźne. Po spotkaniu z młodzieżą biskupi stwierdzili, że od lat nie widzieli tak licznej grupy - bo oprócz Kubańczyków byli też przedstawiciele młodzieży z Meksyku i Timoru Wschodniego. Kościół był rozśpiewany, entuzjastyczny, aplauzów nie szło zliczyć.

Zobacz także: "Chociaż reżim wykorzystał propagandowo papieską pielgrzymkę, przyniosła ona przełom w stosunkach Państwo-Kościół" - pisze Maciej Wiśniewski >>

Mimo tego chwilowego entuzjazmu sytuację chrześcijan na Kubie trzeba określić jako złą.

To prawda. Mówi się, że osób nie bojących się przykrych konsekwencji i uczęszczających regularnie do kościoła jest na Kubie co najwyżej 3 proc.

W tym momencie jest ok. 75 więźniów "politycznych". Trudno powiedzieć, którzy z nich są "religijni", bo z punktu widzenia władzy te pojęcia są równoznaczne. Wielu z nich siedzi za napisanie społecznego projektu nowej konstytucji - to wyroki jeszcze z 2003 r. Ale angażowanie się w życie Kościoła jest ryzykowne, bo denuncjowanie wszelkich form działalności, także wspólnotowych, religijnych, jest tu nadal na porządku dziennym. Zatem w użyciu jest zasada: "im mniej wiesz, tym krócej będziesz przesłuchiwany".

Żeby to zrozumieć, warto poznać atmosferę społeczną, jaka tu panuje i jaką się promuje. Dzieci w szkołach, czego byłem świadkiem, na rozpoczęcie zajęć w akompaniamencie bębenków wykrzykują: "Niech żyje Fidel, niech żyje wolna Kuba". Byłem również świadkiem sceny, kiedy mężczyzna, który wszedł do kościoła, wskazując na krzyż spytał: "co to za facet na tym drzewie?".

W 1998 r. kubański episkopat stwierdzał, że pielgrzymka Jana Pawła II ma przede wszystkim tę wartość, że być może dzięki niej wielu Kubańczyków w ogóle po raz pierwszy usłyszy Ewangelię, pozna inną wizję świata niż tą, którą są indoktrynowani.

O tym dużo rozmawialiśmy, ponieważ księża i biskupi mocno podkreślają, że na Kubie trzeba pracować organicznie, od podstaw. Przecież w szkołach nadal króluje państwowa ideologia. Młody proboszcz jednej z parafii wyznał mi, że studiował filozofię dłużej i dogłębniej niż klerycy w seminariach europejskich, ponieważ traktuje się to jako odtrutkę na sączoną już od najmłodszych lat, a zwłaszcza w liceach, tutejszą ideologię. Ta natomiast prowadzi do rzeczy przedziwnych.

Kiedy kard. Dziwisz zapytał młodych, co studiują, prawie co druga osoba odpowiedziała: medycynę. Potem przyszło rozwiązanie: Castro, kiedy sprowadzał ropę od Chaveza z Wenezueli albo autobusy z Chin, nie mając czym zapłacić, płacił lekarzami. Biorąc pod uwagę, że średnia kubańska pensja wynosi 25 dolarów, lekarz w Chinach, czy Wenezueli zarabiał więcej, więc był zadowolony, a różnicę, jaka zachodziła między kwotą wypłacaną lekarzowi, a faktycznym wynagrodzeniem, inkasowało państwo. I dla tej większej pensji młodzież chce studiować medycynę.

Na ile da się oddzielić polityczny wymiar wizyty Kardynała od wymiaru ewangelizacyjnego?

Ks. Kardynał mówił od samego początku, że nie zamierza jechać na Kubę z programem politycznym, bo nie to go interesuje. Nemniej Ewangelia ma przecież wyraźny wymiar społeczny. Jezus głosił przede wszystkim prawdę o wolności i godności osoby. I głosił miłość, której jednym z wymiarów jest właśnie wolność, bo ta oznacza jednocześnie, że szanujemy godność innej osoby. Z tej racji Ewangelia nigdy nie jest sprawą prywatną, a Kardynał bynajmniej z akcentów społecznych nie rezygnował.

