Republika Nie Tutaj

Andrzej Grembowicz, scenarzysta „Rancza”: Gdy się pisze komedię, to pierwszą rolą jest bawić. Ale jeśli uda się skonstruować opowieść z sensownym przesłaniem, opowiedzieć się po jasnej stronie mocy – to jest wartość dodana, którą najbardziej cenię.

23.12.2016

Czyta się kilka minut

Violetta Arlak i Cezary Żak w serialu „Ranczo” / Fot. Krzysztof Wellman / ATM GROUP
Violetta Arlak i Cezary Żak w serialu „Ranczo” / Fot. Krzysztof Wellman / ATM GROUP

W niedzielę, 27 listopada 2016 r. TVP wyemitowała ostatni odcinek 10. serii (ostatniej) najpopularniejszego polskiego serialu ostatnich lat. „Ranczo” jest na ekranach od 2006 r. W sumie wyemitowano 130 odcinków. Historie mieszkańców wsi Wilkowyje co niedzielę przyciągały przed ekrany ponad 6 milionów widzów. Główne role grali Cezary Żak, Ilona Ostrowska, Paweł Królikowski, Artur Barciś. Serial wielokrotnie nagradzano m.in. Telekamerami w latach 2009, 2015 i 2016. „Ranczo” zostało także nominowane do nagrody Totus przyznawanej przez Fundację Dzieło Nowego Tysiąclecia. Uzasadnienie brzmiało: „za promowanie w popularnej, komediowej formule ważnych wartości duchowych”.

 

BŁAŻEJ STRZELCZYK: Porozmawiajmy o Polsce.

ANDRZEJ GREMBOWICZ: O takich poważnych sprawach chce pan z komediowym scenarzystą rozmawiać?

Komedianci mają chyba jakąś rolę do spełnienia?

Ja się nie uchylam, tylko nie chcę zbyt mocno przekroczyć progu własnych kompetencji.

To jaka jest Pana rola?

Układam historie i piszę dialogi.

Żeby było śmiesznie?

Oczywiście. Gdy się komedię pisze, to pierwszą rolą jest bawić, bo jak się to nie uda, wszyscy zmienią kanał i po herbacie.

Łatwo rozśmieszyć Polaka?

Wcale nie tak prosto. Ale jeśli uda się zainteresować, a do tego skonstruować opowieść z sensownym przesłaniem, powiedzieć coś nie całkiem błahego, opowiedzieć się, że tak powiem, po jasnej stronie mocy – to jest wartość dodana, którą ja bardzo cenię.

I Pan jest mentorem? Nauczycielem?

Ja? W życiu.

To kim Pan jest?

Już bardziej spadkobiercą tego dziada, co dawnymi czasy po wsiach chodził i za miskę kaszy i łyk gorzałki opowiadał historie.

Stworzył Pan „Ranczo” – idyllę, niedzielną dobranockę, naszpikowaną edukacyjnymi frazesami.

Bardzo proszę mi tu „Rancza” nie wyzywać od dobranocek, panie redaktorze, bo to krzywdzące. Owszem, jako komedia nie może być przecież smutna i dołująca, ale mówi też o wielu poważnych i trudnych sprawach.

Na przykład?

Wójt gminy zamknięta w areszcie na podstawie fałszywych oskarżeń, uwolniona tylko dzięki politycznym machlojkom – to jest idylla?

To może nie, ale już szukanie psa Kusego, który wpadł we wnyki zastawione przez kłusowników? Cała wieś się zaangażowała w sprawę.

Bo w Wilkowyjach jest dużo przyzwoitych ludzi. Z wadami i słabościami, owszem, ale przyzwoitych.

Solejuk, Hadziuk, Pietrek i pan Stach, na przykład.

Stach i Pietrek jak najbardziej, Hadziuk i Solejuk... no, jak kiedy.

Zwykli pijacy?

Zwykli na pewno nie, ale i z tą przyzwoitością u nich różnie bywa.

Są jak chór w tragedii antycznej.

No trochę tak.

Pan by się na tej ławeczce odnalazł?

Powiem panu więcej: zasiedliśmy kiedyś z Jurkiem Niemczukiem, współscenarzystą „Rancza”, na tej ławeczce i bardzo nam się podobało. Wie pan, są poważne teorie, że całą filozofię grecką zawdzięczamy temu, że w pewnym okresie dużo ludzi miało dużo wolnego czasu, dużo wina i ładną pogodę. Ławeczka spełnia dwa z tych trzech warunków, no bo pogoda jednak u nas filozofii nie służy.

Bohaterowie serialu ewoluowali.

Owszem. A kogo ma pan na myśli.

Michałowa na przykład. W jednym z pierwszych sezonów plastikowymi kubeczkami paliła w piecu na plebanii.

Już wtedy proboszcz ją napominał, że to grzech.

