Przyzwoitość

Wraz z odejściem Stanisława Lema świat (mój? nasz?) nie pozostanie już taki jak wprzódy. Strzaskaniu uległ jeden z filarów podtrzymujących Ład.

03.04.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Nie ma już może ludzi, którzy takiego zadania mogliby się, jak Lem, podjąć w pojedynkę, bez wsparcia ze strony instytucji, które na siebie biorą zazwyczaj wspieranie poczucia kosmicznego porządku. Co oznacza jednak to działanie samopas w obronie owego Ładu?

Kiedy myślę o pisarzu in articulo mortis, na pierwszy plan wysuwa mi się jego niewiara. Może to niestosowne, bo piszę o nim na łamach katolickiego tygodnika, z którym do ostatka swych dni stale współpracował. Dlaczego to robił? "Bo tam są ludzie przyzwoici" - mawiał. Czy nie należy zatem wyjaśnić, co łączy przyzwoitość wierzących z przyzwoitością ateisty?

Odrzućmy to wszystko, co w terminie "przyzwoitość" brzmi banalnie i daje się sprowadzić do prostych reguł postępowania. Myślę, że Lem nadawał temu słowu znaczenie bez porównania bardziej fundamentalne. Człowiek przyzwoity to nie jest tylko człowiek przestrzegający najprostszych zasad moralności. To przede wszystkim człowiek troszczący się o całość Bytu, o sens wszechświata i sens ludzkiego życia - inaczej przepisy rządzące jego zachowaniem zawisłyby w powietrzu lub dawałyby się zmieniać z całkowitą dowolnością.

Wierzący katolik nie może poprzestać na przestrzeganiu dziesięciu przykazań: musi je uwierzytelnić poprzez całą wizję Boga i wszechświata, jaka wynika z jego religii. Niewierzący człowiek przyzwoity musi kosztem niewyobrażalnego wysiłku zbudować gmach kosmosu i gmach sensu na własną rękę. Czy to przypadek, że ostatnia, najbardziej fundamentalna powieść ateisty Gombrowicza nosiła tytuł: "Kosmos"? Czy to przypadek, że i Lem przez całe życie budował w swej prozie kosmiczne wizje? W nieobecności Boga człowiek przyzwoity musi wziąć na siebie realizację całości projektu istnienia, jakkolwiek trudne byłoby to zadanie.

Troska o wszystko

Czytając książki Lema, mam wrażenie, że ich autor troszczył się wręcz o wszystko. Prześledźmy główne tematy, w których ta troska się przejawia. Jest to przede wszystkim troska o czas: czas historii ludzkiej i czas kosmiczny.

Mam wrażenie, że "entropijna" wizja końca wszechświata sprawiała Lemowi wręcz osobistą przykrość: przyszłość kosmosu jako gigantycznego garnka, pod którym stopniowo przestanie buzować ogień i wszystkie temperatury wyrównają się, a wraz z nimi zaniknie ruch, zmiana i życie, nie mogła budzić w nim entuzjazmu, jest bowiem taką wizją końca, w której najtrudniej doszukać się sensu. Stąd może tak wielki nacisk, jaki Lem kładzie na czynniki negentropijne we wszechświecie - na ewolucję biologiczną, na rozwój ludzkiej kultury, wreszcie na Rozum, który w najogólniejszym z możliwych sensie działa po prostu przeciw entropii. Kosmos, w którym całe galaktyki mogą "myśleć" i kształtować swoją strukturę wedle jakiegoś planu (a taka wizja pojawia się u Lema), to właśnie Kosmos, który pokonał entropijne fatum. Jeszcze inaczej w przypadku znanego z "Nowej Kosmogonii" pomysłu na Kosmos-grę, w którą grają konstruktorzy z innego ontologicznego poziomu wszechświata. To już istoty w stosunku do nas nieomal "boskie", choć pozbawione wszechmocy i pewnie niekoniecznie dobre.

Tak obmyślany Kosmos może więc zapaść się u Lema w nicość w jakiejś gigantycznej katastrofie, ale zawsze jest z niego ujście do innego świata. Nieważne, jak skonstruuje pisarz wizję swego uniwersum - zawsze jest w niej droga ucieczki (choćby tylko dla myśli) w świat inny, owa "dziura w Kosmosie", którą kiedyś opisywałem na wielu różnych konkretnych przykładach z dzieł Lema. Ten ateista bardzo mocno jednak optował za jakąś świecką wersją transcendencji, za jakimś bytem umieszczonym poza znanym nam światem, który jest niezbędny, aby ten świat zyskał jakiś sens. Dowód na istnienie tej transcendencji nie tyle z Anzelma z Canterbury, co raczej z Gödla, nie zmienia to jednak faktu, że nawet istnienie Boga - Boga dziwnego, bo pomyślanego trochę po gnostycku jako pozbawiony jakichkolwiek cech poza samym istnieniem idealny "punkt" poza światem - pojawia się u Lema jako postulat w "Podróży dwudziestej pierwszej" z "Dzienników gwiazdowych".

