Protokół rozbieżności

Bez względu na to, czy prezydentem będzie Donald Tusk czy Lech Kaczyński, zasadnicze rozstrzygnięcie już zapadło: Polacy głosowali za wprowadzeniem istotnych zmian.

23.10.2005

Czyta się kilka minut

Gdyby obok PO i PiS uwzględnić, pamiętając o zasadniczych różnicach programowych, wyniki Samoobrony i LPR, w wyborach parlamentarnych pragnienie to poparło ponad 70 proc., a w pierwszej turze wyborów prezydenckich prawie 85 proc. głosujących.

Z taką sytuacją mieliśmy wcześniej do czynienia w 1989 r., co zaowocowało budową nowego systemu politycznego i gospodarczego. Dziś znowu Polacy dają przyzwolenie na zasadnicze zmiany. Niestety, z wypowiedzi liderów partyjnych nie możemy się dowiedzieć, co przygotowały nam dwie zwycięskie partie. Retoryka wyborcza ogranicza się do sądów o wykluczających się wizjach Polski solidarnej PiS i Polski liberalnej PO, więc gdy między potencjalnymi koalicjantami dochodzi do rozmów bardziej konkretnych, jedni drugich oskarżają o programowy plagiat. Czy zatem wybieramy między dwoma wizjami, których pogodzić się nie da, czy wszystkie spory są sporami o pietruszkę, a rozdzieranie szat pustym gestem? W takiej sytuacji najlepiej sięgnąć po dokumenty spisane, utrwalone, dające się analizować. Nie jest ich wiele, ale na szczęście zwycięzcy porozumiewają się korespondencyjnie i często odwołują do zapisanych przed wyborami programów.

Na pierwszy rzut oka różnic jest niewiele - co najwyżej inne rozłożenie akcentów. Podobne są diagnozy: obie parte twierdzą, że zmiany, które nastąpiły po 1989 r. otworzyły Polakom drogę do demokratycznego rozwoju, ale ewolucyjny sposób ich wprowadzenia przeniósł struktury i mechanizmy PRL do III RP. Podobnie zdefiniowane są priorytety: naprawa państwa, walka z bezrobociem, reforma sądownictwa, bezpieczeństwo etc. W niektórych przypadkach podobne (jeżeli nie identyczne) są rozwiązania szczegółowe: zadaniowy sposób konstruowania budżetu, wprowadzenie standardów moralnych do służby publicznej, priorytety polityki zagranicznej. Są jednak pomysły, którymi obie partie zasadniczo się różnią i których korzenie sięgają przekonań znacznie głębiej osadzonych niż płaszczyzna politycznych taktyk i strategii. I to one właśnie decydują, że dwie wizje przyszłej Polski stają się dramatycznie różne.

Wizje obu partii różnią się, po pierwsze, stosunkiem do przeszłości i jej roli w polityce. Dla PiS historia jest jednym z najbardziej istotnych elementów programu i to zarówno ta najnowsza, której rozliczenie staje się elementem koniecznym naprawy państwa (program “oczyszczenia" realizowany przez lustrację, dekomunizację i za pomocą Komisji Prawdy i Sprawiedliwości), jak ta dawniejsza. Są one przedmiotem kreowania polityki historycznej, która ma służyć podtrzymywaniu tożsamości społecznej i stanowi instrument polityki zagranicznej. W programie PO natomiast nie znajdziemy wątków historycznych. Tu historia jest co najwyżej materiałem do analiz pozwalających nie popełniać ponownie pewnych błędów, ale nie mieści się w przestrzeni stricte politycznej - tam realizuje się zadania na dziś i jutro. To program wychylony do przodu, w którym otwarcie archiwów IPN jest bardziej gestem przyzwoitości niż politycznym narzędziem.

Wizje różnią się także stosunkiem do państwa i jego roli w życiu społecznym. Dla PO państwo winno być silne, ale tylko w zakresie przysługujących mu kompetencji (administracja, bezpieczeństwo, legislacja), lecz wycofywane ze wszystkich sfer, w których jest zbędne, a nawet szkodliwe. Twórcy programu zauważyli widać destrukcyjny, zwłaszcza w ostatniej kadencji, charakter legislatora, któremu przyświecała przemożna chęć regulowania przez państwo każdej sfery życia społecznego. Doprowadziło to do dramatycznej przewagi państwa nad obywatelem, zwyrodnienia uprzywilejowanej władzy, prawnego zaspokajania interesów lobbystyczno-korporacyjnych, blokowania rozwoju gospodarczego, korupcji. Stąd pomysł sukcesywnego eliminowania podstaw państwowo-biurokratycznego molocha (rola Narodowego Centrum Legislacji, ustawa o naprawie życia publicznego ograniczająca przywileje i zwiększająca odpowiedzialność urzędników), stąd pomysły uniezależniania niektórych sfer życia społecznego od bezpośredniej ingerencji państwa (bony edukacyjne, stopniowa prywatyzacja służby zdrowia czy też system podatkowy pozbawiony modyfikowalnych ulg). W programie PiS krytyczna ocena stanu państwa wiąże się z głębokim przekonaniem o jego omnipotencji. Tym można tłumaczyć programowy interwencjonizm państwa w gospodarkę, służbę zdrowia (likwidacja NFZ), w budownictwo (program “Rodzina na swoim"), czy chęć sprawowania kontroli nad wybranymi spółkami skarbu państwa. Stąd też zapewne PiS nadzieje na pokonywanie słabości państwa pokłada raczej w dyscyplinowaniu, wzmożonej kontroli i karach niż w poszukiwaniu mechanizmów, które te słabości mogłyby eliminować.

Partie różnią się wreszcie stosunkiem do pojęcia sprawiedliwości i sposobami wykorzystywania go w polityce. Próżno by szukać odwołań do tego pojęcia (poza wymiarem sprawiedliwości) w dokumentach programowych PO, tak jakby pojęcie sprawiedliwości wykraczało poza domenę polityki. Stąd też argumentacja Platformy za wprowadzeniem podatku liniowego ma charakter pragmatyczny, bo raczej trudno byłoby udowodnić, że taki rodzaj podatku jest bardziej sprawiedliwy niż progresywny i odwrotnie. Nawet w kontekście biedy, bezrobocia czy dyskryminacji kobiet PO używa określeń “degradacja" czy “upokorzenie", a nie “niesprawiedliwość". PiS, mający słowo “sprawiedliwość" w nazwie, odwołuje się do niego często i to nie tylko w kontekście prawnym (nowy projekt kodeksu karnego), ale częściej jeszcze - społecznym (niesprawiedliwy podatek liniowy, niesprawiedliwy brak ulg rodzinnych w systemie podatkowym, sprawiedliwe korzystanie ze wzrostu gospodarczego etc.). Tego rodzaju przekonania prowadzą najczęściej do rozwiązań politycznych, w których emocjonalne przeświadczenie bierze górę nad chłodną kalkulacją zysków i strat przedsięwzięcia.

***

Czy da się pogodzić Polskę budowaną ku przyszłości z Polską zakorzenioną w historii? Polskę silną siłą uwolnionej społecznej aktywności z Polską silną siłą rozbudowanych, choć kompetentnych struktur państwowych? Polskę sprawiedliwą ze zdroworozsądkową? Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to możliwe, bo różnice wynikają raczej z różnych mentalności politycznych, przeświadczeń i zapewne nie mogą się stać przedmiotem negocjacji. Gdyby jednak te problemy stały się tematem jednej z ostatnich debat wyborów prezydenckich, może Polakom łatwiej byłoby wybierać, a kandydaci mogliby się pięknie różnić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2005