Pochód instrumentalnego rozumu

Większość moich krytyków, nie zdając sobie z tego sprawy, komunikuje myśl: niemożliwe jest wykroczenie poza kapitalizm wspierany kulturowym konserwatyzmem, zgodnie z którym mieszczańska klasa średnia jest najliczniejszą grupą konsumentów.

19.06.2007

Czyta się kilka minut

rys. MIROSŁAW OWCZAREK /
rys. MIROSŁAW OWCZAREK /

Lektura większości tekstów dziesięciorga krytyków, którzy zechcieli odnieść się do mojego szkicu "Poezja a demokracja", jest porażająca. Obrazuje bowiem tryumfalny pochód instrumentalnego rozumu, który bezrefleksyjnie wygłasza sądy odwołujące się do poczucia racjonalności, gdy w istocie są one powszechnie przyjętymi przekonaniami co do organizacji świata, a tym samym - miejsca i roli poezji w społeczeństwie demokratycznym. Stanowią one głos większości, posiłkują się językiem władzy konsumenta przemysłu kulturowego.

Pół biedy, jeśli owe przekonania pochodzą spod piór krytyków, którzy dekadę czy półtorej temu współwalczyli o ich umocowanie w świecie idei, jak Karol Maliszewski, gorzej gdy z infantylną naiwnością kopiują je młodzi krytycy, jak Radosław Wiśniewski. Wówczas z przeświadczeń, które niegdyś miały na celu przeformułowanie paradygmatu kulturowego, zmieniają się we wspierające literacki konserwatyzm, do znudzenia powtarzane banały: że poezja jest głosem indywidualnym i niewymienialnym; że jej istotą jest próba odczucia tajemnicy istnienia; że gdy tylko zwróci się w kierunku tematyki społecznej, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni się w socrealizm; że lektura rezygnująca z drążenia kanalików w estetyce spłaszcza literaturę; że poezja istnieje poza porządkiem społecznym, rynkiem, ideologią itd. Rację ma Maliszewski: "sporo trzeba nie przeczytać, żeby mieć śmiałość wypowiadania tak jednoznacznych sądów" - na pewno Frankfurtczyków (Adorna, Horkheimera), socjologów kultury (takich jak Pierre Bourdieu), myślicieli politycznych (tych z prawa: od Berlina po Scrutona, Rawlsa, centrum: z Giddensem na czele, i tych z lewa: Mouffe, Negriego, nieszczęsnego Žižka) i tuzin innych, ale także gros polskich intelektualistów, postrzegających literaturę, w tym poezję, jako jeden z wariantów myślenia zbiorowego.

Po cóż strzępić sobie język, odwołując się do ABC socjologii literatury, że indywidualność głosu może być rozpoznana wyłącznie w kontekście społecznego szumu, że nie ma przestrzeni dyskursywnej, którą można by umiejscowić poza polem społecznym, ekonomią, wyborami światopoglądowymi, że każdy wiersz ma moc konserwowania lub występowania przeciw kulturowemu status quo... Po co, skoro dominująca liberalno-zachowawcza opowieść, wyrzucająca poezję poza margines refleksji o kształcie kultury, sprowadzająca ją do ekscesu, unieszkodliwiając tym samym poetycki talent w dążeniu do wyłapywania fałszu dominującej narracji, udziela naszym krytykom odpowiedzi na wszelkie pytania. Nawet te, których nigdy nie zadali...

Instrumentalny rozum nie tylko wspiera idee konserwujące status quo, uwielbia również eksploatować powszechne znaczenia kategorii, które pierwotnie miały swoje umocowanie w myśli krytycznej. Choćby "ideologia". Szarpana deklinacją przez moich polemistów traktowana jest jako neutralne pojęcie oznaczające matrycę światopoglądu, gdy w istocie stanowi nazwę na zbiór obowiązujących mniemań, opisujących otaczającą nas rzeczywistość, jest powszechnie przyjętym kanonem wartości, które dana wspólnota uznaje za niezmienne, choć są li tylko wynikiem historycznego zwycięstwa jednej grupy symboli nad drugą. Ideologia jest zatem zbiorem kodów definiujących szeroko akceptowany kształt kultury, który znajduje swoje polityczne realizacje w konserwatyzmie. Gdyby pamiętała o tym Anna Kałuża, zapewne nie nawoływałaby do metafizycznej interpretacji poezji Andrzeja Sosnowskiego w myśl ? rebours pojmowanej egzegetycznej brawury.

Porażające było dla mnie również uzmysłowienie sobie, jak skutecznie wmówiono nam, że żyjemy w najlepszym ze światów. Gdy Tomasz Cieślak-Sokołowski pisze: "wykroczenie poza języki nowoczesności (metafizyczne, egzystencjalne) i ich przezwyciężenie jest niemożliwe. Co pozostaje? Języki te - w akcie krytycznoliterackiej lektury - zaakceptować, poddawać przemyśleniu", nie dostrzega nawet, że w istocie komunikuje myśl: niemożliwe jest wykroczenie poza kapitalizm wspierany kulturowym konserwatyzmem, zgodnie z przekonaniem, że mieszczańska klasa średnia jest najliczniejszą grupą konsumentów. Co pozostaje? Prawdę tę - w akcie społecznej bezradności - zaakceptować, no i od czasu do czasu poddawać przemyśleniu. Gdy Joanna Orska uzmysławia sobie, że cokolwiek powiemy, jest wariantem istniejących już narracji, że możliwe jest wyłącznie powtarzanie zapoznanych przez kulturę fabuł, nie dostrzega, jak dalece uległa terrorowi "końca historii" - jej wyobraźni trudno wyjść poza większościowe przekonania liberalno-zachowawcze, udowadniające nam, że inaczej już nigdy nie będzie, podążyć ku zupełnie innym przestrzeniom dyskursywnym, wyobrażeniom miejsca kultury w społeczeństwie i relacji definiujących jego ład.

Niełatwo jest odnieść się do wszystkich przedstawionych w dyskusji argumentów. Każdy tekst zasługuje na szczególne potraktowanie, mimo że w większości z nich dostrzegam te same grzechy niemożności wyjścia poza zastane słowniki, uruchomiania krytycznego trybu wglądu w rzeczywistość kulturową i społeczną. Wystarczy, jak czyni to Marian Stala, założyć, że teraźniejszość nie ma swojego odpowiednika w przeszłości, jak Piotr Śliwiński dostrzec próby przekroczenia znanych dychotomii, za Marią Cyranowicz intuicję niewystarczalności dostępnych nam języków potwierdzić poszukiwaniami w obrębie instrumentów pozostających poza tradycyjnie pojętą poetyką. Wystarczy nie poddawać się emocjonalnemu gestowi odrzucenia, który uniemożliwia zatrzymanie tryumfalnego pochodu instrumentalnego rozumu, pochodu w nas samych, i - rewidując własny słownik - zastanowić się nad jego celowością.

A poezja? Czy Państwo chcą tego, czy nie, jest niezwykle bogatym źródłem wiedzy o przemianach polskiej kultury, tożsamości, społecznych rytuałów i stylów życia, podlega uwarunkowaniom światopoglądowym i ekonomicznym, o czym - mam nadzieję - jeszcze nie raz będę miał okazję Państwa przekonać.

---ramka 519634|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2007