Troska, pragnienie sensu obejmuje więc u Lema cały wszechświat i jego historię, nie może jednak nie objąć także człowieka i jego z kolei dziejów. Tą kwestią zajmuje się pisarz na niejako dwa główne sposoby: zastanawia się nad przyszłością człowieka jako istoty dążącej do coraz sprawniejszego panowania nad światem i coraz większego zakresu poznania, a obok modeluje różne wersje rozwoju społeczeństw. Ta pierwsza sfera obejmuje te wszystkie historie opowiadane przez Lema, w których pojawiają się istoty ludzkie coraz to bardziej wymyślnie przekształcane, opatrywane dodatkowymi urządzeniami czy wręcz przez nie - w myśleniu i poznaniu - zastępowane.

Wiele tu pomysłów co się zowie rewolucyjnych technologicznie, choć nie wszystko może budzić nasz entuzjazm: Lem wypróbowuje niejako wytrzymałość człowieka jako istoty wspierającej się w działaniu na tradycji, na te wszystkie projekty ulepszeń, które stanowiłyby zamach na jego gatunkową specyfikę. Łatwo bowiem wymyślić np. różne zastosowania cyborgizacji, pod warunkiem jednak, że bycie cyborgiem spodoba się człowiekowi jako pomysł na lepszą egzystencję. Łatwo - za Wellsem - krzewić hasło "ludzie jak bogowie", trudniej rozważyć, czy przyjęcie na siebie "boskiej" odpowiedzialności za świat nie jest dla człowieka przypadkiem ciężarem nie do udźwignięcia.

Inaczej nieco przedstawia się u Lema troska o pozytywną ewolucję społecznych urządzeń. Dużo w jego opowiadaniach złośliwości pod adresem niedowarzonych "uzdrowicieli" społeczeństw, którzy chcą życie zbiorowe naprawiać przy pomocy jakichś (zbyt) prostych recept, ale w zasadzie problem ewolucji ludzkich zrzeszeń nieustannie pisarza zajmuje i skłania do coraz to nowych refleksji. Cóż bardziej godnego wysiłku, jak próby wyeliminowania z życia społeczeństw agresji, chorób, niedostatku i innych nieszczęść dotykających czasem całe narody?

"Powrót z gwiazd", "Wizja lokalna", "Pokój na ziemi" - to są całkiem poważne książki traktujące o trudach, kłopotach i niezwalczonych antynomiach, które napotyka na swej drodze ktoś, kto chce naprawiać społeczeństwa. Szczególnie w tej drugiej powieści autor stara się zaprojektować naturalne/sztuczne środowisko mieszkańców odległej planety tak, aby ono zawierało na poziomie atomowym urządzenia funkcjonujące niczym mechaniczna "Opatrzność" - mniejsza z tym, jakie miałyby być skutki uboczne ich działania. "Co technologia zepsuła, tylko technologia może naprawić" - powiadał Lem często. To nie oznacza jakiejś ślepej wiary w możliwości technologii, tylko przeświadczenie, że obciąża ją zawsze odpowiedzialność za skutki swych działań.

Jednym z najistotniejszych tematów Lema jest od początku kwestia relacji pomiędzy Naturą a Kulturą, rozumianą najogólniej jako sfera tego, co zostało stworzone intencjonalnie, przez jakiś świadomy zamysł. Natura bez stojącego za nią Boga jest sferą istnienia intrygującą i jakoś groźną, bo choć rządzi się określonymi prawidłami, niepodobna przypisać jej żadnych zamiarów, sprawia wrażenie rozpędzonej maszyny, która w każdej chwili, bezwiednie i bezrozumnie, może skruszyć zaplątane w jej trzewia istoty. Dlatego chyba jednym z najważniejszych twórczych zamierzeń Lema jest próba skonstruowania takiego świata, w którym podział na naturalne i sztuczne okazuje się podziałem pozornym.

Z jednej strony ciąży ku temu wizja kosmosu jako pola gry (gdzie wszystko jest intencjonalne, bo za wszystkim stoją "gracze", ale intencjonalność jest ukryta, niepostrzegalna) - z drugiej strony w tym kierunku zmierzają opisy takich działań bohaterów Lemowych fabuł, które mają na celu przebudowę naturalnego środowiska tak, aby stało się ono z zasady przychylne bytującym w nim jednostkom. W ten sposób pomyślana jest "etykosfera" ze wspomnianej już "Wizji lokalnej". W tę stronę idą także niezwykłe pomysły konstruktorskie zamieszczone w zasadniczym Lema eseju filozoficzno-futurologicznym, jakim była "Summa technologiae".

