Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Stawianie sali koncertowej pośrodku pastwiska, pomiędzy rzepą a kalarepą, rodzić może wiele pytań. Nie bezzasadnych. Gdy słyszę odpowiedzi oficjalne – „spełnienie marzeń”, „miejsce do kształcenia młodych”, „świetna sala”, „80 wydarzeń na 80-lecie” – pytania te nie zyskują przekonujących odpowiedzi. Jednak opinie nieoficjalne (prywatna „świątynia”, „Bayreuth” – na wzór „osobistego” teatru Wagnera, w którym wykonywane są wyłącznie dzieła twórcy „Pierścienia Nibelunga”) też nic nie wyjaśniają.
Nowe centrum muzyczne w Lusławicach, nieopodal dworu Krzysztofa Pendereckiego i spektakularnego arboreum, nie jest bowiem poświęcone sprawowaniu kultu jego muzyki. Ale dlaczego świetna sala na 650 miejsc (mniej więcej tyle, co Filharmonia Krakowska) jest potrzebna właśnie tu, wśród pól między Tarnowem a resztą świata?
Piękna, kubiczna bryła sali koncertowej o harmonijnych proporcjach (odnotować należy twórców: biuro architektoniczne DDJM) jest elementem najbardziej spektakularnym, ale w Lusławicach stanęło całe centrum muzyczne, na które składa się także baza noclegowa z setką miejsc (w 63 pokojach) i ok. 20 różnego rodzaju sal ćwiczeniowych. Fundamentalna, ale kompletna infrastruktura dla muzycznej dydaktyki. Trzeba patrzeć na kompleks jako całość, by zrozumieć ideę: powstał rodzaj campusu, którego głównym przeznaczeniem muszą być sesje szkoleniowe – prowadzone na miejscu cykle warsztatów i kursów, owocujące publicznymi koncertami.
„Czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce do studiowania?” – retorycznie spytała nagabywana przez dziennikarzy Anne-Sophie Mutter, która 21 maja wystąpiła podczas uroczystej inauguracji ośrodka. Sławna skrzypaczka wie, co mówi – dzisiejszy system kształcenia muzycznego stoi na dwóch nogach: podstawową są konserwatoria, szkoły i akademie; uzupełniającą, ale praktycznie obowiązkową – kursy mistrzowskie, warsztaty itp. Ze świecą szukać muzyka, który rozwijałby jakąkolwiek karierę, a nie uczestniczyłby w tych dodatkowych cyklach szkoleń – i to zazwyczaj regularnie i w obfitości. Bolączką tych przedsięwzięć oczywiście bywa właśnie infrastruktura: masterclasses gnieżdżą się latem w szkołach muzycznych, w ośrodkach kultury itp. – w miejscach, gdzie często brakuje albo przestrzeni do ćwiczeń, albo przyzwoitych warunków bytowania.
Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach dysponuje i jednym, i drugim – na najwyższym poziomie. „Czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce do studiowania?”. Na zakończenie kursu sala koncertowa pozwala urządzić finałowy koncert w profesjonalnej i prestiżowej przestrzeni. Dla młodych muzyków taki element też nie jest bez znaczenia: wyjść z dusznej salki szkolnej i zagrać we wnętrzu o znakomitej akustyce, w sali, która sama może być inspiracją. Być może przed kilkusetosobową publicznością.
Pomysł nie jest zresztą nowością. Małych ośrodków, koncentrujących życie muzyczne i promieniujących na region, na świecie nie brakuje. Także w Polsce: dość wymienić choćby Duszniki Zdrój (nie tylko Festiwal Chopina – całorocznie odbywają się tam również kursy), niedaleko Lusławic znajduje się dawny dwór Paderewskiego w Kąśnej Dolnej (w którym również prowadzona jest działalność edukacyjna i koncertowa), do tego grona dołączył ostatnio m.in. ośrodek w pałacu w Narolu, zorganizowany przez stowarzyszenie Academia Narolense i Władysława Kłosiewicza. W żadnym z tych miejsc nie stworzono jednak instytucji „na surowym korzeniu” – zawsze najpierw był obiekt, potem wokół niego narastała i materializowała się idea. W efekcie jednak nigdzie nie ma profesjonalnej i odpowiednio dużej sali koncertowej (choć mogą być np. piękne sale pałacowe), nigdzie nie ma porównywalnego zaplecza, z pokojami gościnnymi, ćwiczeniówkami, kantyną.
