Polityka 2.0

Zapomnijcie o czwartej władzy, nie mówiąc już o władzy pierwszej, drugiej czy trzeciej. Zapomnijcie o uprzywilejowanej roli polityków czy dziennikarzy.

19.03.2012

Czyta się kilka minut

 / rys. Marek Tomasik
/ rys. Marek Tomasik

Czy jesteśmy w przededniu sytuacji, w której o polityce supermocarstw decydować będzie liczba kliknięć „lubię to” na Facebooku?

Niewidzialne Dzieci, organizacja charytatywna z USA, dzięki filmikowi zamieszczonemu w internecie przeprowadziła jedną z najciekawszych kampanii reklamowych w historii tej branży. Jej celem (oprócz zebrania środków, rzecz jasna) było zmuszenie rządu USA do schwytania afrykańskiego watażki Kony’ego, dowódcy słynącej z bezwzględności i wcielania w swoje szeregi dzieci Armii Boga. Kony to jeden z symboli okrucieństwa, do jakiego od lat dochodzi w sercu Afryki, gdzie podziały plemienne, rzezie, polityka oraz rywalizacja o surowce splątały się w jeden krwawy węzeł.

Rzecz w tym, że filmik fundacji Niewidzialne Dzieci obejrzało do dziś 80 mln ludzi, co postawiło kwestię wcześniej nikomu nieznanego Kony’ego w centrum zainteresowania opinii publicznej USA. Do interwencji wprawdzie nie doszło, ale Biały Dom oświadczył, że wysłał doradców wojskowych do krajów, na terytorium których działa Armia Boga. Wobec milionów kliknięć pod filmikiem „Kony 2012” musiał jakoś zareagować.

Czy jesteśmy w przededniu sytuacji, kiedy o interwencji zbrojnej będzie decydowała liczba kliknięć „lubię to” na Facebooku? Przypomnijmy Arabską Wiosnę, której bohaterami byli zarówno młodzi ludzie walczący z autokratycznymi reżimami, jak portale społecznościowe i telefony komórkowe. Albo rosyjskie pęknięcie na monolitycznej władzy Putina, spowodowane przez prześmieszne filmiki w sieci, z których wyrósł największy od dekady ruch sprzeciwu... Kiedy zostanie osiągnięta granica, za którą działanie mocarstw będzie pochodną aktów samoorganizacji w internecie?

Rewolucja

Bruno Latour w „Nigdy nie byliśmy nowocześni” pisze, że społeczeństwo to ludzie i rzeczy; to konglomerat technologii i osób ich używających. Technologiczne pośrednictwo nigdy dotąd nie było tak wyraziste. Ale równocześnie kierunek wywoływanych dzięki niemu przemian pozostaje niejasny, a na pytanie, co będzie końcowym efektem zmian, nie ma przekonujących odpowiedzi.

Pozornie mamy do czynienia z regułą znaną od początków ludzkości: technika uprawy roli zwiększała nadwyżki i tworzyła nowy typ społeczeństwa. Podobnie jak rewolucje przemysłowe. Zanim telewizja zmieniła politykę i społeczeństwa, wynalazek Gutenberga był prawdziwą rewolucją komunikacyjną. Teraz internet i nowe technologie zmieniają to, co zastane – w pochodzie przez historię rzeczy i ludzi nastąpiła kolejna odsłona. I, jak to zwykle bywa przy rewolucjach, stare jeszcze się broni, udając, że nic się nie zmieniło, tymczasem przyszłość już została zdeterminowana przez technikę odkształcającą tradycyjne struktury społeczne. Powstają nowe hierarchie i nowe systemy wartości, których podstawą jest zupełnie odmienny od wcześniejszych sposób „bycia w świecie”, identyfikacji, tożsamości, a tym samym i polityczności.

Akcja

Podstawą obecnej przemiany jest możliwość połączenia się z innymi osobami lub zbiorem osób równocześnie (przy czym ten zbiór może być ograniczony lub nie) za pomocą indywidualnych terminali – smartfonu lub tableta (następców telefonu komórkowego i stacjonarnego komputera osobistego) – w dowolnym czasie i na dowolną odległość. Przy czym istotne są dwie funkcje: osobnik ma możliwość zarówno odbioru treści, jak ich nadawania (głos, obraz, film, grafika, muzyka i co tam jeszcze przyjdzie mu do głowy) oraz może to robić w sposób ciągły, tzn. cały czas pozostaje w związku z innymi niezależnie od odległości, tego, co aktualnie robi lub kim jest. To ostatnie ma kluczowe znaczenie, gdyż prowadzi do sytuacji nieznanej wcześniej: wszyscy użytkownicy mają takie same prawa. Wpis na Twitterze ministra spraw zagranicznych jest tym samym, co wpis nastolatki; to, że pierwszy przyciąga uwagę z racji urzędu, nie oznacza, że nastolatka stoi na przegranej pozycji. Jeśli potrafi wzbudzić zainteresowanie, jej wpisy będą śledzone i komentowane przez taką samą lub większą liczbę osób, co wpisy szefa dyplomacji.

Pęka monopol tradycyjnych mediów – przekaz indywidualny coraz częściej zastępuje treści wybierane przez gazety, telewizje czy agencje informacyjne. A tradycyjne media coraz częściej zaczynają opierać się na treściach dostarczanych przez indywidualnych, „pozasystemowych” użytkowników sieci. W takim świecie nie da się już prowadzić „polityki informacyjnej” – nie sposób ukryć wydarzeń, zmienić ich sensu lub manipulować opinią publiczną. Demokratyzacja przekazu eliminuje jedno z narzędzi kontroli społecznej, tradycyjnie przypisane polityce państwowej. Nic dziwnego, że autokraci wszelkiej maści tworzą zabezpieczenia ograniczające swobodę poruszania się w sieci i dające możliwość paraliżowania łączności komórkowej.

