"Podążaj za nicią z powrotem..."

Doroty Terakowskiej i Jacka Bomby rozmowy o dobrym życiu.

ANNA MATEJA: - Podtytuł rozmów, które przeprowadziła z Panem Profesorem Dorota Terakowska - “Jak budować dobre życie" - brzmi jak zaproszenie do lektury poradnika. Kilkaset haseł umieszczonych na marginesie tekstu ma ułatwić czytelnikowi znalezienie odpowiedzi na konkretne problemy. Dlaczego powstają takie książki, połączenie fachowej wiedzy i doświadczenia, skoro ludzkie doświadczenie jednostkowe jest nieprzekazywalne? Nawet najbardziej kogoś kochając, nie ustrzeżemy go przed popełnieniem błędów.

JACEK BOMBA: - Ale literatury przekazującej doświadczenie jest sporo. Czymże są powieści przygodowe, mity, baśnie? Ci, którzy mają jakieś doświadczenia, chętnie się nimi dzielą. Czasami nie było im dane czegoś przeżyć, ale i tak o tym opowiadają, bo czyjeś opowiadanie wywarło na nich silne wrażenie. Za każdym razem muszą coś z tym zrobić - przekazać innym, a wcześniej znaleźć słowa, porządkujące myślenie i przeżycia. Musimy oswoić się i uporać się z czymś, co na skutek zasłyszanych czy nabytych doświadczeń w nas drzemie i fermentuje. Odbiorca natomiast chętnie konfrontuje się z tym, co ktoś przeżył. Przyrównuje cudze doświadczenia do własnych. Nawet jeśli nie korzysta z nauk i przestróg innych ludzi, chętnie je czyta.

Wyobraźmy sobie przedział kolejowy, gdzie spotykają się nieznani sobie ludzie, opowiadają sobie różne rzeczy, często intymne. Wiedzą, że szczerością niczego nie ryzykują - jest małe prawdopodobieństwo dłuższej relacji, a więc ryzyka, np. utraty przyjaźni czy nadużycia zaufania.

W ludziach tkwi też przeświadczenie, że jeśli zobaczy się nieszczęście innych, własne maleje.

- Utrata przez sąsiada dwójki dzieci w wypadku ma kompensować mój ból straty ojca?

- To błędna ścieżka. Chętnie jednak czytamy o czymś, co dotknęło kogoś innego. Nie wtedy, gdy jesteśmy w kryzysie, ale gdy boimy się tego, co może się zdarzyć. Chętnie wówczas poznajemy różne wersje wydarzeń, nawet gdy nie przekładają się one bezpośrednio na nasze możliwości radzenia sobie w trudnej sytuacji.

Opowieści o życiu to realizacja odwiecznej ludzkiej potrzeby: opowiadania i słuchania, niekoniecznie wymiany doświadczeń. Cywilizacja judeo-chrześcijańska jest cywilizacją opowieści. Wyrośliśmy na “Gilgameszu", Biblii, “Iliadzie" i “Odysei". Praktykujemy opowiadanie, choć wiemy, że doświadczenie jest nieprzekazywalne i to, co mamy do powiedzenia, jest “głosem wołającego na puszczy". Książka, o której mówimy, jest właśnie opowieścią o życiu, a nie poradnikiem - realizuje potrzebę dzielenia się przeżyciami z innymi.

- Zdajemy sobie sprawę, że nie ustrzeżemy kogoś przed popełnieniem błędu, ale mamy niezaspokojoną potrzebę opowiadania o tym, co nam się przydarzyło.

- A czy zawsze chodzi tylko o to, żeby kogoś ostrzec? Są doświadczenia, które trzeba przeżyć samemu, ale to nie znaczy, że opowiadanie nie buduje czegoś istotnego między opowiadającym a słuchaczem. Jeśli rozmawiam z przyjaciółmi czy studentami, to niekoniecznie po to, aby mogli wykorzystać moją wiedzę w swoim życiu, bo nie przewidzę czynników kształtujących sytuację, w jakiej kiedyś się znajdą. Powstaje jednak relacja, do której ten ktoś w kłopocie może się odwołać. Czy pani też skorzystała z wszystkich doświadczeń, jakie inni pani opowiedzieli? Raczej w konkretnej sytuacji przegląda pani w pamięci, co mówili. Natomiast fakt, że takie osoby były i chciały do pani mówić, a pani słuchała ich z zainteresowaniem, to podstawa, aby dzięki nim radzić sobie z przeciwnościami.