W ostatnim sezonie gospodyni biskupa aktywnie angażuje się w powstanie domu dla samotnych matek.

Rozwój postaci na przestrzeni jedenastu lat to bardzo złożony proces, mają w nim udział nie tylko scenarzyści, ale też reżyser i aktorzy. A ponieważ i do reżysera, i aktorów mieliśmy w „Ranczu” wielkie szczęście, to oni tak przyoblekali te napisane role w żywe postaci, że powstawała przestrzeń, która umożliwiała ewolucję. To zdecydowanie rezultat wspólnej pracy, takiej wzajemnej stymulacji.

Wyobraża Pan sobie taką Polskę jak w Wilkowyjach?

Oczywiście, że tak. Zresztą taka Polska miejscami, albo chwilami, się zdarza.

Jakie cechy ma ta Polska na wzór Wilkowyj?

To raczej Wilkowyje są na wzór tej lepszej Polski. Jest w nich dużo przyzwoitych ludzi, po prostu.

A co to jest, proszę Pana, przyzwoitość?

No, panie redaktorze, dziennikarz katolickiego pisma to chyba powinien wiedzieć... Przewaga dobra nad złem w człowieku, z czego się bierze postępowanie zgodnie z etyką, a nie egoistycznym interesem. Tak najogólniej.

Rozglądam się wokół i tej przyzwoitości jak na lekarstwo.

Pana wilcze prawo tak uważać. Który pan jest rocznik?

Osiemdziesiąty ósmy.

No to ja mam akurat pewne rozeznanie, bo to rocznik mojego syna. Więc muszę poinformować, że sporą grupę znanych mi pana równolatków uważam za ludzi przyzwoitych. A że samo to słowo stało się niemodne, to osobna szkoda.

Jakie są dziś modniejsze słowa?

To pan jest młody w tym naszym towarzystwie, pan powinien wiedzieć, co liczy się dla waszego pokolenia.

Egoizm na przykład?

To prywatne cechy, trudno mi czasem krytykować.

Są też populizm i radykalizm.

One były zawsze. Raz wyżej podnosiły głowę, raz niżej. No co panu poradzę?

Teraz podniosły głowę wyżej?

Rzeczywiście wygląda, jakby po świecie wirus jakiś latał i zarażał narody szaleństwem.

I co dalej?

Ba. No ja niestety mam poczucie szybkiego schyłku epoki i strach przed światem, który nastąpi. Z racji stanu mojego zdrowia nie jest to strach o siebie, tylko o innych. Bardzo bym chciał się mylić, ale ludzkość jako taka chyba już zapomniała o okropieństwie ostatniej wojny.

A wie Pan, co nas wszystkich tak zaraziło tym wirusem?

Ho, ho... Czy to na pewno dobre pytanie do prostego scenarzysty? No ale trudno, sprawa jest poważna, to odpowiem poważnie. Zbyt szybki – to na świecie – i zbyt nierównomierny – to wszędzie – rozwój. Poczucie wykluczenia dużych grup – i u nas, w Polsce, i gdzie indziej – moim zdaniem nie jest tylko narracją, ale faktem. Chodzi o wykluczenie nie tylko ekonomiczne, ale też cywilizacyjne i kulturowe. Jak, do cholery, żyć w świecie, w którym co roku trzeba wymieniać telefon? Wszystko bez przerwy się zmienia, postęp gna jak nigdy wcześniej, także obyczajowy, człowiek czuje się coraz bardziej wyobcowany.

I chcemy zmiany.

Odwrotnie – chce się wreszcie stabilizacji. Pojawia się w takiej sytuacji tęsknota za zawróceniem kijem historii, powrotu do tego mitycznego „kiedyś”. Oczywiście to utopia, ale bardzo kusząca.

Gdzie w tym wszystkim jest Kościół?

Ma moim zdaniem ogromną rolę do odegrania. Przede wszystkim na polu etyki.

W ostatnim sezonie serialu brat biskupa Kozioła rozpoczyna kampanię prezydencką. Pamięta pan ten dialog przed wynikiem wyborów?

Wie pan, pisałem ten dialog.

Paweł Kozioł, kandydat na prezydenta, się waha. Piotr, biskup, mówi: „Jak już tym prezydentem zostaniesz, to co ci szkodzi coś dobrego zrobić?”.

Tylko oni dochodzą do wniosku, że chodzi o swoistą rewolucję etyczną. Zwłaszcza do idei kodeksu życia publicznego jestem przywiązany. No nie można publicznie łgać, insynuować paskudnych rzeczy, oczerniać – a potem tłumaczyć, że to tylko polityka. To jest świństwo, nie polityka, i zawsze powinno zostać napiętnowane. Jak nie jest, to hulaj duszo, piekła nie ma, każdy tak może. I żyj tu, człowieku, w takim świecie. Tu między innymi widzę wspaniałą rolę dla Kościoła, bo mam silne przekonanie, że zawsze gdy Kościół skupia się na polityce, to tracimy. I Kościół traci, i społeczeństwo.

