Po przełomie

Zrozumieć swój czas pani Teresy Walas, książka, którą z wielkim zajęciem przeczytałem, dotyka bardzo mnie obchodzącej sprawy rozproszenia kulturalnego po komunizmie i braku centrum aksjologicznego kultury. Składa się z trzech rozdziałów: Kultura polska po komunizmie - między kulturą socjalistyczną a postmodernizmem, Zmierzch paradygmatu - i co dalej? i Zawiązany język, czyli o milknięciu intelektualistów; najciekawszy wydał mi się trzeci.

03.10.2004

Czyta się kilka minut

Do tytułu pierwszego rozdziału mam drobne zastrzeżenia; skłaniam się do zdania Jana Józefa Szczepańskiego czy Wojciecha Skalmowskiego, którzy twierdzili, że postmodernizm to nie kultura, a ideologia, wykwitła pod nieszczęśliwymi piórami filozofów francuskich, przede wszystkim Derridy. Ostatnio wprawdzie pomyślałem - to tylko możliwość, ani przeze mnie aprobowana, ani odtrącana - że “Pana F.", moją prozę sprzed dwudziestu kilku lat opublikowaną niedawno przez “Tygodnik", można by uznać za dzieło postmodernistyczne, bo po pierwszej, bardziej zwartej części, gdzie opowiadam pewną historię, potem już tylko ją dekonstruuję, prezentując rozmaite możliwości fabularne i wszystkim dając stopień niedostateczny.

Wróćmy jednak do pani Walas i jej książki. W obliczu gwałtownej implozji czerwonych i eksplozji wolności doszło do pomieszania umysłów i rozprzęgnięcia systemu. Rozmaite molochy decydujące dotąd o kształcie życia kulturalnego uszły gdzieś w nicość, zabrakło także przeciwnych sobie biegunów organizujących pole kultury, jakimi przed wojną były “Wiadomości Literackie" i “Prosto z Mostu". W to miejsce pojawiła się nie tyle partyzantka, ile chałupnictwo, panuje też powszechna niewiedza o tym, co się dzieje w innych ośrodkach.

Teresa Walas uważa, że stan pomieszania jest nieuchronny, wynika on bowiem zarówno z nagłego zderzenia kultury wysokiej z masową, jak i decentralizacji towarzyszącej przemianom. Zdaje się też przychylać do zdania, że dotychczasowe opozycje tracić będą na znaczeniu, wyłonią się za to formy nowe. Dodałbym jeszcze, że likwidacja wysokiej kultury, która rozkwitała na pograniczach postszlacheckich elit, ma swój początek w procesach wcześniejszych, że populizacja czy zwieśniaczenie wywołane zostały działalnością obu zaborców z czasów II wojny: niemieckiego i sowieckiego.

Jako zniewoleni w Peerelu marzyliśmy o Zachodzie jako krainie wszelkich zaspokojeń. Kiedy sami tam wleźliśmy, okazało się, że wcale nie jest tak pięknie, nie tylko dlatego, że i tam są biedni oraz silna stratyfikacja społeczna. Przede wszystkim dlatego, że kultura bardzo w całości osłabła, a jej obecność w życiu społecznym stała się mizerna.

Postawiłem sobie ostatnio pytanie, dlaczego moja twórczość w większości ocalała z czerwonego potopu, a wiele innych książek nie. Kiedy przyjrzymy się literaturze minionego peerelowskiego czasu, znajdziemy najpierw książki dotykające strefy teraźniejszości, które żywotne soki przemieniały w antykomunistyczne jady. Wymienić trzeba oczywiście Mrożka, ale było ich więcej, nawet “Pojedynek" Szczepańskiego tu się zalicza; na przeciwległym biegunie sytuowali się pisarze dworscy i chwalcy. Znajdziemy też liczne przykłady ucieczki ku przeszłości: znowu Szczepańskiego “Ikar" i “Wyspa", Władysława Terleckiego utwory o Polsce pod panowaniem caratu, cykl Gołubiewa, Malewska...

Ja należałem do tych, którzy uciekli w przeciwną stronę. Do mojej taktyki doszedłem metodą prób i błędów. Na początku próbowałem, jak to nazwał Janek Błoński, chwytać ustrój za fasadę, stąd dwie moje książki, “Astronauci" i “Obłok Magellana", których nie pozwalam wznawiać, bo się ich wstydzę. Ale potem zrozumiałem, że trzeba przejść do opracowywania fabularnego generalnie ważnych problemów, które stoją nie przed Polakami sensu proprio, tylko po prostu przed ludzkością. Jakimi drogami będzie rozwijać się cywilizacja? Czy można stworzyć ustrój szczęśliwy? - tu są humorystyczno-cyniczno-złośliwe teksty “Cyberiady", w których się okazuje, że każda taka próba kończy się katastrofą. Z kolei w “Głosie Pana" chodzi o funkcjonowanie uczonych we współczesnym wysoko rozwiniętym społeczeństwie. Działają trochę jak słoń, któremu przewodnik nakazuje pchać z całej siły cokolwiek, są temu posłuszni, a jeżeli się buntują, to bezsilnie.