Sięgając do historii kultury, w której żyjemy: wiele ważnych dla naszego myślenia książek było redagowanych jako dialog, np. dzieła Platona. Dialog, zazwyczaj w relacji mistrz-uczeń, był jedną z uznanych form literackich na długo przed tym, nim zaczęto pisać rozprawy, summy czy monografie. W ostatnich 20 latach pojawiło się sporo wywiadów-rzek z osobami, które w oparciu o osobiste doświadczenia formułują ogólne sądy.

Rozmowy o budowaniu dobrego życia opierały się na dwóch założeniach: że człowiek nie jest stworzony raz na zawsze, ale stwarza się w trakcie życia; i nie rozwija się sam, ale w otoczeniu innych członków rodziny. Tą drogą można przekazać nie wprost, chyba oczywistą, ale zaniedbywaną prawidłowość: pomoc nie musi polegać na udzieleniu konkretnej wskazówki. Przeciwnie, dość rzadko zdarzają się sytuacje, gdy człowiek może przyjąć jako pomoc wskazówkę bezpośrednią - zrób tak i tak, np. weź kota i wypuść go o północy albo zawsze skręcaj w lewo.

- Życie nie jest przepisem na ciasto...

- Nawet wyprawa do Minotaura nie odbywała się według wskazówek: skręć w lewo lub prawo, tylko podążaj za nicią z powrotem. Musisz ją rozwinąć, idąc w jedną stronę i zwinąć, wracając. To nie jest konkretna wskazówka, tylko pomoc w znalezieniu sposobu radzenia sobie w sytuacji. To chyba lepsza droga pomocy.

- Książka jest pomyślana jako podróż w głąb siebie. W sobie mamy szukać odpowiedzi, dlaczego jesteśmy tak skonstruowani, że coś nas wzrusza, a co innego irytuje lub rani.

- W rozmowie z rodzicami, którzy przychodzą do mnie z pytaniem “jak naprawić swoje dziecko" - bo traktują je jak urządzenie - mówię, że nawet jeśli ono jest urządzeniem, nikt nie zna planu, według którego zostało zbudowane. Można naprawić pralkę i komputer, bo mają schemat konstrukcyjny, którego można się nauczyć. Plany konstrukcyjne człowieka są hipotetyczne i niekompletne. Nie ma jednoznacznego przepisu, jak postępować, żeby wychować dziecko, ułożyć sobie życie. Jedyne, co możemy zrobić, to wrócić do siebie, swoich doświadczeń i dróg wychowywania.

Książka o budowaniu dobrego życia ma też być sposobem na demitologizację psychiatrii, którą ludzie traktują jako zamknięty świat ludzi obłąkanych. Tak zresztą pojmowano jej społeczną funkcję: oczyszczanie społeczeństwa z ludzi szalonych.

- Czy gwałtowna zmiana ustroju polityczno-ekonomicznego, struktury i ról społecznych spowodowała, że psychiatrzy stają dziś przed innymi problemami niż np. 10 lat temu?

- Transformacja zbiegła się z tendencjami do unaukowienia psychiatrii i jej ponownego połączenia z neurologią, do czego doprowadziły badania nad mózgiem i prace nad genomem. Psychiatrzy spostrzegli, że nie tylko zachowanie człowieka zmienia się w trakcie rozwoju, ale, pod wpływem różnych bodźców, także jego mózg. Dominanta genetyczna nas nie determinuje.

Dzięki genetyce molekularnej dowiedziano się, które miejsca w chromosomie za co odpowiadają. Psychiatrzy wiedzą więcej o tym, ile czynników musi się spotkać, żeby zaistniała jakaś cecha, np. podatność na uzależnienia. Nie wątpię, że za jakiś czas zostanie skompletowana taka wiedza psychiatryczna, która obecną konstrukcję diagnostyczną w psychiatrii, czyli opisane dotychczas zaburzenia i choroby, obróci w ruinę. Wiedza psychiatrów o tym, jak komu pomóc, jakie podać leki, jakie żywić oczekiwania, będzie musiała mieć inny element pośredni. Nie będzie już diagnozy choroby o określonej nazwie. Dysfunkcje będą wiązać się z aktywnością określonych genów w pewnym czasie.

- Czy taka wizja nie prowadzi do mechanicystycznego rozumienia człowieka? Nie będziemy już mówić o uczuciach, tylko o reakcjach chemicznych, a uzależnienie nie będzie kwestią słabej woli, ale roli genu w chromosomie...

- Takie niebezpieczeństwo istniało zawsze. Nauka, nim zacznie wyjaśniać i przewidywać, musi najpierw opisać fragment rzeczywistości. A że ta jest dość skomplikowana, buduje się tylko jej modele. Potem naukowcy szybko zapominają, że mają do czynienia z modelem i zaczynają go utożsamiać ze światem realnym. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy jest to model uczuć, ustroju społecznego czy biochemii. Nic nie stoi wówczas na przeszkodzie, żeby traktować człowieka jako trybik maszyny i rozpocząć budowę, np. idealnej rodziny czy ustroju.