Dlatego jest jeszcze jedna wypowiedź biskupa Kozioła. Bardzo mocna: „Chowamy takich katolików, co to przykładnie klęczą w kościele, proboszcza w rękę całują, pieśni śpiewają, a po wyjściu z kościoła ludzi nienawidzą. To mają być katolicy? Otóż powiadam wam: dość. Albo my te dzieci prawdziwej miłości Boga i bliźniego nauczymy, albo grzech nasz będzie niewybaczalny. [Ale jak? – pyta proboszcz] Prosto. Obowiązkiem i przykładem. Tu taką listę zrobiłem tych, którzy w parafii potrzebują pomocy, bo albo niepełnosprawni, albo samotne matki z dziećmi”

Bardzo ciepły odzew od wielu widzów po tym odcinku miałem. Więc może to nie tylko moja tęsknota.

I to jest droga dla Kościoła?

Nie, nie, bez przesady, kim ja jestem, żeby całemu Kościołowi mówić, co ma robić. To papieża zadanie, nie moje. A to, co mi się w tej dziedzinie po cichu marzy, to było widać w serialu. I – co mnie bardzo cieszy – okazało się zgodne z drogą proponowaną przez papieża Franciszka: włączanie zamiast wykluczania, współczucie zamiast potępienia. No cóż – kibicuję gorąco Franciszkowi. Zabawne, swoją drogą, że dożyliśmy czasów, kiedy katolik mówiący, że kibicuje papieżowi, też się dość wyraźnie określa.

Świat, jak Pan mówi, gna...

Długo by mówić. To jest zjawisko na wielu płaszczyznach, więc ograniczę się do symbolu. Ileś lat temu usłyszałem, że jacyś kretyni wyprodukowali, a inni kretyni kupili telefony komórkowe po milionie dolarów od sztuki. Wtedy chyba po raz pierwszy pomyślałem, że doszliśmy do ściany, że to Bizancjum epoki schyłkowej.

I chce Pan uciec?

Nie, nie chcę uciekać, zresztą nie bardzo jest dokąd. Wygłaszam tylko swoją prywatną opinię, że świat – w sensie kultury zachodniej – rozwija się za szybko i w związku z tym na oślep. A to może być bardzo niebezpieczne. Proszę mnie dobrze zrozumieć – tu nie chodzi o konserwatywny punkt widzenia, tylko zdroworozsądkowy.

Marek Bieńczyk pisał kiedyś tak: „Republika Kres, Republika Nie Tutaj, Republika Daleko Stąd. Mieszkam w niej od dawna i szukam innych współobywateli”.

A, jeśli w tym kontekście myśli pan o Wilkowyjach, to zgadzam się. „Republika Nie Tutaj” bardzo mi się podoba. Trochę jak „ogród Luizy, którego nieistnienie zabija jak topór” Rafała Wojaczka.

Ale jest gdzieś ten świat „Nie Tutaj”, prawda?

Nie chcę już się mądrzyć, bo daleko wykraczam poza swoje kompetencje. Ale chyba gdzieś jest. My go możemy tworzyć. Trzeba w tej sytuacji dużo więcej dialogu, nieco równiejszego podziału tortu i nade wszystko mądrej edukacji.

Co jeszcze?

Mam coraz silniejsze poczucie, że pan powinien te pytania komuś mądrzejszemu zadawać. Gdybym znał recepty, tobym je rozplakatował na każdym rogu i rozgłosił po dachach, jak mówi Pismo. Ale – myślę – w końcu mamy tylko taki wybór: albo się sprawiedliwie dogadamy, albo się pozagryzamy. Tylko podkreślam, mówię o zjawiskach społecznych, a nie bieżącej polityce.

To może potrzebujemy na przykład solidarności?

Wie pan, solidarność to takie dobro, którego zawsze chce się więcej – bo nieszczęść różnego rodzaju na świecie jest mnóstwo. Zdarza się często, niekiedy w spektakularny sposób, częściej po cichu, ale tak, sądzę, że jest jej sporo. W każdym razie od ręki mógłbym podać wiele przykładów, pan pewnie też. Ale oczywiście nigdy dosyć. ©℗

ANDRZEJ GREMBOWICZ, pseudonim Robert Brutter, jest scenarzystą, pisarzem, członkiem Polskiej Akademii Filmowej. Autor scenariuszy seriali (m.in. „Ekstradycja”, „Wiedźmin”) oraz filmów („Fuks”, „Nocne graffiti”). Od 2006 r., wraz z Jerzym Niemczukiem i Wojciechem Adamczykiem, tworzył serial „Ranczo”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017