Można jednak odnaleźć podobną sytuację: pisano niegdyś o fenomenalnej uczelni muzycznej, jaka stanęła „wśród pól kukurydzy” – fakultet muzyczny Indiana University w Bloomington. Bloomington wciąż pozostaje jedynie miasteczkiem: kampus, zgodnie z anglosaskim zwyczajem, znalazł się poza aglomeracjami. Idealne warunki do pracy: infrastruktura, izolacja i bliski kontakt z najlepszymi profesorami. Marka Bloomington zbudowana została właśnie na nich – na takich postaciach jak Josef Gingold, János Starker, Menahem Pressler, Iannis Xenakis, najsłynniejsi śpiewacy... Lista jest długa i wciąż uzupełniana, gdyż najważniejsi zawsze są ludzie. Tych trzeba jednak czymś do przyjazdu zachęcić.
W przypadku Lusławic atutem może być wyjątkowość ośrodka i jego patron.
– W najbliższym czasie będziemy gościć na przykład Zachara Brona, wielkiego skrzypka i jednego z najznakomitszych dziś pedagogów – mówi Adam Balas, dyrektor ECM. – Do tej pory, w ciągu samego 2013 roku, odbyło się u nas około 20 wydarzeń z zakresu dydaktyki muzycznej. Ośrodek jest też otwarty na współpracę, gdyż możemy występować w charakterze współorganizatora kursu, udostępniając naszą bazę. W ten sposób odbyły się warsztaty gitarowe „Mistrz i uczeń”. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że każde z naszych wydarzeń traktujemy jako przedsięwzięcie edukacyjne – ten sam charakter mają koncerty. A koncertów w tym roku, w ciągu pierwszego roku działalności programowej, po zakończeniu w grudniu budowy, zdążyliśmy zorganizować blisko sto (nie tylko w siedzibie Centrum). Oczywiście była to wyjątkowa okazja: festiwal Emanacje, 80 wydarzeń na 80-lecie profesora Pendereckiego, jednak i w przyszłości koncerty pozostaną ważną dziedziną naszej działalności.
Publiczność?
– Przeważnie pochodzi z miejscowości w promieniu 30 km, co obejmuje Tarnów, sięga Nowego Sącza i Bochni (dla Krakowa też rezerwujemy pewną pulę). Na tym obszarze mieszka kilkaset tysięcy ludzi. W przeciwieństwie do Krakowa, gdzie może z powodu konkurencji licznych imprez trudno jest zapełnić salę, mamy właściwie komplet na wszystkich koncertach. To niezwykle komfortowa sytuacja: choć oszczędzamy na promocji, często ograniczając ją do strony internetowej i Facebooka (gdzie mamy już 1300 obserwatorów), nasi słuchacze sami dzwonią, dopytując się o wydarzenia.
Które marzenie Krzysztofa Pendereckiego spełnia się w ECM? O ośrodku promieniującym kulturą na region, czy o centrum dydaktycznym? Za tym pierwszym stoi wielka tradycja, gdyż majątek Lusławice to miejsce o wyjątkowej historii: w XVII wieku centrum arianizmu, z którego radykalna myśl religijna i społeczna mieszkającego tu Faustusa Socyna rozlewała się daleko poza dolinę „rzeki heretyków” – Dunajca. Drugie marzenie zapewne było pierwotne, a dojrzewało w najróżniejszych działaniach Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich na przestrzeni kilku dekad – wymieńmy choćby promowanie młodych orkiestr, jak w swoim czasie Sinfonietty Cracovii, a później Orkiestry Akademii Beethovenowskiej, świętującej w tym roku jubileusz 10-lecia. Impuls, jaki kompozytor dał do powołania i budowy Centrum, nie był więc z pewnością przypadkowy. Przeciwnie – był przemyślany na tyle, że aby dzieło pracowało, wystarcza już sam „wizerunkowy” patronat kompozytora. W „swoim” centrum Krzysztof Penderecki pojawia się przeważnie jako słuchacz.