Na co więc, idąc prostą ścieżką po śladach Jana Pawła II, Kardynał liczy podczas tej wizyty?

Ks. Kardynał liczy na to, że Kubańczykom na nowo przypomni się wizyta Jana Pawła II na Kubie sprzed 12 lat. Liczy na refleksję dokonaną w oparciu o ówczesne nauczanie Papieża i dzisiejszą sytuację chrześcijan. I wreszcie, przede wszystkim na to, że tak jak głosił Papież - Kubańczycy przestaną się lękać. Bo lęk paraliżuje. Tymczasem - jak Kardynał przypominał podczas spotkania z klerykami -  Ewangelia w praktyce oznacza otwarcie się na drugiego człowieka.

Łatwo powiedzieć, skoro - jak Ksiądz zaznaczył - ludzie żyją tam lękiem przed zdradą.

Łatwo powiedzieć - ale tak trzeba działać. Wedle zasady: najpierw pojawia się myśl, potem słowo, a na końcu jest miejsce na czyn. Ks. Kardynał zauważył, że "najlepszą formą mówienia o dobrym Bogu jest próba pomocy drugiemu człowiekowi tu i teraz".

Jednocześnie w drodze od słowa do czynu, konieczne jest w sytuacji Kuby podkreślenie nadstawiania drugiego policzka.

Jeśli ktoś czyni dobro, musi być przygotowany na to, że ktoś inny może mu z zazdrości przyłożyć. Chrystus był człowiekiem czyniącym dobro - skończył na krzyżu. Proszę jednak pamiętać, że po drodze krzyżowej zawsze przychodzi poranek chwały wielkanocnej. Z tego punktu widzenia czynienie dobra pociąga za sobą konsekwencje dla jednych pozytywne, dla drugich niestety wprost przeciwnie, bardzo dotkliwe, prowadzące do zniewolenia. Ale gdyby człowiek patrzył tylko oczami lękliwymi, nikt niczego na tym świecie by nie dokonał - i niewiele miało by to wspólnego z Ewangelią.

W tym kontekście Kościół nie chce zaprowadzać żadnej rewolucji - stawia na działalność w duchu miłości ewangelicznej, która powoli, ale wyzwala.

Wyzwolenie - kiedyś słowo klucz do postrzegania Kościoła w Ameryce łacińskiej. Czy teologia wyzwolenia, która jednak była skłonna tę powolność zamienić na rewolucję w imię swoiście rozumianego miłosierdzia, czasem i zaprowadzanego siłą, miała jakieś echa podczas tej wizyty?

Nie, ponieważ biskupi i ambasador Rycerzy Maltańskich, podkreślają, że prawdziwym miłosierdziem jest miłosierdzie w wydaniu św. siostry Faustyny. Nie ma więc w chrześcijaństwie miejsca na takie wypaczenia miłosierdzia, o jakich pisał kiedyś ks. Józef Tischner: współczucie wprowadzane rewolucyjnie kończy się w takim stylu jak Robespierre, a litość jak Nietzsche. Poruszamy się w orbicie pragnienia uszanowania godności ludzkiej, a co z tego wynika: poszanowania praw człowieka, które przynależą każdemu bez względu na wyznanie czy jego brak.

W ujęciu Faustyny nie ma mowy, żeby miłosierdzie należy szerzyć jak rewolucję - bo przecież broń w ręku i barykady nie pomogą, kiedy chodzi o rewolucję ducha.

Ks. Robert Nęcek (ur. 1969) jest rzecznikiem prasowym kard. Stanisława Dziwisza, doktorem teologii w zakresie nauki społecznej Kościoła i wykładowcą Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2010