Etyka demiurga

Wszystkie te próby "denaturalizacji" wszechświata wiążą się ze swoistym oswajaniem przez Lema roli demiurga, tego "gorszego Boga", który pomnaża istnienie. Demiurgiem jest Corcoran konstruujący myślące skrzynie, dla których jest "bogiem", w tej samej roli występuje profesor Dobb z "Non serviam", który może nawet wysłuchać dyskusji swych komputerowych stworzeń, dywagujących, czy istnieje i jakie ma przymioty, swe miniaturowe światy stwarzają konstruktorzy z "Cyberiady": Trurl i Klapaucjusz. Z kolei jako "boskie niemowlę" postrzegają przez chwilę ocean z "Solaris" dyskutujący o nim kosmonauci. Najciekawszy z tego jest może dyskurs z "Non serviam", ponieważ stawia przed Stwórcą wymagania moralne: u Lema to demiurg ma obowiązek troszczyć się o swe kreatury, one zaś nie muszą go czcić i kochać ani nawet wierzyć w jego istnienie.

Profesor Dobb płaci zatem pokornie rosnące rachunki za prąd. Punktem wyjścia etyki u Lema zdaje się być etyka demiurga, który podejmuje odpowiedzialność za to, co stworzył. Ma ona wiele różnych odmian i wiele w prozie Lema literackich wcieleń - bo jego postacie są stwórcami na różne sposoby: począwszy od sztuki (pisarskiej, muzycznej czy plastycznej), poprzez twórczość w dziedzinie konstruktorskiej i technologicznej, kreowanie urządzeń społecznych i politycznych - aż po światostwórstwo na wielką, bo kosmiczną skalę. Lem chętnie też naśladuje "głosy wyższych istot": genialnych uczonych, superkomputera - aż po monolog przekształconej w gigantyczny elektromózg planety, choć ta akurat - w opowiadaniu "Pamiętnik" - roi tak o sobie wskutek popadnięcia w osobliwe, spowodowane uszkodzeniem szaleństwo.

Odwołując się do tytułu znanego eseju Lema, można powiedzieć, że fascynuje go "etyka technologii", czyli taka etyka, która się rodzi pośród ludzi (istot?) zajmujących się stwarzaniem niejako zawodowo. Ale za nią przychodzi "technologia etyki", czyli zespół działań, które etyczny ład wspomagają czy wręcz współtworzą. Szukając punktu odniesienia dla etyki, Lem znajduje go zatem w twórczości.

Dosyć to ryzykowny mariaż, zważywszy diabelstwo czające się w dwudziestowiecznych badaniach nad bronią masowego rażenia i we wszelkich innych działaniach, których cel doraźny jest znany, natomiast dalekosiężne skutki - niedocieczone. Dostrzega to i wyraża cierpko jeden z bohaterów "Głosu Pana", Rappaport: "Uczony (...) zachowuje się jak tresowany słoń, którego poganiacz ustawia czołem do przeszkody. Posługuje się siłą rozumu, jak słoń - siłą mięśni, to znaczy na zlecenie; jest to niezwykle wygodne, ponieważ uczony dlatego okazuje się gotowy na wszystko, bo za nic już nie odpowiada. Nauka staje się zakonem kapitulantów; rachunek logiczny ma zostać automatem zastępującym człowieka jako moralistę; podlegamy szantażowi »wiedzy lepszej«, która ośmiela się twierdzić, że wojna atomowa może być czymś wtórnie dobrym dlatego, ponieważ wynika to z arytmetyki. Dzisiejsze zło okazuje się jutrzejszym dobrem, ergo to zło też jest pod pewnymi względami dobre. Rozum przestaje słuchać intuicyjnych podszeptów emocji, ideałem staje się harmonia doskonale skonstruowanej maszyny, ma się nią stać cywilizacja w całości i każdy jej członek z osobna".

***

Nie darmo więc sprawy etyki stanowią najbardziej bolesny punkt w gmachu Ładu budowanym przez Lema. Tworzenie - jako domena wyższych duchów - stanowiło jaką taką gwarancję etycznej odpowiedzialności w czasach, kiedy uczeni stanowili coś w rodzaju zakonu ludzi oddanych za wszelką cenę Prawdzie. Ale wiara w bliskie związki łączące elementy platońskiej triady wyparowała już dawno z XX-wiecznej kultury, a oddanie uczonych sprawom Dobra można włożyć między bajki od chwili, kiedy poczęli spełniać rolę owych "tresowanych słoni". Myślę, że dlatego Lem z taką ostrością wypowiadał się w ostatnich latach przeciwko degradacji etycznej badań naukowych, hedonizacji i komercjalizacji poznania. Te procesy zagrażały wszak najbardziej bezpośrednio wizji świata sensownego i moralnego, jaką dla siebie stworzył. A przecież w takim świecie - jak chyba wierzył - żyć powinni ludzie przyzwoici.

JERZY JARZĘBSKI (ur. 1948) jest historykiem literatury i krytykiem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się m. in. twórczością Gombrowicza, jest też najwybitniejszym dziś badaczem dzieła Stanisława Lema, autorem książek o nim ("Zufall und Ordnung", "Wszechświat Lema") oraz posłowi do kolejnych tomów "Dzieł zebranych" autora "Solaris".

Pożegnanie Stanisława Lema - w najnowszym numerze "TP"...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Stanisław Lem (1921 - 2006)