Równolegle z książką pani Teresy Walas studiowałem tom zatytułowany “Transplanting Your Head", “Przetransplantuj sobie głowę". Książka ta gromadzi eseje umieszczane wcześniej w szacownym i wysoko cenionym piśmie “Scientific American", jednak takiej kupy nonsensów i zuchwałych rozdęć ledwie raczkujących pomysłów nie spotkałem. Czytane osobno dałyby się może znieść, razem są trudne do przełknięcia. A więc “Nasze ciała w przyszłości": jak ze współczesnego człowieka zrobić Matuzalema. Jak używać biochemii w celach obronnych. Oczywiście dużo o klonach, tak jakbyśmy technologię klonowania już całkowicie posiedli. Terapia genowa, szukanie elementów budowlanych dla ciała ludzkiego w krainie zwierząt, stworzenie mądrej myszy, no i oczywiście tytułowa transplantacja głów. Trudno wymyślić coś głupszego...

Dwóch Amerykanów, jeden z urodzenia Polak, drugi pochodzenia czeskiego, zabrało się ostatnio za tłumaczenie mojej “Sumy technologicznej", która w Nowym Świecie nie miała dotąd przekładu. Napisana była ponad czterdzieści lat temu, więc fakt, że zachowała jeszcze jakąś aktualność, jest sam w sobie zdumiewający. Jeśli tak się stało, to dlatego, że skupiłem się w niej na najtrwalszych tendencjach rozwojowych. Jarzębski dziwił się, że w ogóle nie interesuję się tym, co ludzie będą jedli, czym będą jeździli, jak będą spędzali wolne chwile w 3000 roku. Zajmowałem się ekstremalnymi pędami rozpędzonych technologii, ale nie pisałem takich banialuków, jak amerykańscy autorzy wspomnianej książki. Nawiasem dodać trzeba, że nie są to uczeni, tylko tak zwani science writers, którzy żyją z pośredniczenia pomiędzy pracowniami naukowymi a społeczeństwem. Trudno zresztą, by wiedzieli, co się godzi, a co nie, skoro najnieprawdopodobniejsze koncepcje bywają dziś wysuwane nawet przez uczonych o poważnym nazwisku.

Pisząc “Sumę" w rzeczywistości zniewolonej nie mogłem nawet dotknąć spraw politycznych, którymi z upodobaniem zajmują się teraz znawcy tacy jak Francis Fuku-yama: “Koniec historii", koniec świata, koniec Fukuyamy, koniec końców. Tego nie można traktować poważnie. Perspektywy należy kłaść realistyczne, trzeba się zdobyć na rozsądny sceptycyzm i działać z ostrożną roztropnością, zachować umiar i dalekowzroczne spojrzenie.

Wracam do pytania: dlaczego udało mi się jako pisarzowi przetrwać trudny okres przejścia ze zniewolenia do wolności? Chyba dlatego, że specyficznie totalitarnymi sprawami zajmowałem się marginalnie, a tak naprawdę chodziło mi o to, żeby pokazać, jak prometeizm zderza się i nieraz łamie w zetknięciu z rzeczywistym światem. To znaczy nie z tym, który pokazuje serial “Star Trek" i który zamieszkany jest przez tysiące gwiezdnych ludów o rowkowanych nosach. Czasem to oglądam, bo jestem prawdziwym masochistą i rozkoszuję się kretynizmem, ale skądinąd wiemy, że nie ma powodu, by zaludniać kosmos zielonymi ludkami. Mnie osobiście dręczy raczej pytanie, dlaczego ich nie ma?

Dostałem teraz rozliczenia z Japonii od Hayakawy - wydał 462 tysiące egzemplarzy moich tytułów! To było dla mnie zaskoczenie. Jeden z pisarzy średniego pokolenia powiedział, że Lema się w Polsce w ogóle nie czyta. Być może, za to czyta się go gdzie indziej. W Hiszpanii wychodzą moje “Pisma wybrane", wydają mnie na Ukrainie, w Portugalii i Bóg wie gdzie, choć w relacjach na temat wystaw polskich książek zagranicą na ogół nie znajduję mojego nazwiska.

Odbiegłem daleko od książki pani Walas, bo ona nie zajmuje się tymi, co przeżyli i utrwalili się w postkomunizmie. Jest to jednak książka bardzo cenna i byłoby dobrze, gdyby ktoś zrobił bryk zwłaszcza z jej ostatniej części. Dlaczego onieśmielili się i zamilkli intelektualiści polscy? Dlaczego przestali pełnić rolę przewodnią, a zwłaszcza doradczą? Myślę, że znam jedną z odpowiedzi: oni nie wiedzą, co mają doradzać ani w którą stronę prowadzić.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2004