Prawosławny buntownik

Aleksander Szramko, zwykły duchowny Białoruskiej Prawosławnej Cerkwi Moskiewskiego Patriarchatu, wywołał ferment wKościele prawosławnym iożywił akcję wobronie wolności religii. Prowadzona pierwszy raz whistorii tego kraju, jednoczy ludzi zróżnych wyznań.

09.07.2007

Czyta się kilka minut

Ojciec Aleksander Szramko / Fot. ANDREJ LIANKIEWICZ /
Ojciec Aleksander Szramko / Fot. ANDREJ LIANKIEWICZ /

Religia, niezależnie od wyznania, przez władze w Mińsku traktowana jest jak kwestia polityczna. Rzeczywistość wygląda tak: KGB wkracza do mieszkań, gdzie wierni spotykają się na modlitwie. Aresztuje, nakłada grzywny za "uczestnictwo w nielegalnych zebraniach". Władze każą opuszczać kraj duszpasterzom katolickim i protestanckim.

Wiosną na Białorusi po raz pierwszy ruszyła akcja w obronie wolności religii i sumienia. Zbierając podpisy, organizatorzy - przedstawiciele różnych religii, niekoniecznie związani z opozycją - chcą wywołać odruch solidarności między wyznaniami i doprowadzić do zliberalizowania przepisów dotyczących religii. Bo obowiązujące dziś prawo (z 2002 r.) jest kalką z radzieckiego. Wprowadzono je, by wzmocnić kontrolę władz nad Kościołami, choć propaganda twierdziła, że celem nowej ustawy jest walka z sektami (zabrania ona np. praktykowania religii wspólnotom niezarejestrowanym).

Niepokorny

Aleksander Szramko to postać barwna. Urodził się na Białorusi, z pochodzenia jest Ukraińcem (los rzucił jego rodziców nad Bug w czasie II wojny światowej). Starszy, o dłuższych, siwiejących włosach. Zaprasza do celi w monasterze, który wybudowano obok osiedla willowego Drozdy. Tu w Mińsku mieszka łukaszenkowska elita i sam przywódca. - Po upadku ZSRR miałem nadzieję, że na Białorusi nastąpią polityczne zmiany - rozpoczyna swą opowieść ojciec Szramko. - Dlatego popierałem odrodzenie narodowe naszego kraju.

Po 1991 r. należał do wąskiej grupy duchownych, którzy odprawiali Msze po białorusku. Prowadzenie całej Mszy po białorusku było trudne, ludzie w miastach, rosyjskojęzyczni, nie rozumieli, ale Szramko próbował.

W latach 90. odkrył internet. Zaczął prowadzić blog: "Dziennik księdza". Pisał luźne myśli dotyczące religii, polityki na Białorusi, działalności Kościoła, młodzieży. I zaczęły się problemy ojca Szramki: z państwem i ze zwierzchnikami z Cerkwi. - Użyłem słowa "reżim" wobec państwa. Moi hierarchowie chcieli, żebym go usunął - opowiada. Powołując się na prawo z 2002 r., władze zabroniły mu prowadzenia szkółki niedzielnej. Szramko: - Dla mnie było jasne, państwo nie chce religii. Na lekcje w weekend przychodziły tylko chętne dzieci. Nie mogło być mowy o przymuszaniu do nauki.

Gdy wiosną tego roku Szramko przystąpił do akcji na rzecz wolności religii, odbiło się to dużym echem: to precedens, że ksiądz z oficjalnej Cerkwi występuje przeciw władzy. Ojciec Szramko wystąpił na konferencji prasowej - transmitowanej online - w opozycyjnym tygodniku społeczno-

-kulturalnym "Nasza Niwa",. Wziął też udział w konferencji, na której byli przedstawiciele innych konfesji. Na reakcję nie trzeba było długo czekać: metropolita Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej, Filaret, pozbawił go prawa wypełniania obowiązków kapłańskich. Hierarchowie mieli nadzieję, że się pokaja. Tak się nie stało. Cerkiew oficjalnie odcięła się też od jego wypowiedzi.

- Nie chcę, aby ludzie mieli złe wyobrażenie o naszym Kościele, żeby bali się do niego przychodzić - mówi Szramko. - Cerkiew odcina się ode mnie, bo nie chce mieć problemów z władzą. A przecież prawo dotyczące religii należy zmienić.