W medycynie takie myślenie też się zdarza. Medycyna miała przecież przynosić ulgę w cierpieniu i umieraniu. Teraz nikt już o tym nie pamięta, bo jej działalność koncentruje się przede wszystkim na diagnozowaniu i uzdrawianiu. W efekcie, jeśli ktoś znajdzie metodę chemiczną, operacyjną czy farmaceutyczną pomagającą w jakiejś chorobie, łatwo ją przecenić jako prawie zmieniającą rzeczywistość. Dopiero po wielu latach okazuje się, jaka była jej rzeczywista skuteczność, ile w niej było efektu placebo i jakie miała strony ujemne. Szukając do człowieka tylko drogi chemiczno-biologicznej, łatwo zapomnieć, że on jest bardziej skomplikowaną całością.

- Nauka może redukować człowieka do mechanizmów reakcji chemicznych, ale i on sam kaleczy swoją tożsamość, pozbawiając się pamięci, np. o przeszłości rodziny.

- Na mentalność społeczną gorzej od zapominania wpływa fałszowanie pamięci. Zapominamy o bolesnych sprawach, konstruując pseudo-mit. On zasłania nam coś, czego nie rozumiemy lub sprawia nam udrękę, z którą nie potrafimy sobie poradzić.

O przeszłości w polskich domach się nie mówi. Jeśli, jak dowodzą badania moich kolegów, większość dzieci 13-, 14-letnich nie zna zawodu rodziców, dlaczego mają interesować się zajęciami przodków sprzed kilkudziesięciu lat? Ja też nie znam dokładnie swojej rodziny, np. nie wiem, kim był mój prapradziadek, za którym nie stał herb rodowy, ale pańszczyzna. Zapomniano go jednak nie dlatego, że przodek-chłop pańszczyźniany to coś wstydliwego, ale dlatego, że był taki małoznaczący. Lepiej znano pochodzenie rasowego konia...

Polska rodzina najczęściej jest nuklearna - tworzą ją rodzice i dzieci. Nie ma pokoleń, które mogłyby opowiadać o przeszłości. Na szczęście istnieje jeszcze, trudny do racjonalnego wytłumaczenia, przekaz transgeneracyjny: wiedza przodków przecieka do nas w kultywowanych wartościach, tożsamości, tradycjach rodzinnych. Tą drogą przechodzą też doświadczenia traumatyczne: przez lęki, nieświadome zachowywanie się wobec dzieci, może i przekazywanie śladu w genach.

- W książce łatwo odnaleźć ducha prof. Antoniego Kępińskiego, znakomitego psychiatry-humanisty. Patrzy zresztą na nas z bodaj trzech portretów w Pana gabinecie.

- Bez profesora trudno sobie tę książkę wyobrazić. To on mnie posłał do pracy z młodzieżą. Uznał, że się do tego nadaję. Pracę doktorską pisałem pod jego kierunkiem i z jego inspiracji. Nie zdążyłem jej jednak obronić przed jego śmiercią, a to, co przygotowałem, nie spotkało się z jego aprobatą.

Jeszcze kiedy żył, formułowano wobec niego dwa zarzuty: że pisał nienaukowo i używał nieuprawnionych ekstrapolacji z psychiatrii na życie w ogóle. Od dawna nikt już takich zarzutów nie podnosi. Jego prace uczyniły dużo dobrego także w zmianie stosunku społeczeństwa do psychiatrii i ludzi chorych psychicznie. Ale wiele uprzedzeń pozostało. Jedną z pierwszych reakcji, z jakimi zetknąłem się po powstaniu tej książki, było pytanie: czy ludzie po nią sięgną, skoro współtwórcą był nie psycholog, ale psychiatra? Ludzie bronią się przed psychiatrią - “nauką o ludziach obłąkanych", więc może powinienem ukryć swój zawód? Ta książka jest kolejnym krokiem do zdjęcia odium z tej nauki.

Uważam profesora Kępińskiego za wielkiego myśliciela, zarówno z powodu stosunku do chorych, jak i stosunku do człowieka w ogóle, bo traktował go właśnie całościowo. Był świadomy, że rozpatrywanie problemu pacjenta w kontekście społecznym, psychicznym i jakimkolwiek innym jest tymczasowe. Trzeba ciągle na nowo oglądać człowieka wśród przyjaciół, w rodzinie, społeczeństwie.

JACEK BOMBA (ur. 1941) jest lekarzem-psychiatrą w Collegium Medicum UJ. Zajmuje się m.in. problemami dorastania, zaburzeniami psychoseksualnymi, zagadnieniami depresji i nerwic.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003