Reakcja

Drugim elementem tej rzeczywistości jest reaktywność – ludzie koncentrują uwagę tylko na tych mediach, które zapewniają informacje lub inne treści w czasie rzeczywistym lub do niego maksymalnie zbliżonym, pozwalając zarazem na bieżące komentowanie i modelowanie treści. Media, które nie zapewniają reaktywności, stają się martwe. Powolna śmierć papierowych tytułów jest tu wystarczającą ilustracją. Emocje, modny film na YouTube, hasło do działania – przenoszą się w sieci z prędkością pożaru i w parę dni ogarniają glob.

Dzieje się to poza logiką państw narodowych, poza logiką dotychczasowej polityki wraz z partiami, lobbystami, grą ekonomicznych interesów. Ostatnim przykładem takiego buntu była wywracająca ułożony już cichutko kompromis sprawa ACTA. Dla proroków nowych czasów był to koronny dowód rodzącej się siły pokolenia internetu.

Nadzór

Tradycyjna polityka wydaje się być bezradna wobec tych zjawisk. Podmiot polityczny bowiem zaczyna być wyniesiony poza struktury państwa narodowego i znajduje się gdzieś w przestrzeni „poza”, mimo że skutki jego działania dotyczą jak najbardziej polityków działających jeszcze w dominiach krajowych. Osobom, którym rzecz wydaje się zupełnie nowa, warto przypomnieć, że już od dawna żyjemy w sferze wyrwanej polityce i jej nadzorowi, i jakoś się do tego przyzwyczailiśmy. Kiedy bowiem widzimy polityków i całe państwa drżące przed rynkami finansowymi (a ostatni kryzys dostarczył przykładów aż nadto), nie myślimy o abdykacji polityki, lecz przyjmujemy ten fakt jako naturalną kolej rzeczy (a przynajmniej większość z nas).

Problem w tym, co jest na końcu procesu, w którym polityka jest poddana coraz większym ograniczeniom. Najpierw rynki, teraz amalgamatyczna opinia publiczna, wyniosły się, czy – jakby można było powiedzieć – usamodzielniły się w stosunku do tradycyjnych struktur władzy i same po tę władzę sięgają.

Wykluczenie

Jeśli chodzi o nowe media czy o rewolucję komunikacyjną, to władza ta przejawia parę niepokojących tendencji. Po pierwsze, tempo zmian technologicznych eliminuje ludzi starszych, czyniąc z nich podklasę nowych wykluczonych. Ktoś, dajmy na to, w wieku sześćdziesięciu paru lat, kto się przyzwyczaił do SMS-ów i poczty mailowej, może być bezradny wobec Facebooka i narzędzi, jakie on niesie. To rodzi niebezpieczeństwo zerwania ciągłości doświadczeń, „niesłyszalności” ludzi starszych, którzy byli ze względu na swoje doświadczenie moderatorami i recenzentami Nowego.

Po drugie, siła nowych mediów przejawia się w kształtowaniu opinii podlegającej najprostszym instynktom – przyjemności, niechęci, nienawiści, uprzedzeń – a najczęściej bardzo uproszczonej wizji świata. Peter Sloterdijk zauważył, że emocjami zbiorowymi w naszej cywilizacji coraz bardziej rządzi Eros rozumiany jako pożądanie przyjemności, rodzaj konsumpcyjnego zauroczenia, zastępującego dawne instynkty „gniewu i dumy”. Takie społeczeństwo jest niezdolne do polityczności – ani w postaci wyłonienia władzy, ani w zdolności do formułowania celów, które ta władza mogłaby spełniać. Pozostaje ślepy bunt, niezgoda, ale o anarchicznym charakterze.

Wielki Brat

Czy nowe media potrafią przejść z poziomu „oburzonych” do poziomu politycznych postulatów i jak to się będzie odbywało – to pytanie otwarte, na które nie ma dzisiaj odpowiedzi. Podobnie jak nie wiemy, jaki będzie kierunek zmian całej sfery nowych mediów. Facebook już teraz w niektórych przypadkach i niektórych krajach prowadzi rejestrację użytkowników poprzez ich dane z dowodów tożsamości. Potrafi także rekonstruować twarze uczestników, mimo że mogą o tym nie wiedzieć. Zakres władzy portali społecznościowych czy wyszukiwarek internetowych nad użytkownikami stale się zwiększa. Na końcu warto przypomnieć, że nie są to organizacje non profit, lecz potężne przedsięwzięcia biznesowe wraz z przypisaną im logiką działania.

Kolejna kwestia: w zdecydowanej większości są to organizacje zlokalizowane w USA i działające na podstawie tamtejszego prawa. Czy to oznacza automatyczne uprzywilejowanie rządu USA w stosunku do innych państw – to się dopiero okaże. Ale już teraz możemy zauważyć pewne incydenty: prokuratura federalna odmówiła polskiej prokuraturze ścigania twórców neonazistowskiego portalu Red Watch, powołując się na pierwszą poprawkę do konstytucji o wolności słowa. Czy oznacza to, że wobec agresji lub łamania prawa na terytorium innych państw za pomocą internetu może rozstrzygać tylko amerykańskie prawo? Czy władza Facebooka nad polskimi użytkownikami oznacza, że w jakiejś części stali się oni fragmentem jurysdykcji amerykańskiej? Wątpliwości można mnożyć.

Ale podobnie jak w przypadku rynków finansowych, widać już teraz, że nowe media stawiają przed polityką dylematy, do których jest ona nieprzygotowana. Przynajmniej taka polityka, jaką znamy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012