Białoruska Cerkiew jest kontrolowana przez państwo, jej przepisy i polityka są kopią moskiewskich. Krytycy Cerkwi nazywają jej zwierzchników "urzędnikami przysłanymi przez KGB". Poruszenie wywołało, gdy Cerkiew przyznała Order św. Włodzimierza Dymytrowi Pawliczence, kierującemu jednostką specjalną SOBR. Wiosną 2006 r. to Pawliczenko rozpędzał demonstracje w Mińsku; najprawdopodobniej to na nim spoczywa odpowiedzialność za porwania i zabójstwa opozycyjnych polityków i operatora rosyjskiej stacji telewizyjnej ORT Dymitra Zawadzkiego.

Paweł Seweryniec, były więzień, współzałożyciel białoruskiej chadecji: - Cerkiew chce, żeby państwo jak najmniej jej przeszkadzało. Prowadzą więc targ. Wy nam dacie budynek na świątynię - stawiają warunek prawosławni - a my nagrodzimy Pawliczenkę.

Brat Piotr Rutkowski, młody dominikanin z Witebska: - Najwyżsi duchowni z Cerkwi prawosławnej są w większości lojalni wobec reżimu, ale jest dużo takich ludzi jak ojciec Szramko. Jego wystąpienie jest absolutnie szczere. Na poziomie niższego duchowieństwa różnych wyznań panuje porozumienie.

Badania Niezależnego Instytutu Studiów Socjologiczno-Ekonomicznych i Politycznych z Mińska pokazują, że religia prawosławna jest najważniejszym czynnikiem spajającym białoruskie społeczeństwo. - 68 proc. respondentów, zapytanych, jakiej instytucji ufa, wskazuje na Cerkiew prawosławną - mówi Oleg Manajew, dyrektor instytutu.

Szacuje się, że na Białorusi ok. 70 proc. wierzących stanowią prawosławni,

15 proc. katolicy, 2 proc. protestanci. Mniej niż 1 proc. to żydzi i muzułmanie.

Szramko nie wie, jaka będzie jego przyszłość. Nie wyobraża sobie życia poza Kościołem.

Emisariusz

Paweł Seweryniec uważa, że Białoruś potrzebuje odrodzenia religijnego. Powrotu do Boga. Pawła niedawno wypuszczono z "chemii". "Chemią" nazywano w radzieckim żargonie obozy pracy przymusowej. Miejsce dwuletniej zsyłki Pawła, Małe Sitno, leży na północnym wschodzie, tuż przy granicy z Rosją. Seweryniec mieszkał w baraku z kryminalistami. Rąbał drwa w tartaku.

Na zsyłkę przybył jako ateista. Dawno temu, w czasie pierestrojki, mama chciała go ochrzcić, ale się zbuntował. Był pionierem. Teraz, na zesłaniu, nawrócił się. Seweryniec dziękuje losowi, że miał czas, aby pomyśleć: - Obserwowałem ludzi żyjących bez boskich przykazań. Zobaczyłem, do czego to prowadzi.

Białoruska wieś, którą obserwował Paweł, to do dziś przykład skutków sowietyzacji. Piotr Maszerou, I sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Białorusi w latach 1965-80, mawiał: "Zabraliśmy ludziom Kościół, trzeba dać im coś w zamian". Lukę po religii miał wypełnić komunizm, a stłamszona Cerkiew stanowiła jeden z filarów radzieckiej władzy. W Małym Sitnie - choć setki lat temu właśnie te ziemie były kolebką chrześcijaństwa na Białorusi - nie ma dziś ani jednej świątyni. Ludzie piją, sięgają nawet po rozpuszczalnik. Twarze 25-letnich dziewczyn pokrywają zmarszczki. Jeśli już jadą do miasta, to - mówią ludzie - pewnie żeby usunąć ciążę. Na Białorusi są tysiące takich Małych Sitn.

- Ludzie czują się w tej beznadziei zupełnie sami - opowiada Seweryniec. - Mówili mi, że Bóg jest, ale oni w niego nie wierzą. I że nikt się nimi nie interesuje. Nawet Łukaszenki tam nigdy nie było.

Paweł wrócił do Mińska, zapuścił wąsy na wzór białoruskich działaczy narodowych z XIX w. Chodzi w haftowanej koszuli i zakłada chrześcijańsko-demokratyczną partię. Jedną z inicjatyw ludzi tworzących białoruską chadecję jest właśnie akcja w obronie wolności religii i sumienia. Włączyli się w nią prawosławni, katolicy, protestanci.

