Pragmatyczna potęga

Bush nie jest cynicznym manipulantem, nie kieruje się takimi celami jak ropa czy interesy korporacyjne. On jest wierny swoim i Blaira przekonaniom. On będzie prowadzić tę wojnę do końca. Amerykanie, którzy nie akceptują takiej polityki, żeby ją zmienić, będą musieli wygrać wybory.

JAROSŁAW MAKOWSKI: - Film Michaela Moore'a "Fahrenheit 9/11", zdobywca Złotej Palmy w Cannes, ma być młotem na prezydenta Busha. Ten paradokument w ciągu trzech pierwszych dni projekcji w USA zarobił 22 mln dolarów. Co Pan sądzi o działalności Moore'a?

BENJAMIN BARBER: - Skrajnie satyryczne ataki nie pomagają w ocenie prezydentury Busha. Prawdziwe wyzwanie to przekonać Amerykanów z klasy średniej do ostrożności wobec poczynań Białego Domu. W ostatnim czasie nasze media często ograniczają informacje, potęgując emocje, np. strach. Nie wywiązują się z przypisanej im w demokracji roli społecznej. Kiedy wiadomości stają się “rozrywką", demokracja cierpi. Globalni monopoliści wchłaniają media. Sektor prywatny, teoretycznie gwarantujący różnorodność, ograniczył ją, gdy opanowały go wielkie kompanie. Weźmy nieudaną próbę Disney Company wstrzymania dystrybucji filmu Moore’a. Na szczęście w mediach panuje różnorodność. Decyzja Disneya tylko dodała filmowi rozgłosu. Kiedy monopoliści mówią “nie patrz na to", obywatele właśnie chcą to zobaczyć.

- Ameryka jest w stanie wojny. Wtedy zwiera się szeregi i staje za prezydentem. Czy stąd ta jednomyślność opinii publicznej co do uczynienia priorytetem bezpieczeństwa?

- Ameryka, wedle słów Busha, jest w stanie wojny z terroryzmem. Tym usprawiedliwia się prewencyjną interwencję, odrzucenie art. 51 Karty NZ (artykuł mówi o prawie narodów do samoobrony, zakazując zarazem użycia siły jako metody rozwiązywania konfliktów - red.), aresztowania “bojowników" bez aktów oskarżenia (Guantanamo) czy tortury (Abu Ghraib). W ten sposób rząd sprzyja de facto terrorystom, bo posługuje się tą, co oni bronią: “szokiem i grozą".

- Czy ten klimat może mieć negatywne skutki dla amerykańskiej demokracji?

- Na dłuższą metę tak. Choć dziś większość korzysta ze swobód obywatelskich: jeśli chce, protestuje przeciw wojnie w Iraku i polityce strachu Białego Domu.

- Jak rozwiązać ten konflikt potrzeb: z jednej strony swobody obywatelskie, z drugiej zapewnienie bezpieczeństwa?

- Państwo musi zapewnić obywatelom bezpieczeństwo. Ale zasadą powinna być równowaga bezpieczeństwa i wolności. Dotąd, mimo pewnych nadużyć, przestrzeń wolności nie skurczyła się. Podkreślam: wolność nie jest wartością absolutną, ale opinia publiczna powinna wykazywać pewien poziom nieufności i zakładać możliwość nadużyć ze strony władzy.

- Jednak od czasu rozpoczęcia twardej polityki Busha zagrożenie terrorystyczne na terenie USA zmniejszyło się. Konflikt został przeniesiony na inny teren: najpierw do Afganistanu, teraz do Iraku, nie licząc wielu pomniejszych teatrów tej globalnej "wojny z terrorem". Al-Kaidy nie stać już na tak spektakularny atak jak z 11 września.

- 11 września załamało się poczucie bezpieczeństwa Amerykanów. Przedtem przez 200 lat żaden agent czy żołnierz nie zaatakował USA, stając na ich terytorium. Otwartość demokratycznych społeczeństw czyni je dodatkowo podatnymi na terroryzm. Ale uważam, że Ameryka toczy “wojnę z terrorem" w sposób błędny, z pominięciem prawa międzynarodowego. Terroryści to nie państwa barbarzyńskie, lecz barbarzyńskie organizacje pozarządowe. Nie zwalczą ich armie atakujące inne armie państw narodowych.

Al-Kaida przekształciła się dziś w luźny związek grup z własnymi agendami i ideologiami. W wielu przypadkach czyni je to groźniejszymi. Mała grupa z “brudną bombą" (bomba uzupełniona np. odpadami nuklearnymi - red.) albo kilku samobójców nadal może dokonać spustoszenia.

Uważam, że powinniśmy skupić się nie tylko na zwalczaniu komórek terrorystycznych, ale także na przyczynach zjawiska. Jeśli obszar globu, na którym ludzie korzystają z praw obywatelskich i z dobrodziejstw światowej ekonomii powiększy się, terroryzm przestanie być tak aktywny. Rzecz jasna, zawsze znajdą się fanatycy. Ale bez poparcia większej liczby ludzi nie będą zdolni do efektywnej wojny przeciw światu. Myślę więc, że nie możemy prowadzić walki tylko przeciw “osi zła", lecz także przeciw “osi nierówności".