Dotąd władza nie przeszkadzała wolontariuszom. Dotarli do 220 miast, miasteczek i wsi, zebrali ponad 20 tys. podpisów. Chcą, aby było ich 50 tys. Mówią, że podpisuje co drugi poproszony.

Aleksy Szejn, koordynator akcji: - Chcemy zainteresować problemem prześladowań religijnych opinię międzynarodową. A listy z podpisami złożymy w Komitecie ds. Religii i Narodowości. Może uda nam się wpłynąć na liberalizację przepisów dotyczących religii.

Czy akcja ma szansę powodzenia? Organizatorzy przypominają, że Towarzystwo Białoruskiego Języka zbierało kiedyś podpisy pod petycją w obronie nauczania białoruskiego na wyższych uczelniach (państwo chciało wykreślić go z programu) i odniosło sukces.

Szejn: - Akcja nie dotyczy tylko ludzi wierzących. Bo władze w ogóle nie szanują praw obywatelskich. Zmusza się studentów i uczniów, by wstępowali do "Łukomołu", łukaszenkowskiej młodzieżówki. Jeśli odmawiają, nie mają czego szukać na uniwersytecie.

Akcję poparli białoruscy intelektualiści, np. popularny pisarz i historyk Uładzimir Arłuw i działacz opozycji Aleksander Milinkiewicz. Ich autorytet ma pomóc w rozpropagowaniu akcji za granicą.

- Przez 12 lat reżimu Łukaszenki Zachód i USA popierały protesty białoruskich dziennikarzy, domagały się prawa do wolnych zgromadzeń i krytykowały fałszowanie wyborów. Natomiast na arenie międzynarodowej nie podnosi się problemu prześladowań religijnych, jakby ten temat nie istniał - mówi Szejn.

Jednostki

Duchowni wszystkich działających na Białorusi Kościołów deklarują, że pozostają poza polityką. Łukaszenka określa się "prawosławnym ateistą". Cerkwi daje przywileje, w zamian otrzymując poparcie, inne Kościoły szykanuje, automatycznie kojarząc je z opozycją.

Brat Rutkowski: - W warunkach państwa autorytarnego jest niemożliwe, żeby Kościół był poza polityką. Takie deklaracje politycznej abstynencji to w rzeczywistości akceptacja władzy. Kiedy w 2006 r. Łukaszenka po raz trzeci obejmował fotel prezydenta, towarzyszyli mu na ceremonii przedstawiciele nie tylko Cerkwi, ale i innych Kościołów.

Wcześniej zwykli duchowni uczestniczyli w powyborczych protestach młodzieży. Przychodzili do "miasteczka namiotowego", rozmawiali z protestującymi, modlili się. Były nawet małe procesje.

Szykanom podlegają zwłaszcza protestanci i katolicy. - Protestanci są bardzo aktywni, kiedy przychodzi im bronić swoich praw religijnych. W niektórych sytuacjach, gdy katolicy i prawosławni by milczeli, oni nie pozostają bierni - mówi Rutkowski.

Protestanci nie mają szans, by wybudować w mieście dom modlitewny; spotykają się potajemnie w prywatnych mieszkaniach.

Działanie Kościoła katolickiego (najwięcej katolików zamieszkuje Grodzieńszczyznę) jest paraliżowane. Uzyskanie zgody na budowę świątyni w mieście graniczy z cudem, o pozwolenie jest trudno także na prowincji. Wierni są inwigilowani. Władza pokpiwa z katolików: niedawno wpadła na pomysł zorganizowania kasyna w XVI-wiecznym kościele św. Józefa w Mińsku. Propaganda atakowała Jana Pawła II.

Kiedy Białorusini mówią o swych niepowodzeniach w walce z reżimem, wymieniają także brak poparcia ze strony Kościołów - i odwołują się do przykładu Polski sprzed 1989 r. Białoruska Cerkiew nie odegra takiej roli, jak Kościół katolicki w PRL. Ale każde pęknięcie w systemie, jakim jest np. wystąpienie ojca Szramki, to krok naprzód: nie instytucja, ale jednostki przestają się godzić na zło. 20 tysięcy takich "jednostek" przełamało lęk. Choć za podpis pod apelem o wolność sumienia można stracić pracę lub miejsce na uczelni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2007