- Irakijczycy przejęli władzę. Jak Pan sądzi, po co Bush zaatakował Irak?

- Prezydent naiwnie wierzył, że Irak stanowił źródło terroryzmu. Zbyt łatwo zaakceptował opinię agencji wywiadowczych na temat posiadania przez Husajna broni masowego rażenia. Nawet Hans Blix, szef inspektorów ONZ w Iraku, był przekonany o jej istnieniu.

Bush nie jest cynicznym manipulantem, nie kieruje się takimi celami jak ropa czy interesy korporacyjne. On jest wierny swoim i Blaira przekonaniom. Nie pragmatyzm kieruje Bushem. On będzie prowadzić tę wojnę do końca. Amerykanie, którzy nie akceptują takiej polityki, żeby ją zmienić, będą musieli wygrać wybory.

- Jednak we współpracy z naturalnym sojusznikiem, integrującą się Europą, pojawia się coraz więcej zgrzytów. I nie chodzi tylko o rywalizację ekonomiczną.

- Rozrastająca się Europa “rozmywa się" i jej jedność w kwestii bezpieczeństwa staje się coraz trudniejsza. Pozostaje wiele spraw łączących USA i Unię, nawet w obliczu rywalizacji ekonomicznej. Np. łączy je kwestia bezpieczeństwa: różne rządy demonstrują odmienne stanowisko niż USA np. w sprawie Iraku, ale są skazane na współpracę policyjną, wywiadowczą i militarną. Europa i Ameryka stają się rywalami, ale silna Europa może się przysłużyć silnej Ameryce i odwrotnie. To nie jest gra o sumie zerowej, gdzie siła jednej strony osłabia drugą.

- Europejczycy i Amerykanie zgadzają się, że świat bez Saddama jest lepszy. Różnice, także między samymi Europejczykami, dotyczą bilansu wojny i perspektyw na przyszłość.

- Świat byłby lepszy bez wielu dyktatorów. Problem w tym, że bilans może jest korzystny dla Irakijczyków, ale zdecydowanie nie dla reszty świata. Paradoksalnie, atakując Irak umocniliśmy terrorystów, zapewniając im rozgłos zwiększający rekrutację, daliśmy terytorium, gdzie mogą zwalczać Amerykanów. Zaś Irakijczycy widzą zdetronizowanego tyrana, ale także destabilizację i możliwość konfliktów między szyitami, sunnitami i Kurdami. Nie można też zapominać o pewnej hipokryzji: Ameryka rozprawia się z Saddamem, ale utrzymuje stosunki z innymi satrapami Bliskiego Wschodu i nie tylko.

- Czy w Iraku możliwa jest demokracja?

- Jest możliwa, ale wymaga czasu, cierpliwości i stabilności. Wiele zależy od edukacji, rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, lokalnych instytucji. Poza tym istnieje wiele dróg do demokracji, nie tylko amerykańska. Demokracja może przyjść do Iraku tylko od wewnątrz. Musimy być cierpliwi. Musimy mieć też wsparcie reszty świata. I musimy pozwolić Irakijczykom, by popełniali błędy, dopuszczalne we wszystkich nowych demokracjach. Często zapominamy, że przez pierwszych 80 lat “demokratycznego eksperymentu" w USA istniało niewolnictwo.

- Czy Ameryka stoi dziś przed zagrożeniem, o którym pisze Samuel Huntington w książce "Kim jesteśmy?" ? Czy latynoska imigracja kruszy anglosaski rdzeń amerykańskiej kultury?

- Amerykańska potęga zawsze opierała się na wielokulturowym społeczeństwie imigrantów. Opracowano formułę “sztucznie narodzonej" tożsamości: “Afro-Amerykanów", “Polskich-Amerykanów", “Azjatyckich-Amerykanów", która zakłada akceptację amerykańskiej “wiary obywatelskiej", czyli konstytucji, pluralizmu, tolerancji, sprawiedliwości, przy zachowaniu poszczególnych tożsamości narodowych, stopniowo stających się częścią amerykańskiej mozaiki.

Huntington obawia się, że zbyt wielu Latynosów zagraża tej naszej amerykańskiej tożsamości. Ale tacy jak Huntington żywią podobne obawy od dobrych 150 lat. “Do USA przyjeżdża zbyt wielu katolików" - mówili w XIX w. protestanci. “Jest zbyt wielu imigrantów znad Morza Śródziemnego i z Europy Wschodniej" - mówili ci, którzy wcześniej przyjechali z Europy Północnej. Dziś mówi się, że jest zbyt wielu Latynosów albo Arabów. Tymczasem Ameryka kwitnie dzięki imigrantom. Oczywiście, trzeba sprostać wielu kwestiom związanym z bezpieczeństwem. Ale włączając do grona swych obywateli różne społeczności i religie Ameryka pokazuje światu, że różnorodne społeczeństwo z demokracją opartą na otwartości i przejrzystości nie jest mrzonką.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2004